Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
News will be here
Marcin_L

Jest okej

Rekomendowane odpowiedzi

O ja. I co , korbę już nam zabili czy co?

Nikt nic nie pisze że OK.

 

Korba wrócił i to z zegarkiem co go zabrał. Nie ukradli znaczy :shock: .

 

Chyba coś napiszę :roll:

 

czekamy, czekamy ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Vostok Europe Expedition na ekspedycję :) pasuje jak ulał.

Jak tam Twoja "expedycja" (gratulacje!)? Maleństwo w domu? :wink:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niech Majowy napisze, czy jest ok :)


Pozdrawiam, Daniel

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Majowy Diabeł
niech Majowy napisze, czy jest ok :)

 

No nie jest, bo w ogóle nie ma zdjęcia. A ja chciałem przywrócenia starego. Ale w ogóle co tu się dzieje? Matuchno, ile kolorów przy nick'ach, reklamy, szybkie odpowiedzi no i inne. Widzisz neixet co narobiłeś? Zachciało Ci się zmian!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Majowy Diabeł

neixet, DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jest OK!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Vostok Europe Expedition na ekspedycję :D pasuje jak ulał.

Jak tam Twoja "expedycja" (gratulacje!)? Maleństwo w domu? :wink:

 

 

Oczywiście, daje w du.. :lol:


Time is meaningless, and yet it is all that exists.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście, daje w du.. :D

 

a to dopiero początek :lol:

 

powodzenia


Radek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie odebrałem emalię:

 

We are pleased to inform you that one of our Archimede Pilot Original is free for you.

 

We would be pleased to welcome you as a new customer and look forward to receiving your answer.

 

Best regards from Pforzheim

 

Mrs. Aude Clavier

ARCHIMEDE Watches

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kadarius - gratulacje! Ale Ci się sfarciło! :D

 

A u mnie też fajnie: Żona zaakceptowała zakup kolejnego czasomierza, z nowego przedziału cenowego. Ba - nawet nalegała bym pokazał zdjęcia i wytłumaczył na czym polegają jego funkcje - spodobała jej się idea drugiej strefy czasowej. No, no, jeszcze ją zarażę zegarkowym hobby, a wtedy można będzie poszaleć z zakupami :lol:


pozdrawiam - Bartek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nie wiem o co Wam chodzi z tymi zakupami ;p

mam pieniadze, chce kupic zegarek to kupuje a nie sie ukrywam :D


Pozdrawiam, Daniel

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaliczylem dzisiaj matematyke 1 !!!, ufffffff 1 semestr do przodu 8) 8)


Pozdrawiam, Daniel

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to kongratulejszyn! i mały jubileusz się zbliża 1000 na liczniku ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to dla tych kilku twardzieli co będą chcieli przeczytać.

No a z drugiej strony. Jeżeli będzie za duże. To niech ktoś wywali w okolice kosza.

 

Podwójny zawód miłosny.

Heroizm ludzki

Prezent Karoliny dla kotka.

I jak to się ma do problemu wspólczesnej komunikacji pt> Tanie latanie

 

 

Zacznę od miłości. Trochę obdrapanej ale zawsze to coś.

Trevora już kiedyś wspomniałem. Inaczej zwanego Alfem z planety Melmak.

W czasie jaki mi był dany, zaobserwowałem zgaszenie Trevora. Chodził jakiś taki smętny i ponury. Nic nie nawijał co go tam boli.

Ponieważ samolubnie mogę powiedzieć że, jego osoba przydawała mi się często.

Gdy robiliśmy degustację trunków z mojej ojczyzny. I na Alfa w tym względzie można było liczyć. Bardziej niż na całość wkładów w Banku Imperialnym.

To ten smutek przelazł też i na mnie. No nie tylko. Ale ja samolub jestem, dlatego tak piszę.

Postanowiłem wywiedzieć się o co biega.

Przy zakupach przeznaczyłem parę Ły na trunek z trawą. Konkretnie litra kupiłem bo jeszcze w domu trochę jakichś Lanowych było.

Przeznaczonych jako pierwsze podejście. Co by się nie zepsuło.

Zasadzkę urządziłem. No i się wywiedziałem.

Otóż, ta jego guła. Znaczy Alfowa. Tak w wielkim skrócie.

 

Przywaliła mu rogi. Alfowi zaś adwokat przysłał tonę papiórów do domu.

Zadrukowanych jakimiś prawniczym bełkotem, trudnym do rozczytania.

Niby to ładnie brzmiało. Ale generalnie była to groźba jak się tak człek w to wszystko wczytał.

Nader często w tym druku padało słowo: Divorced czy jakoś tak.

No ja generalnie nawet byłbym za. Bo Alfową poznałem. I nie żeby ona jakaś brzydka była czy cóś. Ale tak jak Alf kiedyś powiedział:

Zimniejsza niż moja stara.

I to właśnie do niej pasowało.

No ale jak patrzyłem na Alfa, to już nie byłem pewien czy mam rację.

 

Karolina

 

To nowa postać w moim życiu. Szybko jednak stała się ważna.

Przyjechała do krainy deszczowców chyba ze dwa lata temu.

Ambitna dziewczyna. Miała kiedys plana takiego że potyra trochę tutaj.

Co by sobie ułatwić start w ojczyźnie u boku ukochanego.

Karolinka wygląda, hmmmm.

Słów brakuje zwyczajnie. Pewnym przybliżeniem może być obserwacja reakcji męskiej populacji firmowej.

Otóż jak Karolina swój obraz zapodała na męskie gały mojego działu. To spowodowała ciszę.

Zwyczajną najcichszą ciszę.

I ci sami którzy tak uwielbiali Lanę.

Potem jak się im trochę się opatrzyła, to już aż tak widowiskowo tego nie okazywali.

Natychmiast się odkochali.

Zdrajcy.

Ale tak to jest z facetami już. Jak tylko nowy towar zobaczą, o starym zapominają.

Może im kiedyś to wybaczę.

W pierwszy dzień, musiałem opracować nową definicję chodzenia.

Kobiecego znaczy. Bo jak poobserwowałem jak Karolina chodzi i co widzą męskie gały.

Wykoncypowałem następującą definicję:

 

Jak kobieta chodzi to: Mężczyźni obserwujący pomimo że nigdzie nie idą też chodzą mimo tego że im stoi.

 

To tak dla odróżnienia od zwykłego przemieszczania się, zwanego błędnie chodzeniem.

Karolina poza tym wszystkim pochodzi z Wieliczki.

Wiadomo co tam jest.

Ona jednak jest chyba słodsza od całego cukru z Kleczewa. Wiem co piszę. Bo tam byłem.

To chyba największa cukierniczka w Europie. Aborygenom do herbaty by pewnie styknęło na bliżej nieokreślony czas.

Największe jednak wrażenie Karolina wywarła na Alfa. On najzwyczajniej przekształcił się z Melmakańczyka w jedną z solnych figur z Wieliczki.

Takich jakie stoją w kaplicy Kingi np.

Nigdzie nie chodził nawet już.

Potem jak już odkamieniał trochę. Idę w zakład o co chcecie. Że pomyślał to co ja.

A ja pomyślałem:

Alf, ty swojej starej co to ci przywaliła rogi, powinieneś kupić bukiet kwiatów godny naszej królowej. Tą z banknotów mam na myśli.

Podpisz te papiery zanim się rozmyśli. A ty masz szansę na nowy wschód słońca.

Właściwie to na zachód. Bo wschód już go omal o ślepotę nie przyprawił.

