Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here

Rekomendowane odpowiedzi

 
Recenzja Chronosapiens
 
Aevig huldra II
Aevig to holenderski microbrand założony w 2013 roku przez Chip Yuen.
Chip od lat jest kolekcjonerem zegarków vintage z lat 50-70 wpływy hobby zdecydowanie są widoczne w realizowanych przez Aevig projektach.
Od nitki do kłębka pasja zaprowadziła go na jedno z największych jeśli nie największe międzynarodowe forum poświęcone zegarkom, którym jest WUS dla którego Chip zaprojektował dwa "forumowe" zegarki, tak zaczęła się historia marki.
Szukając genezy powstania nazwy marki trafiłem na wywiad z Chipem w którym poruszony został temat nazwy marki oraz poszczególnych modeli.
Aevig w języku pragermańskim, który miał wpływ na język holenderski oznacza "wieczny".
huldra to w mitologii nordyckiej, nimfa, żeński odpowiednik trola.
Dawni Norwegowie i Szwedzi wierzyli, że najczęściej można huldrę lub huldry zobaczyć w postaci cudownych, nagich, długowłosych niewiast, tańczących w lesie, w górach lub kąpiących się w przybrzeżnej wodzie.
 
Zegarek otrzymujemy w dość wyjątkowym opakowaniu, które już od początku pokazuje, że Aevig przywiązuje uwagę do najdrobniejszych szczegółów.
Pudełkiem jest w metalowa skrzyneczka, zamykana z boku na dwa klipsy, w jej środku znajdziemy rollbag. Wszystko opakowane dodatkowo w kartonowe pudełko z logo producenta.
 
Koperta
 
42mm na 46 lug to lug, wysokość 12.5mm kołowo szczotkowana od góry, boki polerowane z podcięciem od dołu koperty dodatkowo zwiększającym lekkość koperty. Koronka na godzinie 3, zakręcana ozdobiona logo producenta.
Bezel 120 klików, wykończenie typu "coin"
Wkładka bezela wypełniona przeźroczystym akrylem a następnie wypolerowana dzięki czemu wypełnia bezel bez przerwy przy jego końcu. Indeksy wypełnione lumą.
Dekiel zakręcany, jego środek zdobi logo producenta na krawędzi kołowo rozmieszczona specyfikacja
Rozstaw uszu pod 22 pasek/bransoletę.
Wr 20
Szafirowe szkło double domed z wewnętrzną powłoką AR
 
Tarcza
 
Testowana przez nas wersja wyposażona była w niebieska tarczę bez szlifu słonecznego.
Wysokie, wyniesione do góry indeksy godzinowe wypełnione lumą o kawowym zabarwieniu. Krawędzie indeksów polerowane.
Na 12 sześciokątne logo producenta jednocześnie pełniące funkcję indeksu godzinowego.
Nad wskazówkami symetrycznie umieszczona nazwa producenta "Aevig" a pod nią model "huldra"
Na godzinie 6 indeks częściowo zastąpiony oknem daty w kształcie trapezu.
Dysk daty biały.
Indeksy godziny 3 i 9 w kształcie trójkątów, pozostałe o bardzo charakterystycznym kształcie sześciokątów.
Zastosowana luma x1 Old Radium.
 
Mechanizm
 
Miyota 9015 automatyczna z funkcją szybkiej daty oraz stop sekundy
 
Bransoleta
 
Doskonale wszystkim znana i lubiana "jubilee" tak jak maskownice wykonana z pełnych ogniw.
Zwężająca się od 22mm do 18mm.
Ogniwa skręcane dające możliwość dowolnej, samodzielnej regulacji długości.
Zapięcie motylkowe, wyposażone dodatkowo w możliwość szybkiej zmiany długości i dopasowania do pianki.
Na środku zapięcia logo, na części służącej dopasowaniu do pianki wygrawerowana nazwa producenta.
 
Dostępne wersje
 
huldra dostepna jest w trzech wersjach kolorystycznych, dodatkowa każda z nich daje możliwość wyboru opcji z datą lub bez.
 
Podsumowanie
 
Aevig huldra jest zegarkiem, który chyba najbardziej mnie zaskoczył. Na początku wydaje się być takim samym jak wiele podobnym jej projektów, nie ma w sumie w sobie niczego wyjątkowego (może poza indeksami) ale z każdym dniem użytkowania uzależnia od siebie coraz bardziej.
Kawowy kolor lumy w zestawieniu z tarczą powoduje, że chcemy na niego ciągle patrzeć.
Zegarek jest bardzo wygodny, koperta dobrze leży na nadgarstku a bransoleta jubilee doskonale dopełnia całość i powoduje wyjątkowy komfort użytkowania.
Bardzo przyjemne wrażenie daje akrylowy insert bezela w którym nie można dopatrzeć się najmniejszej przerwy przy krawędziach.
Jedynym minusem jaki zaobserwowałem podczas noszenie jest nie do końca dopasowana szerokość maskownic w stosunku do koperty, myślę, że można było zrobić to trochę lepiej, ale zdecydowanie nie jest to wada która odbiera przyjemność "obcowania" z huldrą 1f609.png;)
Huldra jest modelem kompletnym, wszystko poza zastosowanym mechanizmem zostało zaprojektowane pod tem model zegarka, nie znajdziemy w nim nawet jednej części z "katalogu"
Zanim zegarek osiągnął swój finalny kształt projekt wielokrotnie konsultowany był z wymagającymi użytkownikami forum WUS.
Efektem tych prac jest bardzo ciekawy zegarek który zdecydowanie zagości w mojej kolekcji.
 
Cena 537 Euro, zegarek wysyłany jest z Holandii wiec poza doliczeniem 17 euro wysyłki nie powinniśmy ponieść żadnych dodatkowych kosztów.
 
Możliwość zamówienia oraz pozostałe modele:
 
 
Fanpage FB:
 
 
Nowa recenzja każdego tygodnia na:
www.Chronosapiens.com

img_20200516_162329.jpg

img_20200515_153137.jpg

img_20200515_214201.jpg

IMG_20200508_151529.jpg

IMG_20200508_151549.jpg

IMG_20200508_151606.jpg

IMG_20200508_151742.jpg

IMG_20200508_151629.jpg

IMG_20200508_151709.jpg

IMG_20200508_151725.jpg

IMG_20200508_151755.jpg

IMG_20200508_151830.jpg

IMG_20200508_151853.jpg

IMG_20200513_110805.jpg

IMG_20200513_111649.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 19.05.2020 o 15:43, MieszkoMieszko napisał:

Wersja bez daty ma Miyota 90s5 czy też 9015?

 

Mieszko obie wersje chodzą na 9015

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
 
Mieszko obie wersje chodzą na 9015
Chip odpisał mi takie coś:

As for the Miyota movments:
The 9015 has a datewheel and the 90S5 is actually an openheart movement and therefor without datewheel.
No datewheel means no ghost date position on the crown when setting time.

