Search the Community
Showing results for tags 'Trident'.
Found 1 result
-
Jakiś czas temu miałem sposobność ponosić model C60 Trident Pro 600 Vintage od Christophera Warda, wyposażony w werk automatyczny Sellita SW200-1. Choć zegarek ten nie zagościł u mnie zbyt długo (w zasadzie jedynym powodem rozstania była jego wielkość, bo zdecydowałem się na zakup wersji o średnicy 43 mm, kiedy wydawało mi się jeszcze, że mogę nosić tak duże zegarki), to jednak zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, przede wszystkim jakością wykonania. Do tego, był to mój najdokładniejszy wówczas zegarek (ok. +2s/24h). Po rozstaniu się z prawdziwym nurkiem do Christophera Warda, kilka razy zastanawiałem się nad kupnem jakiegoś mniejszego zegarka od tego producenta, jednak za każdym razem, kiedy taki pomysł kiełkował w mojej głowie, ostatecznie coś innego, na krócej bądź dłużej, lądowało w moim pudełku z zegarkami. Nie tak dawno, korzystając z możliwości obejrzenia zegarka przed zakupem, od jednego z forumowych Kolegów (dziękuję Tomek raz jeszcze), kupiłem model C65 Trident Diver, w wersji z czarną tarczą oraz na czarnym skórzanym pasku (oznaczenie katalogowe producenta: C65-41H3H1-S0KK0-VK), którego na tyle, na ile tylko potrafię, postaram się obiektywnie dla Was zrecenzować. 1. Czasami o tym piszę, czasami nie. Tym razem postanowiłem jednak, że kilka zdań poświęcę pudełku, w którym Krzysia dostajemy po zakupie. Gustownie wykonane, drewniane pudełku, z logo producenta, bez wątpienia sprawia wrażenie obcowania z produktem wyjątkowym, co nie ukrywam, bardzo lubię. Pudełko ma kształt wydłużonego prostopadłościanu i skryte jest w skórzanym (względnie skóropodobnym) etui, z wytłoczonym na nim motywem podwójnej flagi, zaś sam zegarek spoczywa w nim na płasko, ustabilizowany gumkami przymocowanymi do czarnej wyściółki. Oprócz zegarka w pudełku znajdujemy oczywiście także wszystkie papierki oraz kartę. Drewniane pudełko dodatkowo opakowane jest w pudełko kartonowe, w kolorze czarnym. Na pudełku kartonowym również znajduje się wytłoczona podwójna flaga. 2. Po ok. 2-3 latach pasjonowania się zegarkami stało się dla mnie oczywistym, że powinienem nosić w zasadzie tylko takie, których średnica koperty nie przekracza 40 mm. Nie licząc Moona, Krzyś jest tutaj wyjątkiem, bo średnica jego stalowej koperty (stal 316L) to 41 mm, mierzone bez koronki. Zegarek ma jednak stosunkowo krótkie uszy, a wymiar „od ucha do ucha” to 47 mm, a więc mniej niż w posiadanym przeze mnie Damasko DA38 Black (tam jest to 48 mm) i w zasadzie tyle samo, co w Moonie. Do tego ok. 11,5 mm grubości, razem z wypukłym i wstającym nad bezel szafirowym szkłem. To niewiele gdy weźmie się pod uwagę, że mamy do czynienia z zegarkiem, który przez producenta określany jest jako diver (tak z kronikarskiej dokładności, to „retro dive watch”). Milczy o tym oficjalna strona internetowa producenta, nie ma o tym mowy w dokumentach dostarczonych razem z zegarkiem, ale zarówno z dostępnych informacji, jak i z moich obserwacji wynika, że szkło ma wewnętrzny antyrefleks. Szerokość między uszami to 22 mm, a zegarek, dzięki krótkim uszom oraz rozsądnemu (z mojej perspektywy) wymiarowi „od ucha do ucha”, świetnie układa się na nadgarstku i w związku z tym nosi się go bardzo wygodnie. Stosunkowo nieduża grubość tego zegarka sprawa, że będzie on także bardzo dobrym towarzystwem dla tak lubianych przeze mnie wzorzystych koszul z długim rękawem oraz swetrów. Z uwagi na stosunkowo niedużą grubość, na pewno nie będzie przyciągany przez futryny. 