Osobiście nie tolerowałem trunków żartobliwie zwanych "whisky" woląc tzw. "wódeczkę" do momentu, w którym dorwałem 12yo Glenfidditch w ultra niskiej promocyjnej cenie na lotnisku w Kijowie. W ten dzień moje postrzeganie rzeczywistości uległo przeobrażeniu. Z doświadczeń moich i znajomych "po inicjacji" wynika, że najlepiej zaczynać od "miękkich" Glen (fiddich, morangie). Niestety, powrót do JW i innych blendów przestaje być możliwy. Nawet z colą i olbrzymią ilością lodu No i spotkanie przy szklaneczce dobrego single malta to zupełnie inny klimat, niż z ziomami przy piwie