The reason to go with the 90S5 and not a Miyota 9039, also a no date, is the 9039 has a different height to insert the handset. This would complicate manufacturing and assembly.
The no date Huldras have the 90S5 although this is more expensive than the 9015 due to the openheart nature but is technically same otherwise.

I hope this answers all your questions.
Chip Yuen

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
23 godziny temu, MieszkoMieszko napisał:

Chip odpisał mi takie coś:

As for the Miyota movments:
The 9015 has a datewheel and the 90S5 is actually an openheart movement and therefor without datewheel.
No datewheel means no ghost date position on the crown when setting time.

The reason to go with the 90S5 and not a Miyota 9039, also a no date, is the 9039 has a different height to insert the handset. This would complicate manufacturing and assembly.
The no date Huldras have the 90S5 although this is more expensive than the 9015 due to the openheart nature but is technically same otherwise.

I hope this answers all your questions.
Chip Yuen

 

Mieszko,

 

Mój błąd, zanim odpowiedziałem na Twoje pytanie sprawdziłem na stronie i zawierzyłem, że info które jest tam zamieszczone jest kompletne. Jak się okazuje z Twojej korespondencji z Chip'em nie jest. Napiszę dziś do niego i zakomunikuje problem ;)

Ps. Dzięki za czujność ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok spoko bo są właśnie różne opinie w recenzjach jedni mówią że 9015 jest w każdej huldrze a inni że tylko w tych z datą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

  • Podobna zawartość

    • Przez jezyk10
      Obywatele na urlopie - Relacja z Portugalii oraz test Citizena NJ0100 
       
         Będąc jeszcze na pierwszym roku studiów uwielbiałem przeglądać różne ciekawe miejsca na świecie, w ten sposób natrafiłem na piękny, choć mały archipelag wysp, zwany dosyć wdzięcznie - Azorami. Wertując zdjęcia na Google, oglądając na YouTube nie odbywający się już Rajd Azorów, przepadłem. Uwielbiam miejsca, które nadal wyglądają dziewiczo, a do tego nie są oczywistym kierunkiem wczasowiczów. Raczej próżno szukać tam piaszczystych plaż, nienagannej pogody i typowego wypoczynku w stylu All-Inclusive. Azory są idealnym miejscem na trekkingi, wędrówki, wspinaczki, sporty wodne i temu podobne aktywności. Nie omieszkam powiedzieć, że na podstawie kilku zdjęć i opinii na różnych forach zakochałem się w tym miejscu. Wtedy powiedziałem do swojej dziewczyny, a obecnie żony, że jest to miejsce, w które na pewno kiedyś polecimy. Życie od tamtego czasu poukładało się na tyle pomyślnie, że początkowo wycieczka, która była zupełnie poza zasięgiem finansowym okazała się możliwa do realizacji, więc zaczęliśmy przygotowania.
       

      Źródło: NationalGeographic.co.uk
       
         Wszystkie swoje podróże planuję z dużym wyprzedzeniem, przeglądam loty, aby je zarezerwować w dobrej cenie, sprawdzam różne hotele, a także oferty miejscowych portali typu Groupon. To pozwala mi po pierwsze dobrze zaplanować urlopowy czas, a po drugie trochę oszczędza portfel, ponieważ jeśli kompletuję loty i hotele przez kilka tygodni/miesięcy, to całościowy koszt wyjazdu jest mniej odczuwalny. Tak między nami, jeśli będziecie ciekawi jak taka wycieczka wyszła cenowo, to dajcie znać, a postaram się zrobić podsumowanie. Koniec offtopu, a ja wracam do wyjazdu.
       
         Z racji tego, że Azory są najbardziej wysuniętym na zachód punktem Europy i leżą niedaleko samego środku Oceanu Atlantyckiego, to uznaliśmy, że skoro i tak większość lotów jest z przesiadką w kontynentalnej części Portugalii, to zwiedzimy również kilka miast w tym kraju. Oprócz Azorów, a właściwie wyspy Sao Miguel zdecydowaliśmy się na Faro, Lizbonę oraz Porto, czyli trzy najbardziej znane miasta w Portugalii. Tutaj muszę dodać, że jest to nasze drugie podejście do tego urlopu, ponieważ mieliśmy już wszystko dopięte na ostatni guzik w marcu 2020. Wylot mieliśmy dokładnie 13 marca, czyli w dniu ogłoszenia pandemii i zamknięcia absolutnie wszystkiego co tylko się dało. Do samego wieczora dnia poprzedniego zastanawialiśmy się czy rozpakowywać zapakowane już walizki czy jednak Covid nie będzie taki straszny jak go malują i zaraz wszystko wróci do normy. Zdecydowaliśmy się na pierwszą opcję i pomimo straty części pieniędzy okazało się to bardzo dobrą decyzją. Gdybyśmy polecieli, to prawdopodobnie zaraz po wylądowaniu w Faro musielibyśmy szukać lotu do domu, a jak wiadomo, tamten okres był niezwykle gorący, nieprzewidywalny i zwariowany. Z każdej sytuacji jednak płyną jakieś pozytywy. Udało nam się wtedy zebrać sprzęt potrzebny do tej podróży, a także mieliśmy prawie gotowy plan całego urlopu.
       

       
         Wracając jednak do tegorocznego wyjazdu to pokrótce plan tego 15 dniowego wyjazdu jest następujący. Wylatujemy z Berlina do Faro, stamtąd przemieszczamy się do nadmorskiej miejscowości Albufeira i tak spędzimy pierwsze kilka dni. Później krótkie zwiedzanie Lizbony i wylot na wyspę Sao Miguel. Po tygodniu na Azorach lecimy do Porto i po dwudniowym zwiedzaniu miasta, które słynie ze swojego mocnego, czerwonego wina, wsiadamy w samolot i wracamy do Berlina.  Będę relacjonował wycieczkę w miarę na bieżąco, wraz ze zdjęciami i krótkimi opisami miejsc, które udało nam się zwiedzić. Mam nadzieję, że uda mi się Wam pokazać kilka ciekawych lokalizacji i być może natchnie to kogoś na jego własne portugalskie wakacje!
       
         No dobra, zaczęło się jak blog podróżniczy, a w końcu jesteśmy na forum zegarkowym, zatem wypadałoby przedstawić kompana tej wycieczki. Sam wybór pewnie niektórych zawiedzie, innych trochę zaciekawi, a jeszcze inni go wyśmieją. Wszystkie opinie chętnie przeczytam, ale zanim zaczniecie pisać komentarze, to podzielę się genezą tego wyboru.
       