 

Szpiedzy Karoliny

 

Euforia , euforią. Jednak Karolinka to zwykła kobietka.

Pozostawiła jakiś szpiegów na miejscu co to ją informowali o poczynaniach Kotka.

Kotkiem, Karolina nazywała jak się później dowiedziałem. Tego szczęściarza co sobie go upatrzyła na mena jej życia.

Kotek jednak jak to kotek. Pozostawiony bez dozoru, chadzać zaczął własnymi drogami.

Co u Karoliny powodowało to co nam nawet już się nie podobało.

Tak jak Alf poprzednio tak ona teraz zatruta, chodziła wprawdzie zgodnie z moją definicją bo z tym się urodziła. Jednak zatruta.

Co wywoływało koktajl uczuć u Alfa.

No bo z jednej strony cieszył się że , no wiecie. O sobie chłopak myślał jako o kotku.

A z drugiej, jego melmakańskie serce stało się bardzo szybko ziemskie.

I raniło je to co widział u Karoliny.

Poza tym u Alfa nastąpiła nieoczekiwana przemiana. Przedtem z Laną wykluczaliśmy taką możliwość.

Mianowicie, wprawił nas w osłupienie bo zaczął chodzić w normalnych spodniach.

Wyglądały jak z młodszego brata. Ale zawsze to coś.

Druga zmiana. Bo wprawdzie podejrzewałem Alfa o znajomość angielskiego. A nie tylko somerseckiego do złudzenia przypominającego melmakański.

Bardziej jednak myślałem o zdolności jego rozumienia u Alfa. W podobnym zakresie jak u mnie.

W snach bym nie pomyślał że nastąpi takie coś co usłyszałem z ust Alfa następnego dnia.

Słyszę że ktoś do mnie rozmawia jak spiker z BBC Radio One. Głosem Alfa.

Coś mi nie pasi jak zaskoczyłem. Patrzę na wszelki wypadek.

Widzę Alfa na miejscu spikera z BBC Radio One. Do tego w długich spodniach.

Przedtem nawet zima go nie ruszała.

Przez co przegrałem batonik. W zakładzie z Laną.

A pliki językowe Alf podmienił celem lepszego komunikowania się z Karoliną.

Bo innego powodu ja nie widzę zwyczajnie.

Poza tym jeszcze nie pasowało mi do jego wizerunku że nadał swojej gębie ziemski wygląd.

Widać był u Clifa, miejscowego lubianego golibrody.

Stracił też prawie całkiem swoją grzywkę która nadawała mu wygląd Alfa.

No, no. Pomyślałem sobie. Musisz misiek zmienić swoje poglądy.

I choć mnie to bolało, jak zwykle gdy przyznaję się do błędu w ocenie.

To postanowiłem już więcej Alfa nie nazywać Alfem. Tylko Trevorem. Jak mu nieszczęśliwie starzy nadali..

Żeby jednak trochę przejście złagodzić. Zdrobniale będę nazywać Trevora, Świergotem.

Bo z tego też znany.

Lubi se chłopak pośpiewać. Ciągle kupuje jakieś nowe gitary. Po czym rozlepia na zakładzie obrazki ze starymi że je za bezcen opyli. No ale my raczej grający zbytnio nie jesteśmy.

No chyba że na nerwach. I nikt już ich od Świergota nie kupuje. Jego kolekcja rośnie w straszliwym tempie.

Może się skuszę pod wpływem zdarzeń które nastąpiły. Bo talent muzyczny posiada Lana.

Ładnie śpiewa. Głosem Blondie. Karolina też całkiem fajnie. Tylko ja taka noga jestem.

Aż mi głupio i wstyd. Bo po polskich szkołach nic życiowego potrzebnego ja nie umiem.

 

PKP Karoliny

 

W Polsce Karolina pracowała na PKP. Jednak całkiem się nie wykoleiła. Skoro przyjechała tutaj.

Gdzie pracowała to dowiedziałem się z SMS-a którego pewnego dnia dostała. To było w zeszłym roku jeszcze.

Otóż Karolinka ma urodziny przed samymi świętami. Trochę szkoda że jej mama nie poczekała na nowy rok. By była nowszym modelem.

Chociaż i tak jej alkoholu w sklepie nie opylą zanim się Karolinka nie wylegitymuje.

Bo na wymagane 21 to ona za Chiny nie wygląda. Z tym się zgadzam z obsługą sklepów.

Mniejsza z tym.

SMS na długiej przerwie.

Karolinka do Kotka napisała czy chce jej coś powiedzieć? Przed tymi świętami.

Mając zapewne swoje urodziny na myśli.

Kotek zaś odpowiedział mniej więcej: O jak fajnie cukiereczku że pytasz. Możesz mi kupić pod choinkę prezencik. Chcę pleja PS 2. Czy jakiś tam kolejny numer.

No ja sobie pomyślałem o Kotku wtedy. Ale ty głąb jesteś. Nawet nie wiesz na czym okazję grania straciłeś.

Karolina pomyślała mniej więcej to samo tylko dokładniej.

Ze słodkich jej ust, dobyły się słowa o których znajomość bym jej wcale nie podejrzewał.

Przynajmniej tak jak by była na szkoleniu u mojego dziadka. A on debeściak jest i tyle. Muszę się jeszcze ze dwadzieścia lat pouczyć żeby polski poznać tak dokładnie.

Karolinka widać jest o niebo bystrzejsza niż ja.

Mnie się tylko wydało że zna wszystkie teksty jakie widuje się wszędzie na dworcach PKP.

No ona jako były kolejarz wydobyła je z siebie pod adresem Kotka.

Powiedziała to zgrabniej niż najstarszy szewc jakiego znałem kiedyś.

Zaimponowała mi wtedy bardzo.

Tylko że zaraz potem rozbeczała się, jak baba.

Lana poleciała ja przytulać.

No bo mnie nie wypadało. A ja zostałem ze Świergotem myśleć nad tym wszystkim.

Przetłumaczyłem mu mniej więcej więcej o co biega.

Świergot popadł w głębokie zmyślenie.

Co on tam wydumał powiedział po kilku godzinach.

 

Plan Trevora

 

Namówić Karolinę żeby pojechała z nami do jakiejś knajpy gdzie sobie pośpiewamy.

Pogramy, poskakały i popijemy. Celem zapomnienia o troskach dnia codziennego.

Wprawdzie z Laną żadnych trosk nie mamy. Poza tą że lubimy Świergota.

Na pytanie;

Pomożecie????

Odpowiedzielim.

Pomożemy!!!

Tak staliśmy się my. Najwięksi złośliwcy w Chard. Z czego dumni jesteśmy bardzo.

Narzędziem w ręku Trevora Świergota.

Nawet w snach nie przypuszczaliśmy do jakiego heroizmu zdolny jest Trevor.

Ale to widać cecha miejscowych jest.

Że mieszkają po tych dziurach tutejszych to nie ich wina.

A że chociaż sobie pośpiewają z rozpaczy.

To już ich zasługa.

Bo o tej ich zdolności to już wspomniałem.

Możecie sobie wziąść dowolną znaną światową kapelę. To da się ich rodowód przypasić do którejś z okolicznych zapyziałych wiosek.

Czym mnie nieustanie wprawiają w osłupienie.

I zanim trafiłem na wyspę. To za zbytnio brytyjskiego rynku muzycznego nie łapałem.

Teraz jak tutaj jestem. Zaczynam kumać o co w tym wszystkim chodzi.

I sam popadłem w to błędne koło. Bo średnio w tygodniu kupuję przynajmniej jedną płytę.

