Ja dodam historię od siebie. Byłem użytkownikiem zegarków marek Longines, Omega i kilku mniej popularnych marek szwajcarskich. Zakupiłem na początku roku Seiko SJE073J1 - baby snowflake czy jakoś tak go zowią. Cena wyjściowa 10K. Jakość wykonania - przepiękny, dobrze i solidnie wykonany nie ma co się do niego przyczepić. Użytkowany sporadzycznie nie na codzień - do garniaka od co. Szczerze mówiąc nie chciałem inwestować w Grand Seiko, a chciałem spróbować Japońskiej technologii i popatrzeć na najpiękniejsze tarcze świata. Naprawdę wspaniały i przepiękny zegarek. No i teraz niestety muszę przejść do mechanizmu. Żart i rozczarowanie :-) tak bym go określił.
Podstawa - zepsuł się. Stawał kilka razy w ciągu jednej godziny. Rotor moim zdaniem przez coś blokowany bo od początku jeśli mam być szczery grawitacja na niego nie działała prawidłowo. Także jego zdolności automatycznego nakręcania się są średnie. Przy czym mam doświadczenia z zegarkami za 2-3 tyś ze Szwajcarii. Takich problemów po prostu nie ma. Najtańsza, nawet w połowie plastikowa ETA - nie będzie z nią większych problemów. ETA od 2824, nie wspominając 2892 bije ten mechanizm na głowę, może nie kulturą pracy i pięknem. Użytecznością i niezawodnością. W dodatku zegarmistrz, który był w stanie stwierdzić co się zepsuło - jest w Japonii. Przy czym zachowują to w tajemnicy co naprawiają/wymieniają - gwarancja. Jeśli mam być szczery - przy tym poziomie cenowym to się nie powinno wydarzyć. nie w pierwszym roku użytkowania zegarka - brak sportu, zabaw z psem i dzieckiem - jak z jajkiem, a efekt taki, że czasomierz odmówił posłuszeństwa. Dla mnie to koniec z tą egzotyką. Jak sobie pomyśle, że sprzedałem pod ten piękny zegar pancernego i topornego Longina - no nóż się otwiera. No chyba, że postawię sobie go w rotomacie i będę patrzył - bo jest na co. Do patrzenia piękna sprawa. Zegarek cudo. Przypomina mi się cytat z Dyzmy - "No tak to żywność, ale nie do jedzenia!"