Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

ladek22

Zagadka literacka z nagrodą.

Rekomendowane odpowiedzi

Nastepnym razem nagroda bedzie zegarek do pasku :angry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariny jeszcze nie czytalem, ale skoro zachwalasza to wezma ja na warsztat :angry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastepnym razem nagroda bedzie zegarek do pasku :angry:

 

Można by zorganizować coś takiego! Dostałem jednorazową zgodę na zorganizowanie zagadki z nagrodą! Myślę, że tak poważny konkurs trzeba by sumiennie przygotować. Ufundować wówczas jako nagrodę zegarek powiedzmy za kilka tysięcy zł. Wykupić specjalny numer sms, gdzie użytkownicy słali by sms-y i z tych pieniędzy specjalna komisja kupiła by zegarek. Aby coś takiego zorganizować to potrzeba notariusza i prawnika! Ktoś niezależny stworzyć by musiał odpowiednią zagadkę z pytaniami na odpowiednim poziomie! To poważna sprawa taki konkurs!! Można wystąpić z takim pomysłem do Zarządu :)


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.

.

........Tutaj jest oryginalny (wraz z nazwiskami) fragment powieści "Światła września" Carlosa Ruiza Zafóna:

.

....Ze wszystkich berlińskich zegarmistrzów nikt tak nie dążył do perfekcji, nikt nie był tak skrupulatny w swej robocie jak Hermann Blöcklin. Wystarczy rzec, że jego obsesyjne próby tworzenia coraz precyzyjniejszych mechanizmów doprowadziły go do opracowania teorii o związkach pomiędzy czasem a prędkością światła. Blöcklin mieszkał na Heinrichstrasse, w małym pełnym zegarów mieszkanku na tyłach swego warsztatu. Był samotnikiem. Nie miał rodziny. Nie miał przyjaciół. Jego jedynym towarzyszem był stary kot Salman, który potrafił godzinami leżeć u jego stóp, podczas gdy Blöcklin oddawał się wyłącznie swoim poszukiwaniom. Z biegiem czasu stały się one jego obsesją. Zdarzało mu się często całymi dniami nie otwierać dla klientów swojego warsztatu. Potrafił pracować bez spoczynku dwadzieścia cztery godziny na dobę nad projektem swych marzeń: nad zegarem doskonałym, uniwersalną maszyną mierzącą czas.

....Nad Berlinem od wielu dni szalała śnieżyca. Mróz nie odpuszczał. Zegarmistrza odwiedził dziwny klient, elegancki mężczyzna, który przedstawił się jako Andreas Corelli. Ubrany był w szykowny biały garnitur. Miał długie, jedwabiste i przyprószone srebrem włosy. Ciemne okularyprzysłaniały mu oczy. Blöcklin poinformował przybysza, że zakład jest nieczynny, ale Corelli nalegał, podkreślając, że przyjechał z bardzo daleka tylko po to , żeby się z nim spotkać. Wyjaśnił mu , że dokładnie wie o jego pracach, i na poparcie tego opisał mu ze szczegółami niektóre z nich, co wprawiło w niepomierne zdumienie zegarmistrza, przekonanego, że jego odkrycia stanowią pilnie strzeżonż tajemnicę.

....Nie mniej dziwne było zamówienie Corellego. Blöcklin miał skonstruować zegarek, specjalny zegarek. Wskazówki miały się kręcić w odwrotnym kierunku. Corelli Wyjaśnił zegarmistrzowi, że cierpi na śmiertelną chorobę i ma przed sobą tylko kilka miesięcy życia, dlatego też chce mieć zegarek , który odliczałby mu godziny, minuty i sekundy, jakie zostały mu do dnia śmierci.


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomyślałem sobie, że niezłym pomysłem byłoby zorganizować zagadkę, gdzie nagrodą będzie klubowy gadżet. Jeśli ktoś nie ma jeszcze klubowego kalendarza 2014 to tym bardziej zapraszam do wzięcia udziału w zagadce!

 

Powieść, która jest przedmiotem zagadki zupełnie nie jest związana z zegarkami. Wychwyciłem jednak kilka fragmentów, gdzie jest mowa o zegarku:-)) W tym roku przeczytałem dopiero jedną książkę:-))))

 

Poniżej zamieszczę fragment tej powieści i poczekam do jutra do południa! Jeśli jutro do godziny 12:00 nikt nie poda tytułu powieści oraz nazwiska jej autora to zamieszczę kolejny fragment. Jeśli nadal nie będzie odpowiedzi to zamieszczę kolejny trzeci fragment. Gdyby nadal nie było poprawnej odpowiedzi to podam jakieś szczegóły dotyczące autora powieści lub akcji.

 

REGULAMIN.

Trzeba podać tytuł powieści oraz imię i nazwisko autora!! Zwycięzcą będzie ta osoba, która najszybciej odpowie!! Liczy się dzień, godzina i minuta! Zwycięzcą może zostać tylko jedna osoba! Liczą się tylko posty nie edytowane, więc jeśli chcesz w swojej odpowiedzi coś poprawić to musisz zrobić nowy post! W konkursie mogą brać udział tylko zarejestrowani członkowie KMZIZ!!

