Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

Konicek

Zegarek Niezłomnego

Rekomendowane odpowiedzi

We wrześniu 1946 roku funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Katowic zamordowali na Śląsku Opolskim por. Jana Przewoźnika ps. "Ryś" (lat 21), zastępcę dowódcy Zgrupowania Partyzanckiego NSZ "Bartka". Zabitemu zabrali zegarek, którego markę i model próbuję ustalić. Mam prośbę o pomoc w identyfikacji, ewentualnie wszelkie sugestie, które mogą przybliżyć odpowiedź. 

Opis zegarka z dostępnych relacji: 

zegarek naręczny,

[lotniczy?]

z jasnego metalu (aluminiowy ?)

z kompasem,

z białym cyferblatem, duży, okrągły, ok. 4 cm średnicy,

być może wskazówki były wypełnione elementami w kolorze pomarańczowym,

najprawdopodobniej produkcji niemieckiej lub szwajcarskiej,  być może będący na wyposażeniu personelu lotniczego Luftwaffe w okresie II wojny światowej, 

Bogdan Ścibut 

koordynator programu badawczego "Powinniśmy wracać po swoich"

www.nsz.beskidy.pl 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To szukanie igły w stogu siana...zegarkow były miliony i nikt nie może zapamiętać wszystkich, a co dopiero rozpoznać po tak skromnym opisie. Bez zdjęć nie możemy pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Są jakieś stare zdjęcia choćby z zarysem tego zegarka?? skąd wiadomo że tak wyglądał ??

Ten kompas był raczej na pasku ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam żadnego zdjęcia. Wyłącznie dość zdawkowe opisy wskazujące prawdopodobnie na jakiś rodzaj B-Uhr. Dość charakterystyczna jest biała tarcza i pomarańczowe produkty. Kompas mógł być zarówno na pasku, jak i odrębny, noszony razem, obok zegarka. Zastanawiałem się z jakiego elementu drugi funkcjonariusz UB wnioskował, że był to zegarek lotniczy, bo to nie było oczywiste w przypadku klasycznego B-Uhr. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W relacji powtarza sie duzy i lotniczy - swietnie sie to laczy z wypelnieniem w kolorze pomaranczowym ( np duzy powyzej 50 mm - B-uhr)

Ale tu jest wielka przeciwstawnosc - te lotnicze maja przewaznie czarne tarcze.

Kompas? Moze ktos mial na mysli kilka wskazowek jak w chronografie? Tu sie spotyka biale tarcze, no i wypelnienie w pomaranczy by sie znalazlo.

Te zegarki sa mniejsze ale moze na malym nadgarstku wygladalyby na duze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jan Przewoźnik był dość wysokim, szczupłym mężczyzną. Zegarek musiał być zatem większy od typowego. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widziałem parę pasówek z lat '30 i '40 z kompasem umieszczonym od tyłu na werku - we wyfrezowanym otworze na mostku. To były spore zegarki, tak w okolicach 50mm, z odchylanym tylnym dekielkiem (jak to w kieszonkach), czasem z wewnętrznym, przezroczystym, drugim dekielkiem z pleksy lub celuloidu.

Z opisu wynika, że to mogło być w zasadzie wszystko, ale na pewno nie niemiecki B-Uhr (w specyfikacji Luftwaffe była czarna tarcza i koniec).

 

pozdrawiam

Narfas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widziałem parę pasówek z lat '30 i '40 z kompasem umieszczonym od tyłu na werku - we wyfrezowanym otworze na mostku. To były spore zegarki, tak w okolicach 50mm, z odchylanym tylnym dekielkiem (jak to w kieszonkach), czasem z wewnętrznym, przezroczystym, drugim dekielkiem z pleksy lub celuloidu.

Z opisu wynika, że to mogło być w zasadzie wszystko, ale na pewno nie niemiecki B-Uhr (w specyfikacji Luftwaffe była czarna tarcza i koniec).