Nie ściągam z neta.

Idę do sklepu i kupuję nówkę z hologramami. Nie żadną tam chińską czy ruską podróbę.

 

Urobiliśmy naszą Karolinkę. Było tym łatwiej że ona całkiem rozbita już była.

Chyba stwierdziła że nie ma nic do stracenia.

Nawet biedulka nie wiedziała wtedy ile ma do stracenia i ile do zyskania.

My też tego nie wiedzieliśmy.

 

 

 

Knajpa Trevora

 

Kilka razy ją widziałem nawet. Znajduje się przy drodze w kierunku Bristol Airport.

Kawałek za miejscowością co się nazywa Churchill.

Nie przypuszczałem jednak że tam właśnie Trevor z kolegami dorabia sobie graniem.

Bo sama knajpa nie wygląda na taką co do niej wpuszczają bez spodni.

Dwiózł nas tam jakiś jakiś kolega Trevora.

Bo my zostaliśmy poinformowani że. nie damy rady już wracać samodzielnie.

I że niby ten jego kolega następnego dnia przyjedzie nas pozbierać i odstawi do domu.

Wchodzimy do knajpy.

Stolik już mieliśmy zaklepany.

Posiedzieliśmy trochę. Gadaliśmy raczej mało.

Obserwowałem otoczenie. W knajpie była wydzielona estrada. Obstawiona instrumentami.

Gały mi wylazły na kilkupoziomowy układ perkusji. Takiego jeszcze nie widziałem.

Ale reszta sprzętu też była spoko. Nazłaziło się trochę miejscowych.

Po czym Trevor poleciał gdzieś i przyprowadził nam do pokazania swoja kapelę.

Przyprowadził gości którzy wyglądali jak połączenie Lady Pank z Massive Attack.

Przy czym perkusista wyglądał jak słynny Zwierzak z Muppet Show.

A klawiszowiec jak Jaś Fasola.

Po czym Trevor zakomunikował żeby nigdzie nie łazić już. Bo oni zaczynać będą robotę.

Poszli na ta swoją scenę.

A ja czekam co będzie dalej.

No i się zaczęło.

Trevor miał motywację. To wiem.

Chyba największą w życiu jak myślę. Chociaż ona taka jak Barbie bardziej.

Karolinę.

Wbił swój wzrok w jej śliczne oczy i nawet mu powieka nie drgnęła.

Zaśpiewał.

Kawałek Seala z którego on stał się sławny na świecie.

Ale jak zaśpiewał.

Pomyślałem że to Fredie wstał z grobu.

No i pomyślałem jeszcze że Seal to cienias jest i tyle. Może najwyżej z Teletubisiem w pierwszej rundzie Idola startnąć.

A nie z Trevorem.

Kapela Świergota również stanęła na wysokości zadania.

Czegoś podobnego nie słyszałem jeszcze na żywo.

Czysta perfekcja. Przynajmniej na moje mało wprawione ucho.

Gdyby ich wtedy nagrać to żadnych poprawek by nie trzeba na kompach robić co by uzdatnić do sprzedaży.

A Zwierzak co naparzał w bębny to robił to z morderczą precyzją. Chyba nawet wbudowana perkusja w mojego PSR-a nie odbębniła by równiej. Pominę milczeniem brak wyobraźni konstruktorów Yamahy. Którym takie układy nawet w snach by się nie wyśniły.

Czym trochę mnie zniesmaczyli. Bo naród potomków samurajów zawsze sobie ceniłem.

Normalnie zegarki wzorcowe by na niego szło regulować od tej precyzji.

I o dziwo, nie brzmiało bezdusznie.

Ja zjechałem już po pierwszych taktach.

Potem jak się trochę otrząsnąłem. Popatrzyłem co się dzieje z dziewczynami.

Lana zasłuchana. Nic innego nie robiła równolegle. Tylko słuchała.

Potem chyba się obudziła od mojego wzroku.

Razem popatrzyliśmy na Karolinkę.

I nie tyle że zobaczyliśmy co jest grane u niej.

Poczuliśmy chyba normalnie co się z serduszkiem Karolinki dzieje.

Jak poczuła to sama Karolina? Trudno mi powiedzieć. Przypuszczalnie wydzieliło jej się tyle endorfinek że nawet złota strzała by nie dała rady tego spowodować.

 

Trevor tego wieczoru. Przypuścił bezwzględny atak na Karolinę.

Morderczo użył swojej najlepszej broni jaką posiadał.

Ten atak to ja mogę porównać jedynie do Japończyków jak się rzucili na Pearl Harbour.

Wykorzystał zaskoczenie. Obrona przeciwnika uśpiona była. A precyzja lepsza niż bębnienie Zwierzaka.

A jak się zaczęło to już było po zawodach.

Zniszczył całkowicie już w pierwszej fali wszelką zdolność do jakiejkolwiek inicjatywy.

A na pierwszej fali nie poprzestał.

Była następna, następna i następna.

Zaśpiewał tego wieczoru chyba wszystkie aborygeńskie piosenki, zawierające w swojej treści następujące słowa : Miłość, kocham, serce, niebo, szczęście, marzenie, być może, razem, noc, słońce, na zawsze, ty, ja.

Plus kilka mniej istotnych stanowiących łącznik.

Krótko. W sercu Karolinki pożoga nie do ugaszenia.

Było niesamowicie mieć możliwość zobaczenia czegoś takiego.

 

W moich odczuciach nie byłem osamotniony. Bo cała zawartość lokalu załapała że dzieje się coś więcej niż zwykle śpiewanie i słuchanie.

Po spojrzeniach widać było że wiedzą komu śpiewa Trevor i kto go słucha.

Lanie i mnie się to dodatkowo opłacało z powodów finansowach jakby. Bo wszyscy zapragnęli nas poznać i wciągnąć na listę znajomych.

Tak że tą noc mieliśmy napoją i sytą za frajer.

Pomimo chopsania i skakania jakie rozkręcił Trevor. Gdy już uznał że Karolina jest jego.

I tak sobie chopsaliśmy bez zmęczenia do rana. Nawet późnego bardzo rana.

Aborygeni też niechętnie wychodzili.

Właściwie to zobaczyłem jeszcze na własne gały co oznacza demokracja.

Bo w powszechnym głosowaniu ok. 9 rano dnia następnego od ataku Trevora.

Uznaliśmy że pora kończyć imprezę. I że uśmiechem się pożegnamy teraz. Żeby z uśmiechem ponownie się kiedyś powitać.

Fajnie

Na szczęście żadnych lokatorów nie było w zawartości knajpy.

 

 

Heroizm grupowy

 

Atak Trevora którego w życiu nie zapomnę. Spowodował dziwny ciąg zdarzeń.

Poza tym zamierzonym przez niego celem taktycznym.

U niego ujawniło się odejście od sportu. Poprzednio był zapalonym rowerzystą.

W dowolną pogodę, popylał do roboty na swoim welocypedzie.

Nagle zaczął jeździć samochodem. I na rondzie skręcać w prawo. Na Ilminster. Klarował mi że jak jedzie w tamta stronę to ma bliżej do domu.

Ciekawe tylko dlaczego na rowerze miał bliżej jadąc w tą sama stronę co ja?

Wyliczyłem zgrubnie że ma ok. 15 mil. A jak jedzie koło nas to jakieś 5 mil.

Ale o tej względności drogi i czasu to już Albert wspominał. No tak bywa.