 

 

 

Dogadali się po półgodzinie targów. Louis Zablonsky wyjął z sejfu siedem tysięcy funtów. Rawlings otworzył walizeczkę i zaczął wkładać do niej pliki używanych banknotów.

 

- Ładna - zauważył Zablonsky. - Kupiłeś ją?

 

- To ze skoku.

 

Zablonsky zacmokał z przyganą i pogroził Rawlingsowi palcem.

 

- Wyrzuć ją, Jim. Nie zatrzymuj niczego trefnego. Po co ryzykować! Rawlings kiwnął głową, pożegnał się i wyszedł.

 

                                                                          ***

 

Żegnanie się ze wszystkimi członkami grupy dochodzeniowej, której szefował, zajęło Johnowi Prestonowi cały dzień. Rozstawali się z nim z żalem. Musiał też uporządkować urzędowe papiery. Przyszedł też Bobby Maxwell, by się z nim przywitać.

 

Preston znał swojego następcę, choć była to luźna znajomość. Maxwell, dość sympatyczny młody człowiek, miał ambitne plany zrobienia kariery w "piątce". Uznał, że najprostszą i naj szybszą drogę awansu zapewni podlizywanie się wschodzącej gwieździe, jaką był Brian Harcourt-Smith. Preston nie miał o to pretensji.

 

On sam wstąpił do służby w MI-S stosunkowo późno, w wieku cztedziestu jeden lat. W roku 1981 przeszedł tam bezpośrednio z wywiadu wojskowego. Wiedział, że nigdy nie wdrapie się w MI-S na samą górę. Tacy jak on mogli zostać najwyżej szefami sekcji.

 

Bardzo rzadko się zdarzało - i tylko wtedy, gdy nie widziano odwiedniego kandydata wśród pracowników departamentu - że stanowisko po odchodzącym dyrektorze generalnym obejmował ktoś z zewnątra, spoza departamentu. Zawsze zresztą ku niezadowoleniu całego personelu" "piątki". Jednak zastępcę dyrektora generalnego, dyrektorów wszystkich sześciu wydziałów i kierowników większości sekcji wybierano zazwyczaj spośród tych, którzy przepracowali w MI-5 całe życie.

 

Uzgodnił z Maxwellem, że w poniedziałek zakończy robotę papierkową, a cały wtorek poświęci zapoznawaniu swojego następcy ze szczegółami bieżących spraw. Wymienili zdawkowe uprzejmości i się rozstali. Umówili się na spotkanie następnego dnia rano.

 

Spojrzał na zegarek. Czekała go harówka do późnej nocy. Musi opróżnić swoją służbową kasę pancerną ze wszystkich teczek z aktami bieżących spraw, przejrzeć te, które można odesłać do archiwum i przekopać dokładnie przez całą resztę, by móc jutro rano wyjaśnić w skrócie Maxwellowi, czego dotyczą.

 

Przedtem jednak - porządny drink. Zjechał windą do podziemi budynku, gdzie dla pracowników Gordon urządzono dobrze zaopatrzony i zaciszny bar.


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pachne mi to jak T. Clancy albo L. Bond

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Autorem nie jest ani T. Clancy ani L. Bond :)


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyżby... The Fourth Protocol - Fredericka Forsytha?

Tak, BRAWO! GRATULUJĘ!!!!

 

Polski tytuł to "Czwarty protokół".

 

Nie pozostaje mi nic innego jak poprosić o dane adresowe na PW. Kalendarz KMZiZ 2014 powędruje do @Kadargo.Jeśli ktoś przegapił temat kalendarza 2014 to tutaj: http://zegarkiclub.pl/forum/topic/90561-kalendarz-biurkowy-na-2014-rok/page-10  można zamówić, bo kalendarze jeszcze są.

 

A teraz fragment, który jest niezwykle ciekawy i miał zostać zamieszczony jako czwarty w kolejności, gdyby nikt dotąd nie odgadł.

 

- Nie - wychrypiał Pietrowski. Był mistrzem sztuki walki i nie bał się nawet noży czy pistoletów, ale dezynwoltura, z jaką Wasiliew odnosił się do czegoś, co mogło zrównać z ziemią całe miasto, napawała go przerażeniem.

 

- Kiedyś miały znacznie bardziej skomplikowaną konstrukcję - powiedział Monter. - I większe rozmiary, nawet te o małej mocy. Można je było skonstruować tylko w warunkach laboratoryjnych. Dziś te ograniczenia dotyczą jedynie bomb wodorowych. Atomowe zostały uproszczone do takiego stopnia, że można je zmontować w każdym warsztacie. Oczywiście jeśli ma się wszystkie części, odpowiednią wiedzę i zachowa się pełną ostrożność.

 

- Rozumiem - mruknął Pietrowski, wciąż nie do końca przekonany.

