Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here
Eugeniusz Szwed

Ball Watches Adventure - czyli 5032 mile po USA z kolejową historią pomiaru czasu.

Rekomendowane odpowiedzi

Kieszonkowy staruszek pewnie czuł się w Santa Fe jak u siebie ... jego klimat ! Pięknie prezentuje się na tle stacji kolejowej. A, tak na marginesie - zdjęcie nr 13, co to za dwa mocno wiekowe auta ? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie na stacji było bardzo klimatycznie. Rail Runner jest sporo młodszy od naszej kieszonki. Co do samochodów to niestety nie znam się ma starej motoryzacji ale na 100% to już nie oryginały ale roadstery.

Poniżej jeszcze  jeden, który nie zmieścił się w kadrze.

 

839CBBC9-6AB5-42EE-8E3C-79A6AEB58969.jpeg

 

CCDC9509-A262-4F8E-811E-24123D2E23FF.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stare samochody, dyliżanse, parowozy, wiekowe klimatyczne stacje kolejowe i masa innych amerykańskich jak nie skrajnie gorących, to słonych miejsc ... Dzięki Twojej wyprawie i cierpliwości towarzyszącej Ci rodziny, my mamy okazję zwiedzić kawał Ameryki ! Bez biletu i wychodzenia z domu ... 😜

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 20.07.2022 o 06:24, Hecke napisał(-a):

 

Przez Góry San Juan.

Po dniach z temperaturą dochodzącą do 40 stopni a czasami i ją przekraczając, miłą odmianą był poranek w Durango gdzie słupek w termometrze wskazał zaledwie 16 stopni. Odebrałem to z dużą ulgą, ponieważ za moment wyruszałem na stację kolejową, gdzie do górskich podróży szykują się lokomotywy linii Durango- Silverton. Pamiętam dni, kiedy jeszcze jako uczeń ostatniej klasy szkoły podstawowej nie mogłem się doczekać ja ruszę z moim przyjacielem na poszukiwania minerałów w Sudetach, tak i teraz minuty przed wyjściem z hotelu dłużyły mi się jak lekcja matematyki. Wreszcie wybiła 7:00 i mogę ruszać. Od samego początku zrobiło się magicznie. W drzwiach uroczej westernowej stacji przywitała mnie z uśmiechem konduktorka, która powiedziała mi kilka interesujących informacji o muzeum i ruszających w swoje trasy pociągach, po czym serdecznie zaprosiła mnie do muzeum, które znajduje się w części hali wachlarzowej, gdzie druga część jest nadal czynna i wykorzystywana do utrzymania parowozów. Jak się okazało muzeum w swoich zbiorach posiada nie tylko eksponaty dotyczące kolei, ale również te związane z górnictwem, wojskiem, motoryzacją i mocno popularnym w tym regionie traperstwem. Ja jednak skoncentrowałem się na tematyce kolejowej. Wśród eksponatów, udało mi się po raz pierwszy odnaleźć te związane z pomiarem czasu. Jedna mój entuzjazm szybko zgasł, ponieważ to co było prezentowane, w żaden sposób nie odpowiadało, nie tylko moim oczekiwaniom, ale nawet trudno znalezione zegarki można było uznać za kolejowe. Trochę w tym zakresie, uratowała historia zegarka Abrahama Lincolna, w którym została przekazana informacja w pierwszych dniach Wojny Secesyjnej od Jonathana Dillon o ataku przez Konfederatów Fortu Sumpter. Sama replika tego zegarka, w mojej ocenie była jednak słaba. Sami oceńcie. Przechodząc od gabloty do gabloty usłyszałem z zewnątrz znajomy odgłos ruszającej lokomotywy parowej. Było jednak zbyt wcześnie na odjazd ze stacji. Wyszedłem na wewnętrzny dziedziniec hali, gdzie znajdują się wyjazdy oraz obrotnica. Moim oczom ukazał się przepiękny parowóz. Miałem szczęście, ponieważ właśnie zaczynały się manewry na obrotnicy. Było jeszcze na tyle wcześnie, że słońce stwarzało doskonałe warunki do robienia zdjęć. Naciągając trochę, powiedziałbym, że były to tzw. złote godziny.  Dodatkowego nastroju, dodawał lekki wiejący od strony lokomotywy wiatr. Pozwolił wyczuć charakterystyczny zapach oliwy oraz dymu snującego się z komina. Nawet niesione jego siłą, dotarły do mnie kropelki wody, które kilka chwil temu w postaci pary wodnej uniosły się w powietrze z chwilą, gdy lokomotywa wydała z siebie ostrzegawczy gwizd. Tak mocno przeżywałem ten moment, że nie zauważyłem, kiedy stanął obok mnie młody konduktor, również obserwujący taniec lokomotywy na obrotnicy. Kiedy lokomotywa wykonała swój ostatni obrót, aby po chwili zniknąć za budynkiem, konduktor uśmiechnął się do mnie i powiedział: Widać, że nie jesteś zwykłym turystą, mało kto z taką koncentracją obserwuje jak obracana jest lokomotywa po wyjeździe z hali na obrotnicy. Po czym dodał, odwróć się, w muzeum jest już sporo ludzi i nikt się do nas nie przyłączył. I tak zaczęła się nasza krótka pogawędka. O czym, oczywiście o kolei i trochę o zegarkach. Byłem trochę zaskoczony, że mój rozmówca, jest kolejną osobą, mówiąc kolokwialnie, z branży, która nie miała pojęcia o historii z katastrofą kolejową, będącą przyczynkiem do standaryzacji czasu na kolei. Po wyedukowaniu nowego kolegi w tym zakresie, poszedłem ustawić się w dogodnym miejscu, z którego będę mógł obserwować wyjeżdżające w drogę pociągi. A było ich aż trzy: dwa składy ciągnięte przez parowozy i jeden przez lokomotywę diesla, której produkcja datowana była na 1969 rok. Gdyby nie podróżni spieszący się na swój pociąg, ubrani jak turyści: w kolorowe koszulki, klapki, krótkie spodenki, noszący na nosie okulary przeciwsłoneczne a w ręku aparaty fotograficzne, chwila przygotowania lokomotyw do drogi, jak i sam moment ich odjazdu, mógłby odpowiadać tym chwilą, kiedy sto lat temu te same lokomotywy wiozły swoich pasażerów do pracy, czy do rodziny mieszkającej w odległej miejscowości. Tak minęły mi pierwsze godziny poranka. Przed nami droga do niezbyt ciekawego miasteczka o mało oryginalnej nazwie Grand Junction. Jednak sama droga miała nam przynieść jeszcze wiele atrakcji. Nie bez powodu bowiem Tarantino na plenery swojego westernu wybrał właśnie Góry San Juan. Przed odjazdem jeszcze spacer główną ulicą Durango i w drogę. Dojeżdżając do Silverton ponownie przenieśliśmy się w czasie do czasów Dzikiego Zachodu. Szerokie ulice tego miasteczka, w dużej części nadal niewyasfaltowane, stara zabudowa, przejeżdżające dyliżanse i gwiżdżący na stacji pociąg stworzyły westernową atmosferę, która kojarzyła nam się z tą, z III części Powrotu do Przyszłości. Aż chciało się zostać na dłużej, jednak rozsądek podpowiadał, aby ruszać dalej, przed nami jeszcze ponad 120 mil podróży w wysokich górach, gdzie raz jesteśmy na wysokości ponad 3 tys. m n.p.m., aby za moment zjechać do doliny położonej na wysokości około 1,7 tys. m n.p.m. Zachwyceni urokiem Durango i pięknem Silverton, postanowiliśmy dość mocno zboczyć z drogi i przejechać dodatkowe 40 mil aby zobaczyć Telluride, miejscowość wybraną przez Tarantino na plenery jego ostatniego westernu i miejsca gdzie bohaterowie Top Gear urządzili sobie jazdę Jaguarami po zboczach zaśnieżonych gór. My jednak nie miesiliśmy tyle fantazji co Hammond, Clarkson i May, aby jeździć po stokach gór i przed wjazdem na szutrową drogę wiodącą do jednego z bardziej urokliwych wodospadów tych gór: Bridal Veil Falls, zatrzymaliśmy się na parkingu. O słuszności naszej decyzji, utwierdziliśmy się, patrząc jak śmiałkowie z rasowych terenówek dopompowali opony po zjeździe z gór. Kilka zdjęć wodospadu z parkingu i ruszamy dalej. Dzień zakończyliśmy o zachodzie słońca, docierając do mało westernowej miejscowości będącej, jak sama nazwa wskazuje, skrzyżowaniem dróg. 