3. Posiadany przeze mnie wcześniej C60 Trident Pro 600 Vintage przypadł mi do gustu m. in. z powodu bardzo wysokiej jakości wykonania. Co dotyczy modelu C65 Trident Diver, to z docierających do mnie już wcześniej na jego temat informacji wynikało, że i ten jest bardzo dobrze wykonany, co w szczególności dotyczy koperty. W temacie poświęconym zegarkom tej marki pisał o tym m. in. Kolega @Krygo. I przyznaję, koperta tego Krzysia jest po prostu świetna. Trochę uprzedzając fakty napiszę, że biorąc pod uwagę cenę, jaką przyszło mi za niego zapłacić, nie przypominam sobie zegarka w zbliżonej kwocie, którego koperta byłaby tak dobrze wykonana. Mamy tu bowiem do czynienia z połączniem powierzchni polerowanych na wysoki połysk oraz szczotkowanych, co oczywiście samo w sobie nie świadczy jeszcze o tym, że koperta jest bardzo dobrze wykonana. Jeśli chodzi o szczegóły, to szczotkowana jest górna powierzchnia uszu, przy czym same uszy są nie tylko podcięte od spodu, ale dodatkowo ich krawędź jest fazowana na wysoki połysk, a samo fazowanie biegnie przez cały boczny profil koperty, przechodząc płynnie do drugiego ucha. Jakby tego było mało, poniżej tego fazowanie mamy kolejne fazowanie, tym razem szczotkowane, które również biegnie przez cały boczny profil koperty, do drugiego ucha. Pod tym środkowym szczotkowanym fazowaniem, cały boczny profil koperty jest nieznacznie podcięty (w tym fragmencie koperta znowu polerowana jest na wysoki połysk). Podcięty fragment koperty, w połączeniu z szczotkowanym fazowaniem biegnącym przez boczny profil koperty, tworzy wyraźnie wyczuwalny pod palcem stopień. Odcięcie powierzchni polerowanych na wysoki połysk od tych szczotkowanych jest wyraźne oraz ostre, a sama koperta jest po prostu wielopłaszczyznowa, co może (a w mojej ocenie nawet musi) się podobać, ponieważ wygląda to niezwykle efektownie i bez wątpienia wyróżnia ten zegarek na tle innych. Warto odnotować i to również, że także między uszami tego zegarka producent nie poszedł na łatwiznę; koperta jest tam szczotkowana, a wewnętrzne powierzchnie uszu są polerowane na wysoki połysk. Stosunkowo cienki bezel nurkowy jest koloru czarnego i ma wkładkę z aluminium. Na bezelu mamy podziałkę minutową w postaci pionowych kresek oraz cyfr arabskich (cyframi arabskimi oznaczono co piątą minutę). Oznaczenia na bezelu są w kolorze srebrnym. Na godzinie 12tej srebrny trójkąt, a w jego środku wypukła kropka z lumą – to jedyny świecący element bezela. Bezel jest delikatnie karbowany, przy czym to karbowanie na pewno nie pozwala na to, by bezelem wygodnie operować pod wodą, szczególnie w rękawicach do nurkowania (po prostu wówczas nie uda się go pewnie chwycić). Bezel jest również pochylony (na zewnątrz). Jest to oczywiście bezel jednokierunkowy (120 klików), przy czym do jego pracy nie mam żadnych zastrzeżeń, bowiem obraca się on z wyczuwalnym oporem, w zasadzie bez jakichkolwiek luzów, a oznaczenia na nim świetnie zgrywają się z oznaczeniami na tarczy. Bardzo dobrze stało się, że w recenzowanym zegarku producent nie zdecydował się na zastosowanie wkładki bezela z ceramiki czy szafiru. Może to i rozwiązanie funkcjonalne, pozwalające na ustrzeżenie się przed porysowaniem bezela, jednak do pewnych zegarków, w szczególności tych mocno osadzonych w klimacie vintage, ceramika po prostu nie pasuje i wówczas, z estetycznego punktu widzenia, wkładka aluminiowa jest po prostu lepszym wyborem. Koronka umieszczona została tradycyjnie na godzinie 3ciej i jest ona relatywnie duża (gdy chodzi o jej proporcje, to przypomina mi koronkę, jaką znajdziemy w modelu Big Crown Pointer Date od Orisa). Koronka jest karbowana, a jej wielkość umożliwia pewny chwyt, co ma dość istotne znaczenie, ponieważ mamy tu do czynienia z zegarkiem z ręcznym naciągiem. Sama praca koronki jest bardzo przyjemna, można by rzecz (napisać), że aksamitna. Powierzchnia boczna koronki jest niemal w całości satynowana, a w to satynowanie wpisana jest wyraźnie wyczuwalna pod palcem podwójna flaga Christophera Warda, polerowana na wysoki połysk. Parametr wodoszczelności recenzowanego zegarka to 150 m, o czym informuje także napis na tarczy oraz na dekielku, przy czym koronka nie jest zakręcana. Dekielek pełny oraz zakręcany, w zasadzie