        Swego czasu założyłem temat, w którym poprosiłem Was o pomoc. Zegarek miał kosztować w okolicach 1000 - 1500 PLN i padło wiele ciekawych propozycji za które dziękuję. Głównie myślałem o jakimś ciekawym diverze, ale nie mogłem się zdecydować na żaden konkretny model. Zacząłem się też zastanawiać nad modelami typu military/pilot. W tej cenie wyborów jest na prawdę sporo, pojawiały się myśli, żeby kupić Victorinoxa Inox, Seiko 5 Sports, może jakiegoś używanego Seiko Samuraia, albo nawet dołożyć trochę do Turtle. Z drugiej strony przeglądałem wiele różnych Laco i innych fliegerów. W pewnym momencie trafił się na OLX Boldr Expedition z białą tarczą, który idealnie wpisywał się w moje gusta, jednak oferta zniknęła błyskawicznie, a ja musiałem się obejść ze smakiem. Przeglądając zarówno grupy z zegarkami, forum, OLX i Allegro Lokalnie w końcu wpadł mi w oko Citizen NJ-0100 z ciemnozieloną tarczą. Rozmiar 42 mm, styl lotniczy i to wszystko w automacie. Dodałem ten model do obserwowanych i dosłownie dwa dni później, 3 kilometry od mojego biura pojawił się inny NJ-0100, w wersji z biała tarczą za bardzo sensowne pieniądze. Nie zastanawiałem się zbyt długo, wyskoczyłem z pracy i w przerwie odebrałem poniższego bohatera:
       

      Zdjęcie zrobione niedługo po odbiorze
       
         Nie chciałem kolejnej bransolety w kolekcji, więc zamówiłem do niego dwa paski: szary perlon oraz beżowy NATO i patrząc na poniższe zdjęcia uważam, że jak na teraz był to strzał w dziewiątkę. Dlaczego w dziewiątkę? Chyba mogłem się zdecydować na ciemny granat lub khaki. Jednak pomimo tego Citizen nabrał lekkości i nosi się go zdecydowanie wygodniej niż na fabrycznej, nieco ociężałej z wyglądu bransolecie. Poniżej zdjęcie w beżowym NATO, jednak ostatecznie na wyjazd zabieram perlon, który zobaczycie na następnych zdjęciach.


      Pierwsza wymiana bransolety w życiu. Operacja przebiegła pomyślnie.
       
         Osobiście lubię zegarki, które mają średnicę powyżej 40 mm. Zwłaszcza jeśli mówimy o typie zegarków diver/military, etc. Dobrze wypełniają mój prawie 18 centymetrowy, płaski nadgarstek i nie mam wrażenia, że zegarek na nim znika. Stąd też pierwsza przymiarka Citizena była bardzo przyjemna, Sama koperta ma kształt przypominający te z serii Turtle od Seiko, a za sprawą dobrego wyprofilowania - nieźle przylega do nadgarstka. Mineralne szkiełko obudowane jest lunetą, która została wyszlifowana w trzech płaszczyznach i muszę przyznać, że te płaszczyzny dodają uroku całej konstrukcji. Patrząc jeszcze na zegarek od góry można znaleźć… Rysy, bo tak jak wspomniałem wcześniej - mamy tutaj do czynienia z mineralnym szkłem, a to uważam za największą wadę tego modelu. Oczywiście, rozumiem aspekt cenowy, bo zegarek ten można kupić za 600 złotych, ale to nie zmienia mojego podejścia. Brak szafirowego szkła, zwłaszcza w zegarku, który możemy zakwalifikować do lotniczych jest po prostu nie na miejscu. Wolałbym, aby cena skoczyła do poziomów 700-800 złotych i w standardzie posiadał szafir. Na szczęście, Citizen oferuje bardzo zbliżone modele do NJ-0100 w wersji Eco-Drive, które już takowe szkiełko posiadają.
       

      Światło potrafi zagrać piękny spektakl na tej tarczy.
       
         Pora spojrzeć na delikatnie już zarysowane szkiełko, aby skupić się na tarczy. To jest według mnie najmocniejszy punkt tego modelu. Piękny, perłowy kolor w połączeniu ze szlifem słonecznym daje przepiękny pokaz podczas słonecznego dnia. Nie miałem pojęcia, że zegarek w tej półce cenowej może zaoferować tak dobre wykończenie tego elementu. Połączenie jasnej tarczy z ciemnoszarym cyferblatem sprawia wrażenie idealnej symbiozy. Tarcza otoczona jest podziałką sekundową, z wyszczególnieniem co dziesiątej wartości. Podziałka godzinowa zaś pomija wartości 3,6,9 oraz 12 zastępując je kolejno trzema prostokątnymi indeksami oraz trójkątem na godzinie 12. Przyglądając się dokładniej, możemy zobaczyć wcięte w indeks na godzinie 3 okienko zmiany daty. Tutaj ogromny plus za brak rozbudowy okna o dzień tygodnia. Dodatkowa komplikacja informująca nas o tym zaburzyłaby prostotę tej formy. Na pochwałę zasługuje też niewielka liczba oznaczeń na tarczy. Poza logo Citizen oraz napisem „AUTOMATIC” nie znajdziemy tam nic innego. Producent na całe szczęście pominął oznaczenie wodoodporności, które w tym modelu osiąga wartość 10 ATM. Warto wspomnieć również o Lumie, a ta po zmroku wygląda całkiem nieźle, zresztą zobaczcie sami:
       

      Jeszcze muszę potrenować fotografowanie lumy, może macie jakieś porady?
         Całość uzupełnia solidna, wyprofilowana i mocno odstająca koronka, która podkreśla użytkowy styl zegarka.  Z racji swojego rozmiaru jest ona niezwykle łatwa w używaniu, a wyciąganie jej do pozycji zmiany daty i do pozycji zmiany godziny jest banalnie proste, więc nie powinno nikomu sprawić trudności. Skoro przy koronce jesteśmy, to przejdźmy od razu do automatycznego mechanizmu, który siedzi w środku. Tutaj nie ma co spodziewać się cudów, w środku jest najpopularniejszy na świecie wół roboczy, czyli Miyota 8210. 45 godzinowa rezerwa chodu, akceptowalna dokładność, ogromna prostota budowy i duża wytrzymałość. To wszystko przekłada się na to, że mając ten zegarek na ręce nie musicie się martwić zanadto o jego serwisowanie i nadmierne dbanie o jego mechanizm. Oczywiście warto raz na jakiś czas oddać go do zegarmistrza, ale jak zapomnicie o tym przez najbliższe dziesięć lat, to on dalej powinien odmierzać czas z niezłą dokładnością.
       
         Koperta zegarka nie należy do cienkich i w tej wersji kolorystycznej zegarek ten rzuca się w oczy na nadgarstku. Spróbowałem nawet nieco zmienić jego przeznaczenie, więc założyłem go do bardziej eleganckiego ubioru i szczerze mówiąc z dyskrecją, to nie ma on zbyt wiele wspólnego. Grubość niecałych 12 mm oraz spora, stalowa powierzchnia koperty skłaniają mnie do zakładania Citizena jedynie do codziennego ubioru. Odległość pomiędzy uchami wynosząca 47 mm, sprawia, że NJ-0100 powinien pasować zarówno na mniejsze jak i większe nadgarstki. Jak widać, Citizen stworzył uniwersalną konstrukcję, która świetnie wpasuje się w rolę zegarka EDC, chociaż tak jak napisałem, na wyjście do restauracji wolę założyć coś bardziej eleganckiego.
       