Poza tym zaobserwowaliśmy z Laną że jak przywozi Karolinę do pracy. To w chłodne dni jakie jeszcze mamy. Grzałka na tylnej szybie w jego samochodzie robi dopiero cienkie kreseczki. A że dysponuje bardzo podobnym automobilem co my. W którym ta grzałka działa dosyć podobnie. Wyliczyliśmy że jeździ najwyżej 3 mile.

Pasowało by to do odległości jaką Karolina ma do pracy.

Uśmiechnęliśmy się tylko do naszych kalkulacji.

O nic więcej nie pytaliśmy.

Stwierdzając jednomyślnie : Cool

 

Karolina zaś, podjęła bardzo mocne postanowienie że zakupi Pleya. I osobiście mu go doręczy. Kotkowi znaczy.

Powiedziała następujące słowa:

 

Odstawię się dla pewnego Kotka rycerza tak że na mój widok jego własny koń go zabije. Kopnięciem w czoło.

 

Wprawdzie prywatnie uważam że, wcale nie musi się jakoś extra szykować. Ale z babą nie pogadasz. O czym już się w życiu przekonałem. Nie raz.

W reszcie naszej bandy to postanowienie Karoliny wywołało chęć zobaczenia śmierci Kotka na własne oczy.

Rozpoczęliśmy planowanie. Nic na żywioł.

Trevor dał nam taką popisówę że trzeba było się wysilić trochę. Żeby nie wyjść na mizeroty jakieś.

Lana, nasz prywatny firmowy haker. Rozpoczęła od neta i samolotów.

Wyłapała jakieś promocje. I za jednego czy kilka Ł zakupiła chyba z pięćdziesiąt biletów na różne terminy. Tak na wszelki wypadek. Stwierdziła że najwyżej jak nie wylatamy to rozdamy

potrzebującym .

Ale transport to nie wszystko.

Pozostał termin. I jeszcze jedno co mnie i Trevorowi już tak bardzo się nie podobało.

Laski stwierdziły że się z nami nigdzie nie pokażą. No chyba że poddamy się ich woli i one nas uzdatnią do pokazania ludziom.

Wiedziałem że japoński atak Trevora skończy się tak samo dla niego jak samym japończykom na Amerykę. Nie przypuszczałem tylko że nastąpi to tak szybko.

I że pociągnie mnie jako jego sojusznika. Do beknięcia za to wszystko.

 

Terminem tez zajęła się Lana.

Jako najodważniejsza , zapodała się na trasę przelotu naszego czerwonego z pracy.

Powiedziała: Hi boss. I have problem.

Dokładnie tak jak amerykańscy astronauci. Co już kilka razy słyszałem ostatnio.

Nasz czerwony i tak na nią zwracał uwagę. Tym razem zwrócił jeszcze mocniej. Wzrokiem pytał o co chodzi.

Lana następnie mu zaczęła przedstawiać swoją wizję przyszłości na najbiższe dni. Rysując przed nim perespektywe małej epidemii która zmniejszy w środę stan załogi o liczbę cztery.

I że będziemy tak chorowali aż do następnego wtorku.

Wiedziałem że czerwony nie lubi poniedziałku przynajmniej tak jak ja.

On natomiast ustami zaczął naśladować przez chwilę stary traktor. Popularnie po PGR-ach zwany ciapkiem.

Tak se popyrkotał do Lany chwilkę. Po czym nastąpiło to czego się raczej nie spodziewałem.

Popatrzył z uśmiechem na Lanę. Potem na mnie. Chociaż udawałem że nic nie widzę i słyszę.

Doskonale też wiedział że chodzi o Karolinkę i Trevora jeszcze. Lana wspomniała tylko o liczbie zakażonych.

I odparł:

No problem. OK.!!!!!!!

Dziwne co?

Termin z głowy.

Gorzej z nami. Zaczęły się gorączkowe przygotowania. Zanim szok nam opadł. Karolinka zakomunikowała mnie i Trevorowi że zaraz po pracy. Wsiadamy w brykę. I że jedziemy na ciuchowe zakupy.

Mnie się wtedy zrobiło ciepło. Bo wiedziałem że nie o damskie ciuchy biega.

Punkt druga spotykamy się przy clock machine i z przemiałem startujemy na parking.

Wsiadamy do kokopolota i programuję sobie trasę przelotu do Yeovil. Bo podobno tam są lepsze szmatlandy, zdaniem lasek.

No i moje złe przeczucia się sprawdziły. Przeciągnęły nas najpierw przez wszystkie sklepy w których jeszcze nie byłem. Bo i po co? Żadnych ludzkich ciuchów tam nie uświadczysz.

Te po których ja łaże to można za dwie dychy odziać się w całkiem nowe , praktyczne szaty.

A te po których łaziliśmy z musu to najbardziej szmaciarska marynara, chyba stówę stała.

No ale skoro chcieliśmy. To beczymy w duszy jak barany na żeź, ale i tak samo jak one na nią idziemy.

Starciliśmy z Trevorem w ten cholerny poniedziałek. Których tak już nie lubię.

Lekko po dwie tygodniówki na twarz.

A nie chwaląc się. Nawet całkiem dobrze nam firma za nasze obijanie się płaci.

Czy ten Kotek to synalek królowej czy co?

Poza tym wcale nie wysłał nam zaproszenia na maskaradę.

Ehhhhh

Wygięci z Trevorem wracamy. Prostują nas dziewczyny po drodze że jutro ciąg dalszy nastąpi.

Nawet już bałem się pomyśleć co to będzie.

Wtorek też chyba znienawidzę.

Ponownie trasa, tym razem do Tauton. Bo tam dziewczyny mają dla nas nowe atrakcje.

Niby takie słabe są w oriętacji terenu. Tym razem jednak było lewo, prawo. Ciach pach i po krzyku. Nawet za bardzo nie wiedziałem w jakim miejscu tego grodu się znalazłem.

Z przerażeniem stwierdziliśmy z Trevorem że wylądowaliśmy w jakimś babskim salonie piękności. O żesz kurza twarz.

Gdyby nie nasze wielkie samozaparcie, to na tych fotelach by były potrzebne pasy do zapięcia nas. Jak małe dzieci w kubełku samochodowym. Co by nigdzie nie polazły nie proszone.

Rozsadziły nas dziewczyny tak żebyśmy nie mogli się naradzić i nie dać drapaka.

Zwołały konsylium . Było ich cztery. Po minach i szybkich spojrzeniach wyczaiłem że jest źle tym razem. I nie za bardzo wiedzą co z nami tam zrobić.

A patrzyły na nas jak kocice które naradzają się jaką myszke najpierw złapać.

Naprawdę miałem cykora wtedy. Większego niż gdy mnie kolega Gapa namawiał wysiąść że szmatą na plecach z samolotu.

Jaką minę miałem to nie wiem.

Na twarz Trevora w tą czarną godzinę powrócił Alf.

W oczach było widać gorączkową próbę przypomnienia sobie kodów startowych do jego Melmakańskiego kosmolota.

W końcu laski opracowały jakąś awaryjną teorię na nasz temat.

Zdały nas we władanie tym wampirom z nożyczkami.

A same powiedziały: Bye!! Chłopaki. Za dwie godzinki was odbierzemy.

Idziemy kupić Pleya i pończoszki do duszenia.

No i poszły.

 

To było straszne co nastapiło. Te kobietki to nie były kobiety nawet.

Bezwzględne jakieś stworzenia. Nawet brwi mi wyskubały.

Wolałbym żeby mnie razem z lokatorami Marion zapuszkowała.

Nawet rozważałem możliwość czy aby sytuacja nie uzasadnia wezwania jej pomocy.

Co by nas z tamtąd odbiła.