typowy dla Christophera Warda, bo z świetnie wykonanym grawerunkiem trójzębu. Do tego standardowy pakiet informacji, obejmujący oprócz numeru seryjnego dane o materiale, z jakiego zegarek został wykonany, o wodoszczelności, a także o pochodzeniu zegarka. Trochę z wrodzonego czepialstwa zastanawiam się, czy skoro recenzowany zegarek nie jest typowym diverem (w sensie funkcjonalnym), a sam werk jest jak twierdzi producent zdobiony (na stronie internetowej znajdziemy informację o „Christopher Ward 'Colimacone' finish on movement”), to nie należało jednak zastosować dekla transparentnego, przez który ten werk można by oglądać? Tak czy inaczej, zastosowania dekla pełnego nie traktuję jako wady o charakterze obiektywnym. Ot, takie moje widzimisię. Tak jak napisałem powyżej, nie przychodzi mi na myśl żaden inny zegarek, w kwocie zbliżonej do tej, jaką zapłaciłem za tego Krzysia, który miałby tak wykonaną kopertę. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tej materii recenzowany Krzyś wyznacza pewien nowy standard, którym bardzo długo było dla mnie Seiko, z modelami SARB 033/035. Pójdę jeszcze dalej i napiszę, że także w cenie regularnej, która wynosi niecałe 700 GBP w przypadku wersji na skórzanym pasku, niewiele zegarków może się z nim mierzyć, gdy chodzi o jakość wykonania koperty. Piszę to z pełną odpowiedzialnością. Póki co nie dotarłem jeszcze do informacje, gdzie te koperty są produkowane (i przez kogo), choć bardzo mnie to interesuje. Z estetycznego punktu widzenia trudno tu się do czegoś przyczepić, choć do pełni szczęścia brakuje mi wierconych uszu, tym bardziej, że zegarek jest paskolubny. Oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że brak zakręcanej koronki czy też delikatnie karbowany bezel, który nie pozwala na wygodne używanie tego zegarka w warunkach „bojowych” powodują, iż C65 Trident Diver nie jest typowym zegarkiem nurkowym. Myślę jednak, że nie taki był zamysł producenta, w którego portfolio z łatwością można znaleźć bezkompromisowe zegarki przeznaczone do tego typu aktywności. Przykładem niech będzie przywołany już wcześniej model C60 Trident Pro 600. 4. Co dotyczy tarczy tego zegarka, to od razu zastrzegam, że nie będę zabierał głosu na temat tego, czy ładniejsze jest stare, czy też nowe logo Christophera Warda. Skupię się raczej na estetycznej stronie tarczy recenzowanego zegarka i zacznę od tego, że jest ona w kolorze matowej czerni, przy czym jeśli przyjrzeć się tarczy z bliższej odległości, to bez wątpienia można zauważyć, że nie jest ona gładka. Nawiązanie do vintage w przypadku tarczy widać już w kolorze indeksów (godzinowych), bo pomijając podziałkę minutową (ta jest w kolorze białym) mamy tu do czynienia z kolorem przywodzącym na myśl zegarki produkowane kilkadziesiąt lat temu. W interesującym nas przypadku mamy po prostu do czynienia z zastosowaniem „Old Radium SuperLuminova” (pokryte nią zostały indeksy godzinowe, a także wskazówki godzinowa oraz minutowa, a także końcówka sekundnika). Indeksy godzinowe są nakładane (wyjątkiem jest tutaj indeks na godzinie 6tej) i mają one bardzo prosty kształt, który w mojej ocenie zdecydowanie pasuje do charakteru tego zegarka. Myślę, że gdyby producent zdecydował się w przypadku recenzowanego zegarka na fasetowane indeksy, to nie współgrałoby to z ogólnym pomysłem na ten zegarek. Indeksy na godzinie 12tej (nakładany) oraz na godzinie 6tej (malowany) są w kształcie kwadratów. Pozostałe indeksy godzinowe to prostokąty, przy czym wyróżnione (poprzez odmienna grubość oraz długość są te na godzinie 3ciej oraz na godzinie 9tej). Na godzinie 6tej oraz 12tej, oprócz kwadratowych indeksów, mamy także namalowane cyfry/liczby arabskie, oznaczające te godziny. Do jakości nałożenia (namalowania) indeksów godzinowych, a także namalowania cyfr/liczb arabskich, nie mam żadnych uwag. Wszystko jest tu równo, a także ostro i bez strzępień. Nie