      Przy mocnym doświetleniu kolor perłowy przechodzi w niemal śnieżną biel.
       
         Na koniec zostały mi do opisania dwie rzeczy. Pierwsza to zakręcany dekiel pokrywy. Nie znajdziemy tam żadnych smaczków, ani tym bardziej przeszkleń i raczej nie ma się co dziwić, to jeszcze nie ta półka cenowa. Ostatnim elementem, który poszedł u mnie od razu w odstawkę jest bransoleta, a ta nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych konstrukcji w tej cenie. Prosta, lekka z blaszanym zapięciem. Duży plus za mikroregulację, dzięki której możemy dopasować zegarek idealnie do siebie. Z racji tego, że szerokość pomiędzy uchami to 22 mm, warto mieć na uwadze, że jeśli zdecydujecie się nosić ten zegarek na oryginalnej bransolecie, to będzie wyglądać dosyć masywnie, a komplet waży 160 gram.
       
       
      To wszystko co mam na dzisiaj. Rozpoczynam pakowanie, a następny post wrzucę już z portugalskiego Faro  
       
       
       
    • Przez jezyk10
      Tissot PRX 80 - Miłość od pierwszego przymierzenia!
       

       
      Początek Historii
       
          Styczniowy wtorek, godzina 16:30, ostatni e-mail do Klienta i koniec pracy. Nie mam żadnych planów na wieczór, więc korzystając z wolnego popołudnia mam zamiar udać się do salonu z zegarkami. Trochę zaspokoić swoją ciekawość, bo od paru tygodni chodzi za mną zakup czasomierza, a trochę, żeby się oderwać od smutnej zimy. Plan jest taki, żeby przymierzyć kilka modeli, które wpadły mi w oko i zdecydować się na pierwszy czasomierz z nieco wyższej półki, niż zegarki obecnie posiadane. Taki mój mały debiut w świecie przemyślanych, zegarkowych zakupów. Krótki telefon do żony, że będę trochę później, ponieważ jadę zobaczyć na żywo kilka zegarków. Standardowo, żona mocno wyrozumiała do moich pomysłów. Chyba po kolekcjonowaniu przeze mnie LEGO już niewiele jest w stanie ją zaskoczyć. Wsiadam w samochód, korki jak na Wrocław dosyć małe, parkuję niedaleko Dolińskiego, szybka opłata w niezwykle topornym parkomacie i mam jakieś 45 minut, żeby zobaczyć to i owo.
       
           Samego salonu nie będę opisywał, jest ładny, czysty, schludny, a obsługa pomocna. Nic więcej nie potrzebuję, robię kolejne kroki pomiędzy ekspozytorami, szukając inspiracji, chociaż i tak w głowie mam jeden model. Przyjechałem przymierzyć Firemana Enteprise, który na zdjęciach był dokładnie tym czego szukałem, ale na żywo przekonałem się, że to zegarek nie dla mnie. Jest piękny, świetnie wykonany, ale zamiast poczuć zachwyt przy założeniu go na nadgarstek, poczułem obawy i to był znak, przez który odpuściłem ten zegarek. Przymierzyłem jeszcze kilka innych modeli, odłożyłem je na stół, po czym zrobiłem kilka kroków w prawo i rzucił mi się w oczy PRX. Z racji tego, że miałem jeszcze opłacony bilet parkingowy, a obsługa była miła poprosiłem o wyciągnięcie jednego z modeli. Nie miało znaczenia, który, ponieważ do tego momentu nawet się nad tym modelem nie zastanawiałem, chciałem go po prostu zobaczyć. Zupełnie nie był w kręgu moich zainteresowań, zatem kolor nie miał znaczenia. Pan z obsługi podał mi PRX-a w kolorze zielonym w wersji automatycznej i jak się można domyślić po temacie recenzji - przepadłem. Zastanawiam się czy gdyby nie był to zielony, a inna z oferowanych wersji kolorystycznych, to czy efekt byłby taki sam. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ale chyba tak miało być. Nie rozważałem modelu PRX, ba, nawet nie zastanawiałem się nad zieloną tarczą zegarka. Tym modelem wyszedłem zupełnie poza sferę zegarków, o których myślałem i to był strzał w dziesiątkę. Wniosek? Warto próbować nowych rzeczy! Poniżej pierwsze zdjęcie PRX jakie wykonałem:
       
        
       
           Od tego momentu już wiedziałem, że zdecyduję się na zakup tego modelu, śledziłem oferty i w końcu trafiła się ciekawa promocja. Zapłaciłem za niego równo 2999 złotych, czy to była dobra cena? Trudno powiedzieć, na pewno lepsza niż wyjściowa, ale wiem, że możliwe było dostanie go w innych miejscach bliżej 2800 złotych. Nie przejmuję się tym za bardzo, ponieważ kupiłem go w miejscu, gdzie go przymierzyłem i to takie moje małe podziękowanie za wcześniejszą obsługę i „zarażenie” tym zegarkiem! Chociaż o Tissocie PRX zostało napisane i powiedziane prawdopodobnie wszystko, to i tak postanowiłem napisać subiektywne zdanie na temat tego modelu.
       
      Jak się wzorować, to na najlepszych. 
       
           PRX to czasomierz, który jest inspirowany zaprezentowanym w 1978 roku modelem Seastar i bardzo mocno czerpie ze spadkobiercy, a Seastar jak to w tym świecie bywa czerpał z innych modeli. Dużo ludzi uważa, że oryginał mocno przypomina Rolexa Oyster Quartz i pewnie jest w tym trochę prawdy, ale uważam, że inspirowanie się najlepszymi do złych praktyk nie należy. Z uwagi na szlif słoneczny zdecydowanie bardziej do protoplasty podobny jest model kwarcowy, natomiast automatyczna wersja posiada tarczę inspirowaną AP Royal Oak czy też GP Lauretao. Ponownie powiem, że inspirowanie się najlepszymi w mojej ocenie złe nie jest, zwłaszcza, że nijak ma się porównywanie zegarka za 3 tysiące złotych z kilkudziesięciokrotnie droższymi modelami. Nie są one bezpośrednią konkurencją i nigdy nie będą, ale patrząc na cenę tytułowego bohatera uważam, że jest on niezwykle przyjemnym zegarkiem z wyglądu i gdybym nie znał ceny tego modelu, to strzelałbym, że to półka cenowa bliżej pięciu niż trzech tysięcy złotych.