I nie było by to po starej znajomości.

Ale w zakresie jej obowiązków służbowych.

 

Środa

 

Dzień naszego wylotu.

Stan gotowości godzina 7-ma!!!!!!! Rano. Szok. Prawie jak do pracy.

W trakcie długiego piątego sygnału radia BBC 1 oznaczającego godzinę zero. Znaczy siódmą.. Rozległ się dzwonek oznajmiający przybycie Karolinki z Trevorem.

Trevor taszczył jakieś torby. Dziewczyny stwierdziły że najpierw zajmą się szybciutko nami.

Bo z nami to i tak już wiele nie da się zrobić to szybko pójdzie. A potem zajmą się sobą.

Szybka kawa i do roboty.

Wywaliły wszystkie szmaty jakie nam kupiły a my zapłaciliśmy. Zaczęły nas w to ubierać.

Poprawiły nam fryzy jakie nadały nam wampirzyce z Tauton.

I kazały się obluknąć w zwierciadle.

Patrzę się głupawo w to lustro ale siebie nie widzę!!!

Oglądam się na wszelki wypadek. Gdzie tam. Ten gość który patrzy się na mnie z lustra to najwyraźniej ja jestem. Podobny do młodszego brata gościa co grał w Piratach z Karaibów. Ale nie w filmie. Tylko z gali jak Oskara odbierał. Szok!!!!!!!

Kopara mi spadła.

Patrzę najpierw jednym okiem w miejsce gdzie powinien być Trevor.

Nie widzę Trevora normalnie. Stoi prawie brat bliźniak Neo ze znanego filmu.

Nie no myślę sobie. Matrix normalnie.

To jest niemożliwe.

Ale szok trwa dalej.

Lana odpaliła telewizor który nas połączył kiedyś. A którego i tak nie mamy czasu odpalać.

Stoi sobie i się zakurza.

I zakomunikowała że teraz idą sobie pudrować noski.

Siedzimy z Neo na kanapie. Pstrykamy programy. W końcu trafiamy na ten co nam duchowo przypasił. Na national geographic leci coś o krokodylach.

Zaczynamy oglądać bo przypomina mam się poniedziałek.

Wszystko to samo co mieliśmy.

Potem był film o lwicach. Jak się opiekują kociakami.

I wtedy poczuliśmy ciąg dalszy dnia dzisiejszego. Też wszystko się zgadzało.

No i w końcu doczekaliśmy się.

Słyszymy że mamy zamknąć gały i pod żadnym pozorem nie otwierać dopóki nie dostaniemy pozwolenia.

Zamykamy posłusznie.

Wiedziałem że należy oczekiwać niesamowitego widoku. Ale to co zobaczyły moje gały po otworzeniu na rozkaz.

Nie wyśniłem w najpiękniejszym śnie jaki miałem w życiu.

Najpierw doznałem wrażenia zmiany ogniskowej bez zmiany wielkości obiektu przedmiotowego.

Ci co chodzą do kina wiedzą o co chodzi.

Pierwszy raz w historii kina zastosowany w Przeminęło z wiatrem.

Jak był najazd na Scarlet.

A i do teraz potrafi wzbudzić dziwne uczucia.

Potem to nie wiem co poczułem.

Mogę jedynie potwierdzić że można doznać orgazmu za pośrednictwem nerwu wzrokowego.

To mniej więcej by pasowało.

Dla Neo to był zdaje się dalszy ciąg Matrix-a jak i dla mnie.

Bo też nic nie mówił.

Po tym jak nas zatkało. Dziewczyny stwierdziły widać że jest zadowalająco.

Bo o ile nas szło jeszcze do kogoś porównać.

To ich już nie.

Były tylko same dla siebie.

 

 

Tanie latanie

 

Nasz środek transporu za grosze ma nas zabrać z Bristol Air port o 11:30. Znaczy taki mam check in time. Na miejsce ma nas dostarczyć kolega Jarek. Tutaj ze względu na wymowę aborygeńską zwany przez wszystkich Irek.

Zaczęły się jednak schody. Jak to zwykle biednemu wiatr w oczy.

Automobil Irka wyzionął ducha na milę od nas.

Irek nie zdążył na wyznaczoną porę. Tylko trochę później.

Na lacza i wywalonymi gałami. Tchu już i tak nie odzyskał na widok dziewczyn.

Ponieważ nasze przygotowania troszkę się przeciągnęły, nie ma sprawy.

Mogliśmy jechać Trevorowym bądź moim. Oba na chodzie.

Jednak ze względu na wąskość w czasie jaka nam się zrobiła. I ze względu na niemieckie jeszcze blachy na moim wehikule. Że o umieszczeniu kierownicy nie wspomnę. Bo Irkowi lepiej ta niewłaściwość pasuje.

Wybór padł na mój.

Załadowaliśmy się. I sam osobiście w nowej marynarze prowadzę. Irek z boku celem zaznajomienia się guzikologią. Dodatkowo skomplikowaną po odwiedzinach w Polsce.

Bo w machinie znalazł się drugi główny komputer. Podmieniający się rolami z tym strasznie zachowawczym jaki był wsadzony w fabryce.

Wyjaśniłem mu procedurę rozruchu na tym normalnym. Bo fabryczny nic nie warty jest. No chyba że się pali rezerwa. Wtedy jest szansa dojechać do stacji jakiejś.

Innego zastosowania nie widzę.

Pełzamy po tutejszych drogach. O których mity krążą. A tak naprawdę to wyglądają jak żywcem wyjęte z PRL-u. A gdzie niegdzie to nawet z jakiegoś PGR-u.

Cywilizację zaawansowaną oznaczają jedynie wszędobylskie kamery. Które u aborygenów wywołują nieodpartą chęć bycia praworządnymi.

Na swoim terenie to ja się nie wychylam. Ale będzie autostrada to nadrobimy. Tam aparatów mało. A poza tym zauważyłem że one chyba na niemieckie blachy nie trybią.

Nic w każdym razie ja o tym nie wiedziałem.

Dopełzaliśmy do wybiegu na normalna drogę. I wtedy poprosiłem japońskie szybkoobrotowe serduszko mojej machiny o współpracę. Do której już się rwało.

Droga pusta to z łatwością przekroczyła machina wszelkie nominały.

Nadrabiamy czas stracony.

Pytam się w pewnym momencie Irka Jarka, która godzina. Bo sam ślepię na asfalt.

Zamiast Irka odpowiada Neo, słowami: za dwadzieściaopienć jedenascijie.

Cholera se pomyślałem. Nie jest źle. Tylko co ta Korolina jeszcze z nim zrobi??

Ale w tej samej chwili przemknęło po mojej lewej stronie coś żółto kraciastego. Do tyłu.

Pewnie pogotowie se myślę. Bo do złudzenia z daleka przypominają radiowozy gliniarzy.

Ale widzę w lusterku że odpaliła się dyskoteka jakaś. I wprawdzie nie ma szans żeby nas dogoniła. Zwalniam jednak żeby dac im szansę niech pojadą sobie w pokoju.

No taką nadzieję miałem że im się śpieszyło.

Ale im się nie śpieszyło. Nas sobie upatrzyli. Zapragnęli poznać osobiście.

Kurza twarz. Tyle człowiek żyje i ciągle głupi. Dotychczas myślałem że oni nigdy nikogo tutaj nie ganiają. A mnie to muszą.

Na zadybistym LED-ie w tylnej szybie kraciastych przeczytałem co mam robić. Znaczy se jechać za nimi. Z prędkością jak na parkingu. A to autostrada przecież.

