Jako wielki fan Ala Pacino wejdę ciut w polemikę, bo z tym, że skończył się na Ojcu chrzestnym to zgodzić się nie mogę. Po Ojcu chrzestnym warto wspomnieć w mojej ocenie genialną, na granicy brawury, rolę w Człowieku z blizną Da Palmy. Później, lata 90te XX wieku, to chociażby Zapach kobiety, Życie Carlita czy wreszcie Gorączka, gdziemamy pierwsze wspólne (w Ojcu chrzestnym 2 ich nie było) sceny Ala Pacino i Roberta De Niro. Przyznaję, że później było już słabiej (zdecydowanie), może z wyjątkiem Bezsenności czy Irlandczyka. Tak czy inaczej, jest to ikona kina i tego chyba nic nie jest w stanie już zmienić, a jego role w Ojcu chrzestnym, to już klasyka i kanon.