odnotowałem także przesunięć namalowanych na tarczy cyfr/liczb względem odpowiadających im indeksów godzinowych. Pod liczbą 12 mamy wytłoczoną podwójną flagę Christophera Warda, która w żaden sposób nie jest wyróżniona kolorystycznie. Nad godziną 6tą mamy informacje o wodoszczelności (w kolorze białym). Także napis „SWISS MADE”, pomiędzy którym znajduje się arabska 6ka, jest w kolorze białym. Do tego momentu więc całkiem symetrycznie (zegarek nie ma komplikacji daty) i wobec tego docieramy do logo, w postaci napisu „Christopher Ward”, które umieszczone zostało, całkiem nietypowo, na wysokości godziny 9tej. Pomijając już spór dotyczący tego, które logo (stare czy nowe) jest ładniejsze, to oczywiście nie ulega wątpliwości, że logo zostało umieszczone w dość nietypowym miejscu, co bez wątpienia zaburza symetrię tarczy. Czy z mojej perspektywy jest to jakiś problem? Czy zegarek zyskałby w moich oczach, gdyby logo zostało umieszczone w innym miejscu (np. pod godziną 12tą)? Z perspektywy czasu wiem, że nie. Nie przeszkadzało mi to w posiadanym wcześniej modelu C60 Trident Pro 600 Vintage, nie przeszkadza mi to w recenzowanym zegarku. Z mojej perspektywy takie umieszczenie logo na tarczy jest pewną ciekawostką, pozytywnie wyróżniającą ten zegarek na tle innych, w których logo znajdujemy zazwyczaj pod godziną 12tą (podobnie mam z datownikiem na godzinie 12tej, w przypadku Longinesa Conquesta z linii Heritage). Pomiędzy indeksami godzinowymi na tarczy znajduje się podziałka minutowa (w kolorze białym), a pomiędzy indeksami minutowymi mamy do czynienia z kolejnymi subindeksami, których jak dla mnie, mogłoby tak w ogóle nie być. Wskazówki godzinowa oraz minutowa mają kształt „baton hands”, a ich środkowa część wypełniona jest lumą – „Old Radium SuperLuminova”. Ciężko mi to uchwycić na zdjęciach, ale wskazówki nie są płaskie; ich zewnętrzne krawędzie schodzą lekko w dół. Wskazówka sekundnika jest prosta i zakończona została przeciwwagą w kształcie trójzęba, typową dla zegarków Christophera Warda. Na końcówce srebrnej wskazówki sekundnika również znajdziemy lumę „Old Radium SuperLuminova” (do ok. 1/5 długości tej wskazówki). Jeśli chodzi o świecenie, to zegarek oczywiście świeci (na zielono). Nie jest to jednak luma bardzo mocna i daleko jej do tego, co znajdziemy w diverach od Seiko czy np. w posiadanym przeze mnie Aquisie. Na pewno jednak zegarek świeci wyraźnie lepiej niż posiadane przeze mnie Damasko DA38 Black i wobec tego odczyt godziny w nocy nie jest żadnym problemem. Tarcza zdecydowanie współgra ze stylistyką całego zegarka, który utrzymany jest przecież w klimacie vintage. Podoba mi się, że producent zdecydował się na użycie lumy „Old Radium SuperLuminova” na indeksach godzinowych oraz na wskazówkach, bo dzięki temu mamy czytelne nawiązanie do kolorystyki indeksów oraz wskazówek, jaka można było spotkać w zegarkach produkowanych kilkadziesiąt lat temu. Przy okazji dobrze się stało, że producent zastosował także biały kolor na tarczy (logo, informacje o wodoszczelności, napis „SWISS MADE”, indeksy minutowe oraz subindeksy). Biały kolor świetnie kontrastuje z kolorem tarczy, a do tego wyraźnie odcina się od koloru indeksów godzinowych oraz wskazówek. Nie miałbym jednocześnie nic przeciwko temu, gdyby producent zrezygnował z dodatkowej podziałki między podziałką oznaczającą minuty, bo jakoś nie znajduję uzasadnienia dla takiego rozwiązania. 