Ale tu nie rzecz w tym, gdzie kto zaczynał, bo niektórzy z członków AHCI produkują zegarki za miliony może nie w szopach, ale w zaadoptowanych garażach - tylko wykazują się przy tym inwencją i samodzielnością, czy wręcz płyną pod prąd lub w poprzek mainstreamu. Natomiast prezentowane tu zegarki to klony maryn, luminorów, submarinerów czy tam black bayów - rozsądnie wykonane, ale stylistyką w sposób oczywisty nawiązujące do czegoś. Umownie nazywamy to homage - bo albo patent na pierwowzór wygasł, albo brak jakichś drugorzędnych cech wyszczególnionych w patencie nie pozwalają otwarcie nazwać ich podróbami. Ale bądźmy szczerzy - dlatego właśnie są kupowane. Nie masz marki, podpinasz się pod kogoś, kto ją ma. Nie oni pierwsi to wymyślili, nie oni jedyni to robią - ale oni doprowadzili to niemal do perfekcji. Ale czy to jest coś złego, o co można chińczyków obwiniać? Patrzę na to w ten sposób - gdyby nie było na to takiego popytu, to by tego nie robili. Oni nie wykreowali mody na podróby, tylko wykorzystali fakt, że każdy chce mieć coś, na co go nie stać. A jak go nie stać, może wybierać - nie mieć tego, albo zadowolić się substytutem. Wszelkiej maści homage czy podróby to nie wina chińczyków, tylko tych, którzy koniecznie chcą mieć namiastkę czegoś, czego mieć nie mogą. Chińczycy to tylko sprytnie wykorzystują. Na własny rynek mają własne produkty - telefony, samochody, telewizory. Nie mają jeszcze parcia na pokazanie się przed sąsiadami, większość chińczyków w ogóle nie zna czegoś takiego. Z kupujących podróby iphonów amerykanów i europejczyków się śmieją, a używają własnych produktów. Xiaomi, o którym w Polsce ogół usłyszał niedawno, jest 4 producentem smartfonów na świecie, choć oficjalnie reprezentowany jest raptem w kilkunastu krajach poza Chinami i praktycznie nie posiada sieci dystrybucji. Śmiejąc się z Chińczyków, naprawdę śmiejemy się ze wszystkich innych. Oni to mają gdzieś i nieźle się tuczą na konsumpcjoniźmie reszty świata.