 

pozdrawiam

Narfas

Dziękuję za ukierunkowanie poszukiwań. Muszę, by dobrze zrozumieć, poszukać przykładowej ilustracji do Pańskiego opisu. 

Dobrego 

Konicek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za ukierunkowanie poszukiwań. Muszę, by dobrze zrozumieć, poszukać przykładowej ilustracji do Pańskiego opisu. 

Dobrego 

Konicek

 

No i teraz nie mogę znaleźć zdjęć, chociaż takie zegarki z kompasikiem umieszczonym na werku pojawiają się od czasu do czasu na Allegro.

 

Co do omawianego zegarka: to równie dobrze mógł być kompasik na pasku - to nawet bardziej prawdopodobne. Np. takie coś:

 

4232474253.jpg

 

http://allegro.pl/stary-zegarek-i-kompas-i4232474253.html

 

Fajny zegarek z werkiem z przełomu lat '30 i '40, reszta chyba późniejsza, bardzo tanio poszedł.

 

pozdrawiam

Narfas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo, pamiętam jeszcze takie z czasów swojego dzieciństwa, w latach 60-tych. Czytam po wielokroć zeznania jednego z funkcjonariuszy ub i zastanawiam się, skąd wiedział, że to zegarek lotniczy. Zeznawał po 45 latach po zbrodni. Mógł mu to zasugerować drugi z funkcjonariuszy, który był komendantem obozu w Łambinowicach i z pewnością widział różne zegarki, a później się tym zajmował. Druga ewentualność to znak w zegarku np. jak w przypadku Breitlinga. Zapewne jest i trzecia ewentualność.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzecie ewentualność to pasówka tzw. Avia. Jakoś od połowy lat '40 robiono pasówki ze samolocikami na tarczach, które nie miały nic wspólnego z wojskiem czy lotnictwem, były za to modne prawie do końca lat '50. Nazywano je "lotniczymi", "aviami" lub "aero".

To były tarcze tzw. rzemieślnicze, ze samolocikiem po prawej stronie tarczy. Tarcze były sygnowane na różne fantastyczne sposoby, co tam podpowiedziała wyobraźnia zegarmistrza lub klienta i w większości przypadków nie miało to nic wspólnego z mechanizmem (jakbym pogrzebał, to znalazłbym przykłady sygnowane Mołnia, Revue, IWC i co tam jeszcze wyobraźnia podpowiedziała). W przypadku takich polskich i czeskich pasówek koperty były cynkalowe (chromowane lub niklowane) lub aluminiowe (ten drugi materiał zdobył sporą popularność po zakończeniu wojny).

 

image002jp.jpg

 

20140219_160053.jpg

 

507229d1315169822-molnia-aero-avia-18007

 

507458d1315196229-molnia-aero-avia-0025b

 

1208386d1378053229-1950s-hand-painted-mo

 

Więcej na ten temat napisałem tutaj:

http://zegarkiclub.pl/forum/topic/51947-nasze-nowe-nabytki-vintage/page-242?hl=czka%C5%82ow&do=findComment&comment=1169335

 

Jako że to były pasówki na mechanizmach rozmaitych zegarków kieszonkowych, to koperty były spore: między 40 a 50mm.

To były dość szpanerskie i modne zegarki (szczególnie w połączeniu z kompasikiem) i nosili je raczej młodzi ludzie, uznający zegarki kieszonkowe za niemodne. Nowego zegarka po wojnie nie sposób było kupić, stąd popularność pasówek, którą zakończył zalew zegarków radzieckich w drugiej połowie lat '50.

 

Dodajmy do tego kompasik na pasku i wszystko nabiera sensu, chociaż pozostaje domniemaniami.

 

pozdrawiam

Narfas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narfas, jestem pod ogromnym wrażeniem twej wypowiedzi. Dysponując tak nikłymi poszlakami wysnułeś wnioski , które świadczą o twej rozległej wiedzy na temat nie tylko zagadnien technicznych, lecz również historycznych dotyczących zegarmistrzostwa.