Zegarkom znowu zafundowałem kolejkę górską z częstą zmianą ciśnienia oraz temperatur. Różnica między kieszonkowym a naręcznym spadła do równych -120 sekund, co wskazuje, że staruszek nadrobił: + 7 sekund. Zmienne warunki w mniejszym stopniu wpłynęły na młodego, który zrobił dodatkowe +2 sekundy, notując +41 sekund do wzorca. 

 

 

Wycieczka po muzeum.

IMG_4655.jpeg

 

IMG_4658.jpeg

 

IMG_4659.jpeg

 

IMG_4660.jpeg

 

IMG_4661.jpeg

 

IMG_4668.jpeg

 

IMG_4669.jpeg

 

IMG_4682.jpeg

 

IMG_4686.jpeg

 

IMG_4689.jpeg

 

 

 

Taniec na obrotnicy. Film bardziej oddaje atmosferę ale jest zbyt duży aby go tu zamieścić, Jeśli ktoś ma ochotę to prośba o info na maila. 

IMG_4700.jpeg

 

IMG_4701.jpeg

 

IMG_4704.jpeg

 

 

 

Przygotowania do podróży i odjazd.

IMG_4726.jpeg

 

IMG_4731.jpeg

 

IMG_4744.jpeg

 

IMG_4750.jpeg

 

IMG_4752.jpeg

 

IMG_4754.jpeg

 

IMG_4757.jpeg

 

IMG_4649.jpeg

 

IMG_4650.jpeg

 

 

Codziennie zaglądam co tam u Ciebie

Jak zwykle rewelacyjne zdjęcia i ciekawy opis.

Super !!! 

