Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

tmk767

Krótka historia Sinna i mój zgryźliwy komentarz

Rekomendowane odpowiedzi

Firma Helmuta Sinna rozpoczęła działalność w roku 1961 we Frankfurcie nad Menem. Jej założyciel był wtedy pilotem “w stanie spoczynku” i instruktorem w szkole pilotarzu. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu w lotnictwie znał on doskonale potrzeby jakich ta branża wymagała od instrumentów pokładowych. Swoim produktom nadał cechy które sprawiły, że wyroby Sinna szybko znalazły uznanie wśród lotników. Były to podobno instrumenty o wysokiej funkcjonalności, wytrzymałości a w szczególności o bardzo korzystnym współczynniku jakości do ceny, które to cechy firma stara się utrzymać również obecnie.[1] Cechy te sprawiły, że zegarki Sinna sprzedawały się dobrze wśród lotników i wkrótce konkurencyjne firmy wprowadziły na rynek podobne rozwiązania. [4]

Brak informacji o ówczesnej wielkości produkcji. Brak reklam firmy i sprzedaż bez udziału pośredników jest wykorzystywana przez marketing jako argument za wysoką jakością wykonania i uznaniem w branży lotniczej (zegarki miały się sprzedawać “prosto z fabryki”[1]). Moim zdaniem bardziej prawdopodobna jest hipoteza, że firmie nie udało się osiągnąć tzw. “masy krytycznej” pozwalającej na zdobycie kapitału i dalszy rozwój technologii, sieci dystrybucji i promocję marki na szerszym rynku. W efekcie Sinn stał się marką cenioną ale niszową. (Obecny zarząd firmy stara się kontynuować tą strategię uczestnicząc i wspierając wydarzenia efektowne ale mało rozpropagowane w mediach.[1])

Sinn w kosmosie. W roku 1985 w ramach misji Spacelab członkiem załogi Challengera był Reinhard Furrer – prywatnie pilot (zginął w wypadku lotniczym w czasie pokazów w roku 1995), który szczęśliwym zbiegiem okoliczności kupił sobie nieco wcześniej Sinna model 142 o napędzie automatycznym i wziął go po prostu ze sobą na misję... [1] Dostał nawet podobno 25% upustu na ten zegarek – tak jak i inni Niemieccy astronauci po nim. [2] Do tego czasu uważano, że w warunkach niemalże zerowej grawitacji prawidłowo funkcjonować mogą tylko zegarki mechaniczne. Nie dowiemy się pewnie czy profesor brał rodzaj napędu swojego zegarka pod uwagę przygotowyjąc się do tygodniowego pobytu na orbicie. Sinnowscy spece od marketingu twierdzą, że Sinn 142 jako pierwszy zegarek automatyczny przeszedł wtedy swoisty test wytrzymałości w cytuję: “ekstremalnych warunkach startu i lądowania promu kosmicznego a także dowiódł swojej funkcjonalności i użyteczności w kosmosie w ponad 100 naukowych eksperymentach podczas tygodniowego lotu” [1] Co pozwalam sobie zgryźliwie skomentować nieco niżej.:twisted:

W roku 1994 firmę (12 pracowników), długi i prawa do znaku handlowego kupił Lothar Schmidt, do tego czasu związany z IWC i odpowiedzialny m.in. za przejęcie przez koncern marki A.Lange & Sonhe[1,6]. Po zgromadzeniu niezbędnego kapitału rozpoczął się dynamiczny rozwój firmy i sieci sprzedaży.

:idea: Ponieważ w okolicy mieszkało wielu ludzi dumnych z tego, że Frankfurt jest stolicą finansów Niemieckich (giełda i Europejski Bank Centralny) wyprodukowano kolekcję zegarków dla finansistów (trzy strefy czasowe).

:idea: Ci którym się spodobały kupowali sobie zegarki sportowe i prezenty dla żon i... córek (- powstała linia zegarków damskich).

:idea: Główny hub Lufthansy to jak wiadomo lotnisko we... Frankfurcie – więc umocnienie pozycji w segmencie Fliegerów nie było trudne...

:idea: Co by tu jeszcze można sprzedać? Może zegarki nurkowe i do sportów ekstremalnych? Niewiele wody upływa w Menie aż tu jednostki specjalne nurków noszą Sinny. A żeby nie tylko czarne się sprzedawały - to jeszcze coś odpowiedniego do nurkowania pod lodami Arktyki A co? Maklerzy też mają marzenia.

:idea: Zaraz, zaraz... wyścigi... rajdy... Jak się nazywa to miasto koło Frankfurtu gdzie robią opony? No i mamy... Fulda Challange.