 

Wasiliew rozciął ołowianą warstwę ochronną. Ponieważ kulę uranu-235 owinięto arkuszem ołowiu jak papierem do pakowania, a szwy zaspawano lampą lutowniczą, usunięcie tej warstwy nie sprawiło mu żadnego kłopotu. Po chwili Pietrowski zobaczył kulę o średnicy dwunastu centymetrów, z pięciocentymetrowym otworem przewierconym przez środek.

 

- Jest pan ciekaw, jak to działa? - zapytał go Wasiliew.

 

- Oczywiście.

 

- Ta kula, wykonana z uranu, waży piętnaście i pół kilograma. To masa niższa od krytycznej, więc kula jest zupełnie niegroźna.

 

- A co to jest masa krytyczna?

 

- To masa, która zapoczątkowuje rozszczepianie i w rezultacie prowadzi do eksplozji jądrowej. Widzi pan ten pręt? - Wasiliew wskazał pręt wyjęty z gaśnicy. Ten pręt - wyjaśnił, gdy Pietrowski skinął głową - ideealnie pasuje do otworu w kuli. Gdy się tam znajdzie, masa osiągnie stan krytyczny. Ta stalowa rura pełni rolę lufy, a uranowy pręt pocisku. Po oddpaleniu ładunku wykonanego z plastiku pręt znajdzie się w kuli.

 

- I wtedy nastąpi wieelkie bum.

 

- Niezupełnie. Potrzebny jest jeszcze inicjator. Bez niego uran po prostu by się rozpadł. Wytworzyłby mnóstwo promieniowania, ale nie eksplodował. Żeby zrobić bum, trzeba zbombardować masę krytyczną uranu strumieniem neutronów. Właśnie do tego służą te dwa krążki, z litu i polonu. Oddzielnie są całkiem niegroźne, ale gdy się je połączy, zaczynają wypromieniowywać potrzebny strumień neutronów. Pod wpływem tego strumienia uran rozpada się, wyzwalając gigantyczną ilość energii, i następuje reakcja łańcuchowa. Trwa to zaledwie jedną stumilionową część sekundy.

 

- Kto zamontuje inicjator? - spytał Pietrowski, siląc się na wisielczy humor.

 

- Nikt - odparł Wasiliew. - Oba krążki umieszcza się oddzielnie, polonowy na jednym końcu otworu w kuli, a litowy na czubku pocisku. Gdy pocisk połączy się z polonem, wtedy nastąpi wielkie bum.

 

Wasiliew przykleił krążek polonu do gwintowanego stalowego korka, który następnie wkręcił do otworu w podstawie jednej z półkul. Potem włożył kulę uranu do półkolistej czaszy i dopasował cztery jej otwory do występów wystających z powierzchni półkuli, Oświetlił ołówkową latarką otwór biegnący przez środek kuli i oznajmił:

 

- Jest na miejscu,

 

Sięgnął po drugą półkulę i starannie połączył za pomocą szesnastu śrub umieszczonych w kołnierzu obie połowy.

- Teraz lufa - powiedział, gdy skończył.

 

W sunął do stalowej tulei ładunek plastiku i delikatnie go ugniótł trzonkiem zwykłej miotły. Potem przykleił krążek litu na czubku uranowego pręta i owinąwszy pręt bibułką, by zapobiec przesuwaniu się pod wpływem wibracji, włożył go do tulei. Na koniec przykręcił tuleję do kuli. Bomba wyglądała jak trochę większy ręczny granat.

 

- Gotowe - oznajmił Wasiliew. - Reszta to już tylko zwykła pirotechnika.

 

Sięgnął po detonator, okleił wystające z niego przewody taśmą izolacyjną - gdyby się zetknęły, mogłaby nastąpić przedwczesna eksplozja - i do każdego przewodu przymocował pięcioamperowy kabelek. Potem wsunął detonator do otworu w zakończeniu rury, tak że zagłębił się w plastiku.

 

Położył bombę niczym niemowlaka na łóżeczku z gąbki i otulił pozostałymi kawałkami wypełniacza, jakby przykrywał ją kołderką. Jeden z dwóch przewodów, które zostawił na wierzchu, przymocował do dodatniego bieguna pakietu baterii.

Chwycił trzeci przewód, pociągnięty od bieguna ujemnego, i zaizolował końcówkę.

 

- Gdyby doszło do zwarcia - wyjaśnił z uśmiechem - byłoby z nami kiepsko.

 

Następnie wywiercił pięć otworów w ściance szafki, przy samej górze, i przez środkowy przeciągnął przewody biegnące od urządzenia czasowego, wsuwając je do wnętrza. W pozostałe cztery otwory wkręcił cienkie śruby mocujące urządzenie czasowe na ściance i połączył przewody biegnące od niego z tymi, które wychodziły z baterii i detonatora.

 

- Nie ma się czego bać - powiedział, widząc, że Pietrowski wstrzymał oddech. - Urządzenie było wielokrotnie sprawdzane. Działa bez zarzutu.

