Ciekawa historia z założeniem marki Swatch doprowadziła mnie do tego miejsca, że chciałbym posiadać taki zegarek. Gdy pomyślimy o Szwajcarii, niemal natychmiast przychodzą nam do głowy zegary. Jednakże pod koniec lat siedemdziesiątych ten prestiżowy przemysł znalazł się w kłopotach. Tania azjatycka konkurencja spowodowała spadek udziałów Szwajcarów na rynku z 30% do zaledwie 9%. W ostatniej próbie ratunku wiodące szwajcarskie firmy - które dopóki nie zaistniała sytuacja kryzysowa ostro ze sobą konkurowały na tym samym rynku. Połączyły siły, by stworzyć konsorcjum nazwane ASUAG-SSIH. Na szczęście później, dzięki biznesmenowi Nicolasowi Hayekowi, nazwę uproszczono do SMH. Czuli i mieli rację - że lepiej będzie, jeśli upadną walcząc wspólnie niż zbankrutują i po kolei. Efektem był Swatch. Przedstawiany jako modny jednorazowy dodatek Swatch był drugim zegarkiem i otwartym atakiem na tańszy rynek. Zegarek był nieskomplikowany technicznie - nie był to ponadczasowy przedmiot przekazywany z pokolenia na pokolenie. Swatch produkował zegarki w wielu kolorach i wzorach podążając za trendami - były tanie i modne. Szwajcarscy producenci znów znaleźli się na szczycie: udział w globalnym rynku wzrósł do 50%. Ciągłe zmiany i nowe wzory sprawiły, że zegarki Swatch zaczęto kolekcjonować. Być może będą nawet przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wszystko to jednak nie byłoby możliwe, gdyby cała gałąź przemysłu nie stanęła w obliczu niebezpieczeństwa, a takie marki jak Omega, Tissot i inne połączyło wspólne zagrożenie.