      źr: watch-wiki.net
       
           Odtworzenie modelu Seastar poprzez serię PRX, to nie tylko powrót do korzeni, ale także głębsza historia. Nowy CEO firmy Tissot mocno postawił na tę linię i okazało się to bardzo dobrym ruchem.  Wysokie uznanie wśród zegarkowej społeczności pozwoliło wyjść tej firmie z wieloletniej stagnacji i przywrócić jej chociaż odrobinę dawnego blasku. Z informacji, które znalazłem, okazuje się, że  nie tylko zbiera świetne recenzje, ale również świetnie się sprzedaje na całym świecie. Myślę, że to dopiero początek linii PRX, która zagości w portfolio Tissota na dłużej. Czekam z niecierpliwością na kolejne wersje kolorystyczne, dedykowane paski i być może kolejne rozmiary. Obecnie PRX oferowany jest w wersji mechanicznej jak i kwarcowej, we wielu wersjach kolorystycznych i w dwóch rozmiarach, 35 oraz 40 mm. Mniejszy świetnie sprawdza się na krótsze w obwodzie oraz damskie nadgarstki, natomiast wersja 40 mm ładnie prezentuje się nawet na nadgarstkach powyżej 18 cm. Taka kolej rzeczy spowodowana jest zintegrowaną bransoletą, która optycznie powiększa zegarek i daje mu solidny klimat retro, który chyba najbardziej mnie oczarował w całościowym spojrzeniu na zegarek.
       
           Krótka dygresja - mam nadzieję, że Tissot wróci na dobre tory i pokażą odświeżenia kolejnych modeli, bądź zupełnie nowe serie. Ponieważ patrząc na obecne portfolio, w tej marce zrobił się spory mętlik i wydaje mi się, że chcieli dogodzić absolutnie każdemu konsumentowi. Brak skupienia na najważniejszych liniach i dokładnie coraz to nowych wymyślnych modeli (T-Touch, PRC 200, Chrono XL) nie wpływa pozytywnie na odbiór marki. Mam nadzieję, że to początek nowej drogi i jeszcze niejeden zegarek z Le Locle wyląduje w mojej kolekcji.
       
      Szwajcarska precyzja i retro wygląd, czyli Powermatic 80 i lata 80-te.
       
          Wracając do modelu PRX i kilku technikaliów. Sercem modelu, znajdującym się pod przeszklonym deklem jest mechanizm Powermatic 80 z taktowaniem 21600 bph i jak można się domyślić, 80 godzinową rezerwą chodu. Uzyskanie takiego wyniku rezerwy, to między innymi efekt obniżenia taktowania z 28 800 bph, przez co zegarek jest w stanie dłużej wytrzymać bez wprawiania w ruch wachnika. Obniżenie taktowania trochę zabiera elegancji temu zegarkowi, ponieważ w mojej ocenie bardziej płynnie poruszająca się wskazówka wyglądałaby znacznie lepiej.  Za to korzystanie z Powermatica 80 od strony praktycznej jest dla mnie wspaniałe. Mogę go zostawić w domu na weekendowy wypad w góry, a PRX w poniedziałek jest zdecydowanie bardziej gotowy do pracy niż ja. Gdyby jednak wypad w góry się przedłużył, to można go szybko nakręcić za pomocą koronki, do której wrócę przy opisie koperty.
       

      Nie jest to urodziwe zegarmistrzostwo, ale miło mieć przeszklony dekiel!
       
          Przed zakupem zegarka automatycznego obawiałem się, że będę musiał go zbyt często regulować, natomiast w tym przypadku nic takiego nie ma miejsca. Nie miałem okazji dokładnie sprawdzić odchylenia w swoim modelu, ale z recenzji i opisów użytkowników można wywnioskować, że modele na tym mechanizmie mają odchył od 0 do 5 sekund w ciągu doby. Nawet sama firma Tissot twierdzi, że precyzja chodu zbliżona jest do standardów COSC. W tym roku mija 10 lat od prezentacji Powermatica 80, więc pierwsza dekada testów już za nim i co tu dużo mówić - wygląda na to, że grupie Swatch udało się stworzyć wytrzymałe, dokładne i mało awaryjne rozwiązanie. 
       
          Po spojrzeniu na model PRX ujrzymy konstrukcję ze zintegrowaną bransoletą, z której dosłownie wylewa się styl lat 80. Całość jest wykonana ze stali 316L, która jest odporna na korozję i bardzo ładnie się mieni w różnych warunkach oświetleniowych. Tarczę otacza koperta ze szczotkowanej stali, która zdecydowanie wpisuje się w retro styl tego modelu i powiększa go zarówno fizycznie jak i optycznie. Przy pierwszym kontakcie z zegarkiem miałem wrażenie, że ta tarcza ma większą średnicę niż opisane przez producenta 40 mm. Na prawo od godziny trzeciej widać logowaną koronkę, która jest wygodna w użyciu i daje przyjemny opór przy nakręcaniu. Jest również łatwo wyciągalna i bez większego trudu można wyczuć dwa poziomy wyciągnięcia, które odpowiadają kolejno za ustawienie czasu i daty. Producent zapewnia, że PRX posiada wodoszczelność 10 bar, zatem jeśli latem zapragniecie skorzystać z basenu - nie będzie potrzeby ściągać czasomierza.
       

       
          Ponownie kierując wzrok w kierunku bohatera tej recenzji nie sposób pominąć tarczę, która prezentuje się wyśmienicie. Trójwymiarowe kwadraty, którymi pokryta jest cała tarcza tworzą piękny spektakl w zależności od światła, które na nie pada. Pod pewnymi kątami tarcza przechodzi z czerni, w ciemną zieleń, aby zaraz zmienić się w kolor znany z boisk Premier League. Ba, ostatnio jak przyglądałem się tarczy, to aż musiałem się zastanowić czy na pewno mam kolor zielony, ponieważ zdecydowanie bliżej mu było do granatu. Zatem tak jak widać, kolor zielony może Was wielokrotnie zaskoczyć, chociaż domyślam się, że z innymi wariantami jest podobnie. Niestety obecne warunki słoneczne nie pozwalają na sprawdzenie wyglądu w pełnym słońcu, ale przecież do wiosny coraz bliżej!
       

       
          Kontynuując opis tarczy. Znajdziemy na niej nakładane indeksy, których większa część jest pokryta warstwą lumy. Na 12-tej delikatne, malowane logo Tissot z datą założenia firmy, a na godzinie 6-tej napis PRX w nieco oldschoolowej czcionce i informacja w jaki mechanizm został wyposażony ten model. Pod wskazówkami znajduje się jeszcze datownik na godzinie trzeciej, który jest ładnie wpasowany w indeks. Indeks na godzinie trzeciej z racji tego, że jest krótszy jest cały pokryty warstwą luminescencyjną. Patrząc na chłodno na tę tarczę wolałbym, aby datownik był w kolorze tarczy lub nie było go w ogóle, myślę, że wtedy PRX prezentowałby się jeszcze lepiej. Wskazówka minutowa jest długa i niewiele cieńsza od godzinowej, uważam, że wskazówki dobrze dopełniają tarczę, a dzięki dosyć sporym obszarem pokrytym lumą, są w stanie pomóc, gdy zrobi się ciemno. Całość przykryta jest płaskim, odpornym na zarysowania szafirowym szkłem.
       