 

Schował przewody, dokładnie zaizolował połączenia i zamknął szafkę na klucz, który rzucił Pietrowskiemu.

 

- Gotowe, towarzyszu Ross, może to pan zawieźć na wózku do swojego samochodu. Bez obaw, nic złego się nie stanie. I jeszcze jedno. Żółty guik uruchomi urządzenie czasowe, ale nie zamknie obwodu elektrycznego. Będzie miał pan dwie godziny na ucieczkę. Natomiast po naciśnięciu czerwonego guzika eksplozja nastąpi natychmiast.

 

Wyjechali z Ipswich o dzisiątej samochodem Pietrowskiego. Na południowy zachód od Colchester, gdzie gęsty las dochodził prawie do samej szosy Pietrowski zatrzymał się i wysiadł, żeby się załatwić. Zaraz potem Wasiliew usłyszał krzyk pełen niepokoju. Pobiegł zobaczyć, co się stało, i po chwili zakończył życie ze skręconym karkiem. Zwłoki pozbawione wszystkiego co umożliwiłoby identyfikację, Pietrowski wrzucił do płytkiego rowu i przykrył gałęziami. Pewnie zostaną odnalezione za dzień czy dwa. Ale nawet jeśli pan Armitage zobaczy ich zdjęcie w lokalnej gazecie, to choćby rozpoznał w denacie gościa swojego sąsiada, on do tego czasu będzie już daleko.

 

Nie miał wyrzutów sumienia. Rozkazy w sprawie Montera były jedoznaczne. Dziwił się, że Wasiliew mógł być tak naiwny, by wierzyć, że wraca do domu. Tak czy inaczej, on miał teraz ważniejsze problemy. Wszystko było gotowe, ale zostało mało czasu. Po drodze do Ipswich zahaczył o Rendlesham i wybrał miejsce - w gęstych zaroślach, niespełna sto metrów od ogrodzenia amerykańskiej bazy. O czwartej rano, kiedy naciśnie żółty guzik, nikogo nie powinno tu być. A gdy o szóstej nastąpi wybuch, on dzie pędził w stronę Londynu.

 

Nie wiedział tylko, który to będzie ranek. Sygnał rozpoczęcia operacji nadejdzie o dziesiątej wieczorem poprzedniego dnia. Spiker odczytujący angielskojęzyczne wiadomości Radia Moskwa przejęzyczy się, czytając pierwszą informację. Na razie on musi poinformować Moskwę, że wszystko jest w porządku. Kiedy nada ten ostatni meldunek, Grecy nie będą potrzebni. Późnym popołudniem wyjechał z Cherryhayes Close i ruszył na północ w stronę Thetford. Tam przesiadł się z samochodu na motocykl i o dziewiątej był już w drodze do Midlands.


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co powiecie na kolejną zagadkę literacką? Jeśli ktoś nie ma jeszcze klubowego kalendarza 2014 to tym bardziej zapraszam do wzięcia udziału!

 

 

Powieść, która jest przedmiotem zagadki zupełnie nie jest związana z zegarkami. Wychwyciłem jednak fragment, gdzie jest mowa o zegarku :P

 

Poniżej zamieszczę fragment tej powieści i poczekam do jutra do południa! Jeśli jutro do godziny 12:00 nikt nie poda tytułu powieści oraz nazwiska jej autora to zamieszczę kolejny fragment i małą podpowiedź. Jeśli nadal nie będzie prawidłowej odpowiedzi to zamieszczę kolejny trzeci fragment i małą podpowiedź. Gdyby nadal nie było poprawnej odpowiedzi to podam czwarty fragment i małą podpowiedź!

 

REGULAMIN.

Trzeba podać tytuł powieści oraz imię i nazwisko autora!! Zwycięzcą będzie ta osoba, która najszybciej odpowie!! Liczy się dzień, godzina i minuta! Zwycięzcą może zostać tylko jedna osoba! Liczą się tylko posty nie edytowane, więc jeśli chcesz w swojej odpowiedzi coś poprawić to musisz zrobić nowy post! W konkursie mogą brać udział tylko zarejestrowani członkowie forum KMZiZ!!

 

 

 

6.

I znów, jak poprzedniego dnia, ranek wstał bardziej wiosenny niż późnojesienny. Słońce świeciło już od dość dawna, gdy Karl Winter zdecydował się wyjść z wygodnego łoża hotelowego, obliczonego na co najmniej dwie osoby, mimo że pokój był jednosobowy. Wyciągnął rękę po zegarek - była prawie jedenasta. Przypomniał sobie wczorajszy wieczór i swoją rozmowę z Rolandem. Wyglądało na to że ma załatwioną sprawę wydania zeszytu poświęconego Karlsteinowi. Stojąc przy oknie pomyślał sobie, że mógłby właściwie skorzystać z zaproszema. Nie musi polować, ale przy takiej pogodzie mógłby pochodzić po lesie. Po porannej toalecie poprosił recepcję o śniadanie do pokoju i połączenie go z księgarnią na bulwarze Saint-Germam, bo wiedział, ze mimo weekendu panna Sardou robi porządki w księgowości.