:idea: Były zegarki na mróz i na wyścigi... a przecież Helmut ścigał się przez Afrykę 50 lat temu – dawać mi tu zaraz zegarek rajdowo-pustynny.

:idea: Aha, 20 lat temu pierwszy Niemiecki astronauta nosił nasz zegarek w kosmosie – trzeba zrobić limited edition...

:idea: W 2006 mamy Mistrzostwa Świata tuż za rogiem – może coś dla fanów kopanej...

:idea: A jak już nie mamy chwilowo genialnych pomysłów to bieżemy wszystko do kupy i robimy zegarek “wszystkomający” i “wszystkowytrzymujący”

:idea: A jakby ktoś chciał naprawdę coś specjalnego i bardzo drogiego – np. prezent od wdzięcznych pracowników firmy dla Prezesa z okazji dajmy na to 50 urodzin to oczywiście też znajdzie coś wyjątkowego i niewątpliwie godnego tak szlachetnego zadania. Gdyby jeszcze trzeba było coś wygrawerować to oczywiście nie ma z tym żadnych kłopotów. [1]

 

I tak się właśnie robi biznes. Po 10 latach z 12 pracowników i długów – 60 osób i 12.000 sprzedanych zegarków rocznie. [6]

 

na podstawie:

 

1.Katalog Sinn 2005 http://sinn.de/ENGLISH/CATALOG/index.html

2.drugi zegarek automatyczny w kosmosie http://sinn142.nav.to/

3.legendarny ??? http://www.chronomaster.co.uk/sinn.htm

4.H. Sinn Watchlife.com http://www.watchlife.com/DesktopDefault.aspx?tabid=263

5.Wikipedia Niemiecka - Helmut Sinn http://de.wikipedia.org/wiki/Helmut_Sinn

6.Artykuł z gazety http://forums.watchuseek.com/archive/index.php/t-21126.html


"Specialization is for insects" - Robert A. Heinlein

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tego bez komentarza zostawić po prostu nie mogę. Z jednej strony chylę czoła umiejętnościom twórców katalogu Sinna. Świetna robota. Jak to mawiano w firmie w której kiedyś pracowałem - “to nie kłamstwo – to marketing” (nb. była to też firma “made in Germany”).

Czemu się czepiam? Otóż, primo - nie pierwszy - tylko drugi zegarek automatyczny w kosmosie - pierwszy był Seiko 6139. [2] (A Rosjanie to kosmonautów wystrzeliwali bez zegarków? Gagarin miał Szturmanskije? Czyż nie?)

Secundo – start i lądowanie kluczowe momenty misji wahadłowców odbywają się w warunkach zbliżonych do IDEALNYCH. Jeżeli akurat pogoda nie odpowiada to się je przekłada. Idealne warunki startu miał Challenger 3 miesiące potem (28/01/1986) i jakoś żadna firma się nie chwali, że jej zegarki przetrwały... I nic dziwnego – bo urządzenia zaprojektowane do wybuchania, spalania w wysokiej temperaturze i upadków z wysokości kilku kilometrów – to na pewno nie są zegarki (przynajmniej gdy to piszę) - tylko czarne skrzynki. Start promu kosmicznego to NIE są warunki ekstremalne – co najwyżej dosyć niezwykłe bo przyspieszenie w ciągu paru pierwszych minut są spore ale skoro wytrzymują je delikatne roślinki i ludzie to tym bardziej precyzyjnie wykonane stalowe lub tytanowe mechanizmy powinny je znieść bez uszczerbku.

Tertio - lądowanie promu kosmicznego odbywa się lotem ślizgowym – jest on wtedy zwykłym szybowcem... a pas w bazie Edwards ma jakieś 4,5 km długości... czy to przykład warunków ekstremalnych??? BTW. Idealne warunki “lądowania” miała Columbia 01/02/2003 a jak wyszło...

No i dalej - piszą o eksperymentach - wg Wikipedii dotyczyły one fizyki płynów, ciał stałych, wzrostu kryształów i zachowania roślinek oraz testy zmysłu równowagi (ludzi – nie roślinek, oczywiście) w warunkach nieważkości. Jeśli nawet, któryś z tych eksperymentów wymagał zmierzenia czasu, to pewno chodziło o jakiś precyzyjny i powtarzalny pomiar a nie za przeproszeniem “circa about” z obsługą ręczną choćby nawet chronometrem na Lemanii 5100, Człowiek to ciągle najbardziej zawodne ogniwo...

Wikipedia mówi o 75 eksperymentach a nie o ponad stu ale to jest akurat mało istotne.

 

No i jeszcze jedna sprawa, która mi przypomina taki dowcip:

 

“- a mój dziadek dziadek to był w AK...