          Ostatni element, który został do opisania, to zintegrowana bransoleta. Klasyczna, panelowa, pięknie się mieniąca i zwężana ku zapięciu. Tak wyprofilowana bransoleta nadaje lekkości całej konstrukcji, przez co świetnie wygląda zarówno do casualowych jak i bardziej eleganckich stylizacji. Zapięcie konstrukcji jest motylkowe, a co za tym idzie, szybkie i bardzo wygodne w codziennym użytkowaniu. Nie mam również zastrzeżeń co do samego zapinania jak i rozpinania bransolety, wszystko działa z dużą precyzją i odpowiednim oporem. O samej wygodzie noszenia zegarka napiszę w dalszej części, a ja jeszcze się skupię na jednym elemencie. Tissot zastosował tutaj system quick-release, dzięki któremu w bardzo łatwy sposób możemy zmienić bransoletę na pasek.
       
         Oficjalnie dostępnych jest kilka różnych pasków, ale widząc sukces modelu PRX spodziewam się, że w niedalekiej przyszłości pojawią się następne modele. Na rynku dostępne są również zamienniki firm trzecich, a jedną z najbardziej znanych jest Delugs, natomiast ceny ich produktów są według mnie dość wysokie. Czekam z niecierpliwością na następne modele oficjalnych pasków, ponieważ obecnie żaden nie przekonuje mnie do połączenia ich z zieloną tarczą. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest brak mikroregulacji. W jakiś sposób możemy to obejść dzięki półogniwom, które możemy wyciągać, ale zdecydowanie miło by było, gdyby znalazła się tutaj możliwość dopasowania długości bransolety za pomocą wcześniej wspomnianej mikroregulacji.
       

       
      Pora na pierwszą przymiarkę i na jeden zarzut.
       
         Dzięki uprzejmości Panom z salonu, przy odbiorze zegarka udało się wyregulować długość panelowej bransolety, tak aby była możliwie idealna na mój nadgarstek. Dotychczas nosiłem tylko zegarki z paskiem, zatem dopasowanie zegarka pod mój nadgarstek było dla mnie niezwykle ważne, ponieważ nie wiedziałem jak odnajdę się z innym rozwiązaniem na nadgarstku. Wszystko ustawione, pora zatrzasnąć motylkowe zapięcie i opowiedzieć nieco o samym noszeniu PRX.
       
         Mam płaski nadgarstek o obwodzie niecałych 18 centymetrów, zatem ani specjalnie duży, ani mały. Jednak trochę się obawiałem, że zegarek okaże się zbyt mały podczas codziennego użytkowania, a to dlatego, że wszystkie poprzednie zegarki miałem od 42 mm wzwyż. Rozumiem, że dla wielu nadgarstek w moim rozmiarze byłby odpowiedni nawet dla zegarków 36-38 mm, jednakże mam prawie dwa metry wzrostu i jeśli zegarek od ucha do ucha ma zbyt małą długość, to mam wrażenie, że wygląda na mnie jak zabawka. Jest to zupełnie subiektywne odczucie, ale wychodzę z założenia, że w zegarku powinienem czuć się komfortowo i chciałem, żeby tak było z PRX i wiecie co? Udało się!
       
         Nosząc zegarek już od kilku dni nie miałem ani chwili, w której stwierdziłbym, że ten zegarek jest zbyt mały. Jest idealny, świetnie leży, budowa mojego nadgarstka wydaje się być dopasowana pod modele ze zintegrowaną bransoletą, a skoro przy niej jesteśmy, to tutaj miałem małe zdziwienie. W pierwszy dzień wydawała się idealna, w drugi zaś zbyt ciasna, po czym na trzeci znowu było bardzo dobrze. Delikatne puchnięcie nadgarstka w ciągu dnia potrafi spowodować, że PRX leży nieco zbyt ciasno i to jest tak na prawdę mój jedyny, ale poważny zarzut co do wygody noszenia tego zegarka. Niestety brak możliwości szybkiej mikroregulacji uniemożliwia mi dopasowanie długości bransolety w ciągu dnia. Chociaż po kilku dniach uważam, że obecna jej długość jest dobrze do mnie dopasowana, ponieważ zegarek z reguły przemieszcza się te kilka centymetrów w dół i górę nadgarstka, to zdecydowanie wyobrażam sobie sytuację, że znalezienie idealnej długości bransolety dla niektórych będzie graniczyło z cudem. Zobaczę jak będzie z wygodą noszenia na przestrzeni kilku miesięcy, być może zdecyduje się dołożyć jedno półogniwo, bądź zamienić obecnie założone półogniwo na całe, aby nieco wydłużyć bransoletę.
       
        Tak jak wspomniałem wyżej, brak mikroregulacji to mój jedyny zarzut względem PRX. Jego wymiary, waga i rozmiar są według mnie idealnie dobrane. Sprawia wrażenie zegarka bardzo uniwersalnego, który z przyjemnością będę nosił zarówno na dłuższy spacer z psem jak i na wyjście do restauracji. Nadal nie mogę się napatrzeć na mieniącą się tarczę i na szczotkowaną kopertę, jeśli jeszcze zastanawiacie się nad tym czy PRX jest dobrym wyborem, to nie ma co zbyt dużo myśleć, idźcie do salonu i sprawdźcie sami. Gwarantuję wam, że nawet jak nie będzie to zegarek dla Was, to nie powinniście się zawieść jakością, którą oferuje ten model  w tej półce cenowej.
       

       
         Szczerze mówiąc, zakup tego zegarka to był sprawdzian czy ten świat zegarków jest w ogóle dla mnie i czy rozszerzanie kolekcji zegarków ma sens - i choć portfel trochę się zasmuci, to stwierdzam, że jest, a ja w zegarkach znalazłem swoją małą odskocznię od codziennego biegu.
       
      P.S To moja pierwsza recenzja, zatem przyjmuję każdą krytykę i zapraszam do komentowania! A i na koniec krótki wrist-roll oraz zdjęcie na ręce  
       

      IMG_6224.mp4  

       
    • Przez ArturVonHycl
      Do końca kampanii KS zostało tylko 42 godziny. 
      Projekt ufundowany w ponad 1000%  przekraczając 350.000 zł 
       