 

- Słucham tu wydawnictwo Roland i syn.

 

- Dzień dobry, mademoiselle Marguerite, Winter kłania się nisko.

 

- Dzień dobry, miło mi pana słyszeć. Spotkał się pan wczoraj z panem Rolandem?

 

- Tak oczywiście. Spędziliśmy wspaniały wieczór. Właśnie dlatego pozwalam sobie oderwać panią od pracy. Chodzi o to, że Louis, to znaczy pan Roland, podał mi adres przyjaciół, u których zamierza spędzić weekend. Ząprosił mnie tam, ale wczoraj, a raczej dziś nad ranem, wychodząc od niego zostawiłem kartkę z adresem i telefonem. Może pani wie, gdzie to jest, bo pogoda Jest tak cudowna ...

 

- Czy to miało być w Montfort-l' Amaury?

 

- Nie, Louis podał mi inną miejscowość, jakieś czterdzieści kilometrów od Paryża.


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wypada!  Przecież masz już kalendarz :D  :lol:  


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Henryk Kurta, "Largo con morte".

Tak, to  "Largo con morte" Henryka Kurty!

 

Gratuluję i wielkie brawa!!

 

Niesamowite, bo to jedna z setek zapomnianych książek, a odpowiedź na zagadkę nadeszła tak szybko!! Może gdybym nazwiska ukrył pod ??????? byłoby trudniej? Nagroda w postaci kalendarza 2014 powędruje do kolegi Edmund Exley. Jeszcze raz wielkie brawa!!!!


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gościnnie pozwolono mi zadać kolejną zagadkę, co niniejszym czynię. :)

 

Za pozwoleniem zasady pozostają takie same. Jeśli chodzi o nagrodę myślę że kolega ladek22 wypowie się w tym temacie sprecyzowując co i jak.

 

Jeśli jutro do godziny 12:00 nikt nie poda tytułu powieści oraz nazwiska jej autora to zamieszczę kolejny fragment i małą podpowiedź. Jeśli nadal nie będzie prawidłowej odpowiedzi to zamieszczę kolejny trzeci fragment i małą podpowiedź. Gdyby nadal nie było poprawnej odpowiedzi to podam czwarty fragment i małą podpowiedź!

 

 

REGULAMIN.

Trzeba podać tytuł powieści oraz imię i nazwisko autora!! Zwycięzcą będzie ta osoba, która najszybciej odpowie!! Liczy się dzień, godzina i minuta! Zwycięzcą może zostać tylko jedna osoba! Liczą się tylko posty nie edytowane, więc jeśli chcesz w swojej odpowiedzi coś poprawić to musisz zrobić nowy post! W konkursie mogą brać udział tylko zarejestrowani członkowie forum KMZiZ!!

 

 