 

Co do zegarków z muzeum- ech te muzea  :-(((

 

 

IMG_4659.thumb.jpeg.06e8a4f69e57d951a4bb9125667fafab.jpeg

Screenshot_20220721-153558_Chrome.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
30 minut temu, Eugeniusz Szwed napisał(-a):

Stare samochody, dyliżanse, parowozy, wiekowe klimatyczne stacje kolejowe i masa innych amerykańskich jak nie skrajnie gorących, to słonych miejsc ... Dzięki Twojej wyprawie i cierpliwości towarzyszącej Ci rodziny, my mamy okazję zwiedzić kawał Ameryki ! Bez biletu i wychodzenia z domu ... 😜

Zakończyła się druga tercja. Przed nami ostatnia, tego meczu. Będzie chyba bardziej dziko, niż kolejowo, ale kremu kolejowego i zegarkowej wisienki na tym torcie nie zabraknie a i może kosmitów uda się znaleźć. 

16 minut temu, Paweł Bury. napisał(-a):

 

 

Codziennie zaglądam co tam u Ciebie

Jak zwykle rewelacyjne zdjęcia i ciekawy opis.

Super !!! 

 

Co do zegarków z muzeum- ech te muzea  :-(((

 

 

IMG_4659.thumb.jpeg.06e8a4f69e57d951a4bb9125667fafab.jpeg

Screenshot_20220721-153558_Chrome.jpg

Niestety, taka muzealna rzeczywistość. Na stacji w Durango, w sklepie z pamiątkami sprzedawali ładniejszy pamiątkowy zegarek na bateryjkę za 25 USD, także mogli jego tam dać. Co prawda też Made in China ale lepiej wyglądał. Tak naprawdę lepiej byłoby gdyby w ogóle nic nie dawali. Strasznie to raziło, ale nie miałem sumienia zwracać uwagi tej przemiłej konduktorce na umieszczenie w ekspozycji tak słabego, trudno to nazwać, eksponatu. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, Paweł Bury. napisał(-a):

 

 

Codziennie zaglądam co tam u Ciebie

Jak zwykle rewelacyjne zdjęcia i ciekawy opis.

Super !!! 

 

Co do zegarków z muzeum- ech te muzea  :-(((

 

 

W naszym Cechu też znajduje się/ znajdowała się gablotka zegarków pseudodawnych z prenumeraty gazetowej 😀

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotr, przez Nowy Meksyk już chyba przejechaliście czyli Roswell jest za Wami. Skąd wiec kosmici mają się wziąć ? Gdzie poza Roswell mają lądowisko ? Za tą tablicą chyba też nie ... tzn. może tam są tylko wejść nie można ! 

 

 

Wfm_x51_area51_warningsign.jpg.0ee373877ffcad8b43e5ae9c78e043ad.jpg

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, Hecke napisał(-a):

Różnica między zegarkami spadła do -95 sekund. Co oznacza, że kieszonkowy nadrobił aż +25 sekund. Naręczny do czasu wzorcowego zrobił kolejne +3 sekundy i teraz spieszy się do wzorcowego o 44 sekundy. 

Mam pytanie. Czy macie pomysł z czego może wynikać ta nagła zmiana w przypadku kieszonkowego? Do pewnego czasu opóźniał się, natomiast od kilku dni przyspieszył.   

Witam, bardzo ciekawa relacja. Czekam na więcej. Co tyczy się zegarka kieszonkowego- trzeba zadać pytania o stan techniczny sprężyny napędowej i balansu, o przekładni chodu nie wspominając. Zakładając, że zegarek jest nakręcany raz na dobę o stałej porze, a balans jest wyważony prawidłowo, w co szczerze wątpię, można postawić zarzuty kompensacji termicznej. Na świadków powołuję źle rozmieszczone odważniki na wieńcu balansowym, jednakże ze względu na brak znamion przestępstwa wnoszę o umorzenie postępowania. Z pozdrowieniami, MM


Nie Politechnika, lecz chęć szczera zrobi z Ciebie inżyniera.

Poszukuję: zegarmistrzowskiej frezarki kształtkowej.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gablotka czasu.

 

IMG_5092.jpeg

 

IMG_5097.jpeg

 

IMG_5094.jpeg

 

IMG_5085.jpeg

 

IMG_5088.jpeg

 

 

I zegar w hotelu.

IMG_5098.jpeg

 

IMG_5099.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień wypełniony koleją po brzegi ! Bardzo, bardzo Ball'owy klimat. Zegarki pewnie z radości głośniej "cykały" 😜  A, co do tych alien'ów i muzyki, cóż ... czekam. Może to byłby dobry ślad:

 

Trigger-Willie_Nelson.jpg.3ab3f1eabe1f7253ee38effa4103516a.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

„Into the Wild”

 

