-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
-
Podobna zawartość
-
Przez m20arcin
Witam, taki oto zegarek wpadł w moje posiadanie. Chciałbym się dowiedzieć kiedy został wyprodukowany, czy coś go wyróżnia spośród innych zegarków? Zegarek niestety nie działa. Znacie kogoś w Krakowie kto zajmuje się naprawą/ renowacją i jest godny polecenia? Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi.
-
Przez patjan
Witam.
Krótkie pytanie o autentyczność.
Przepraszam za zabrudzony tył, zdjęcia dostałem od kolegi.
Żadnych oznaczeń modelu nie widać.
Zastanawia mnie fakt napisu "A.Lange & Sohne" w górnym prawym rogu, wszystkie zegarki które znalazłem tej firmy miały napis na środku lub centralnie u góry.
Zdjęcia: https://photos.google.com/share/AF1QipPrilOzIBcGp_5H7peprJnq_OxbOo4JoyHl2dk5k__uKujvsBGDlJ-Ek43pFNWqew?key=OXlXTGhxM3ZWcjdUbkg0X0JCaUliX2Z3NFlaX0J3
Z góry dzięki za pomoc.
Pozdrawiam.
-
Przez bialy7
Dzień dobry,
szukam naręcznego zegarka Glashutte i na forum niewiele mogę znaleźć.
Czy ten z aukcji jest warty takich pieniędzy?
https://allegro.pl/glashutte-automat-ladny-stan-i7483352483.html#thumb/5
Bardzo dziękuję za wszelkie wskazówki i pomoc.
Paweł
-
Przez pmwas
Witam!
Prezentowany dzisiaj zegarek to miał być "pewny" zakup - w końcu wykosztowałem się na drugiego w mojej kolekcji, prawdziwego Glashuette'a. Zegarek powstał w manufakturze Juliusza Assmanna w II połowie XIX stulecia.
Zegarki Assmanna - a przynajmniej większość z nich, bo widziałem wyjątki - wykorzystywały mechanizmy w całości produkowane w Glashuette, te same, które znajdziemy w egzemplarzach bardziej "prestiżowej" marki Lange.
Assmann robił zegarki w różnych klasach jakościowych, od podstawowych 15-kamienowych po cudownie wykończone chronometry.
Oczywiście - tutaj mam przedstawiciela tych pierwszych.
Jak zaraz obaczycie, zegarek ma uderzająco nieoryginalne koło naciągowe, ale wynegocjowałem z tego tytułu zniżkę, więc uznałem, ze może być. Wszak Assmann to Assmann, a numer 11888 to wciąż dość wczesna produkcja.
Temat miał być porównaniem z moim Lange nr 2207, żeby zobaczyć jak glashuette'owskie zegarki ewoluowały w czasie.
Ale z czysto "edukacyjnego", radosnego postu, zrobi się prawdziwy horror, bo zegarek okazał się być... do doopy. Przepraszam, ale tak właśnie było...
Lista usterek:
- nieoryginalne koło naciągowe
- tarcza nieoryginalna, ordynarnie przyklejona taśmą (nieoryginalna, nie uszkodzona - nóżki były w złych pozycjach)
- ułamana śrubeczka w małym kole naciągowym (praktycznie nienaprawialne, ale można po prostu coś tam wsadzić, też działa)
- śrubki każda z innej parafii
- naprawiana oś koła wychwytowego - za długa, nie można dokręcać łożyska do oporu, bo się blokuje
- za długa os balansu - wymaga podkładki pod mostek
- liczne wgniecenia i zadrapania płyt
- wypadające kamienie łożyskowe
- wygięte koło czwarte (w sumie nieistotne, bo działa)
- makabryczna korozja i brakujące zęby w mechanizmie naciągowo-nastawczym
- źle dobrane przełożenia przekładni wskazań (wskazówka minutowa sobie, a godzinowa sobie - rozjeżdżały się)
- zepsuty wychwyt, do czego wrócę później.
