Tak wspominając, to przypominają mi się lata 90. w których to zaczęła się u mnie kształtować potrzeba bycia modnym i dobrze ubranym. W bramowo-podwórkowych realiach małego miasta oznaczało to ubieranie się w ciuchy znanych firm sportowych. Zresztą jeszcze kilka lat temu przeprowadzona wśród Polaków ankieta wykazała, że markami uważanymi przez nich za luksusowe, są Adidas, Nike, Reebok czy Puma. W sumie nic dziwnego skoro sklepy tych marek znajdowały się obowiązkowo w najbardziej reprezentacyjnych miejscach, zwykle na deptakach w rynku, w otoczeniu zabytków, drogich knajp i muzeów. Wtedy jeszcze nie było galerii handlowych w kształcie znanym obecnie. Ubrania kupować jechało się "na deptak" do najbliższego, dużego miasta. Elitarność "firmówek" nie brała się z niczego. Ceny ubrań "markowych" nie zmieniły się przez 20 lat, za to w górę poszły wynagrodzenia. Minimalna krajowa w 1996 wynosiła około 350 zł brutto, a średnia krajowa niecałe 900 zł brutto. Za to dobre Najki czy Adasie to koszt 300-350 zł. Biedniejsze osoby ubierały się na straganach rozstawianych na targowiskach miejskich. Były tam dostępne, zwykle za kwoty dwucyfrowe, przeważnie kiepskiej jakości ubrania firmy krzak, z nieudanie podrobionymi znakami towarowymi znanych firm... Adidados, Nikle, Rebook, Fala, Puna. Ubrania te były powodem do szydery dla osób posiadających lepszą pozycję majątkową lub bogatszych rodziców. Wejściówkę "w miasto" gwarantowały "firmówki" - gdzie podstawą musiały być markowe buty. Jak już buty były OK, to cała reszta obleci. Akceptowalne spodnie można było kupić Red Stara za 60-80 zł, zamiast modnych wtedy Big Starów za 160-180 zł, czy drańsko drogich Levisów, Lee czy Wranglerów sprzedawanych za ponad 300 zł. Jako tako uznawane były też firmy marki Starter - których bluzy można było kupić w cenie 20-40 zł, a t-shirty za 12-15 zł. Biznes robili ci, którzy byli w stanie zgromadzić trochę kapitału i nakupować podróbek na stadionie dziesięciolecia. Oczywiście noszenie podróbek, tak samo jak i ubrań z secondhandów (co ciekawe nie dotyczyło to ubrań odkupionych od kumpli) uznawane było za obciachowe i ściśle kontrolowane przez środowisko. Tyle, że oni reagowali dopiero na brak metek, błąd w nazwie producenta w logo lub oczywiste sztuczki w postaci naklejenia czy wszycia logotypu. Cała reszta przechodziła. Toteż "biznesmenty" handlowały z bagażników aut swoich rodziców dresiwem wszelkiej maści, sprzedając je w cenach o 150% wyższych niż no-namowe ciuchy dostępne na straganach. Aby mieć możliwość zakupu z takiego bagażnika, też trzeba było mieć znajomości i być wprowadzonym przez jakiegoś kolegę. Eliminowało to z dostępu do dóbr mniej popularne osoby. Facet ubrany od góry do dołu w "firmowe" od razu postrzegany był jako poważniejszy. Bramowo-podwórkowa moda męska była dość prosta do ogarnięcia. Wszystko musiało wisieć. Poza butami. Te musiały być jak najmniejsze, bo "motorówy" przywoływały skojarzenia z butami w spadku po starszym bracie. Buty noszone właściwie musiały być luźno wiązane. Te zawiązane prawidłowo, to oczywiście pedalstwo. Powodowało to szybkie zużywanie się butów przeznaczonych przecież do określonych, innych niż chodzenie na co dzień celów i komiczne sytuacje, w których to buty spadały przy bardziej energicznym ruchu nogą. W butach też nie można było chodzić zbyt długo. Jeden sezon to max. Później doczepiana była metka takiego, co to stać tylko na jedną parę butów do końca życia. Zbytnie dbanie o obuwie również nie było mile widziane. Spodnie wisiały na tyłku, krok bliżej okolic kolan niż krocza, szerokie nogawki, wielokrotne załamania na butach, z tyłu postrzępiony materiał nogawki od ciągłego przydeptywania. Jedyny prawilny kolor dla dżinsów to oczywiście odcienie niebieskiego i granatu (byle nie za jasne, bo zbyt jasny niebieski to pedalstwo). W tamtym okresie też modne stały się sztruksy w kolorach czarnych i khaki lub beżowe bojówki. Wszystko oczywiście za duże, niby noszone dla wygody, ale ciągłe podciąganie było wyjątkowo upierdliwe. To samo bluzy i koszulki... co najmniej XL. Ciekawe - bo 20 lat temu nosiłem XL, a dziś noszę M