Yellowstone. Co przywodzi mi na myśl nazwa tego najstarszego parku na świecie? Piękna dzika przyroda, małość człowieka wobec jej sił, wielka kaldera, przygoda. Kilka miesięcy temu natura pokazała nam swoją siłę, niszcząc część infrastruktury drogowej i odcinając od świata niektóre miejscowości, w tym miejsce naszego planowanego noclegu – Gardiner. Niemal doprowadziła do tego, że koniecznym mogło być dokonanie zmian naszej podróży, wyłączając ten piękny park z listy miejsc, które chcemy zobaczyć. Jednak czas pomógł zabliźnić część ran i Yellowstone otworzył swoje bramy dla turystów, aby mogli tego lata, po dwóch latach ograniczeń ponownie podziwiać jego piękno. Jest to park niepodobny do żadnego innego z wcześniej przez nas odwiedzonych. Rozległe równiny porośnięte trawą poprzecinane rzekami niosącymi ciepłe wody z gejzerów i źródeł. Wielkie lasy wplatające się w łąki tworząc harmonijną z nimi całość pięknie uzupełniane w drugim planie górami. Każdy punkt widokowy na drodze przyciągnął nas, aby jeszcze z innej strony spojrzeć na piękno otaczającego nas świata, marząc, jakże byłoby wspaniale móc założyć plecak i podążyć nieznanymi szlakami wielkiej kaldery. Każde miejsce czarowało i namawiało do pozostania. I chciało się pozostać, choć jeszcze jedną minutę i czerpać jego piękno. Jednak sprawca przemijania ponaglał do dalszej podróży. W dzikości tego miejsca, które na amerykański sposób częściowo zostało oswojone, zanurzyliśmy się od strony nie mniej pięknego parku, który doskonale uzupełnia Yellowstone, czyli od Grand Teton National Park. Teton ze swoimi granitowymi szczytami, nieograniczonymi z żadnej ze stron wzgórzami i przedgórzem, tworzy bramę do Yellowstone, przyzwyczajając swych gości do tego co mają za moment zobaczyć.

Tytuł powieści Jona Krakauera – „Into the Wild” doskonale pasuje do tego miejsca, ludzi i jego atmosfery choć nie jest to Alaska. W przeciwieństwie do bohatera jego powieści, znając swoje ograniczenia, nie dajemy się zwieść syrenim śpiewom dzikiej natury i pierwszy etap zwiedzania tych pięknych stron, kończymy w nie do końca trafnie wybranym miejscu naszego noclegu.  Dającym jednak chwilę na odpoczynek i przygotowanie się na kolejny zastrzyk wrażeń dozowanych przez Park Yellowstone.  

I w Parku Yellowstone nie udało się uniknąć miejsc, w których tym razem natura odmierza czas przez regularnie, właściwie co do minuty, rozpoczynający się spektakl jednego aktora – gejzer Old Faithful, który donośnym basem wydobywającym się z jego gardła, fontanną wody tryskającą z jego głębin i pióropuszem pary wodnej, pokazuje siłę drzemiącą pod powierzchnią tego miejsca. Zegarki były i widziały to wszystko, a jaki wpływ na nie to wywarło?  Kieszonkowy nadal goni naręcznego i teraz dzielą je tylko 43 sekundy. Czyli stulatek narobił +33 sekundy w ciągu doby. Dzisiejszy dzień wywarł jednak większy wpływ na młodego, który dodał dodatkowe +5 sekund różnicy do. Wzorca i obecnie wyprzedza go o 52 sekundy. 

Grand Teton – południowa brama do Yelowstone.

IMG_5112.jpeg

IMG_5113.jpeg

IMG_5119.jpeg

IMG_5120.jpeg

IMG_5145.jpeg

IMG_5154.jpeg

IMG_5132.jpeg

IMG_5134.jpeg

IMG_5169.jpeg

IMG_5171.jpeg

Old Faithful I jego majestat.

 

IMG_5183.jpeg

IMG_5189.jpeg

IMG_5205.jpeg

IMG_5213.jpeg

Tęczowe Grand Prismatic Spring.

 

IMG_5222.jpeg

IMG_5235.jpeg

IMG_5237.jpeg

IMG_5239.jpeg

IMG_5245.jpeg

IMG_5249.jpeg

IMG_5258.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na szlaku gejzerów i wodospadów.

 

Wczorajszy zachwyt Parkiem Yellowstone nie minął. W drugim dniu było nie mniej fascynujących miejsc, które oferowały nowe wrażenia, odsłaniając potęgę naszej planety drzemiącą pod powierzchnią. Wyczuwalny w powietrzu zapach siarkowodoru oznajmiał, że zbliżamy się do młodszych braci Old Faithful, którzy w swojej aktywności starają się dorównać starszemu bratu. Są jednak zupełnie inni. Jedni drzemiąc, czekają na odpowiedni moment, aby zarazem zachwycić, jak i przerazić swoją potęgą obserwatorów. Drudzy, jak niecierpliwe dzieci, nieustannie pokazują jaką siłą dysponują, wyrzucając kłęby pary wodnej. Czy jeszcze inni zmęczeni wcześniejszą aktywnością, lekko tylko zaznaczają, że nadal mają wielki potencjał, a rozmiar zniszczenia wokół nich, świadczy o potędze, której jako doświadczeni nie muszą dziś prezentować. Zgoła odmienne wrażenia dawały rzeki płynące przez Park. Zdawać się może, że leniwie, często rozlewając się szeroko na łąkach, płyną przez równiny i doliny, aby ostatecznie dotrzeć do jednego z wielu jezior Yellowstone. Jednak i one miejscami, wycinając głębokie kaniony w żółtej skale, pokazują potęgę zgromadzoną w ich wodach bębniąc o skały spływając z kilkudziesięciometrowych urwisk. Jeszcze innych wrażeń dostarczał widok tarasów uformowanych niczym pola kaskadowe przez wody ciepłych źródeł, ciesząc odwiedzających feerią barw, którą zawdzięczają minerałom zgromadzonym w otaczających je skałach. Dzisiaj dotarliśmy do gór, które jak dobry aktor drugoplanowy stanowią uzupełnienie parku, w jego przedstawieniu. Oglądanie tego spektaklu z balkonu teatralnego dało nam zupełnie inną perspektywę dostarczając nowych wrażeń. Całości dopełniała fauna parku, która wczoraj, jeszcze jakby nieśmiała, nie chciała pokazać swojej natury, albo wskazywała, że to ona decyduje o miejscu i czasie, w którym odsłoni swoje oblicze, a dzisiaj jakby już oswojona z naszą obecnością, przywitała nas życzliwie, jak dobry gospodarz zmęczonego wędrowca. Dzisiaj opuszczamy ten raj na Ziemi. Wiedząc jak wiele jeszcze zostało do zobaczenia, zaczynamy tęsknić, pocieszając się, że może będziemy mogli jeszcze kiedyś odbyć podróż przez ten nierealny w obrazie, z perspektywy wielkiego miasta, świat. Mając nadzieję mówimy, do zobaczenia, nie żegnamy się, marząc już  o ponownym spotkaniu. 

