Może to jest tak, jak u mnie w jednym roczniaku było? Nazwałem to po swojemu "syndromem wysokiej kotwicy" . Przepraszam za lamerskie słownictwo, ale może mnie Kolega zrozumie. Raz regulowałem chód "pacjenta" ;-), szukałem, dłubałem, kręciłem, czym tylko się dało. Oczywiście z tyłu śruba regulacji wysokości wychwytu jako pierwsza padła ofiarą mojego śrubokręta. I tak w górę i w dół, góra....dół. I obserwacja.... i nerwy, bo znowu staje . I tu drogą doświadczeń zauważyłem, że jest możliwość diametralnie dwóch różnych (i tylko dwóch!) wysokości kotwicy, przy których zegar może pracować. Przy tzw pośrednich wysokościach następowała blokada palet w zębach koła i wychwyt nie dawał się przerzucać. Nazwałem je właśnie "wysoką kotwicą" - wtedy palety ledwo zaczepiają za zęby koła wychwytu; i "niską kotwicą" - palety nisko opuszczone na koło (powtarzam: regulacja tylko (!) śrubą z tyłu mechanizmu, nigdy nie kręciłem śrubkami na zaciskach palet). W obydwu przypadkach zegar działał (pomijam kwestię dokładności, bo nie sprawdzałem), ale co ważne kąt obrotu wahadła przy "wysokiej kotwicy" był właśnie minimalny, coś właśnie około 120-140 st., a przy "niskiej kotwicy" większy, dużo większy. W obydwu przypadkach nie przesuwałem widelca na włosie. Pozdrawiam. ArturK.