Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

pmwas

Mój pierwszy chronometr...

Rekomendowane odpowiedzi

Przygodę z zegarkami kieszonkowymi zacząłem jeszcze w szkole średniej, gdy dostałem w prezencie pięknego (choć mocno zmęczonego długim życiem), srebrnego Zenitha. 

Oczywiście, żyjąc z dość nędznego kieszonkowego, nie mogłem sobie pozwolić na zakup drogich zegarków (zresztą - te naprawdę drogie wciąż są daleko poza moim zasięgiem), więc polowałem na "płotki" mieszczące się w moim budżecie.

 

Tak się zdarzyło, że w nieistniejącym już antykwariacie w centrum Sosnowca znalazłem... Elgina:

 

post-2232-0-01415700-1524679421.jpg

 

Zwykły, średniej klasy Elgin na 15 kamieniach, z mikroregulacją, w złoconej, krytej kopercie z imponującą gwarancja na 25 lat.

Warto zauważyć, że ówczesny popularny, średniej klasy mechanizm z USA był wykończony lepiej (i efektowniej) niż pospolite "szwajcary" z tego okresu.

 

Oczywiście, w oczach początkującego kolekcjonera taki Elgin z przykręcanymi szatonami i zdobionymi, niklowanymi płytami to niemalże "Patek", więc szybko zakochałem się w amerykańskich czasomierzach miłością, z której nigdy już się nie wyleczyłem.

Oczywiście - pokazany tu Elgin to nie chronometr, więc nie on jest przedmiotem dzisiejszej prezentacji. 

 

Przedmiotem prezentacji jest zegarek starszy, wyprodukowany około 1883. roku przez fabrykę w Springfield, Illinois.

Kupiłem go za 50 złotych, ale - niestety - w totalnej rozsypce.

Tzn. nie totalnej, bo mechanizm, poza złamana osią kotwicy i balansu, by w zasadzie dobry.

Koperta - niestety nie.

 

Mechanizm przyjechał w nędznych resztkach koperty Wadsworth Pilot (złoconej), której zakręcany dekiel ktoś otwierał nożem z tai "zacięciem", że ułamał cały kominek i wygiął dekiel o kilkadziesiąt stopni.

Po prostu koperta nadawała się tylko na odzysk złota. O ile pamiętam - inteligentnie wyrzuciłem ją do kosza. 

 

Mechanizm trafił natomiast do 'lokalnego" zegarmistrza, który nie zrobił... nic.

Wysłałem go zatem do "sprawdzonego" już zegarmistrza do Lublina, który - z przykrością stwierdzam - totalnie się na nim wyłożył.

 

Zegarmistrz napotykał coraz to nowe trudności, co i rusz wysyłał prośbę o kolejną dopłatę za kolejną niespodziewaną czynność, którą musiał wykonać, w końcu dowiedziałem się, ze balans nie nadaje się do użytku ( :( ), ale z innym balansem zegarek jest zrobiony.

 

Za te wszystkie naprawy zapłaciłem łącznie horrendalną (jak dla studenta) kwotę i otrzymałem... hmmmm...

Napisałbym, co, ale ze moderatorowi nie przystoi, to napiszę, że zegarek lepszy był, jak do Lublina wyjeżdżał.

 

Z wielkim, angielskim balansem (na za długiej osi) o niskiej częstotliwości pracy zegarek spóźniał godziny na dobę (o ile akurat w ogóle chodził). Mostek balansu został wygięty mocno do góry (by pasował do za długiej osi) a amplituda pracy balansu była katastrofalnie niska. 

Nie mogłem uwierzyć, że ktoś wziął za to pieniądze i jeszcze uważał, że zrobi kawa dobrej roboty. Owszem - mogę zrozumieć nieoryginalny balans, ale kompletnie bezsensownej częstotliwości, mikro-amplitudy i wygiętego mostka - NIE.

Na plus - piękna wskazówka i koperta dobrana do mechanizmu, ale to miłe złego początki...

 

Miałem wówczas nikłe pojęcie o zegarmistrzostwie, ale postanowiłem spróbować samemu coś z tym zrobić...

Uspokoję was, ze niczego nie zepsułem. Wyprostowałem mostek i podłożyłem grubą, plastikową podkładkę dystansową.

 

Oczywiście, zegarek dalej był zepsuty i wtedy trafił się Pan Grzegorz Safinowski.

Podjął się on naprawy zegarka, ale... nie miał czasu.