- w Armii Krajowej?

- nie... w Afrika Korps”:twisted:

 

{do wiadomości ABW, CBŚ, CBA i innych marnotrawców podatków: zastrzegam, że jakiekolwiek podobieństwo ww dowcipu do osób, sytuacji i faktów z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; ze szczególnym uwzględnieniem polityków rządu okupującego moją Ojczyznę jest niezamierzone lub wprost przeciwnie}:twisted:

 

Anglicy Herr Helmuta Sinna określają mianem “legendarny pilot”. Intrygujące nieprawdaż?[3] Herr Sinn urodził się 3 września 1916, licencję pilota uzyskał w wieku 18 lat [4] co daje rok 1934, a więc już po demokratycznych wyborach, w których naród Niemiecki wybrał na nowego kanclerza wodza dynamicznie rozwijającej się partii... :twisted: Potem długo, długo, długo, długo nic nie wiadomo, aż wreszcie okazuje się w roku 1953 wygrał wyścig (samochodowy) Algier – Capetown miał już wtedy 37 lat, po następnych 8 latach mając 45 lat zakłada firmę zegarkową... Gdzież tu jakieś wyczyny czy pokazy pilotażu? A, zaraz, zaraz – piszą [3,4], że Herr Sinn nie mógł kontynuawać swej lotniczej pasji po zakończeniu WWII z powodu zakazu pilotowania samolotów przez Niemców. Po mojemu znaczy to chyba, że skoro nie mógł zostać legendarnym pilotem po wojnie (i dlatego zajął się zegarkami) - to wydaje się logiczne, że musiał się czymś szczególnym wsławić w lotniczym świecie zanim zakończyła się WWII. Na czym polegała jego legenda? Gdzie był w roku 1936? A między 1939 i 45 – gdzie skrzydła poniosły? Ale oczywiście moje logiczne wnioski są oparte jedynie na niesprawdzonych internetowych źródłach....

 

 

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

 

Pozdrawiam


"Specialization is for insects" - Robert A. Heinlein

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oczywiście, że tak się robi biznes :] a zegarki mi się podobają, ale jakbym miał kupić coś z tej półki cenowej, nie wybrałbym Sinna

 

http://web.archive.org/web/20050411022953/...biographie.html

 

co robił w latach 1939-45:

 

"Mein Traum war erfy2nźllt, ich wurde noch von Zivilisten im Motorflug ausgebildet und als ich fertig war begann der zweite Weltkrieg. ZunÓchst flog ich in Frankreich vorwiegend am Órmelkanal EinsÓtze zur Beobachtung und AufklÓrung. Schon nach drei Wochen wurde mit der Franzy2nśsischen Republik ein Friedensvertrag geschlossen und ich glaubte, der Krieg sei vorbei. Meine Einheit wurde in die NÓhe von Wien nach Ósterreich verlegt, wo ich meine gesamte Freizeit bei Segelfliegern in Prey2nźburg verbrachte. Es folgte jedoch der Balkanfeldzug, in dem ich ebenfalls als AufklÓrer zum Einsatz kam. Bereits nach einigen Wochen war auch dieser Feldzug beendet. In Posen und Waldpolenz wurde ich auf gry2nśy2nźere Flugzeuge umgeschult. Gleich zu Beginn des Ruy2nźlandfeldzuges wurde ich bei einer Notlandung im Wald verletzt und wurde einige Monate in einem Speziallazarett in Paris Clichy behandelt. Nachdem ich wieder fliegen durfte, wurde ich zur Blindflugschule Posen versetzt und als Fluglehrer ausgebildet. Bis zum Ende des Krieges war ich dann Fluglehrer auf JU 52 (Junkers 3 Motoren), JU 88, HE 111(Heinkel) , HE 86 und einigen mehr. In erster Linie schulte ich Piloten auf der JU 88 auf den Nachtflug um."

 

Francja, Bałkany - rozpoznanie, front Wschodni - ranny podczas przymusowego lądowania (zestrzelony?), leczył się w Paryżu-Clichy, potem instruktor pilotażu Ju-52, He-88, He-111 (bombowce), także lotów nocnych

 

mój niemiecki jest słaby, ale tyle to zrozumiałem :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki arco

 

Czyli nie legenda tylko Luftwaffe...

 

Her H. Sinn był też nauczycielem w szkole w Poznaniu...

 

Można powiedzieć, że latał z chłopakami z Dywizjonu 303... tylko w przeciwnym kierunku...

 

I niewiele brakowało a Herr L.Schmidt nie miałby od kogo kupić Sinna.


"Specialization is for insects" - Robert A. Heinlein

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.