Dawno, dawno temu ... niektórych jeszcze nie było na świecie, jak w sklepach sprzedawali tylko ocet i musztardę. A za mną chodziły śledzie, takie z beczki solone (dziś już takich nie ma). I wreszcie marzenie się ziściło, rzucili śledzie do osiedlowego sklepu. Kupiłem kilo i po odpakowaniu w domu z Trybuny Ludu jednego tylko opłukałam i zacząłem oporządzać do natychmiastowej konsumpcji. Pies siadł obok i oblizywał się tylko. Widząc jego błagalny wzrok wziąłem do ręki oderżnięty łeb śledzie i pokazując mu, stwierdziłem że tego przecież nie będziesz jadł. Myliłem się. Śliski łeb wyśliznął mi się z ręki i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, pies połknął go w całości, lekko tylko przewracając oczami. I nie byłoby w tym nic ciekawego, ale do końca dnia nieborak wypił kilka misek wody. Jak nigdy