Moja Amfibia spotkała się z podłogą i postanowiła przestać działać. Wyruszyłem z nią do zegarmistrza, gdzie koleś wycenił naprawę na 90 zł. Cóż, mimo rzeczywistej ceny zegarka byłym w stanie przełknąć taką stawkę. Byłem już skłonny zostawić mu zegarek ale pan majster zaczął mi wciskać zabawne historię, iż "takich zegarków już nie robią" (kupiłem go kilka miesięcy wcześniej jako funkiel nówkę), "jak pan by chciał teraz takiego dostać, to co najmniej za 600" (dałem za niego 150 ) oraz, że "to są rosyjskie zegarki (pewnie po napisach zgadł), kiedyś takie sprowadzali". Nie generalizujmy, ale jak tu ufać zegarmistrzom? . Chyba że po prostu nie chciało mu się robić automatu i wolał wrócić do wymiany bateryjek.