Lata temu na początku mojej przygody z zegarami, zaniosłem pierwszy zegar do zegarmistrza. Przechodząc wieczorem obok zakładu, przez witrynę wypatrzyłem mój zegar, wisi i dziarsko buja wahadłem. Dzwonię następnego dnia z pytaniem, kiedy mogę odebrać zegar?. Mistrz twierdzi, że jeszcze nie gotowy, że za dwa dni. Ja niecierpliwy – jak to nie gotowy, przecież widziałem go przez szybę. Pan przyjdzie za dwa dni to będzie gotowy, odparł. Przy odbiorze wytłumaczył, że obserwacja i dokładna regulacja to jeden z etapów naprawy. Zegar dostałem z zabezpieczonym wychwytem i zostałem pouczony jak bezpiecznie uruchomić zegar.