Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

mabok

"U mnie śpieszą się tylko zegary..."-Linia O

Rekomendowane odpowiedzi

Zacząłem dziś przeglądać najstarsze tematy w dziale klubowym i natrafiłem na informację Władysława o szkole zegarmistrzowskiej (której on jest absolwentem) w Śródborowie k/Otwocka. Zaciekawiony, wpisałem w Google i znalazłem ten oto wywiad, którego udzielił niejaki Andrzej Sierzputowski. Myślę, że warto przeczytać...

 

Podaję link i jednocześnie wklejam tutaj jego zawartość (nie wiem jak długo będzie dostęp do archiwum owego tygodnika).

http://www.linia.com.pl/indeks.php?d=13&w=209&p=00

 

U mnie śpieszą się tylko zegary...

26.04.2002

Potrafią być poranną zmorą. Półprzytomny szukasz po omacku natręta i gasisz próbując oszukać czas. Czy jednak można bez niego wyobrazić sobie życie?

 

 

Budziki, zegary, zegarki. Słoneczne i wodne, wieżowe i szafkowe, powozowe, puszkowe i kaflowe, ścienne, kominkowe, stojące i wiszące. Z wahadłem, wagami, kukułką, dzwonkiem, kurantem, pozytywką. Dostojne "cebule" na łańcuszku i plastykowe elektroniczne tandety. Bez względu na cenę i postać wszystkie zdają się szyderczo na nas spoglądać i mówić: nie uciekniesz...

 

 

Od koguta do elektroniki

 

 

Od najdawniejszych czasów ludzie głowili się jak najskuteczniej stać się niewolnikiem własnego zegara. Jak sobie radzono kiedy nie było jeszcze mechanizmów? Czas określano kierując się po prostu porami dnia. Coś więc działo się o wschodzie albo zachodzie słońca, o północy, na śniadanie, podobiadek, podwieczorek i wieczerzę. Niezłe było mierzenie czasu za pomocą kura czyli koguta. Odróżniano pierwsze, drugie i trzecie pianie. Pamiętamy z podań ludowych - diabelskie moce odpuszczały zawsze z trzecim pianiem. Radzono sobie również w ten sposób, że budowano zegary słoneczne. Był to wbity w ziemię kij, którego cień pokazywał czas słoneczny. Zegary te nigdy się nie psuły - tyle że potrzebowały słońca. Konstruowano je również w niezbyt odległych czasach jako ozdobę parku albo kościoła. Najlepszym przykładem takiego urządzenia w naszej okolicy jest zegar słoneczny stojący w parku obok dworu w Sufczynie. W dawnej Polsce zegary nazywano godzinnikami, a samych zegarmistrzów godziniarzami.

 

Jeszcze w XIV wieku południe wypadało u nas o...9.00 rano. Wniosek z tego, że początek doby liczono o 3.00 rano czyli od początku najdłuższego dnia roku. Później popularne były klepsydry, czyli szklane naczynia z przesypującym się piaskiem. Najstarsza wzmianka o zegarze na ziemiach polskich pochodzi z 1418 r. z kronik katedry klarysek w Gnieźnie.Na wieżach kościelnych budowano prawdziwe maszynerie, które nie tylko pokazywały czas, ale ku uciesze gawiedzi poruszały figury, grały melodie i odgrywały przedstawienia. Julian Ursyn Niemcewicz pisał o zegarze, który nuncjusz papieski Gaetano otrzymał od Zygmunta III Wazy: "w kształcie świątyni, w której wyrobiono procesję ze srebra jaką papież odprawia, gdy wchodzi do kościoła św. Piotra. Gdy zegar bił, figury poruszały się, ojca świętego niesiono na krześle, odzywały się trąby i kotły". Przedmiotem podziwu były zegary dzieła sztuki, ze złota i kamieni szlachetnych, wygrywające w pałacach istne koncerty.

 

Chciałoby się powiedzieć: co nam zostało z tych lat? Czy skazani na beznadziejną walkę z czasem nie możemy przynajmniej nacieszyć oka elegancją kształtów, cichym tykaniem, a nawet melodią? Czy jedyną alternatywą jest plastykowy zegarek beznamiętnie wyświetlający liczby na wzór kasy z supersamu? Postanowiłem zabrać nieco czasu zegarmistrzowi i poznać jego pogląd na ten temat.

 

Andrzej Sierzputowski bada i leczy tajemnicze mechanizmy od dwudziestu pięciu lat.

 

 

- Czy w ogóle zegar ma duszę?

 

 

- Oczywiście. Każdy stary zegar ma swoją duszę.

 

 

- Tylko stary? A elektroniczny?