       
      Chyba pierwszy raz podczas pisania recenzji musiałem studzić entuzjazm żeby nie wyszło zbyt słodko, a uwierzcie, że w przypadku Atowak o powściągliwość nie było mi łatwo. 
      Od jakiegoś czasu lekko znudzony klasycznym sposobem prezentacji czasu jaki oferuje większość producentów swoje zainteresowanie skierowałem w kierunku tych marek, które opracowały własne, oryginalne metody modyfikacji mechanizmów tak żeby tarcza nie składała się klasycznie z trzech wskazówek oraz symetrycznie rozłożonych indeksów godzinowych. 
      Na rynku jest kilka ideałów, do których moje serce bije zdecydowanie szybciej choćby MB & F, Devon czy HYT jednak z uwagi na ceny tych dzieł sztuki miłość pozostaje tylko platoniczną. 
      Niszę która powstała na rynku z powodzeniem zaczęły wypełniać micro brandy takie jak prezentowany przez nas dziś Atowak. 
      Mimo, że osoby stojące za marka poza biurem projektowym posiadają własne zaplecze produkcyjne prace nad modelami Windows trwały ponad dwa lata. To czas, który został poświęcony na stworzenie własnej modyfikacji mechanizmu oraz dopracowania wszystkich elementów zegarka, w którym nie znajdziemy ani jednej części z katalogu. Więcej informacji o producencie znajdziecie w naszej recenzji Olto-8. 
      Co ma wspólnego "Szyfr Cezara" z recenzją zegarka? Nazwa Atowak to po odkodowaniu szyfru z przesunięciem o sześć pozycji UNIQUE.  
      I zgodnie ze swoją nazwą zegarek faktycznie jest unikalny. 
      Inspiracją dla serii Windows były radia samochodowe, tarcza została zaprojektowana tak żeby jej wygląd przypominał skalę FM z poruszającą się w niej wskazówką. 
      Patrząc na zegarek widzę tez coś co powoduje uśmiech na twarzy i wspomnienie z dzieciństwa kiedy posiadaliśmy Fiata 125   
       
       
      KOPERTA 
       
       
      Prostokątna z zaoblonymi bokami, uniwersalna wielkość 42x45mm odpowiadać będzie większości nadgarstków.  
      Koperta wykonana ze stali 316L składa się z trzech elementów, dolny szczotkowany z wygrawerowanym na lewym boku napisem WINDOWS oddzielony jest od górnej części ringiem w kolorze odpowiadającym tarczy, górna część jest dwupoziomowa, zwężająca się ku górze. 
      Ciekawostką jest wypełnienie koperty lumą, zabieg rzadko spotykany u innych producentów. 
      Koronka delikatnie osadzona w zabezpieczeniu w postaci wypustek w korpusie koperty tu też znajdziemy wypełnienie masę świecącą. 
      Na koronce delikatnie grawerowane logo producenta. 
      Dekiel przeszklony, zakręcany na cztery śrubki. Szczotkowany z polerowanymi na wysoki połysk krawędziami. Znajdziemy na nim informację o zastosowanych w zegarku materiałach oraz nr limitacji. 
       
       
      TARCZA 
       
       
      Siedmiowarstwowa wykonana w technologii "sandwich". Podobnie jak kopertę można podzielić ją na trzy elementy, w górnej znajduje się część modułu odpowiadającej za wskazanie godziny w postaci skali znanej z radia samochodowego z przemieszczającą się w szczelinie wskazówka. Środek tarczy dzieląc ją na pół wypełnia nakładany srebrny pasek z grawerem nazwy modelu "Windows" oraz informacją o zastosowaniu mechanizmu automatycznego. Dysk wskazujący sekundy ulokowany został w centralnie w szczelinie na środku tarczy. Dolną część koperty wypełnia kołowe okno również przypominające skale radia z płynącą od prawej do lewej wskazówką minutową. 
      Indeksy oraz wskazówki wypełnione Super - Luminova 
       
       
      MECHANIZM 
      Sercem zegarka jest kompletnie przebudowana przez Atowak Miyota 82SO dysponująca 42 godzinną rezerwą chodu, producent opcje podniesienia rezerwy do 60h. 
      Mechanizm został wyposażony w zaprojektowany specjalnie pod ten model zegarka zdobiony wahnik przypominający trójramienną felgę samochodową. 
       
       
      PASEK  
      Wykonany z wysokiej jakości skóry włoskiej z czteroma poziomymi przeszyciami bardzo ciekawie komponującymi się z fakturą tarczy. Zapięcie satynowane z grawerowaną nazwą ATOWAK 
       
       
      PODSUMOWANIE 
       
       
      Atowak to zegarek, w którym wszystko się zgadza i jest tak jak bym sobie to wyobrażał. Poza nazwą, która nie do końca do mnie "mówi" wszystko jest na swoim miejscu i wykonane jest z największą dbałością. 
      Windows przyciąga wzrok, może nie jest zbyt czytelny w odczycie godziny ale to cena, która płacimy w wypadku wszystkich projektów odbiegających od "normy" 
      Ludzie stający za ATOWAK dokonali czegoś co można uznać za niemożliwe, za cene ok 300 dolarów zaserwowali nam zegarek z modyfikacja wykraczającą daleko poza zdobienie mechanizmu czy dedykowany rotor. 
      Jeżeli chodzi o mnie to zdecydowanie polecam zakup wszystkim tym, którym zależy na zegarku odbiegającym od standardowych projektów 
      Link do kampanii KS: 
      https://www.kickstarter.com/projects/atowak/a-unique-original-watch-you-have-never-seen-before-atowak?ref=93wo51&fbclid=IwAR2AFzlLj9aVYn8yw1k97s4Br5ofOsgo6FqW1TRI_ahUF10_a3TykxQRXUM 
       
