Ja właśnie pisałem, że ZROBIENIE samochodu to nie jest problem. W skali trudności 1-10 to najwyżej 2, reszta to skuteczne jego sprzedanie. I to czy wkładasz tam 160 konnego zeteca, czy 400 konnego Chevroleta robi różnicę głównie w cenie silnika i wielkości dźwigu, którego trzeba użyć. Oczywiście można przełożyć silnik tak jak piszesz ze wszystkim co pod maską, a nawet zrobić zawieszenie jak w Fiacie X 1/9 albo Lancii Stratos gdzie z tyłu były normalne przednie McPhersony i zwrotnice spięte na sztywno. Ale po pierwsze to trochę obciach, po drugie wozi się zbędne kilogramy. U nas cała instalacja elektryczna była zrobiona od zera, podobnie jak zawieszenie. Weź też pod uwagę taki drobiazg jak ręczny hamulec - zaciski przednie z Mondeo nie mają ręcznego. I mają zbyt dużą średnicę tarcz oraz powierzchnię tłoczków. Trzeba wziąć inne. To oznacza inne mocowanie, łożyskowanie i inne piasty. Ale jak już pisałem, to jest prosty problem techniczny, który trzeba poprostu rozwiązać - coś tam narysować, coś tam wytoczyć albo pospawać. Podobnie jak układ dolotowy: https://www.facebook.com/media/set/?set=ms.c.eJw9ydsNACEIBMCOLiyvhf4bMyfq52RgGaREOpJRH35n9Tb9uH07e0yBSZnrNcZ49maIlF7XvC736Rae.bps.a.136576873083443.29833.134773813263749&type=1 Więc OK, zrobienie samochodu klasy Ferrari to jest nieco większy problem do rozwiązania. Musi mieć ładną skórzaną tapicerkę, szczelne drzwi, wyciszenie. To wymaga więcej pracy niż aluminiowe fotele po 2kg każdy. Dlatego pisałem: dwa lata i 3 miliony a nie rok i 60 tysięcy. I pewnie zespołu większego niż dwie osoby. Ale dla mnie i tak prawdziwym cudotwórcą jest ktoś, kto potrafi takie auto sprzedać.