W maju 1979 roku dostałem (na komunię) swój pierwszy w życiu zegarek: Czajkę 17 kamieni. W tamtych czasach posiadanie na podwórku zegarka automatycznie nobilitowało człowieka - już nie było się "kajtkiem", którego mama wołała przez okno na obiad (młodszym przy okazji wyjaśniam, że internet i komputery nie istniały, całe dnie spędzało się na podwórku właśnie, bawiąc w najlepsze z kolegami, w "realu"), teraz zaś zerkało się z miną pełną wyższości na "sikor" i oznajmiało dumnym głosem kolegom: "za 10 minut muszę iść do domu na obiad" (wcześniej matka kazała być w domu np. o 15.00) Nie pamiętam zupełnie momentu, w którym moja Czajka "padła" (prawdopodobnie po 6-7 latach, byłem już w szkole średniej), ani co się z nią działo potem. Kilka lat temu, przeglądając szpargały po moim zmarłym ojcu, znowu na nią trafiłem - wyglądała tak: Oryginalny pasek z lat siedemdziesiątych się nie zachował, pamiętam jedynie, że był to zwykły nylon, w kolorze ciemnoszarym (prawie czarnym, dziś chyba mówi się na taki kolor "antracytowy") Zegarek dałem pierwotnie na pamiątkę mojemu synowi, ale ten namówił mnie ostatnio na jego reaktywację. Stwierdził, że chętnie go czasem założy (ja już raczej nie, zegarek jest dla mnie za mały, koperta ma tylko 30 mm średnicy...) Znajomy majster wymienił uszkodzony balans i szkiełko na nowe, lekka polerka, nowy, skórzany paseczek (być może pomyślę też jeszcze o nylonie, czy perlonie) i tak teraz prezentuje się mój pierwszy w życiu zegarek: