Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here

gardenia

Nowy Użytkownik
  • Liczba zawartości

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Reputacja

0 Początkujący

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Lokalizacja
    Małopolska
  1. Nie jest ze mną aż tak źle Np. "Katyń" uważam za bardzo widowiskowy film - nie ma tam może malowniczych, zapierających dech w piersiach ujęć, jak w "Avatarze", ale jest wspaniale dopracowana scenografia i zapadające w pamięć sceny. Dla mnie to też widowiskowość. Przypomniał mi się film "Dwunastu gniewnych ludzi". Całość dzieje się w jednym pomieszczeniu. A ma sceny, których również nie sposób zapomnieć. To dla mnie także widowiskowość. No, ale gdybym musiał ograniczać się tylko do filmów polskich traktujących o czasach II wojny światowej, to wyżej cenię "Generała Nila" i o niebo wyżej "Katyń" od "W ciemności".
  2. Ja na "W ciemności" byłem dziś. Filmy o realiach czasów II wojny światowej zawsze mnie interesują. Na film "W ciemności" poszedłem z ochotą zachęcony wszechobecnymi reklamami. W skrócie moje wrażenia po filmie: bardzo dobra rola Roberta Więckiewicza, bardzo przekonujące dialogi w bałaku. Tyle z plusów. Minusy: większość bliskich kadrów, szarpanych, nieostrych ujęć - mających zapewne nadać scenom realizmu, ale też świadczących o małym budżecie. Sceny aktów seksualnych niepotrzebne. Zwłaszcza całkowicie nieuzasadniona scena stosunku Więckiewicza i Preis. Skoro w filmie są parą małżeńską, to można domyślać się, że od czasu do czasu mogą się kochać - niekoniecznie trzeba to dość szczegółowo pokazać. Film nuży klaustrofobią (nie każdy film, którego akcja toczy się na bardzo ograniczonej powierzchni musi być aż tak nudny). Niemiecki aktor Benno Furman grający jednego z Żydów przechowywanych przez Sochę ma tak drewnianą twarz, że aż żenuje. Mimo 14 miesięcy spędzonych w kanałach ukrywający się są podejrzanie dobrze odżywieni. Reasumując: IMO można sobie spokojnie odpuścić. Film nudny, nie porywa, nie jest widowiskowy (jak np. "Pianista", który również dzieje się w lokalizacjach kameralnych). Uratowany wyłącznie przez Roberta Więckiewicza. Ale jeśli ktoś lubi przyglądać się stosunkom płciowym w filmach aspirujących do miana wybitnych, to oczywiście bardzo, bardzo polecam.
  3. "1920 Bitwa Warszawska" - niepotrzebne 3D - w kilku scenach (głównie panoramy plenerowe) dawało to ładny efekt, ale w większości przeszkadzało w oglądaniu. Filmy takie, jak "1920 Bitwa Warszawska", "Katyń", czy "Generał Nil" to przede wszystkim szansa na unaocznienie dawno minionych realiów - nie tylko podniosłych wydarzeń historycznych, ale i życia codziennego. W "Bitwie..." oprócz migawek z jednego variete, gdzie sanacyjni oficerowie piją i panny po zadkach podszczypują, praktycznie nie widać tego codziennego życia. Urzeka natomiast inscenizacja pomieszczeń, ulic, zagród wiejskich i scen bitewnych (jatka na cmentarzu robi wielkie wrażenie). Kapitalnie ucharekteryzowani są aktorzy wcielający się w postacie historyczne - Piłsudski, Trocki (świetny), Lenin (świetny), Stalin, Tuchaczewski (świetny), Witos. Wątek miłosny jest niestety tak marny, że z powodzeniem film poradziłby sobie bez dwóch głównych postaci: Aleksandry (Urbańska) i Jana (Szyc). Moim zdaniem nietrafione jest też obsadzenie Adama Ferencego w roli czekisty Bykowskiego. Pan Ferency jest sprawnym aktorem komediowym. Przekonującego potwora może odgrywać tylko, kiedy się nie odzywa. Jego wątek, choć bardzo ważny, bo obrazujący zasadę funkcjonowania władzy ludowej, jest przez błazeńskość aktora bardziej komiczny, niż tragiczny. Muzyka jest w tym filmie - rzekłbym - symfoniczno-kakofoniczna. Jest raptem jeden wpadający w ucho temat liryczny, który współgra z obrazem i nadaje mu głębszy wymiar. Zdjęcia bardzo dobre, choć, jak wspomniałem, można sobie było podarować efekt "trójwymiarowości". Reasumując, film jest nierówny. Pierwsza godzina, to połączenie śpiewogry z kinem awanturniczo-przygodowym. Druga godzina, to inscenizacja wydarzeń historycznych, pokazana sprawnie, czytelnie i widowiskowo.
  4. Kret Wymarzłem dziś porządnie w Multikinie na "Krecie" - filmie rozliczeniowym. Chyba twórcy nie mieli do końca określonego pomysłu na ten film, bo kampania reklamowa, dłużyzny sugerujące poszukiwanie głębszego tła oraz zakończenie rodem ze sztampowego filmu sensacyjnego, kompletnie do siebie nie pasują. Rodzina Kowalów ma być metaforą polskich rodzin, gdzie ofiary żyją obok oprawców komunistycznych. Młoda kobieta (piękna Magdalena Czerwińska), której ojciec zginął podczas pacyfikacji kopalni Bolesław, jest synową ubeckiego konfidenta, który sprowokował krwawe zamieszki w tejże kopalni. Oczywiście teść-donosiciel nie był donosicielem, bo to lubił, tylko dlatego, że chciał ratować chorą żonę, a potem małego syna. Obsadzenie w głównej roli Borysa Szyca miało chyba na celu przyciągnięcie do kin młodego pokolenia. Pokazana w reklamie scena łóżkowa miała chyba na celu przyciągnięcie do kin męskiej publiczności. Plakat do filmu prawdopodobnie zachęca do oglądania miłośników amerykańskich thrillerów sensacyjnych. Po tygodniu wyświetlania na sali kinowej były cztery osoby. Moim zdaniem, to nie jest temat na film kinowy. Godzinna "Scena faktu" załatwiłaby temat bez zbędnej "spektakularności".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.