Wyobraźmy sobie rasę inteligentnych mieszkańców planety Twilo. Wyglądają mniej więcej tak jak my, mówią podobnie do nas. Robią wszystko tak jak ludzie, z jedną tylko niewielką różnicą. Mają pewną szczególną wadę wzroku. Nie dostrzegają biało-czarnych obiektów. Nie widzą na przykład zebry ani koszulek sędziów na meczach hokejowych, ani piłki do gry w piłkę nożną. Pragnę tu zaznaczyć, że nie jest to jakaś niezwykła usterka. Ziemianie są jeszcze dziwniejsi. My mamy dwa dosłownie ślepe punkty mieszczące się w centrum pola widzenia. Nie widzimy tych dziur tylko dlatego, że mózg nauczył się ekstrapolować informacje pochodzące z całego pola widzenia: „zgaduje”, co powinno być w tym miejscu, i w ten sposób zapełnia brakujące fragmenty. Ludzie mkną autostradą z prędkością 160 km/h, dokonują chirurgicznych operacji mózgu, żonglują płonącymi pochodniami, chociaż część tego, co widzą, to - może i trafne - ale przecież tylko przypuszczenie.
Załóżmy więc, że na Ziemię przylatuje delegacja Twiloan z misją pokojową. Aby zapoznać ich z naszą kulturą, pokazujemy im między innymi jedno z najbardziej popularnych na naszej planecie wydarzeń: finałowy mecz piłki nożnej Mistrzostw Świata. Naturalnie, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasi goście nie widzą biało-czarnej piłki. Siedzą zatem na trybunach, a ich twarze mają uprzejmy, acz nieco skonsternowany wyraz. Oglądają, jak gromada ludzi w krótkich spodenkach biega po boisku w tę i z powrotem, wymachując bez sensu nogami, wpadając na siebie i nierzadko się wywracając. Co jakiś czas jeden z nich dmucha w gwizdek, a wówczas któryś z graczy biegnie do linii bocznej boiska i unosi obie ręce nad głowę, inni zaś mu się przyglądają. A już zupełnie rzadko bramkarz z nie wyjaśnionych przyczyn wywraca się na ziemię, zgromadzeni widzowie okazują wielką radość i czasem przyznaje się punkt jednej z drużyn.
Przez jakieś piętnaście minut Twiloanie siedzą zupełnie skonsternowani, potem dla zabicia czasu próbują zrozumieć zasady gry, która się przed nimi toczy. Niektórzy zajmują się klasyfikacją obserwowanych zdarzeń. Dedukują - częściowo na podstawie ubiorów graczy - że na boisku są dwa zespoły. Rejestrują ruchy graczy i odkrywają, że każdy z nich porusza się w określonym rejonie boiska. Stwierdzają, że różni gracze wykonują różne rodzaje ruchów. By nieco uporządkować swoje poszukiwania, Twiloanie, podobnie jak ludzie w analogicznej sytuacji, nadają nazwy poszczególnym pozycjom zajmowanym przez graczy. Następnie te pozycje kategoryzują i porównują, po czym w ogromnej tabeli zestawiają wszystkie odkryte cechy każdej z pozycji. Gdy Twiloanie odkrywają, że mają do czynienia z pewną symetrią: każdej pozycji w zespole A odpowiada kontrpozycja w zespole B, dochodzi do poważnego przełomu w ich rozważaniach.
Na dwie minuty przed końcem meczu Twiloanie mają tuziny wykresów, setki tabel i opisów oraz nieprzeliczone mnóstwo skomplikowanych reguł rządzących meczami piłki nożnej. I choć reguły te na swój ograniczony sposób mogą być poprawne, to żadna z nich nie ujmuje istoty gry. I wtedy właśnie pewien twiloański żółtodziób, siedzący dotąd cicho, mówi nieśmiało: „Przypuśćmy, że istnieje niewidoczna piłka”.
- Co takiego? - pytają starsi Twiloanie.
Podczas gdy starsi obserwowali to, co zdawało się wiązać z istotą gry - ruchy piłkarzy i oznaczenia boiska - żółtodziób wypatrywał rzadkich zdarzeń. I udało mu się: na moment przed tym, jak sędzia przyznawał punkt jednej z drużyn, i na ułamek sekundy przed wybuchem dzikiej radości na trybunach, młody Twiloanin dostrzegł trwające przez krótki moment wybrzuszenie siatki bramki. W czasie meczu piłki nożnej zazwyczaj nie pada wiele goli, toteż można zaobserwować niewiele takich wybrzuszeń, a każde z nich trwa tylko przez moment. Mimo to żółtodziobowi udało się dostrzec, że mają one półkolisty kształt. Stąd właśnie wzięła się jego szaleńcza konkluzja, że mecz piłki nożnej wymaga istnienia niewidzialnej (przynajmniej dla Twiloan) piłki.
Reszta delegacji wysłuchuje tej teorii i choć dowody empiryczne są niewystarczające, po dłuższej dyskusji przyznają, że młodzian może mieć rację. Starszy dyplomata w grupie - jak się okazuje fizyk - stwierdza, że rzadko występujące zdarzenia wnoszą czasem znacznie więcej niż tysiąc powszednich. Ale ostateczny i niepodważalny argument sprowadza się do tego, że piłka po prostu musi być. Przyjęcie, że istnieje piłka, której z niewiadomych przyczyn nie można zobaczyć, powoduje, że nagle wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Gra nabiera sensu. Mało tego, wszystkie teorie, wykresy, diagramy i zestawienia sporządzone w ciągu tego popołudnia pozostają ważne. Piłka po prostu nadaje regułom sens.
Ta rozbudowana metafora ma zastosowanie dla wielu zagadek fizycznych, a szczególnie pasuje do fizyki cząstek elementarnych. Nie możemy zrozumieć reguł (praw przyrody), nie znając obiektów (piłka), a bez wiary w logiczny zestaw reguł nigdy nie zdołalibyśmy wydedukować istnienia wszystkich cząstek....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gościnnie pozwolono mi zadać kolejną zagadkę, co niniejszym czynię. :)

 

Za pozwoleniem zasady pozostają takie same. Jeśli chodzi o nagrodę myślę że kolega ladek22 wypowie się w tym temacie sprecyzowując co i jak.

 

Nagrodą będzie klubowy gadżet czyli biurkowy kalendarz KMZiZ 2014 + mała niespodzianka :)

 

 

 

Jeśli jutro do godziny 12:00 nikt nie poda tytułu powieści oraz nazwiska jej autora to zamieszczę kolejny fragment i małą podpowiedź. Jeśli nadal nie będzie prawidłowej odpowiedzi to zamieszczę kolejny trzeci fragment i małą podpowiedź. Gdyby nadal nie było poprawnej odpowiedzi to podam czwarty fragment i małą podpowiedź!

 

 

REGULAMIN.