Zatargali nas na service z Little Chieff.

Wysiada jeden. Poprawia czapę. Zapodaje wyraz twarzy jak angielski sierżant i mi kiwa żebym wyłaził.

Zdziwił się na mój widok. Ale postawił mnie na baczność i się pyta:

Czy ty się do nieba śpieszysz chłopie, czy co?

A ja jak zwykle przy mundurowych głupawo odpowiadam.

No właściwie to tak. Masz rację.

Kolega się zdziwił lekko.

Hmmmm, czy ty rozumiesz co ja mówię? Do mnie tak nawija.

No ja że rozumiem. No i faktycznie się śpieszę. Odpowiadam.

Koleś widze że stracił koncept.

Ale pomocy udzieliły mu tylne drzwi samochodu.

Wysiada Lana. Znaczy koleś najpierw widzi kawałek Lany w postaci jej nogi.

Potem całą Lanę. Po Lanie wyłazi Neo co go jeszcze bardziej zdziwiło. A za Neo Karolina.

Koleś strzelił takiego karpia że pomimo tej sytuacji śmiać mi się chciało.

Neo profilaktycznie. Co by mu nie psuć doznań estetycznych. Boczkem, boczkiem trochę mu się zmotał z pola widzenia. Pewnie i tak już na niego się nie patrzył.

Stoi se biedny milicjant naprzeciw dziewczyn.

Lana z tym swoim zajefajnym francuskim akcentem zaczyna nawijać, właściwie to samo co ja już powiedziałem. Trochę bardziej szczegółowo.

Ale pomimo że mówiła angielskie słowa, dotyczące naszego pośpiechu.

To zabrzmiało to jak wyznanie miłośći. Aż mnie zazdrość ukłuła.

A Karolinka potwierdzała trzepotaniem powiek każde jej słowo.

Gdyby nie to że gościa wyprostowało. To bym powiedział że go wygięło.

Wylazł drugi milicjant z kraciastego wozu co by zobaczyć co się z kolegą dzieje.

Tak myślę. Ale kolegę to on miał gdzieś. Taka naga prawda. Zawsze to tak z kumplami w pracy jest.

Potem hipnoza zadziałała. Gdybym nie widział to bym nie uwierzył.

Głupio się mu zrobiło że nas zatrzymał.

Zapytał się tylko o której ten samolot mamy.

Stwierdził że spoko zdążymy i nie musimy tak szaleńczo gnać.

Puścił nas wolno.

Dojechaliśmy na 10 minut przed czasem.

Matrix-a część dalsza.

Parę razy już byłem na tym lotnisku. Hala nic szczególnego. Gdyby nie kolorowe obrazki z samolocikami to by wyglądała jak dowolny wypasiony dworzec PKS z PRL-u.

Poza ochroniarzami z giwerami. Co to normalnie mają obczajać czy jakiś ciapaty z bombą przypadkiem nie przyszedł polatać.

I ci sami ochroniarze jak zwykle, bajerowali panienkę z informacji turystycznej zamiast się obczajać.

Tym razem zobaczyłem reakcję z ich strony. Stali jakby zobaczyli araba z dynamitem.

I czekali kiedy padną słowa Allah Agbahr!

Myślałem że patrzą przez nas gdzies dalej .

Ale nie. Patrzyli na nas. Dziwnie się poczułem. Ale idziemy dalej.

Laski od samego wejścia wiedziały dokładnie gdzie iść.

My za nimi jak cielaki.

Ale wyszło chyba niezłe wejście smoka. Skoro nawet ochrona zareagowała.

Chociaż nic od nas nie chciała.

Odfajczyliśmy się że jesteśmy i czekamy razem z resztą. Na naszego samolota.

Przynajmniej chcieliśmy czekać razem z resztą.

Bo tym razem. Jakby trochę inaczej było.

Od naszej czwórki wyprodukował się odstęp na odległość długiego kija.

I o ile zawsze trzeba było się liczyć że ktoś przejedzie ci walizą z kółeczkami po nogach.

To tym razem nas wszyscy omijali jak trędowatych.

Naprawdę dziwne to było.

W pewnym momencie Trevor czyta na tablicy , krakoł.

Ty mnie tu nie krakoł tylko lecim.

Nastapiła jednak dziwna reakcja u dziewczyn.

Mianowicie na widok naszego samolota to one zesztywniały tak jakoś i nie chciały iść dalej.

Na Neo widok naszego taniego latania nie zrobił żadnego wrażenia. Kamienna twarz. Matrix normalnie. Tylko że on dopiero z nami tak daleko odjechał od domu. I właściwie to nie wie jak powinien wyglądać samolot.

No niby w naszej dziurze jest muzeum, w którym za piątaka można sobie obejrzeć pierwsze motorowe latadło świata. Które latało jak bracia Wright na chleb mówili byp.

Z czego miejscowi są bardzo dumni. Ale mało kto poza nimi ten fakt zna. O czym informują nawet tablice na drogach wlotowych do naszej dziury.

W sumie nic szczególnego. Trochę patyków i szmaty. Ale warto wydać piątaka żeby poczuć ideę jaka tym heroicznym miejscowym przyświecała. Nie było drogi żeby wyjechać. Bo jakie są teraz to wspomniałem. Postanowili odlecieć. O

To się nazywa zawziętość.

Ja zaś jako stary pirat. Nie powinienem okazywać lęku na widok nawet Latającego Holendra.

Przed oczami mi stanął prawie zapomniany obraz.

Nawalony Józiek jako kierownik niebieskiego, powiązanego drutem. Wielkiego dla mnie wtedy, niebieskiego ogóra z PKS-u

Najlepiej zaś pamiętam anty miękką rurową oblamówkę siedzisk. Wprawdzie na szczęście nie przypasiła mi w koparę ta wykładzina. Tylko w czoło. Ale dzięki temu mam do dzisiaj ujmujący uśmiech.

Skoro nie zginałem w maleńkości pomyślałem. Może i teraz jeszcze nie moja kolej.

Obluknąłem okiem fachowca jeszcze raz naszego samolota.

No faktycznie to on wyglądał jak niepotrzebna puszka po browarze w ogródku lokatorów.

Taka wypchana petami. Pokopana i podrapana.

Widać że te turbulencje co go spotykały po drodze to jakieś twarde okrutnie były.

Bo rys i wgnieceń miał co niemiara.

Ale mi się przypomniało hasło zegarkowe.

 

Każda ryska na G-shocku , dodaje mu uroku!!

(wyczytałem na forum zegarkowym. Autora proszę o wybaczenie. Bardzo to mi się spodobało)

 

Dziewczyny mój wywód nie przyjęły już z takim zrozumieniem.

Lana stwierdziła wprost. Że gdyby mi dać trochę puszkowego browara jako materiał. Młotek i trochę czasu. To pewnie w ogródku, obok grilla. Wklepałbym ładniejszego samolota.

Nie chwaląc się. Pewno miała rację wtedy.

Nakręcała się na anty. Mówiąc: Jak dostanę takiego G-shock-a że pokażą w TV dymiącą dziurę w ziemi z informacją że tam mnie ostatni raz widzieli. To cie zabije. Zobaczysz.

Poza tym ja wcale nie chcę być sławna.

No tak trochę się przekomarzaliśmy. Wszyscy już nas obleźli i wleźli do tej puszki.

A miła pani z obsługi zaczęła na nas kiwać co by się ruszyć bo ona chce już klapę zaryglować.

Lana nagle do niej się zwraca: Skarbie, a ty długo tym latasz?