Tiaaaaa... zegarek na chodzie, nie ma co. Czad
Plusy dodatnie? Hmmm... oryginalna koperta i... to Assmann... Ech, złamane życie...
Może to niemądre, ale postanowiłem naprawić ten zegarek.
Ktoś już się nad nim pastwił, to i ja się pouczę - skoro jest okazja.
Trochę drogo, jak na kurs zegarmistrzostwa (do tego metodą samouctwa), ale... niech będzie.
Nie winię, oczywiście, sprzedawcy - bez rozbierania zegarek wyglądał na całkiem dobry...
Zegarek ma charakterystyczny balans z przerzutnikiem montowaym w ramieniu oraz glashuette'owski wychwyt kotwicowy.
Od wychwytu szwajcarskiego różni się on w zasadzie głownie ogranicznikiem montowanym w samej kotwicy, zamiast dwóch bolców w płycie. Koło wychwytowe i kotwicę wykonano ze złota. Na kotwicy widać ślady wymiany osi - wrócę do tego w swoim czasie.
Na początek - nóżki. Nie uczyni to tarczy bardziej oryginalną, ale za to oszczędzi mi wycieczki po taśmę dwustronną
Małe koło naciągowe trzeba zamontować w płycie wcześnie, bo potem będzie po ptokach. W dziurce była śrubka, ale ktoś ją ułamał (tylko po kiego ją odkręcał???) - starczy wrazić tam cokolwiek i będzie działać.
Potem poprawki w obrębie włosa i remontuar:
Moczyłem i czyściłem go godzinami - szału nie ma
Fajnie to jest rozwiązane, tak przy okazji.
Koło naciągowe nie ma śrubki, która blokowałaby je na osi bębna, ale jest tak ciasno pasowane, że może być, nie powinno spaść.
Tylko trzeba asekurować dolny mostek przy montażu, żeby go nie wygiąć.
Złoty wychwyt pięknie wygląda, ale... nie działa.
Jak się przyjrzeć - na metalu ponad paletą wyjściową widać ślady ingerencji, jakby mikro-wgniecenia, a poza tym oś jest wymieniona.
Na zdjęciu wygląda, ze chodzi, ale to nieprawda. Po złożeniu zegarek chodził chwilkę, potem stawał.
Co dolega wychwytowi? Znam to z własnych doświadczeń - na skutek (czy dzięki) mojego błędu, który popełniłem naprawiając starego anglika.
Jeśli już wymieniamy mocowaną na wcisk oś kotwicy, musi ona być bardzo dokładnie dotoczona. Minimalnie za gruba rozepcha otwór i przemieści palety, przez co wychwyt przestaje działać. Po prostu - paleta za późno dolatuje do koła wychwytowego i zamiast zablokować jego ząbek, odbija się od niego. Skutkiem tego ząb koła wychwytowego pcha bolec zabezpieczający kotwicy (ten, który zabezpiecza ją przed przypadkowym przeskoczeniem) na os balansu, powodując jego zatrzymanie.
Charakterystyczną cechą tego uszkodzenia jest to, ze im mocniej naciągniemy sprężynę, tym gorzej zegarek działa.
Przy minimalnie naciągniętej pracje z minimalną amplitudą, a jeśli nakręcimy mocniej - staje.
Dzieje się tak oczywiście dlatego, ze mocno naciągnięta sprężyna mocniej dociska kotwicę do osi balansowej.
Jak to naprawić? W nieco bardziej topornej kotwicy z Anglii zastosowałem najprostszy manewr - położyłem kotwicę nad otworkiem nabijarki i uderzyłem w miejsce uszkodzenia tak, żeby ją wyprostować.
Zadziałało cudownie.
Postanowiłem powtórzyć ten manewr w tej kotwicy, ale nie pomyślałem - niestety - że kotwica jest asymetryczna.