Trzeba podać tytuł powieści oraz imię i nazwisko autora!! Zwycięzcą będzie ta osoba, która najszybciej odpowie!! Liczy się dzień, godzina i minuta! Zwycięzcą może zostać tylko jedna osoba! Liczą się tylko posty nie edytowane, więc jeśli chcesz w swojej odpowiedzi coś poprawić to musisz zrobić nowy post! W konkursie mogą brać udział tylko zarejestrowani członkowie forum KMZiZ!!

 

Wyobraźmy sobie rasę inteligentnych mieszkańców planety Twilo. Wyglądają mniej więcej tak jak my, mówią podobnie do nas. Robią wszystko tak jak ludzie, z jedną tylko niewielką różnicą. Mają pewną szczególną wadę wzroku. Nie dostrzegają biało-czarnych obiektów. Nie widzą na przykład zebry ani koszulek sędziów na meczach hokejowych, ani piłki do gry w piłkę nożną. Pragnę tu zaznaczyć, że nie jest to jakaś niezwykła usterka. Ziemianie są jeszcze dziwniejsi. My mamy dwa dosłownie ślepe punkty mieszczące się w centrum pola widzenia. Nie widzimy tych dziur tylko dlatego, że mózg nauczył się ekstrapolować informacje pochodzące z całego pola widzenia: „zgaduje”, co powinno być w tym miejscu, i w ten sposób zapełnia brakujące fragmenty. Ludzie mkną autostradą z prędkością 160 km/h, dokonują chirurgicznych operacji mózgu, żonglują płonącymi pochodniami, chociaż część tego, co widzą, to - może i trafne - ale przecież tylko przypuszczenie.

Załóżmy więc, że na Ziemię przylatuje delegacja Twiloan z misją pokojową. Aby zapoznać ich z naszą kulturą, pokazujemy im między innymi jedno z najbardziej popularnych na naszej planecie wydarzeń: finałowy mecz piłki nożnej Mistrzostw Świata. Naturalnie, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasi goście nie widzą biało-czarnej piłki. Siedzą zatem na trybunach, a ich twarze mają uprzejmy, acz nieco skonsternowany wyraz. Oglądają, jak gromada ludzi w krótkich spodenkach biega po boisku w tę i z powrotem, wymachując bez sensu nogami, wpadając na siebie i nierzadko się wywracając. Co jakiś czas jeden z nich dmucha w gwizdek, a wówczas któryś z graczy biegnie do linii bocznej boiska i unosi obie ręce nad głowę, inni zaś mu się przyglądają. A już zupełnie rzadko bramkarz z nie wyjaśnionych przyczyn wywraca się na ziemię, zgromadzeni widzowie okazują wielką radość i czasem przyznaje się punkt jednej z drużyn.

Przez jakieś piętnaście minut Twiloanie siedzą zupełnie skonsternowani, potem dla zabicia czasu próbują zrozumieć zasady gry, która się przed nimi toczy. Niektórzy zajmują się klasyfikacją obserwowanych zdarzeń. Dedukują - częściowo na podstawie ubiorów graczy - że na boisku są dwa zespoły. Rejestrują ruchy graczy i odkrywają, że każdy z nich porusza się w określonym rejonie boiska. Stwierdzają, że różni gracze wykonują różne rodzaje ruchów. By nieco uporządkować swoje poszukiwania, Twiloanie, podobnie jak ludzie w analogicznej sytuacji, nadają nazwy poszczególnym pozycjom zajmowanym przez graczy. Następnie te pozycje kategoryzują i porównują, po czym w ogromnej tabeli zestawiają wszystkie odkryte cechy każdej z pozycji. Gdy Twiloanie odkrywają, że mają do czynienia z pewną symetrią: każdej pozycji w zespole A odpowiada kontrpozycja w zespole B, dochodzi do poważnego przełomu w ich rozważaniach.

Na dwie minuty przed końcem meczu Twiloanie mają tuziny wykresów, setki tabel i opisów oraz nieprzeliczone mnóstwo skomplikowanych reguł rządzących meczami piłki nożnej. I choć reguły te na swój ograniczony sposób mogą być poprawne, to żadna z nich nie ujmuje istoty gry. I wtedy właśnie pewien twiloański żółtodziób, siedzący dotąd cicho, mówi nieśmiało: „Przypuśćmy, że istnieje niewidoczna piłka”.

- Co takiego? - pytają starsi Twiloanie.

Podczas gdy starsi obserwowali to, co zdawało się wiązać z istotą gry - ruchy piłkarzy i oznaczenia boiska - żółtodziób wypatrywał rzadkich zdarzeń. I udało mu się: na moment przed tym, jak sędzia przyznawał punkt jednej z drużyn, i na ułamek sekundy przed wybuchem dzikiej radości na trybunach, młody Twiloanin dostrzegł trwające przez krótki moment wybrzuszenie siatki bramki. W czasie meczu piłki nożnej zazwyczaj nie pada wiele goli, toteż można zaobserwować niewiele takich wybrzuszeń, a każde z nich trwa tylko przez moment. Mimo to żółtodziobowi udało się dostrzec, że mają one półkolisty kształt. Stąd właśnie wzięła się jego szaleńcza konkluzja, że mecz piłki nożnej wymaga istnienia niewidzialnej (przynajmniej dla Twiloan) piłki.

