Myśmy "wczora z wieczora" podpadli..
Wyszliśmy na spacerek między bloki a tuż przy naszej klatce, na trawniczku Lola - biały amstaf (super piesek) czekała na naszego Borysa.
Jak tylko wyszedł przez drzwi i pojawił się w polu widzenia, to poszarżowała, żeby się pobawić (ochota na zabawę jest obustronna).
Pieski kulały się po trawie jak dwuletnie dzieciaczki biegały po piłki tenisowe które im rzucałem, baraszkowały że aż pięknie się patrzyło.
Po jakimś czasie poszliśmy z Borysem "zaliczyć kółeczko" bo i inne dzieciaki między blokami chętnie do niego lgną i z daleka słychać "Oooo, Borysek idzie" a piesek cóż, czasami niechętnie usuwa się przed nimi, bo jak to dzieci - natarczywe i chciałyby każde z nich tego Borysa na wyłączność choć na chwilę..
Piesek cierpliwy, nie wykazuje żadnej agresji nawet napadnięty przez inne psiaki (dopiero przyparty do muru albo mocno szczypnięty reaguje we własnej obronie) posłuszny (aczkolwiek nie szkolony) komendy ładnie czyta i nie mamy z nim problemów żadnych. Nie ucieka, nie zrywa się do biegu i nawet jak te 20metrów pobiegnie, to zaraz się odwraca i patrzy, czy podążamy, czy zmieniamy kierunek itp, reaguje, na komendę przybiega a gdy widzi innego psa, to waruje i czeka na moje "no - idź się przywitać" i dopiero spokojnie podchodzi obwąchać.
Nawet koty mają z nim spokój bo nie gania ich a najczęściej nawet ignoruje..
Od jakiegoś czasu w związku z pozytywnym zachowaniem pies ma szelki, ale nie przypinam smyczy zostawiając to na wyjątkowe sytuacje, gdy zbliżamy się do ruchliwej ulicy (ale i tu na wyraźne polecenie zatrzymuje się na chodniku i nie przebiega na rympał bez mojej zachęty).
Toż wczoraj wracając z takiego standardowego spacerku znowu pod własnym bloczkiem piesek jak zwykle zawinął się alejką między tujkami na powrót w miejsce gdzie godzinę wcześniej baraszkował z Lolą.
Co prawda zawołałem go ale spodziewałem się, że nic strasznego , wiadomo o co chodzi i....
Lola, dwójka właścicieli w otoczeniu trójki strażniczek miejskich spisywani za "psa biegającego luzem"..
Przemiła franca-sąsiadka mająca pekinczyka (czy innego szczurka) którego od roku nie widziałem żeby wolno biegał a zawsze "na sznureczku" ciągany za swoją panią zrobiła zgłoszenie dot Amstafki ( bo ta niechcący obok niej przebiegała do Borysa)...
Skończyło się od młodej strażniczki na " jakby co to dałam Panu upomnienie" choć nawet nie spisała z nazwiska..
Dziewczę ze straży - podlotek, pytam, czy poczuła się zagrożona ze strony Borysa.. "Nie, no co Pan - jaki fajny piesek i spokojny, ale wie Pan... ludzie..."
Ja na to, że nie ma nakazu trzymania na uwięzi jeśli piesek pod nadzorem a ona mi na to, że nie szedł przy nodze... A koń? A królik? a fretka czy kotek pytam?
Cóż, trzeba by się z koniem kopać, ale rozumiem "panienkę" bo oficjalne zgłoszenie - - INTERWENCJA w ochronie zdrowia a może życia a raczej urażonej dumy i zazdrości, że dwa pieski się bawią a trzeci "szczurek" mniej szczęśliwy...
Zastanawiam się jak prowadzić takie rozmowy, bo przecież nie unieszczęśliwię Borysa zabierając mu resztki wolności i możliwość biegania po piłeczki..