5. Szukając informacji o tym zegarku dość szybko zorientowałem się, że zastosowano tutaj werk manualny. Rzut oka na wymiary zegarka (dotyczy to m. in jego grubości) uzmysłowił mi, że na pewno nie jest to Unitas. W przypadku recenzowanego zegarka mamy do czynienia z Sellitą SW210-1, z którą nigdy nie miałem sposobności. Jak informuje producent na stronie internetowej, werk jest zdobiony – „Christopher Ward ‘Colimacone’ finish on movement”, o czym oczywiście nie przekonany się, bo dekielek jest pełny. Z informacji dostępnych na zagranicznych forach zegarkowych wynika jednak, że werk faktycznie jest zdobiony. Sellita SW210-1 to werk o grubości 3,35 mm, łożyskowany na 19 kamieniach i pracujący z częstotliwością 28 800 BPH. Rezerwa chodu to 42 h, zaś deklarowana przez producenta zegarka odchyłka zegarka mieści się w przedziale -15s/+15s na dobę. Faktycznie jest zdecydowanie lepiej, bo odnotowałem odchyłkę na poziomie +2s na dobę (na noc zegarek był odłożony dekielkiem do góry), więc powodów do narzekania nie mam. Mechanizm jest oczywiście wyposażony w „stop sekundę”. 6. Wcześniej napisałem, że recenzowany zegarek jest paskolubny i to stwierdzenie podtrzymuję. Zegarek otrzymujemy na czarnym skórzanym pasku z włoskiej skóry, z logowaną klamerką. Pasek jest postarzany oraz przeszywany białą nicią. Pasek jest dobrej jakości – jest miękki, przyjemny w dotyku i dobrze układa się na nadgarstku. Jego szerokość przy klamerce to 20 mm. Pasek dostarczony przez producenta nie do końca przypadł do gustu, choć bliżej prawdy będzie jak napiszę, że nie zachwyciła mnie sama kompozycja kolorystyczna, a więc zestawienie czarnego paska z czarną tarczą zegarka. Zakładając (z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością), że zegarek zostanie przeze mnie zakupiony po tym, jak będę miał możliwość go obejrzeć, umówiłem się od razu zapobiegawczo z innym forumowym Kolegą (przy tej okazji pozdrowienia dla Ryśka), od którego kupiłem pasek nato od Blu Shark, w kolorystyce „vintage Bond”. W mojej ocenie pasek ten bardzo dobrze pasuje do recenzowanego zegarka. Przy okazji, z uwagi na to, że zegarek nie jest przesadnie gruby, pasek nato nie podnosi go nadmiernie i w związku z tym, w takim zestawieniu zegarek nadal nie będzie przyciągany przez futryny. Bez wątpienia zegarek będzie dobrze wyglądał także na innych paskach, w szczególności wszelkiego rodzaju zamszach. Z kronikarskiego obowiązku wypada dodać, że oryginalny pasek Christophera Warda wyposażony jest w teleskopy „quick release”, co zdecydowanie usprawnia proces jego zdejmowania/zakładania. Christopher Ward C65 Trident Diver bardzo przypadł mi do gustu. Jeszcze bardziej do gustu przypadła mi cena którą za ten zegarek przyszło mi zapłacić (o połowę niższa od tej, którą znajdziemy na stronie internetowej producenta). Zegarek jest świetnie wykonany, co w szczególności dotyczy jego koperty. Bez wątpienia mamy to do czynienia z bardzo spójnym projektem, który stylistycznie nawiązuje do lat 60tych XX wieku, przy czym jednocześnie nie ma się wrażenia, że ten zegarek jest homarem jakiegoś konkretnego modelu pochodzącego od innego producenta. Ot, zegarek po prostu czepie ze stylistyki tamtego okresu, co w mojej ocenie nie może być traktowane jako wada. Jednocześnie należy zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest to rasowy diver, nie tylko z powodu WR na poziomie 150 m, ale głównie dlatego, że koronka w tym zegarku nie jest zakręcana, zaś karbowanie bezela jest raczej delikatne i bez wątpienia nie pozwala ono na wygodne operowanie bezelem pod wodą, w rękawicach do nurkowanie. Nie jest to więc typowy „tool watch”, ale przecież w tym przypadku nie chodziło o stworzenie takiego właśnie zegarka, tym bardziej gdy zapoznany się z bogata ofertą Christophera Warda, w ramach której znajdziemy choćby model C60 Trident Pro 600. Na pewno zegarek jest niezwykle interesującą propozycją dla kogoś, kto szuka zegarka mocno osadzonego w stylistyce vintage, o rozsądnych choć nie przesadnie dużych wymiarach, nie ginącego jednocześnie na nadgarstku, a przy tym wyróżniającego się jakością wykonania oraz parametrami technicznymi, które pozwalają na bezstresowe z tego zegarka na co dzień. No więc ja polecam. Zdecydowanie! Zdjęcia (wszystkie) moje i z telefonu Jak zwykle zapraszam do lektury, uwag i komentarzy Rafał
- 70 replies
-
- Christopher
- Ward
- (and 7 more)