 

Zegarek pojechał do Przasnysza i... leżał. I leżał i leżał chyba dwa lata. Naprawdę, dwa lata jak nic.

W tym czasie - z braku funduszy na - bardzo drogie - naprawy, zdenerwowany kolejna awarią świeżo naprawionego Elgina, zdążyłem sprzedać całą moją kolekcję 'amerykanów", za wyjątkiem pierwszego, który został na pamiątkę, a następnie powrócić do ich zbierania.

 

I wtedy przypomniałem sobie o "zgubie". Prosiłem, naciskałem, w końcu - bardzo nieelegancko, przyznaję - zrobiłem burdę na Forum i w końcu zegarek został naprawiony!

Żeby była jasność - nie mam pretensji o czas trwania naprawy. W zasadzie przeciwnie - gdyby pan Grzegorz się nie ociągał, zegarek wróciłby za wcześnie i najpewniej poszedłby w świat razem z resztą kolekcji.

 

Oto mechanizm w pierwszej kopercie - z pierścieniem typu "swing-out", często wówczas stosowanym.

 

post-2232-0-58337700-1524680787_thumb.jpg

 

Zwraca uwagę uniesione łożysko balansu - zegarmistrz z Lublina (oprócz wygięcia mostka) zainstalował podkładki dystansowe pod łożysko, a pan Grzegorz myślał, że tak ma być i tak też dorobił oś. To jest nieszczęście z amerykańskimi zegarkami w Polsce - wielu, nawet bardzo klasowych, mistrzów nie wie, jak je naprawiać.

 

Mechanizm i koperta nie były dobrze dopasowane - mechanizm w pierścieniu był osadzony troszkę krzywo i bardzo opornie weń wchodził, więc podjąłem próbę jego opiłowania, (tzn pierścienia, nie mechanizmu!), co skończyło się koniecznością szukania nowej koperty...

 

Fundusze wciąż marniutkie, więc stanęło na niklowej kopercie z epoki:

 

post-2232-0-57145600-1524681033_thumb.jpg

 

Może pamiętacie to zdjęcie - zegarek niegdyś dumnie gościł na okładce naszego kalendarza.

Oczywiście - taki mechanizm był za dobry do niskiej klasy koperty, więc w końcu kupiłem mu adekwatną, srebrną.

 

post-2232-0-05811000-1524681156_thumb.jpg

 

Piękna, masywna koperta wykonana ze srebra była idealna dla 106-tki i pewnie tak by zostało po wieki wieków, gdyby nie kolejne znalezisko. Jakie???

 

Złocony, zakręcany Wadsworth Pilot!!!

 

post-2232-0-83645100-1524681262_thumb.jpg

 

Ta koperta to praktycznie klon koperty, którą zegarek pierwotnie posiadał. Niemal identyczna!

Efekt finalny...

 

post-2232-0-49220000-1524681317_thumb.jpg

 

...cudowny.

 

post-2232-0-60901100-1524681336_thumb.jpg

 

Koperta, choć nieco wytarta i przepolerowana, jest w dobrym stanie, bez przetarć do mosiądzu.

Ma też piękny, ząbkowany rant:

 

post-2232-0-39112300-1524681386_thumb.jpg

 

Dekiel...

 

post-2232-0-87231800-1524681416_thumb.jpg

 

...i luneta są zakręcane.

 

Warto zauważyć, że w tym zegarku godzinę ustawia się po odciągnięciu dźwigni przy tarczy.

 

post-2232-0-67495400-1524681477_thumb.jpg

 

Temat, którego (choć rozwiązanie to stosowali także - choc rzadziej - Szwajcarzy) polscy zegarmistrze często również "nie ogarniają", szarpiąc się z koronką i szukając usterki :)

 

Sama tarcza to piękna, trzyczęściowa "porcelanka", zachowana w nienagannym (choć i nienajlepszym) stanie.

 

post-2232-0-59728100-1524681596_thumb.jpg

 

Piękne wskazówki (z których jedna jest oryginalna, a druga dopasowana) są typowe dla tego wzoru tarczy - w Springfield bardzo często je montowano w wyższej klasy mechanizmach.

 

I wreszcie pora na sam mechanizm:

 

post-2232-0-81138900-1524681671_thumb.jpg

 

Mechanizm to model 3 grade 106 z około 1883. roku (choć sądząc po kopercie mechanizm wykończono i/lub sprzedano najpewniej nieco później). 106 to wersja 103-ki, lepiej regulowana i spełniająca normy "kolejowe", Powyżej 106-ki były jeszcze dużo ładniejsze i cenniejsze obecnie 104 i 105, ale 106 również spokojnie zasługiwały na miano chronometru. 

