"1920 Bitwa Warszawska" - niepotrzebne 3D - w kilku scenach (głównie panoramy plenerowe) dawało to ładny efekt, ale w większości przeszkadzało w oglądaniu. Filmy takie, jak "1920 Bitwa Warszawska", "Katyń", czy "Generał Nil" to przede wszystkim szansa na unaocznienie dawno minionych realiów - nie tylko podniosłych wydarzeń historycznych, ale i życia codziennego. W "Bitwie..." oprócz migawek z jednego variete, gdzie sanacyjni oficerowie piją i panny po zadkach podszczypują, praktycznie nie widać tego codziennego życia. Urzeka natomiast inscenizacja pomieszczeń, ulic, zagród wiejskich i scen bitewnych (jatka na cmentarzu robi wielkie wrażenie). Kapitalnie ucharekteryzowani są aktorzy wcielający się w postacie historyczne - Piłsudski, Trocki (świetny), Lenin (świetny), Stalin, Tuchaczewski (świetny), Witos. Wątek miłosny jest niestety tak marny, że z powodzeniem film poradziłby sobie bez dwóch głównych postaci: Aleksandry (Urbańska) i Jana (Szyc). Moim zdaniem nietrafione jest też obsadzenie Adama Ferencego w roli czekisty Bykowskiego. Pan Ferency jest sprawnym aktorem komediowym. Przekonującego potwora może odgrywać tylko, kiedy się nie odzywa. Jego wątek, choć bardzo ważny, bo obrazujący zasadę funkcjonowania władzy ludowej, jest przez błazeńskość aktora bardziej komiczny, niż tragiczny. Muzyka jest w tym filmie - rzekłbym - symfoniczno-kakofoniczna. Jest raptem jeden wpadający w ucho temat liryczny, który współgra z obrazem i nadaje mu głębszy wymiar. Zdjęcia bardzo dobre, choć, jak wspomniałem, można sobie było podarować efekt "trójwymiarowości". Reasumując, film jest nierówny. Pierwsza godzina, to połączenie śpiewogry z kinem awanturniczo-przygodowym. Druga godzina, to inscenizacja wydarzeń historycznych, pokazana sprawnie, czytelnie i widowiskowo.