Te dwa dni podróży przez Yellowstone, pomimo, że w przeważającym zakresie, odbywanej samochodem, dodało po jedenaście kilometrów przebiegu na naszych licznikach pieszych wędrówek. Niby niewiele, a jednak fizycznie odczuwalne. Może to za sprawą pewnego rodzaju przekładańca: 20-30 mil samochodem, 2-3 mile pieszo. 

Zegarki nie miały zbyt wielu okazji do prezentowania się przed obiektywem aparatu, a to za sprawą zbyt dużej ilości odwiedzających park, którzy przez swoją nieuwagę mogliby doprowadzić do katastrofy i uszkodzenia lub nawet utracenia naszych bohaterów. Jednak znalazło się parę chwil, kiedy możliwe było odbycie krótkich sesji. Pobyt w parku nie spowodował jakiś istotnych zmian w pracy zegarków. Kieszonkowy nadal kontynuuje swoje szybsze tempo zmniejszając. dystans do naręcznego do -25 sekund, czyli +18 sekund w dobie. Ohio kolejny dzień w parku robi +5 sekund, jakby zsynchronizował się z nim na te dwa dni. Teraz ma już 57 sekund wyprzedzenia do zegara w telefonie. 

Obrazy więcej mówią niż słowa. 

Gejzery – młodsi bracia.

IMG_5274.jpeg

IMG_5280.jpeg

IMG_5288.jpeg

IMG_5297.jpeg

IMG_5305.jpeg

Wodospady Yellowstone

 

IMG_5382.jpeg

IMG_5396.jpeg

IMG_5401.jpeg

IMG_5426.jpeg

IMG_5428.jpeg

Kanion Yellowstone.

 

IMG_5416.jpeg

IMG_5437.jpeg

IMG_5415.jpeg

Kaskady ciepłych źródeł.

 

IMG_5316.jpeg

IMG_5321.jpeg

IMG_5323.jpeg

IMG_5331.jpeg

IMG_5353.jpeg

IMG_5364.jpeg

Flora Parku.

 

IMG_5365.jpeg

IMG_5461.jpeg

IMG_5469.jpeg

IMG_5472.jpeg

IMG_5485.jpeg

Krótka sesja.

 

IMG_5413.jpeg

IMG_5406.jpeg

IMG_5403.jpeg

IMG_5384.jpeg

Pożegnanie z Yellowstone - widok z gór i jezioro Yellowstone.

 

IMG_5373.jpeg

IMG_5473.jpeg

Edytowane przez Hecke

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widoki zapierające dech w piersi !

przerażajace jest to co znajduje się pod powierzchnią Yellowstone.
Info z Wikipedii: 

Park usytuowany jest na rozległym wulkanicznym płaskowyżu, pod którym na głębokości 7–17 km (pomiar metodami sejsmicznymi[2]) znajduje się komora magmowa (dł. 72 km, szer. 30 km i głębokość 660 km[3]). Za pomocą diagnostyki magnetotellurycznej ustalono, że 300 km pod ziemią również znajdują się silnie stopione skały[2]. W przeszłości (przed ponad 2 mln lat, 1,3 mln lat i 640 tys. lat) dochodziło w tym miejscu do eksplozji superwulkanu, które powodowały rozległe zniszczenia. Park narodowy jest rozcięty głębokim wąwozem rzeki Yellowstone. Przez park przechodzi wododział kontynentalny Ameryki[4]. W 1978 Park Yellowstone został wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury i przyrody UNESCO. Ustanowiono też rezerwat biosfery[5].

 

No i niech to kiedyś w przyszłości zrobi „bum” ! A ponoć że zrobi jest pewne jak 2x2=4 😱

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadza się Eugeniuszu.  To w końcu czynny wulkan o czym świadczą zachodzące w Yellowstone zmiany. Co jakiś czas następuje podwyższenie terenu w jednej części parku a obniżenie w drugiej. Nie są to znaczące zmiany, około kilkunastu centymetrów. Jednak świadczą o przemieszczaniu się magmy w komorze magmowej. Nie można jednak przewidzieć jak będzie wyglądała taka erupcja i kiedy nastąpi. Jedni uspakajają wskazując, że może to być powolny wypływ magmy w kilku miejscach doliny będącej kalderą, a inni wieszczą katastrofę o tej skali, która w hipotezach miała prawie zniszczyć gatunek ludzki, kiedy to około 74 tyś. lat temu wybuchł superwulkan Toba na Sumatrze. W naszej bliskiej okolicy również mamy. superwulkany: Włochy, Grecja, Niemcy. Kilka lat temu trafiłem w telewizji na dosyć słaby film, chyba produkcji niemieckiej, o wybuchu superwulkanu w Niemczech. Był też film o tym w Yellowstone, ale i tej produkcji nie można nazwać, jako ciekawego filmu katastroficznego. Niezależnie od tych informacji, cieszmy się pięknem tych miejsc i miejmy nadzieję, że nic nie wybudzi Yellowstone, ani żadnego innego z tego typu wulkanów, z drzemki. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pożegnanie z Dzikim Zachodem.