To co napisałeś, wydaje mi się najbardziej prawdopodobną wersją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podzielam w pełni opinię Enkila o wiedzy Narfasa. Staram się uzyskać dodatkowe informacje od rodziny zamordowanego partyzanta, ale żyjący urodzili się już po Jego śmierci, stąd nie wiedzą nic na temat możliwego pochodzenia zegarka. W opisie świadka dominującym elemetnem obok białej tarczy były "pomarańczowe wskazówki". 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasna tarcza i "zegarek lotniczy" w tym czasie lotniczy bywał określany taki który miał indeksy godzinowe w postaci cyfrowej, jasną tarczę i "pomarańczowe wskazówki" mógł mieć każdy A.T.P. jak wynika ze specyfikacji, masa luminescencyjna mogla mieć różne kolory ...

Mogł to być również hamerykański np. RCAF z kompasem na pasku lub dodanym do zegarka. US government miał wiele wszelakich kompasów naręcznych z kolorowymi wskazówkami (czerwone, zółte , pomarańczowe etc.) co również mogło zasugerować barwę. 40 mm średnicy to dużo, ale nie wiemy jak to było określone i na podstawie czego ? Jasny kolor tarczy powiększa optycznie zegarek.

Moim zdaniem to i tak nie ma sensu, skoro i tak nikt nie może potwierdzić czy to taki czy inny i jakie to ma dzisiaj znaczenie ?


cyt.-Wszystkie Ryśki to porządne chłopy !

Piotr.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taka pasówka jakie wklejałem niby mogła powstać w tym 1946, ale pomarańczowe wskazówki jakoś mi do tego nie pasują.

Po pierwsze, to mogły być wskazówki złocone tzw. "ruskim złotem" (o dużej zawartości miedzi w stopie), ale wtedy świadkowie raczej mówiliby o złotych nie pomarańczowych.

Druga możliwość to wskazówki pomalowane, ale malowano je raczej do ciemnych tarcz i zwykle po prostu na biało.

Trzecia możliwość to luma, której używano chyba od lat '30 (rad, tryt itp.) albo i  wcześniej, kojarzona początkowo głównie ze zegarkami wojskowymi.

Zegarki o stylistyce lotniczej zaczęły być popularne jakoś tak w latach '30 i wyglądały np. tak, przy czym nie było jakiegoś jednolitego wzoru czy rozmiaru.

 

longines-military-pilots-watch-lo1774F.j

 

 

Zwykle miały typową męską rozmiarówkę z tamtych lat (30-34mm), ale od kiedy pojawiły się wojskowe zamówienia na kloce po 40mm i więcej (Luftwaffe, marynarka), to znalazło to odzwierciedlenie również w modnych zegarkach cywilnych, które nie miały nic wspólnego z wojskiem, rzadko spełniały wojskowe specyfikacje, ale za to się podobały.

Tak naprawdę te "avie" które wklejałem poprzednio były ich swego rodzaju kopią.

Nie wyklucza to oczywiście jakiejś "militarnej" pasówki.

 

Military-watches-for-the-British-Army-GS

 

420300c1ebb8408509bc49e579f71c16.jpg

 

To wszystko to tak naprawdę domniemania i błądzenie we mgle, bo tu nie da się powiedzieć niczego pewnego.

 

pozdrawiam

Narfas

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wzoru może i nie było ale zasada była aby oznaczać cyfrowo wszystkie indeksy godzinowe. Pierwszy pilot Cartier miał rzymskie cyfry, kolejne np. Longines Lindberg rownież miał rzymskie, ale z czasem zamieniono je na greckie, już WW I i zegarki opaski (trench watch) gdzie większość z nich miała oznaczenia 1,2,3,4 itd. gdzie były robione w dużej mierze dla wojska wyrobiły taki "standard" a póżniej go jedynie powielano. Zapewne było to wygodne dla szybkiego określenia położenia wskazówek.

Nie bedzie zdjęc bo jestem za leniwy :D 


cyt.-Wszystkie Ryśki to porządne chłopy !