 

 

- Tych nowoczesnych nie nazywam zegarkami tylko czasomierzami. Jaką duszę może mieć cewka, płytka czy bateria?

 

 

- Gdzie się pan kształcił na zegarmistrza?

 

 

- Nauczyłem się w sanatorium w "Hance Sawickiej" była tam typowa szkoła zegarmistrzowska, która zresztą już nie istnieje. Teraz, z tego co mi wiadomo, w okolicy Warszawy jedynym takim miejscem jest Centrum Rehabilitacji w Konstancinie.

 

 

- Coraz mniej zegarmistrzów w Otwocku. Z dzieciństwa pamiętam ich wielu, szczególnie witrynę na obecnej ulicy "Pod zegarem"...

 

 

- Zegarmistrzostwo jako rzemiosło upada i staje się zanikającym zawodem, bo wypiera je elektronika. Nie ma chętnych do nauki. Komu teraz chciałoby się uczyć latami, ślęczeć nad kółkami, trybikami z lunetą w oku. Do tego zawodu trzeba mieć mnóstwo cierpliwości, zdrowie, a przede wszystkim pasję! Naprawa jednego zegara to niejednokrotnie całe dnie żmudnej dłubaniny.

 

 

- Widzę na ścianach mnóstwo starych, nastrojowych zegarów. Tykają, biją wygrywają melodie. To pańska własność czy klientów?

 

 

- Większość to moja kolekcja, tylko parę sztuk to własność klientów. Gdy zostałem zegarmistrzem i zaczynałem pracę, nikt ze starszych kolegów nie chciał naprawiać staroci. Naprawiali zegarki ręczne, bo łatwiej i szybciej. A mnie już tak zostało. Wolę robić taki zegar i miesiąc.

 

 

- Reanimuje pan takie truposze od początku do końca? Przynosi ktoś ze strychu zapomniany zegar z popsutym mechanizmem i nadjedzoną przez kołatki szafką. Co dalej ?

 

 

- Jeśli chodzi o stronę mechaniczną, to całkowicie od A do Zet robię sam. Niektóre rzeczy dorabiam i musi to trwać. Mam satysfakcję że ożywiłem zardzewiały, skazany na śmierć i zapomnienie mechanizm. Gdy dojdę do ładu z mechanizmem wtedy zlecam znajomym stolarzom artystycznym zrobienie nowej skrzynki. Efekt jest taki, że klient jest szczęśliwy, ja też.

 

 

- Jakie są te stare zegary? Trudne w naprawie?

 

 

- Bardzo trudne. Stary zegar to indywidualista. Każdy wymaga innego podejścia. Przez te dwadzieścia kilka lat pracy trafiały mi się rzeczy, które widziałem po raz pierwszy. Chodzi o nietypowe, bardzo rzadko spotykane rozwiązania mechaniczne. Naprawienie takiego egzemplarza to wielka satysfakcja. Nie jest to rutyna i standard.

 

Pytam o najciekawszy zegar w kolekcji. Pan Andrzej wskazuje mi drewniany ścienny zegar w jasnej skrzynce z długim wahadłem. Na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od innych w sąsiedztwie. Ten i jeszcze dwa na drugiej ścianie to istne dziwolągi - mówi gospodarz. - Zwykle zegary kwadransowe powinny mieć trzy otwory, trzy bębny i trzy sprężyny. Biją one co kwadrans, stąd ta nazwa. Każdy mechanizm ma swoją sprężynę. Nakręca się na chód, na bicie kwadransów i bicie pełnej godziny. Ale te zegary kwadransowe mają tylko dwie sprężyny. A też wybijają kwadranse. Mają bardzo nietypowe rozwiązania bo jeden bęben jest mniejszy od drugiego i ten bęben napędza jednocześnie i kwadranse i godziny. Są one bardzo trudne do naprawy bo mają bardzo dużo części, trudno ustawić mechanizm. Każdy z nich ma inną melodię. Ciekawi mnie czy jedna fabryka miała te same melodie. Okazuje się że nie. Tu pan Andrzej przesuwa nieco wskazówki ściennego zegara. - O ten na przykład bije Big Bena. Przez moment czuję się jak nad Tamizą. Inny nie wybija melodii tylko kwadranse i godziny. Nietypowe są niektóre mechanizmy francuskie z różnymi dodatkami, pozytywkami. O nich to chyba niezawodny biskup Krasicki pisał: "Bije zegar kuranty, a misterne flety co kwadrans, co godzina dudlą menuety"

 

Wspomina że miał do czynienia z prawdziwym rarytasem z początku XVIII wieku. Był to zegar francuski z wychwytem szpindlowym. Po krótkim kursie mechaniki pojmuję tyle, że zwykły zegar ma wychwyt hakowy, który zaczepia zęby kółka małym haczykiem. Szpindlowy jest znacznie bardziej skomplikowany. Nieraz w Otwocku klienci przynosili ciekawe francuskie zegary kominkowe z czasów napoleońskich.