Co się stało się? Oczywiście wygiąłem cieńsze ramię w okolicy palety wyjściowej.
Byłem zbyt wściekły, żeby pamiętać o zdjęciach, więc narysowałem:
Jak widzicie na ostatnim zdjęciu - śladów w okolicy palety jest teraz sporo więcej...
Cholera - jestem zły i smutny zarazem. Powinienem był to przewidzieć! Podziałałem jak rasowy debil...
Możecie sobie też wyobrazić, jak bardzo trudno było to wygiąć z powrotem! Cienkie, precyzyjne narzędzia były za miękkie, a twarde były znów za grube. W końcu odgiąłem to... obcinaczką do paznokci. Sic!
I kiedy w końcu odgiąłem kotwicę... zgubiłem paletę. Musiałem ją oczywiście wyjąć przed prostowaniem i przy próbie włożenia jej na miejsce... wystrzeliłem ja z pęsety! Znajdźcie teraz przezroczysty, bezbarwny element o wymiarach jakies 1x1,5mm albo mniej.
POWODZENIA!
Wściekły i przygnębiony zarazem rozebrałem zegarek na części, które porozkładałem do pudełeczek.
Częsci do części, płyty do złomu.
I to by było na tyle...
ALE...
Czas na interwencję si nadprzyrodzonych - następnego dnia rano znalazłem paletę na biurku.
I mogłem kontynuować naprawę.
W stosunku do stanu wyjściowego, zwiększyłem nieco kąt między ramieniem kotwicy a paletą.
Czemu? Bo tylko tak działa. Trochę większy kąt i paleta uderza w poprzedni ząb koła wychwytowego, a przy ciut mniejszym - blokuje się na następnym i nie chce go puścić.
Gdy wychwyt w końcu zaczął pracować dobrze, pojawił się kolejny kłopot - tym razem kotwica nie współpracowała z balansem i wymagała jeszcze kolejnego prostowania, tym razem na końcu współpracującym z balansem.
reasumując, moja praca z kotwicą wyglądała tak:
Faza 0 - wyprostowanie ogranicznika
Faza 1 - idiotyczna próba prostowania na nabijarce
Faza 2 - prostowanie zniszczen wyrządzonych w fazie pierwszej z długotrwałym poszukiwaniem właściwego kąta ustawienia palety
Faza 3 - prostowanie ramienia współpracującego z balansem.
TRUDNE!!! choć sam zrobiłem sobie pod górę i to dość konkretnie.
A teraz, jakby tego było mało - poszukując przyczyny marnego chodu przy prawidłowej pracy wychwytu, upuściłem zegarek na biurko i złamałem oś balansu. Po prostu CUDOWNIE!
Na szczęście - te mechanizmy mają bardzo prostą oś mocowaną na wcisk. Po prostu kawałek prostego drutu z czopami na końcach i delikatnym zwężeniem na dolnym końcu (dla płytki przerzutnika).
Jak się tez okazało przy demontażu - ktoś wymienił już połowę osi (górną) i oś była nabita w dwóch kawałkach.
Tylko lepiej (raczej niepoprawnie, ale lepiej). dorobiłem i wymieniłem tylko dolną połówkę
teraz pora na nagrodę:
Super, nie ?
Jeszcze uszkodzona paleta:
Czad!
Jeszcze tylko odpowiednie koło przekładni wskazań, żeby wskazówki pracowały razem, a nie każda sobie:
Dostanie mi się, ale ponieważ jestem leniwy, nie chce mi się liczyć ząbków - po prostu wysypuję kółka i przymierzam, aż znajdę pasujący zestaw. Łopatologicznie
I już
Srebrna koperta...
...dla odmiany oryginalna. Chciałoby się powiedzieć, ze nie pasuje do całości
Czy było warto to kupić??? NIE!!! Czy było warto ślęczeć kilkanaście godzin? Oj TAK!!!