 

Zaczynamy podróż na wschód, powoli zbliżając się do końca naszej podróży. Przed nami jeszcze około 1300 mil, a za nami blisko 4400 mil. Z chwilą opuszczenia Yellowstone, zostawiliśmy za sobą ostatni z odwiedzanych Parków Narodowych, a obierając kierunek na wschód, opuszczamy również dziki zachód. Zanim jednak wyjechaliśmy z niego na dobre, jeszcze przez kilka godzin cieszyliśmy się jego atmosferą i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Początek dnia, po trudach podróży przez Yellowstone, rozpoczął się nam iście westernowo – w samo południe. Zbliżając się do starego miasteczka z dzikiego zachodu, z dala widzieliśmy już charakterystyczną zabudowę oraz bielejące kości jeleni, czasek bizonów i niedźwiedzi kontrastującą z ciemnym brązem drewnianych chat. W jednym miejscu miasteczka Cody zebrano z całego zachodu oryginalne budynki z XIX i początku XX wieku, dając możliwość zwiedzającym odczuć atmosferę tamtych czasów i choć na chwilę wchodząc do małych pomieszczeń domów, zrozumieć, z czym mierzyli się pionierzy, starający się żyć na tych terenach. Poznając historię właścicieli zgromadzonych tam budynków, nie sposób było nie pomyśleć o ich losach i tego co ich pchnęło do poszukiwania „lepszego” życia na zachodzie. Trochę w irracjonalny sposób, wchodząc do chaty bandy The „Wild Bunch” tworzonej między innymi przez Sundance Kid-a i Butcha Cassidy, czuło się dreszczyk emocji, myśląc o tym, że ci zwyczajni bandyci spędzali w niej czas, planując kolejne napady, a my teraz mamy okazję zobaczyć, jak żyli, kiedy jeszcze mogli żyć. To ciekawe, jak bardzo podziwiamy historię życia takich ludzi, którzy przez filmy zostali wykreowani jako bohaterowie, gdy normalnie nie powinni budzić naszego zainteresowania, ponieważ byli zwykłymi mordercami, rabusiami i ich postawa nie miała nic wspólnego z Robin Hoodem. W rzeczywistości, prawdziwymi bohaterami byli ludzie, którzy starali się w tych nieludzkich warunkach stworzyć nowy, lepszy świat. Tacy jak nauczyciel Alfred Nower, który umarł na skutek odniesionych ran i gangreny, Curly – Indianin, który w nowej rzeczywistości zdominowanej przez napływową ludność, starał się znaleźć swoje miejsce, czy też John „Jeremiah Liver-Eating” Johnston, który po zabójstwie żony, dokonanej przez Indian poprzysiągł im zemstę, ścigając każdego czerwonoskórego, dokonując na nich ostatecznego rozliczenia za śmierć swojej ukochanej. Przyczyny nadania mu takiego przydomku, nietrudno się domyśleć. Przed opuszczeniem Cody, nie mogliśmy ominąć muzeum dedykowanego jednemu z największych promotorów dzikiego zachodu – Buffalo Billowi, którego prawdziwe imię i nazwisko brzmiało: William Frederick Cody. Tak, to nie pomyłka, miasto, w którym spędziliśmy noc, głównie dzięki jego wysiłkom powstało i to ku uczczeniu jego osoby nosi dzisiaj nazwę od jego nazwiska. Poza tym, że Buffalo był doskonałym biznesmenem, skautem, żołnierzem, był również zapewne pierwszym specjalistą od marketingu. Nikt bowiem lepiej, nie pokazywał jak wyglądało zdobywanie dzikiego zachodu niż on. Promując historię dzikiego zachodu przebył całe wschodnie i środkowe Stany USA. Wybrał się ze swoim cyrkiem, liczącym ponad siedmiuset aktorów, dziesiątki, jak nie setki zwierząt i niezliczone ilości rekwizytów, za ocean, dając przedstawienia między innymi przed Królową Victorią, Królem Edwardem VII czy też Królem Włoch Victorem Emmanuelem III. Dał się również poznać polskiej publiczności, która w tamtym czasie jeszcze zniewolona, na terenach dzisiejszej Małopolski, Śląska, czy też dzisiejszej Zachodniej Ukrainy, mogła zobaczyć poruszające widowisko. Być może część z naszych rodaków właśnie pod wpływem jego przedstawień, zdecydowała się ruszyć w daleką podróż do Nowego Świata. W historii Buffalo Billa, ukazanej w muzeum, nie zabrakło też historii o zegarkach. W kilku gablotach, trochę w mniej interesujący mnie sposób, ale ciekawy dla innych, zaprezentowano zegarki, które stanowiły własność samego Billa, czy też członków jego rodziny, jak i zegarki, które były prezentem dla niego od członków rodzin królewskich. W przypadku tych pierwszych, można chyba stwierdzić, że lubił firmę Elgin, ponieważ tylko zegarki tej firmy były prezentowane na wystawie. Przechodząc ponad 4 kilometry po muzeach, gdy trudy podróży dawały już nam się we znaki zmęczeniem fizycznym, na chwilę przed wyjazdem, mogliśmy wrócić jeszcze do dawnych czasów. Tak zostawiamy za sobą zachód, ale to jeszcze nie koniec interesujących miejsc. Przed nami jeszcze 7 dni podróży przez nie mniej interesujące miejsca.