 

W kącie na górze przykuwa moją uwagę nieduży zegar skrzynkowy. Ciekawią mnie kolorowe sielskie widoczki wymalowane wokół cyferblatu.

 

- To są tzw. zegary "Schwarzwaldzkie". Mają wewnątrz drewniane płyty przytrzymujące kółka. Były robione przez górali w górach Schwarzwaldu w Niemczech .Najczęściej spotykało się takie zegary w zamożnych wiejskich chałupach. Do Polski docierały głównie ze Śląska. Zresztą mam nawet taki zegar zwany "śląskim" lub "Ślązakiem".

 

To zegar wiszący, z wahadłem, w bardzo ozdobnej skrzynce pełnej jakby barokowych kolumienek.

 

Większość staruszków ma już około 100 lat ale pod ręką mistrza niezawodnie odmierzają czas. Tykają i biją jakby chciały odwdzięczyć się za ratunek i nadrobić lata spędzone gdzieś pod warstwą kurzu. Na przykład stojący dwumetrowy znanej firmy Gustaw Becker. W nich zamiast nakręcania trzeba podciągnąć ciężką wagę do góry. W trakcie wizyty sam zaczynam wierzyć ,że nie są zwykłą sumą kółek, sprężyn i drewna. Może żyją w nich duchy dawnych właścicieli?

 

 

- Widzę naszą zmorę codzienną - budziki. Mają takie dzwonki, że chyba poruszyłyby umarłego?

 

 

- Używały je nasze babcie. Fakt, były okropnie hałaśliwe i na pewno nie dało się przy nich dalej spać. Większość z nich to produkcja niemiecka Junghansa. Na wielu z nich widać nazwiska zegarmistrzów bo na tarczy zostawiali znaki firmowe. Były budziki z pozytywką i najczęściej grały pieśni patriotyczne np. "Warszawiankę".

 

- W "Panu Tadeuszu" znalazłem fragment, kiedy Tadeusz wrócił do domu i:

 

 

"...nawet stary stojący zegar kurantowy

w drewnianej szafie poznał u wniścia alkowy

I z dziecinną radością pociągnął za sznurek,

By stary Dąbrowskiego usłyszyć mazurek "

 

 

 

 

Zbliżamy się do współczesności. Sporo z nas ma zegarki nakręcane. Czy trzeba je nakręcać o tej samej porze?

 

 

- Na ogół tak. Po nakręceniu, jeśli ma dobrą sprężynę powinien chodzić ok. 36 godzin.

 

 

Przez tyle lat widział pan wiele typów zegarków. Które pańskim zdaniem są lepsze ,mechaniczne czy elektroniki?

 

 

- Zdecydowanie tradycyjne o napędzie mechanicznym. Mają duszę, kształt, wygląd, słychać jak tykają. Są z powrotem poszukiwane, a niektórzy daliby mnóstwo pieniędzy by zdobyć coś dobrego. Szczególnie za egzemplarze rzadkie i numerowane. W starych widać talent, grawerkę, pracę ludzką. Chce się na nie patrzeć. Elektroniczny, powtarzam- odmierza tylko czas. Nic poza tym. To standard i sztampa.

 

 

- Czy takie zegary są drogie? Co poradzi pan naszym klientom?

 

 

- To tak jak z samochodem, wszystko zależy od marki i klasy. Duży stojący zegar mam za 3,5 tys. Kto chce mieć ścienny musi liczyć się z wydatkiem około tysiąca zł. Dobry zegarek mechaniczny na rękę musi być drogi .Nie można wierzyć w żadne tzw. okazje bo teraz podrabiane jest wszystko. "Rolex" nie może kosztować 100 dolarów. Są firmy gwarantujące jakość jak Omega, Doxa, Cyma, Atlantic, pod warunkiem, że kupujemy w sklepie firmowym, a nie na bazarze.

 

Przychodzi do mnie dużo ludzi. Nieraz ponaglają , bo się bardzo śpieszą, a ja im odpowiadam, że u mnie śpieszą się tylko zegary.

 

Tekst i foto: JACEK KAŁUSZKO

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość panikuj

Dzięki, poczułem klimat niewielkiego warsztatu :lol:

 

Swoją drogą zdobyc zegar z "Warszawianką"...

 

p.s

Dobrze zrozumiałem, że w konstancinie jeszcze ktoś uczy zawodu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.