Sprawa wygląda teraz tak. 1. Zegarek kupiony i oddany po tygodniu (wcześniej nie mogłem) bo było w środku pełno kurzu. 2. Zegarek oddany ale niechlujnie wyczyszczony. Oddany ponownie. W fabryce nie działał wyciąg... usłyszałem. 3. Dziś zegarek odebrany i wyczyszczony perfekcyjnie. Podobno poszedł w ruch mikroskop. Czyli można? Jednym słowem za pierwszym razem zrobiony był na "odwal się.". Za nowości tak ładny nie był. ALE Pan porysował mi szkiełko! Na dodatek usiłował mi wmówić, że ja już mu taki dałem za pierwszym razem (punkt 2). Nic mnie tak nie denerwuje jak wmawianie mi czegoś czego nie zrobiłem. Jestem tak pedantyczny, że wiem gdzie porobiły mi się na bransolecie ryski. Szkiełko miało dwie równoległe rysy na godzinie 9-10 z czego jedna bardzo głęboka. Czuć wyraźnie pod paznokciem. Trzecia, którą mógłbym już sobie odpuścić, na godzinie 3-4 widoczna tylko pod odpowiednim kątem. Przepychaliśmy się słownie, że rysy były, nie były, były, nie były... Jak podniosłem ton to Pan od razu zaproponował wymianę szkiełka w ramach dobrej współpracy. Za tydzień w piątek ma dostać szkiełko o je zamontować. Jak za tydzień będzie ponownie coś, włącznie z zapaprochowaną tarczą, to ja chyba będę żądał zwrotu pieniędzy albo wymiany towaru na nowy, pełnowartościowy. Ręce opadowywują... Tak na marginesie podróż do zegarmistrza w jedną stronę samochodem zajmuje mi dobre 30 min... ciekawe czy odda mi za paliwo .