Reszta delegacji wysłuchuje tej teorii i choć dowody empiryczne są niewystarczające, po dłuższej dyskusji przyznają, że młodzian może mieć rację. Starszy dyplomata w grupie - jak się okazuje fizyk - stwierdza, że rzadko występujące zdarzenia wnoszą czasem znacznie więcej niż tysiąc powszednich. Ale ostateczny i niepodważalny argument sprowadza się do tego, że piłka po prostu musi być. Przyjęcie, że istnieje piłka, której z niewiadomych przyczyn nie można zobaczyć, powoduje, że nagle wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Gra nabiera sensu. Mało tego, wszystkie teorie, wykresy, diagramy i zestawienia sporządzone w ciągu tego popołudnia pozostają ważne. Piłka po prostu nadaje regułom sens.

Ta rozbudowana metafora ma zastosowanie dla wielu zagadek fizycznych, a szczególnie pasuje do fizyki cząstek elementarnych. Nie możemy zrozumieć reguł (praw przyrody), nie znając obiektów (piłka), a bez wiary w logiczny zestaw reguł nigdy nie zdołalibyśmy wydedukować istnienia wszystkich cząstek....

 


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LEDERMAN LEON

DICK TERESI

''BOSKA CZĄSTKA'

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GRATULACJE! <br /><br />Kurcze szybko poszło. ;)<br /><br />

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kalendarz mam ,to jak się "ladek22" zgodzi ,to ja wczesnym wieczorkiem wrzucę coś prostego ,i nagroda niech idzie do zwycięzcy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kalendarz mam ,to jak się "ladek22" zgodzi ,to ja wczesnym wieczorkiem wrzucę coś prostego ,i nagroda niech idzie do zwycięzcy :)

 

Czyli kalendarz zostaje i nadal jest do wzięcia, a Ty chcesz zrobić swoją zagadkę :)  Ok, nie ma sprawy! Czekamy do wieczora :)


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może zróbmy z tego "nową tradycję" i ten kto odgadnie zadaje kolejną zagadkę. Można też zrobić wątek z zagadkami obrazkowymi, na tej samej zasadzie. Tylko żeby było ciekawiej bez fotek zegarków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pracuję blisko domu więc książka jest .Cytat krótki bo myślę ,że zagadka łatwa :

 

K.....zsunął z ręki zegarek i podał M.........

-Może pan to wrzucic do schowka?-spytał,rozcierając nadgarstek,nie cierpiał chodzic w zegarku.

-To prawdziwy audemars?

-Tak,sztuka to nie polityka,gdzie można paradowac w pożyczonych.Styl ma znaczenie.

  M......otworzył schowek ,z którego wysypały się jakieś płyty,śrubokręty i opakowania miętówek.

Pogrzebał trochę.

-Nie ma pudełka-powiedział.

-Wiem,że nie ma,niech pan go gdzieś tam upchnie.

-Ale....ale to jest prawdziwy audemars.

  K....zerknął wymownie na M.........,tak że ten bez dalszej zwłoki włożył zegarek do schowka,robiąc przy tym jednak takie miny,jakby musiał wsadzic jajko Faberge do gnojówki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś słabo idzie to konkretna podpowiedź :

 

 

Jeden z głównych bohaterów tej książki jeździł autem - ferrari combi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie czytałem tej książki, ale po podpowiedzi kolegi pirx65 tak na 99% znam tytuł i autora. Śmiało Panie i Panowie - klubowy kalendarz czeka!!

 

Pracuję blisko domu więc książka jest .Cytat krótki bo myślę ,że zagadka łatwa :

 

K.....zsunął z ręki zegarek i podał M.........

-Może pan to wrzucic do schowka?-spytał,rozcierając nadgarstek,nie cierpiał chodzic w zegarku.

-To prawdziwy audemars?

-Tak,sztuka to nie polityka,gdzie można paradowac w pożyczonych.Styl ma znaczenie.

  M......otworzył schowek ,z którego wysypały się jakieś płyty,śrubokręty i opakowania miętówek.

Pogrzebał trochę.

-Nie ma pudełka-powiedział.

-Wiem,że nie ma,niech pan go gdzieś tam upchnie.

-Ale....ale to jest prawdziwy audemars.

  K....zerknął wymownie na M.........,tak że ten bez dalszej zwłoki włożył zegarek do schowka,robiąc przy tym jednak takie miny,jakby musiał wsadzic jajko Faberge do gnojówki.

 

Jeden z głównych bohaterów tej książki jeździł autem - ferrari combi


Przemek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba też znam odpowiedź, ale już jeden kalendarz dostanę, więc dam szansę innym Klubowiczom. Zwłaszcza, że taki kalendarz to bezcenna pamiątka... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.