Założyłem ten wątek, by poprosić Was o opisywanie i pokazywanie przykładów haniebnych napraw w nabytych zegarach. Ku uciesze i przestrodze. Postanowiłem Szanownym Kolegom zaprezentować świeże cudo, mając nadzieję, że czegoś się od Wyspiarzy nauczycie. Licytowałem pewien zegar, sprzedawano go jednak w pakiecie z innym, zupełnie mi niepotrzebnym, cena była niziutka. Kupiłem więc oba, paczkę dostarczono i bardzo zadowolony zająłem się tym właściwym (właśnie się moczy). Z nudów oglądnąłem drugiego- chyba Badische kominkowy na latarkach, z brakami, bez wahadła i absolutnie zbędny, ale coś trzeba było robić, więc wyjąłem mechanizm. A zaznaczyć muszę, że rzecz się dzieje w Anglii, nie w Bangladeszu. I cóż moje piękne oczy zobaczyły? Zegar się dawno temu popsuł. Fachowiec stwierdził, że sprężynka dociskająca blokadę bębna pękła temu zegaru, trzeba rzecz naprawić, klient czeka, a tu w Marks&Spencer takowych nie mają. Więc ruszył do garażu i znalazł nakrętkę grubą, mosiężną, lut i już wszystko dalej było proste. Miał również na angielskim, eleganckim stole warsztatowym kawałek zerwanej sprężyny z zegara naprawianego ongiś. Użył wszystkiego na raz, a żeby mu nie wypadła owa sprężynka ze sprytnie naciętej muterki, zastosował druciki miedziane niewiadomego pochodzenia. I to działa! Entuzjazm owego majstra godzien Imperium! Zastanawiałem się, czy tego nie wrzucić do "żartów", ale tam chyba wątek ma być wolny od zegarowych rozważań, więc sobie pozwalam na ogólnym .Wniosek mam taki mój Watsonie, że geniusz ów posiadał lutownicę i brzeszczot z Sheffield, natomiast ukradziono mu pilnik. Wydedukowałem również, iż nazywał się Old MacGywer, był Szkotem i ciężko pracował na przyszłą karierę wnuka w USA. PS. dodatkowo dorzucam zdjęcie lewego bębna, gdzie właściwa sprężyna istnieje.