Mechanizm cechowało niegdyś piękne wykończenie niklowanych powierzchni płyt, które jednak zostało po drodze w znacznej mierze spolerowane - najlepiej widać je na mostku bębna sprężyny, a powinno wyglądać tak:

 

post-2232-0-65162000-1524682839_thumb.jpg

 

To model 2 (bez dodatkowego łożyska na 6-tej, model do krytej koperty) grade 103 o identycznym wykończeniu płyt.

Niestety - spolerowanego wykończenia nie da się naprawić.

 

post-2232-0-61260800-1524681812_thumb.jpg

 

Mechanizm posiada naciąg kluczykowy oraz wałek naciągowy i nie jest to ani pomyłka, ani kwestia wymienionych części.

Wałek naciągowy w tym czasie dopiero wchodzi na amerykański rynek (w zasadzie wchodził już dobre 20 lat, ale dopiero powoli stawał się standardem) i takie podwójne rozwiązania były normalne. Nie wiem, czy wynikały one z technologii (elementy produkowano taśmowo i później wykańczano, wiec pewnie mostki szły z jednej linii), czy też na etapie wprowadzania wałka naciągowego było już tyle "kluczykowych" mostków, że trzeba je było zużyć. W każdym razie - wszystkie Illinoisy z tego okresu mają również naciąg kluczykowy, tak te z wałkiem naciągowym, jak i te bez.

 

post-2232-0-31870400-1524682173_thumb.jpg

 

Rzucającym się w oczy elementem, o dość "spektakularnym" wyglądzie, jest precyzyjny (inaczej ;) ) regulator Wheelera.

Idea jest oczywista - śrubeczka obraca koło regulatora, które zmienia pozycję przesuwki.

Niestety - w regulatorze wykorzystano mechanizm cierny, co znacznie zmniejsza precyzję regulacji.

Chalmers zmodyfikował później regulator Wheelera, zastępując koło zębatką, co znacznie tą precyzję zwiększyło.

 

post-2232-0-32204600-1524682327_thumb.jpg

 

I wracamy do kwestii naprawy. Muszę uczciwie powiedzieć, że Pan Grzegorz Safinowski zrobił kawał dobrej roboty przywracając zegarek do życia. Mechanizm ma dorobioną oś kotwicy i oś balansu, która - jak już wspomniałem - jest niestety za długa. Udało się mu również wyprostować pogięty w Lublinie balans, który - na szczęście - wrócił do mnie wraz z "naprawionym" zegarkiem.

Balans jest kompensacyjny, bimetaliczny i powinien mieć - oczywiście - więcej wkrętów, ale nieoryginalny włos wymusił ich usunięcie, by uzyskać odpowiednią częstotliwość pracy balansu (ja bym optował za dobraniem nowego włosa, ale... można i tak).

 

Aktualnie zegarek chodzi, i to nienajgorzej, a to się liczy.

 

post-2232-0-04953000-1524682545_thumb.jpg

 

Cudo, prawda?

Lata lecą i tak sobie myślę - dzisiaj napisałbym do moich amerykańskich znajomych, zamówił oś balansu, os kotwicy, sam wymienił i mechanizm zostałby naprawiony w parę godzin (plus czas oczekiwania na części), a tak - odwiedził w ciągu trzech lat trzech zegarmistrzów, został zdemolowany, naprawiony, by w końcu - z nowa, złoconą kopertą - powrócić niemal do stanu, w jakim trafił do swojego pierwszego właściciela.

 

Niemal, bo po dawnej, chronometrycznej precyzji zostało już tylko wspomnienie, podobnie jak po pięknym wzorku na górnej płycie.

 

W zegarek przez lata włożyłem kupę pieniędzy, nawet jeśli pominąć dwie, wykorzystane dla innych mechanizmów, koperty.

Koszty naprawy przekroczyły wartość czasomierza, ale było warto. Takie zegarki po wspólnych przejściach lubi się potem najbardziej i niewątpliwie jestem bardzo związany emocjonalnie z tą 106-ką. Moim pierwszym chronometrem :) !

 

Pozdrawiam i życzę miłego dnia!!! 


Miłego dnia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle piękny opis zegarka i perypetii z nim związanych. :)


"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.