Skarba lekko zdziwiło pytanie. Ale odpowiada że już ponad rok tym lata.

Lana dalej. Znaczy że się nie zepsuło nigdy??? W locie??

Skarb: No nie. Nie psuje się jakoś.

Chyba spokój Skarba przekonał dziewczyny.

Jakoś jednak wleźlim do środka.

Tam tego twardego poszycia nie było widać.

No i tak sobie lecielim aż nam się Wykrakoł.

 

Krakoł

 

W wykrakołie na nas czekał szofer. Na szczęście nie nadaremnie.

W postaci Karola. Brata Karoliny. To dopiero wyobraźnia starych. Nie taka jak Trevorowych w nadawaniu imion.

Chociaż go nigdy na oczy nie widziałem. Pierwszy zobaczyłem i poznałem.

Wyglądał dokładnie tak jak Karolina gdyby urodziła się chłopakiem.

Obskanował nas na wylot. Tzn Karolinę najpierw obcałował i wyściskał.

Potem załadował i jedziemy do Wieliczki.

Do rodzinnego domu Karolinki. Bo chociaż nie chcieliśmy się z Laną narzucać. To Karolinka wybiła nam z głowy hotele i inne takie atrakcje. Jeszcze przed samą atrakcją fruwania.

W domu powitali nas rodziciele Karoliny i Karola.

Czesiek i Aśka. Bo tak kazali sobie mówić. Bo jak nie to mamy przechlapane.

Trevor był najbardziej oglądany. Widać że pierwszy raz w tym Matrix-ie zaczyna go męczyć brak niebieskiej pigułki.

Ale jakoś przetrwał. I widać że przeszedł przez kalibrowniki Czecha i Aśki.

Bo nawet nie rozumiejąc naszej dziwnej mowy. Wykapował że Czechu z niejaką ulgą przyjmuje do wiadomości że Karolinka postanowiła olać Kotka.

Tego dnia już nic się nie działo. Poza Polską gościnnością.

Lana zwróciła uwagę na zajefajne meble. Co spowodowało u Cześka chęć noszenia jej na rękach. Okazało się że to Czesiek we własnej osobie jest fabryką która to wykonała.

Oprowadził nas po chacie. Pokazał wszystkie meble jakie zrobił. A Lanie coraz bardziej się podobało. Czesiek zaś coraz bardziej chciał ją ponosić.

Doszliśmy w końcu do pokoju w którym Czechu oświadczył.

Ten jest wasz. Czujcie się jak w domu.

A popatrzcie na łóżko. Prima sort. Najlepsze drewno. Oczywiście sam zrobiłem.

Można na nim wszystko zrobić. Atom nie ruszy. Nie bójcie się nic.

Przyznaję że robiło wrażenie. I wyglądowo i materiałowo.

Trochę się pouśmiechaliśmy i poszli balować dalej.

Następnego dnia trochę słabo się czuliśmy.

Chyba nagła zmiana pogody. Niby taka sama w zasadzie była. Jednak co kraj to powietrze. No nie?

W celach leczniczych postanowiliśmy zwiedzić kopalnię.

Karolina tam była nie wiem ile razy. Ja pewno z dziesięć.

Lana i Trevor nawet nie wiedzieli że jakaś kopalnia jest niedaleko.

No i kopalnia zrobiła na nich wrażenie.

Szczególnie na Trevora. Bo on generalnie nawet nie przypuszczał że w Polsce ludzie jacyś mieszkają. I że policja nie chodzi z maczugami w gatkach podobnych do jego starych z roboty. Tyle że ze skóry i na jednej szelce.

Lana myślała tylko nie wiedzieć czemu, że będzie bardzo zimno. Zimniej niż na jej lodowcach.

Poczuliśmy wtedy z Karoliną dumę.

Nie wychylałem się z wiedzą że mógłbym im z łatwością pokazać miejsca. W których zdziwili by się jeszcze bardziej.

 

Trevora tylko zaczęło gryźć pytanie. Po jaką cholerę, taka Karolina i ja. Przyjechaliśmy do Anglii?

No nie szło mu tego wyklarować. Zadowolił się powiedzmy wersją następującą.

Przyjechaliśmy do Anglii no bo w Polsce jest to samu co u ciebie. Tylko większe. Podatki i potrzeby potrzebujących też większe. A my z Karolinką to należymy do tego typu pokornie płacących daniny na biedne dzieci. No i nawiedzonych też mamy bardziej nawiedzonych.

Mamy też o wiele większy od waszego rząd. I jest też o wiele głupszy i złodziejski od waszego.

Dlatego z Karolinką musieliśmy do was przyjechać.

Bo gdy nieśmiało w duszy naszej padło pytanie. A co z naszymi dziećmi??

To wyzywano nas za brak cierpliwości i całkowity brak patryjotyzmu. A teraz to już nie musimy. Nic nie musimy. Tylko chcemy.

I żaden kurs funta nie nakłoni nas do powrotu. Bo bagietka cały czas kosztuje 60 pi. A w Polsce różnie z tym bywa.

Karolinka jest tylko o wiele bystrzejsza niż ja. Bo ona zarybiła to po dwóch latach.

A mnie trzeba było dwadzieścia.

I bardzo mi tego czasu szkoda.

Bardzo

 

Kraków

 

Na naszych towarzyszach.

A użyję tego określenia bo jest właściwie bardzo fajne. Tak samo jak czerwony kolor też jest bardzo ładny. Tylko zj…..y trochę przez historię.

Kraków wywarł duże wrażenie. Na Trevorze szczególnie. On zresztą cały czas chodził jak we śnie. Gdyby nie Karolina i jej instynkt opiekuńczy. To by się borok całkiem zgubił w mieście.

Bo chyba faktycznie pierwszy raz był w mieście.

Bo Lana to nie. Ona już widziała miasto w Canadzie.

A jak szliśmy do knajpy pojeść sobie troszkę. To Trevorek powiedział że za chwilkę nas dogoni. Bo drogę zna już. A chce coś fajnego zrobić.

Ciekawe co? Myślę sobie. Pewno nie małego angolka

Jakiejś Krakowiance.

A on biedaczek chciał kupić kwiatki Karolince. No i kupił. Tyle że się zgubił i do knajpy już nie trafił.

Ale Karolinka w amoku i przy pomocy jakiegoś operatora GSM. Szybko namierzyła Trevorka i go przyciągnęła do knajpy.

Trzymając kwiatki w łapce jednej. Drugą go gładziła po pysku ze słowami: Czy on nie jest kochany???

No jak na moje oko to bardzo jest kochany. Pomyślałem sobie.

 

Doręczenie Play-a

 

Tak nam miło nadeszła sobota. Którą Karolina naznaczyła jako czas. Kiedy nastąpi główna atrakcja naszej wycieczki.

Laski trochę się podszykowały. Karol grzał silnik już.

No to heya. Jedziem z plejem do Kotka.

Wysiedliśmy koło Kotkowego bloka w Krakowie.

Idziemy do góry. Karol został w samochodzie z zapalonym silnikiem.

Trochę dziwnie się poczułem. Bo takie manewry tylko w filmach z gangsterami widziałem.

A tym razem sam w charakterze goryla za laskami podążałem.

Zapodaliśmy z Trevorem maksymalnie poważny wid na nasze mało zakapiorskie pyski.

A co tam. Matrix niech se będzie.

Stoimy przed drzwiami.

Lana jak sowiecki bohater wojny ojczyźnianej odepchnęła trochę Karolinkę.

Sama nastawiając się na widok Kotka.

