Przeglądając niedawno wiadro ze swoimi zegarkami odkładałem na bok Primy, które ma pokojowo przejąć jeden z naszych kolegów. I tak sobie pomyślałem - Lentilky, "czeszki" - czyli kultowe tenisówki (to taka uwaga do młodszego pokolenia) - czy Złoty Bażant, z tym głównie kojarzą nam się nasi południowi sąsiedzi. A przecież ich przemysł zegarmistrzowski ma swoją piękną i długą tradycję. Zaczynając od końca XIX wieku i zakładów G. Beckera, przechodzimy do lat 30-tych i Junghansa, na którego znacjonalizowanym korpusie w 1949 uruchomiano własną manufakturę. Zmiany ustrojowe lat 90-tych nie zmiotły Prima z rynku - wręcz przeciwnie powstała bardzo, nie bójmy się tego słowa, elitarna manufaktura, w której 50 osób niespiesznie zaspokaja olbrzymi popyt na bardzo popularną w Czechach i Słowacji markę. Ceny nowych Primów są dla mnie mocno zaporowe, co nie zmienia faktu, że marka przeżyła, ma się dobrze, a nawet wznawia swoje dawne kultowe modele. U nas Primy nie występują zbyt często i chyba są średnio popularne, natomiast Czesi kolekcjonują je z równym zapałem jak my nasze Błoniaki.
W tym wątku wrzucę i będę wrzucał Primki, które zostają w mojej kolekcji - jako kolejne zegarki, których nie zbieram - i zapraszam do podzielenia się swoimi. Z góry przepraszam bo zdjęcia jak to u mnie raczej słabe i się powtarzają, ale to naprawdę ładne zegarki