Zegarki dalej odmierzają nam czas pozwalając dzięki wskazywanej godzinie przynajmniej częściowo mieć nawiązanie do Polski. Niezmiennie bowiem od początku podróży mierzą godziny według czasu w Polsce. Ich wskazania prawie są identyczne. Kieszonkowy spiesząc się, wyprzedził już naręcznego i teraz to on ma +3 sekundy, co wskazuje, że w dobie zrobił +28 sekund. Chyba trudny podróży dają mu się również we znaki, jak i nam. Naręczny zrobił +8 sekund, co jak na niego, to też spore odchylenie. Teraz ma +65 sekund do zegara wzorcowego.

Miasteczko z dzikiego zachodu. 

IMG_5489.jpeg

IMG_5490.jpeg

IMG_5607.jpeg

Szkoła, w której nauczyciel Alfred Nower spędził ostatnie dni swojego. życia.

 

IMG_5510.jpeg

IMG_5511.jpeg

Chata Indianina Curliego.

 

IMG_5494.jpeg

IMG_5493.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ku pamięci Wielkich.

Devils Tower to jeden z naturalnych monumentów Black Hills. Jednak będący świętym miejscem Indian łańcuch górski Black Hills skrywa jeszcze inne monumenty, które jednak są już dziełem ludzkich rąk. Skały, z których zbudowane są góry, stały się idealnym tworzywem dla rzeźbiarzy, którzy wskazali je jako doskonałe miejsce do umieszczenia gigantycznych rzeźb. I tak, na zlecenie, w jednym przypadku władz USA, a w drugim najwyższego wodza plemienia Lakota, rozpoczęła się budowa odpowiednio: monumentu czterech prezydentów Stanów Zjednoczonych oraz dzielnego wojownika plemienia Lakota: Crazy Horse. W. tym pierwszym przypadku monument został ukończony po dwudziestu latach od rozpoczęcia budowy. Dla Szalonego Konia, historia już nie była taka łaskawa, ponieważ budowany z datków pomnik, pomimo rozpoczęcia jego budowy w 1948 roku do dnia dzisiejszego nie został ukończony. A co do widoków na szybki finał tej inwestycji, to raczej ich nie widać i jeśli nic się nie zmieni, to za mojego pokolenia nie zobaczymy efektu końcowego. Odwiedzając punkt widokowy, a raczej wielki kompleks muzealny, dosyć znacznie oddalony od monumentu Indianina, odnieśliśmy wrażenie, że chyba funkcjonuje tu zasada: „chodzi o to, aby budować, ale nie zbudować”. Sam wjazd na teren kompleksu jest dosyć drogi, nie mówiąc już o cenach pamiątek, jedzenia i innych atrakcji.  Odległość od monumentu jest tak znaczna, że trudno mówić o zachwycaniu się jego wielkością i podziwianiu kunsztu rzeźbiarza. Ledwo widoczną twarz wielkiego wojownika można oglądać z jej profilu, co dodatkowo ogranicza atrakcyjność tego miejsca. Natomiast, po odwiedzeniu już wielu muzeów, zbiory zgromadzone w kompleksie, nie robiły na nas wrażenia. Niestety pomimo nadziei na zobaczenie wspaniałej rzeźby wykonywanej przez rzeźbiarza polskiego pochodzenia, a po jego śmierci w 1982, przez jego rodzinę, spotkało nas rozczarowanie tym co zobaczyliśmy, potęgowane wrażeniem, że zostaliśmy naciągnięci. Czy projekt ten nie ma szczęścia i wisi nad nim klątwa wielkiego wojownika, który nie życzy sobie umieszczania jego wizerunku, niszczącego dodatkowo góry, które są świętym miejscem dla Indian z jego plemienia, czy też jest efektem źle zawartej umowy na jego wykonanie przez wodza plemienia a bardzo dobrej dla rodziny Ziółkowskich? Tego z tej krótkiej wizyty raczej się nie dowiemy. Nie oglądając się więcej na Szalonego Konia, pojechaliśmy do Mount Rushmore, będącej jednym z miejsc, które każdy Amerykanin za swojego życia powinien zobaczyć. W tym przypadku nie było rozczarowania. Wykute w skale majestatyczne wizerunki czterech prezydentów Stanów Zjednoczonych: Washingtona, Jeffersona, Roosevelta i Lincolna, witają podróżnych już od samego wjazdu na teren Parku. Tak jak w przypadku Devils Tower, tak i tu krótki spacer pozwala na podziwianie tej płaskorzeźby z każdej strony mając tym samym szansę na odkrywanie wizerunków prezydentów z różnej perspektywy i przy zmieniającym się świetle. Ta w pewnym sensie laicka katedra upamiętniająca jednych z największych prezydentów Stanów Zjednoczonych inspiruje zwiedzających do bliższego poznania historii życia tym mężów stanu, jak i wpływu jaki wywarli na losy Ameryki. Jeszcze bardziej patriotycznego charakteru to miejsce nabiera wieczorem podczas ceremonii światła, kiedy to prowadzący ceremonię przybliża zebranym historię życia czterech prezydentów, których wizerunki uwiecznione zostały w górze, następnie następuje iluminacja, wspólne odśpiewanie hymnu USA a całe spotkanie kończy zdjęcie flagi Stanów Zjednoczonych z masztu i jej złożenie w charakterystyczny trójkąt przez widzów, którzy są weteranami wojennymi. Podczas ceremonii czuć było jak doniosła jest dla nich ta chwila i jak dumni są z tego, że są Amerykanami. Nam przypadła rola widzów, którzy z szacunkiem obserwowali to wydarzenie. 