Co by się nie spłoszył na widok Karolinki. Nas też trochę odsunęła.

Palec Lany zrobił Push the button.

A tu nic. Zero reakcji. Dzwonek zj…..y. Znaczy zepsuty. Albo rozbrojony co by Kotkowi nikt nie przeszkadzał.

Lana puka zatem. Właściwie to nie puka.

Tylko wali w drzwi jak Leon zawodowiec z taką też miną na twarzy.

Otwierają się drzwi. Widzę zdziwionego Kotka co się patrzy na Lanę. Ona zaś nawija do niego coś po francusku. Niezbyt grzecznego. Ale moja znajomość tego języka nie jest wystarczająca żeby cośkolwiek tłumaczyć. Ale brzmiało jak zwykle fajnie.

Kotkowi widać był jeszcze mniej znany. Bo pomimo słów Lany. Zaczyna się do niej uśmiechać. A był taki zahipnotyzowany że towarzystwa Lany wcale nie obczaił.

Na widok uśmiecha Kotkowego. Karolina ruszyła z przyspieszeniem G-max dla materii.

Natychmiast znalazła się obok Lany.

Wtedy dopiero Kotek strzelił karpia.

Właściwie to mu gały wylazły tak jak miała kiedyś moja złota rybka na stałe.

Teleskop się nazywała. Czy jakoś tak.

Tylko że moja złota rybka zginęła tragicznie. Na skutek awarii przekaźnika zasilającego grzałkę.

Zapewniającą jej komfortowe warunki do życia w jej małym szklanym światku.

Zwyczajnie ją ugotowało nagłe ocieplenie klimatu. Zginęła razem z całym swoim światem.

Biedna.

Kotek z oczami na wysięgnikach. Zatrybił dopiero wtedy że przed nim stoi delegacja nie z tego świata. I to z takiego, którego wysłanników najmniej by się spodziewał.

Nie mówił nic a nic. My też nie.

Kotek widać nie potrafił znieść naszego bezdusznego wzroku. Coś zaczął się wić i mruczeć.

Wtedy poratowała go Karolinka.

Trzymaj Kotku mówi, podając mu ładnie opakowanego pleja.

Kotek posłusznie bierze.

Karolinka dalej;

Wiesz Kotku. Ponieważ kiedyś ciebie chyba tylko lubiłam. To żebyś o mnie wspomniał. Że nic od ciebie nie chcę. Masz prezęcik o który prosiłeś.

Możesz sobie pograć.

Wtyczka już zmieniona. Jak ty zmieniłeś gniazdko.

Trzymaj się!!!

 

I Karolina ruszyła do wyjścia. A my za nią. Pozostawiając Kotkowy świat z chyba zepsutą grzałką.

 

Koniec

 

Tej części czasu który nie rzuca mi cienia. Mógłbym, zrobić już teraz.

Ale Kotkowe zdziwienie, jakkolwiek największe jakie w życiu widziałem.

Nie było ostatnim w tych dniach.

Bo pochopsaliśmy sobie fajowo jeszcze w niedzielę i poniedziałek.

Było kilka pomniejszych zdziwień Lany i Trevora.

Który zakupił masę książek z tego wszystkiego. Pewnie beknie za nadbagaż.

Podobało mi się jeszcze zdziwienie Czecha i Aśki.

Którzy mnie i Lanie w ciągu tych kilku dni. Zdążyli już zaplanować rolę świadków w pewnym

Przedsięwzięciu.

Ale na sam koniec mówię do Czecha. Bo wcześniej miałem cykorię.

Tak jak astronauta amerykański.

Czechu, mamy problem!!

Jaki??

No bo wiesz. To twoje łóżko. Trochę się popsuło.

Czesiek patrzy się dziwnie tak jakoś.

Znaczy to wasze? No co ty? Niemożliwe.

Aśka, chodź zobaczymy.

No i zobaczyli.

Co wy tutaj robiliście?? Czesiek nie daje za wygraną, po oględzinach.

No wiesz, spaliśmy sobie. Jak w domu.

Acha, odpowiedział.

Wtedy go poniosło. Złapał Lanę i zaczął nią podrzucać do góry.

No patrz mówi. Takie piórko. A widać bardzo ciężki sen ma.

Ale nie ma strachu. Zrobię nowe. A jak tylko zrobię. To chcę was widzieć tutaj.

Ktoś musi sprawdzić jak się sprawuje w spaniu.

 

Było potem już lotnisko i bardzo miły akcent.

Czekała na nas ta sama poobijana puszka ze Skarbem przy klapie. Który na nasz widok o mało się nie posikał z radości. My też, bo widać że faktycznie się nie psuje.


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokop - znów dzięki Tobie się uśmiecham. Zaczynam drukować Twoje felietony. Jeśli Ty ich nie opublikujesz to ja to zrobię. A chwilowo przekazuję je znajomym, niech też coś z tego Twojego pisania mają. Czekam na więcej i pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To była bardziej osobista część. Obiecałem jednej osobie że puszczę w świat.


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego wszystkiego zapomniałem się pochwalić.

Dostałem wczoraj G-shock-a. Takiego prawdziwego. Ale ma też wskazówki. Na deklu pisze

G-100. Cały czarny. Mam go oczywiście na łapie.

Jest do bólu plastikowy. A mnie sie podoba.

Usłyszałem że pasuje do mnie.

Ciekawe co mnie czeka jeszcze. I komu ryski będą dodawać uroku


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kokop, mało!

Dawaj jeszcze :cool:

Bardzo lubię taki styl.

:grin:


Time is meaningless, and yet it is all that exists.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokop,

 

Nike w tym roku jest Twoja.

 

Mirek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość olek

po prostu super! dawaj więcej;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokop - Brak mi słów, po prostu.

 

SZACUNEK

 

Tekst jest świetny a przez mój avatarek i Precyzyjnego Perkusistę to prawie poczułem jakbym z Wami imprezował.

 

Dzięki. Poprawiłeś mi humor na co najmniej dwa tygodnie.

 

Jakbyś miał ten tekst w PDFie to chętnie rozpowszechnię go wśród znajomych (co prawda głównie z centralnej Polski ale oni też mają dużo znajomych w NK), co wiadomej osobie mogłogy się chyba nawet podobać.

 

Chłopie, dodaj trochę zdjęć i wyślij to do gazet jakichś, czy to tutaj czy w PL. Zrobiłeś kawał świetnej roboty - wiem, wiem - nie dla kasy, ale zawsze możesz kupić im za to większy prezent albo co...

 

No i w końcu wiem "Co ja robię tu?" - W domu ciągle niektóre aspekty życia są za DUŻE w porównaniu z UK :smile:

 

Dzięki raz jeszcze. Pozdrawiam :smile:


"Specialization is for insects" - Robert A. Heinlein

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Kokop,

 

Nike w tym roku jest Twoja.

 

Mirek

O Nike to ja dopiero pomyśle sobie.

Teraz to dla rozruchu i niezapomnienia.

 

Zwierzak, bierz se zrób copy i klejnij w edytor i gotowe.

Zastrzegam tylko że moich pomysłów nie używać w kampaniach wyborczych. OO


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokop jak dla mnie Pulitzer !!!!

Dawaj zdjęcia Lany i Karoly


 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dobrze popatrzysz to znajdziesz w okolicy.


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Respect!!

Kokop

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest OK!

Mam dziś urodziny! - nie powiem które :razz:

Dostałem już pierwszy prezent - kompletne wydanie "Stawki większej niż życie" :mrgreen:

i przy okazji ograłem całą rodzinę w kręgle :D:):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.