Atlanta skończona. Nie zmieniałem wskazówek mimo, że są trochę nieforemne. Taki ich urok. Mechanizm lata doskonale i w miarę dokładnie. Odchyłka kilka sekund na dobę. Ciężko go ustawić, bo jednak ma swoje lata, ale wybrałem jakieś ustawienie kompromisowe pomiędzy ustawieniami w różnych pozycjach. Ostatecznie przy noszeniu dobrze trzyma czas. Jeszcze jest problem z wałkiem nastawczym. Wygląda, że jest on od jakiegoś innego mechanizmu bo nie pasuje szerokość rowka do blokady. Rowek był za wąski i blokada nie łapała. Trochę to poprawiłem, ale chyba będę musiał dorobić nowy wałek. Poza tym jest trochę za cienki i nie pasuje do otworu. Ma za duży luz. W efekcie czasami jak nie zaskoczy blokada to wałek wychodzi. Zegarek to Fajna ciekawostka. Mechanizm bardzo rzadki. Szkiełko ma niestety głębokie rysy, których nie usuwałem. Tylko je przepolerowałem. Walczę jeszcze z paskiem chce go odnowić i zostawić. Jak by się potwierdziła ta legenda o powojennym wytwarzaniu tych zegarków przez prywatnych zegarmistrzów, to będzie niezła gratka. Na razie chyba ta legenda jest w jakiś sposób potwierdzona, ale może macie jakieś swoje spostrzeżenia?