Piotr.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnaleźliśmy byłą narzeczoną por."Rysia". Ma 92 lata i dość dobrą pamięć wydarzeń minionych. Być może, mimo upływu czasu, będzie potrafiła coś dodać do naszych ustaleń i wskazań Narfasa. Pokażę jej te zdjęcia i opisy, które otrzymałem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

  • Podobna zawartość

    • Przez Iko
      W sumie post nietypowy, więc jeśli moderator przeniesie go np. do działu Recenzje... , nie będzie problemu.
      Tylko, że to nie jest recenzja, gdyż rzeczonego zegarka nie miałem w rękach, to raczej opis inicjatywy zegarkowej, łączącej się z polską historią.
      A zatem proszę się nie rozchodzić, być może znajdziecie w poniższym wpisie coś ciekawego dla siebie.
       
      Dziś ponownie napiszę parę słów o brytyjskim microbrandzie zegarkowym, który jeden ze swoich najnowszych modeli zadedykował Dywizjonowi 303.
      Tribus Watch - zrobiliście to dobrze!
       
      Do niedawna stereotyp zegarka lotniczego opierał się o Navitimera firmy Breitling i jego cokolwiek naszpikowaną cyframi i informacjami tarczę sugerującą obliczenia nawigacyjne w trakcie lotu.  Czyli - tu nastawiam coś, odczytuję tam, potem to przekręcam, odczytuję tam, znów nastawiam itd., po mniej więcej paru minutach powinienem wiedzieć gdzie na kuli ziemskiej się znajduję i jak szybko się poruszam.
      Jak znam życie, rozliczne funkcje tego zegarka (i jego naśladowców) użyte zostały tylko raz - zaraz po zakupie, gdy świeżo upieczony właściciel próbował zaimponować sam sobie kręcąc pierścieniami zegarka w rytm przewracania kartek instrukcji obsługi.
      No ale ile razy na pytanie znajomych zauważających u Ciebie nowy zegarek "a jak to działa?" możńa odpowiadać "to skomplikowane, musiałbym Ci długo tłumaczyć" maskując swoją niewiedzę?
      No właśnie, po co się męczyć.
      I tu pojawiła sie potrzeba poszukania czegoś, co jest zegarkiem stricte lotniczym, ale prostszym w odbiorze.
      A w ogóle to po co mieć zegarek lotniczy? Tu już wchodzimy w tematy w stylu "co prawdziwy zegarkomaniak powinien mieć w kolekcji?". Otóż powinien mieć: garniturowca, chronograf, nurka, pilota, Rosjanina, Szwajcara, Polaka, wintydża, automat, Niemca i jeszcze coś pewnie, co trzeba mieć ale zapomniałem, bo na pewno nie mam.
      Czyli pilota vel lotnika trzeba po prostu mieć, nie dyskutujmy z tym, deal with it.
      Wracając do mody - stety czy niestety pojawiła się moda na zegarki kopiujące lub naśladujące niemieckie B-Uhry z czasów II WŚ. Producentów i zegarków tego typu są setki i tysiące.  Dlaczego? Z wielu wymagań Ministerstwa Lotnictwa III Rzeszy aktualne pozostało w zasadzie tylko jedno: czytelność tarczy i wskazań. Odpadła koperta o średnicy 55 mm, gdyż można nią zmasakrować kogoś przy przypadkowym otarciu, korytarze w domu i biurze też mogą mieć głębokie rysy na wysokości Twojego nadgarstka. A co zostało? Czarna tarcza, proste arabskie indeksy, mocna luma no i obowiązkowy trójkącik na dwunastej. Fakultatywnie - koronka w kształcie cebuli.
      Tylko że to już każdy zna. 