Jeszcze jedną kwestię jestem winien wytłumaczyć. Kilka dni temu w jednej z relacji napisałem, że opuszczamy już dziki zachód. Z tym stwierdzeniem nie zgodził się mój syn wskazując, że jeszcze do rzeki Missisipi będziemy na dzikim zachodzie, albowiem to miasto St. Louis było bramą dzikiego zachodu, co zostało upamiętnione wzniesieniem łuku nazwanym „Gateway Arch”. Pozostaje mi się z nim zgodzić i dopiero jutro, jadąc do Sioux Falls moje stwierdzenie o opuszczaniu dzikiego zachodu stanie się prawdziwe.  

Do końca testu pozostało już tylko kilka dni. Po dzisiejszym dniu zegarki mają następujące wskazania. Kieszonkowy ma już odchylenie: +43 sekundy, co oznacza, że w dobie kieszonkowy przyspieszył o 39 sekund. Naręczny do wzorca ma +89 sekund, co oznacza, że i on zrobił dzisiaj spore odchylenie o 18 sekund. Czyżby zegarki odczuły patriotyczny charakter ceremonii światła? 

 

Dowód na to, że jesteśmy jeszcze na dzikim zachodzie – miasteczko Deadwood.

IMG_5763.jpeg

IMG_5765.jpeg

IMG_5767.jpeg

IMG_5771.jpeg

Szalony Koń, przynajmniej to co udało nam się z tej odległości zobaczyć. 

 

IMG_5773.jpeg

IMG_5778.jpeg

IMG_5780.jpeg

Wielka Czwórka.

 

IMG_5785.jpeg

IMG_5790.jpeg

IMG_5795.jpeg

IMG_5801.jpeg

A tak miała wyglądać  rzeźba ale zmieniono plany. 

 

IMG_5802.jpeg

Najbliżej, jak można było podejść.

 

IMG_5810.jpeg

Widok na Washyngtona z groty na szlaku.

 

IMG_5820.jpeg

W drodze na ceremonię światła.

 

IMG_5823.jpeg

I podświetlenie prezydentów oraz zdjęcie flagi przez weteranów. 

 

IMG_5830.jpeg

IMG_5834.jpeg

IMG_5835.jpeg

I po ceremoni.

 

IMG_5846.jpeg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Devils Tower - myślałem co jest z tymi alienami, o co chodzi ? Do tego muzyka ! No i stało się wszystko jasne. Film oglądałem kilka razy … jak mogłem na to nie wpaść 😱

 

Z jednej strony cieszę się że Twoja i rodziny  podróż powoli dobiega końca bo to zapowiada nasze spotkanie na które bardzo czekam. Ale z drugiej strony  to koniec serialu, koniec relacji, opisów i fantastycznych zdjęć. To mnie w ogóle nie cieszy … 😥

Piotr nie spiesz się ! Może jeszcze kilka mil … 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
27 minut temu, Eugeniusz Szwed napisał(-a):

Devils Tower - myślałem co jest z tymi alienami, o co chodzi ? Do tego muzyka ! No i stało się wszystko jasne. Film oglądałem kilka razy … jak mogłem na to nie wpaść 😱

 

Z jednej strony cieszę się że Twoja i rodziny  podróż powoli dobiega końca bo to zapowiada nasze spotkanie na które bardzo czekam. Ale z drugiej strony  to koniec serialu, koniec relacji, opisów i fantastycznych zdjęć. To mnie w ogóle nie cieszy … 😥

Piotr nie spiesz się ! Może jeszcze kilka mil … 

To udało się nie zdradzić tajemnicy obcych. Co do melodii z filmu, to wydaje mi się, że była ona użyta w filmie o Jamsie Bondzie w odcinku Moonraker, jako hasło dostępowe do tajnego labolatorium w Wenecji.  

Jak każdy serial i ten miał swój początek i będzie miał zakończenie. Zostało jednak kilka odcinków i jeszcze ponad 1000 mil do przejechania. Dzisiaj mamy najdłuższy odcinek drogi do pokonania 370 mil.

Jest mi miło, że pisana przeze mnie relacja zainteresowała kilka, a może kilkanaście osób i również cieszę się na nasze spotkanie. 

Pozdrawiam i nie żegnam się jeszcze. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.