       
      #recenzja #Atowak #kickstarter 















    • Przez ArturVonHycl
      Recenzja Chronosapiens Zegarki pod Lupą

      Sólás – z irlandzkiego na angielski „solas”, czyli pocieszenie, ulga, osłoda. Nazwa marki, jak i cały projekt miały być dla jej twórcy właśnie pocieszeniem po ciężkim okresie w życiu osobistym. Odskocznią i zajęciem głowy czymś innym, niż problemy i troski. Trudne chwile są niejako wpisane w życie każdego z nas i każdy z nas przechodzi je na własny, indywidualny sposób ale nie można nie zgodzić się z faktem, że okres traumy potrafi być dla niektórych najbardziej twórczym okresem w życiu. Tak staje się i tym razem. Marka Sólás powstała w 2019 roku po roku poszukiwań oraz projektowania wspólnie z potencjalnymi dostawcami. Model Starlight zaprojektowany został w całości w Irlandii, co było jednym z głównych założeń marki od samego początku jej istnienia.
      Sam zegarek wyprodukowany został w Chinach, co może budzić grymas dezaprobaty na twarzach niektórych z Was ale czy naprawdę powinniśmy obawiać się chińskiej jakości w czasach, gdy większość dziedzin życia opanowanych zostało właśnie przez produkty z Chin? Poniżej dowiecie się, że chińskie, nie znaczy złe, a wręcz przeciwnie. Model Sólás Starlight, który mamy przyjemność recenzować pojawi się w kampanii Kickstarterowej już 15 października i gorąco namawiam zainteresowanie się młodym ale świetnie zapowiadającym się mikrobrandem.   KOPERTA   Koperta stalowa polerowana na lusterko. Typowo garniturowy kształt i wykończenie, jak i rozmiary.
      Wymiary koperty – szerokość 38mm bez koronki, L2L 44mm, między uszami 20mm, a grubość to jedynie 9,7mm. Producent określił wodoszczelność koperty na poziomie 50 metrów, co dla zegarka garniturowego jest wartością zupełnie wystarczającą. Koperta z obu stron zamknięta jest szkłem szafirowym z wewnętrznym antyrefleksem. Przeszklony dekielek ukazuje nam piękny mechanizm i największy (a w zasadzie najmniejszy) smaczek tego modelu, czyli mikrorotor. Koronka bardzo prosta, dekorowana ładnym grawerem z logo marki – nie odwraca uwagi od tarczy i nie dominuje nad kopertą.   TARCZA   Tarcza Starlighta powinna spodobać się fanom Balticusa „Gwiezdny Pył”, bo i tu zastosowany został awenturyn, który w świetle słonecznym pięknie się mieni i daje różny efekt kolorystyczny w różnych warunkach oświetleniowych. Od niebieskiego, przez srebrny, aż do złotego. Moim zdaniem prócz mechanizmu jest to najmocniejszy element tego zegarka i wzbudza u mnie osobiście motylki w brzuszku (co powoduje mechanizm, nawet nie wspomnę, bo za wczesna na to pora).
      Tarcza jest bardzo prosta i schludna, typowa dla zegarka garniturowego, ozdobiona zgrabnymi nakładanymi indeksami godzinowymi. Między godziną siódmą a ósmą umiejscowiony został sekundnik z równie prostą srebrną ramką i delikatną podziałką co 10 sekund.
      Na godzinie trzeciej znajdziemy datownik – z czarnym tłem, bez ramki, nie zaśmiecający niepotrzebnie tarczy. Idealnie!
      Prócz tego na tarczy znajdziemy logo Sólás – niby nakładane, niby „namalowane”. Nie jest brzydkie ale moim zdaniem nie do końca pasuje do całości zegarka i uważam, że powinno być nieco dopracowane, bo wygląda jakby niedbale „maźnięte srebrzanką”. Może taki był zamysł autora ale mi nie do końca to podchodzi i nie łączy się z charakterem zegarka.
      Pod godziną szóstą odczytać możemy informację, że „deartha in Eirinn”…hmm…ale że co?
      Ano to, że został zaprojektowany w Irlandii, czym producent się szczyci i podkreśla to na każdym kroku. Bardzo fajna inicjatywa, która nie wzbudza takich kontrowersji, jak mocno dyskusyjne „made in…”. Producent uniknął więc w ten sposób kontrowersji i niepotrzebnych dyskusji odciągających od właściwego tematu, którym jest sam zegarek. Wskazówki stalowe, polerowane tzw. „fasetowane”, czyli z ukośnie ściętymi krawędziami. Ładnie komponują się z całością i nadają lekko wintydżowego sznytu. To, co może nie jest wielkim problemem ale mnie osobiście gryzie w oczy, to wszechobecne obłe krawędzie. Może to mój skrzywiony gust ale zegarek nabrałby jeszcze głębszego charakteru, gdyby krawędzie indeksów, logo na tarczy oraz wskazówek były nieco bardziej wyostrzone. No ale tak, jak mówiłem – to moja uwaga. Generalnie uważam ten model za bardzo udany i konkurencyjny na tle setek pojawiających się w ostatnich latach mikrobrandów.   MECHANIZM   Starlight napędzany jest chińskim mechanizmem Hangzhou 5000A 28800bph z rezerwą chodu około 42 godzin. Chińszczyzna ale…tak jakby luksusowa.
      Obok tarczy to właśnie mechanizm jest największym atutem tego zegarka.
      Pięknie zdobiony mechanizm z mikrorotorem, który kojarzy się raczej z markami luksusowymi, a nie z raczkującym mikrobrandem z Irlandii. Oczywiście zdarzają się zegarki średniej klasy z tym rozwiązaniem ale raczej kojarzymy mikrorotor z takimi gigantami luksusowego zegarmistrzostwa jak Panerai, Universal Geneve, Piaget, Patek Philippe, Bulgari, czy Roger Dubuis. Jest to więc prawdopodobnie jedyny mikrobrand, w którym znaleźć możemy ten specyficzny mechanizm.
      Rotor został wbudowany w sam mechanizm, co pozwoliło na uzyskanie grubości zegarka na poziomie jedynie 9,7mm.
      Zastosowanie przeszklonego dekielka ułatwia podziwianie piękna mechanizmu, szczególnie po godzinie 22:00, gdy dzieci pójdą już spać. W zasadzie mógłbym ten zegarek nosić zamiennie tarczą lub mechanizmem do góry.

      PASEK   Tu mamy do czynienia z porządnym skórzanym paskiem w stylu vintage w kolorze czarnym z niebieskimi przeszyciami i klamerką znaną z niektórych modeli Omegi.
      Pasek jest naprawdę dobrej jakości, a wyprodukowany został oczywiście w Irandii przez Robina Marschalla z Turas Leather.
      Tak, jak sam pasek jest świetny, tak zapięcie jest wręcz koszmarne. Klamra ma za zadanie ograniczenie mechanicznego zużycia paska ale jest potwornie niewygodna – jeżeli masz dłoń koszykarza, to założenie zegarka graniczy z cudem, bo otwarte zapięcie ma zbyt mały zakres rozwarcia i wsunięcie dłoni jest utrudnione. Sam pomysł jego zastosowania jest w porządku ale jeśli mogę mieć uwagę do producenta – popracuj nad zapięciem lub je po prostu zmień.
      Pasek montujemy do koperty za pomocą teleskopów typu „quick release”, dzięki czemu można łatwo rozwiązać problem klamerki zmieniając po prostu pasek na inny.   PODSUMOWANIE   Jestem fanem zegarków garniturowych. Jestem fanem mikrobrandów. Jestem zachwycony modelem Starlight od Sólás.
      W zasadzie te trzy zdania wystarczyłyby, aby podsumować tą recenzję.
      Zegarek jest prosty, piękny i ma dwa smaczki, których często brakuje współczesnym mikrobrandom – ma nietypową tarczę i pięknie zdobiony mechanizm z mikrorotorem. Dla kolekcjonera i entuzjasty zegarków mechanicznych to nie lada okazja, aby w naprawdę niewielkich pieniądzach zakupić zegarek z tego typu mechanizmem, bo nie ma ich wiele na rynku. Projekt rusza z kampanią na Kickstarterze już jutro, więc jeśli choć trochę Was zainteresowałem, to poniżej link:

      https://www.kickstarter.com/.../solas-starlight-an-irish... Cena zegarka oscylować będzie w kampanii między 329 a 399 euro, a docelowa cena detaliczna osiągnie poziom 549 euro. Zegarek wysyłany będzie z Irlandii, więc nie musimy martwić się o żadne dodatkowe opłaty poza ewentualnym kosztem wysyłki.   Tekst Karol Bąk Chronosapiens Zegarki pod Lupą www.chronosapiens.com











×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.