      Dlatego z radością powitać trzeba inicjatywy odnoszące się do historii, które przełamują monopol B-Uhrów i wnoszą nowe spojrzenie do definicji zegarka lotniczego.
      Dziś ponownie o pięknej i najbardziej znanej w naszej pamięci historii lotniczej z okresu II WŚ - Dywizjonie 303.
      Oczywiście są już na rynku zegarki upamiętniające polskich pilotów z okresu II WŚ - przykładem jest polska marka Gerlach, która już jakiś czas temu zaprezentowała specjalny model w bodajże 2 odsłonach.
      Ale jeśli nowa marka brytyjska proponuje coś, co upamiętnia "The Few", jak się o nich wyraził Winston Churchill, warto to nagłośnić.
       
      https://tribus-watches.com/

      Tribus Watch jest nowym podmiotem na mapie brytyjskich microbrandów, ale nie tak do końca nieznanym.
      W gronie polskich zegarkomaniaków (i nie tylko) zasłużoną estymą cieszą się zegarki również młodej marki Christopher Ward. Za sukcesem marki stoją porządna jakość, nienaganne i niewtórne (o ile jest takie słowo) wzornictwo za przystępną cenę.
      Na forum mówi się, że kupuje się "Krzyśka" i wszyscy wiedzą o jaką markę chodzi.
      Sam Christopher Ward stojący za sukcesem marki odszedł z firmy, której był współzałożycielem (i która nadal nosi dawną nazwę) i wraz z synami Jamesem i Jonnym założył nową firmę, która nazywa się Tribus Watch.
      Czy osiągnie sukces na konkurencyjnym rynku? Tego nie wiem, jednak im tego z całego serca życzę.
      Zaprezentuję dziś limitkę TRI-05 poświęconą Dywizjonowi 303.
      Czym warto się zainteresować?
       
      Po pierwsze -  historią
       

      Mamy tu odniesienie do historii konkretnego pilota mjr pil. Piotra Łaguny.
      Będąc dowódcą 1 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego (ówczesny skład: dywizjony 303, 306, 308) prowadził loty ofensywne na tzw. wymiatanie nad północną Francją i Belgią.
      27 czerwca 1941 mjr Piotr Łaguna prowadził lot Dywizjonu 303 na ostrzeliwanie celów naziemnych w okolicach Calais we Francji.  Podczas ataku na lotnisko niemieckie samolot Łaguny został zestrzelony ogniem artylerii plot i rozbił się niedaleko Coquelles.  Pilot zginął na miejscu, pomimo próby wydostania się z płonącego samolotu i skoku ze spadochronem. Mjr Piotr Łaguna pochowany został w pobliskim Guines na cmentarzu wojskowym.
       
      Uwaga faktograficzna: mjr Piotr Łaguna nie był etatowym pilotem Dywizjonu 303, większość jego kariery na Wyspach to raczej Dywizjon 302 Poznański. Faktem jest, że jako dowódca 1 PSD w feralnym locie pilotował maszynę Sumatra P8331 należącą do Dywizjonu 303.

      Więcej o Piotrze Łagunie tutaj: http://junosza.pl/public/monografie/m_24536.html
       
      Ale co to ma wspólnego z zegarkiem? Już tłumaczę.
      Po wojnie próbowano odnaleźć wrak samolotu i w roku 1985 udało się zlokalizować go w okolicy Coquelles przykryty 3-4 metrową wartswą bagnistej ziemi.
      Szczątki samolotu podzielono - identyfikowalne części jak silniki i śmigło trafiły do Muzeum Wojny w Calais, deska rozdzielcza z instrumentami pokładowymi trafiła do innego muzeum w Calais. Niestety inne fragmenty zestrzelonego samolotu niszczały w czyjejś stodole i ostatecznie zostały zutylizowane w latach 90-tych. Na szczęście dzięki staraniom fundacji Laguna Spitfire Legacy Project  (https://lagunasspitfirelegacy.org/)  oraz lokalnym poszukiwaczom udało się odnaleźć większość resztek Spitfire'a P8331.
      Z tychże części, a konkretnie z pokrywy luku uzbrojenia samolotu, wykonano 303 inserty do dekli zegarków o średnicy 16,7 mm.
       
                                                                                                                              Powyżej: Spit P8331 "Sumatra". Latało na nim w sumie 15 pilotów, którzy wykonalina nim 52 misje bojowe, w których zestrzelili 2 samoloty niemieckie i 2 uszkodzili.
       

      Z tychże części, a konkretnie z pokrywy komory uzbrojenia samolotu, wykonano 303 inserty do dekli zegarków o średnicy 16,7 mm.
       
      Ponieważ w zasadzie zacząłem opisywać zegarek, to kontynuuję od tej tam strony, tej drugiej.
      Dekiel oprócz kawałka "polskiego" Spiftire'a ma pierścień w biało-czerwoną szachownicę - symbol polskiego lotnictwa (stosowaną do dziś, ale co ciekawe w odwrotnym porządku kolorystycznym) oraz wygrawerowany w szkle napis "Za naszą i waszą wolność" i "For our freedom and yours". Część dekla jest przezroczysta umożliwiając sprawdzenie, jak pracuje Sellita.
      Z kolei na tarczy mamy kolejne nawiązanie do polskiej historii w postaci logo Dywizjonu 303.  Pełna nazwa jednostki to 303 Dywizjon Myśliwski Warszawski im. Tadeusza Kościuszki, stąd proweniencja logo wydaje się być wyjaśniona.

      Jest to okrągły znak, w którym znajdziemy skrzyżowane kosy i czapkę "krakuskę" będące symbolami Powstania Kościuszkowskiego z 1794. Z kolei pionowe amarantowe pasy oraz 13 niebieskich gwiazd (13 stanów USA) okalające odznakę to oczywiście symbole uczestnictwa Kościuszki w walkach niepodległościowych w USA w 18 wieku.
       
      Po drugie - zegarkiem - limitowana seria licząca jak łatwo zgadnąć symboliczne 303 sztuki.
       



      Napęd: porządny automat Sellita 200 będąca odpowiednikiem Ety 2824 - koń roboczy, napędza chyba setki milionów zegarków i robi to z sukcesem.
      Koperta: stal 316L szczotkowana, szkło szafirowe wypukłe, dekiel również szafirowy, rozsądna średnica koperty 41 mm, wysokość 14 mm, zakręcana polerowana koronka z embosowanym logo Tribusa, grawerowany nr seryjny. Zakręcana koronka determinuje mocną wodoodporność - rzadko spotykane w zegarkach o nienurkowym przeznaczeniu 150m.
      Tarcza: czarna matowa, białe drukowane indeksy, na godz.6 logo Dywizjonu 303, tu w stonowanej wersji czarno-szarej - i dobrze, kolory odebrałyby trochę militarnego charakteru zegarkowi, 3 wskazówki, zarówno indeksy, jak i wskazówki mają zieloną lumę, cyfry z kolei białą.
      Pasek: 20 mm włoska skóra, sprzączka z nazwą marki, dodatkowy pasek z poliestru (Nato?), teleskopy z pinami do szybkiej zmiany paska.
      Cena: coż jak na microbrand nie jest to mało, ale pamiętajmy o limitce i pewnej niepowtarzalności tego zegarka.  Niemniej £2,458.33 robi wrażenie
       
      Reasumując: zegarek o militarnym i wintydżowym stylu. Dużym plusem jest świadome odejście od dziś już mocno generycznej stylistyki B-Uhrów.  Wygląd mocno klasyczny, ale trafiony, biorąc pod uwagę profil konsumenta konserwatywnego, nienależącego raczej do generacji millenialsów i późniejszych. 
      Nawiązania do historii tam gdzie to potrzebne (tarcza) stonowane, tam gdzie mniej rzucają się w oczy (dekiel) bardziej zaakcentowane.
      Podoba mi się.
      Niezależnie od tego warto promować biznesy, które nawiązują do naszej historii i choć trochę oddają cześć tym, których rząd brytyjski nie zaprosił na Brytyjską Defiladę Zwycięstwa w Londynie w marcu 1946 roku.
      Wielkie podziękowania dla panów Ward za fantastyczną inicjatywę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.