W tym roku, pierwszy raz od kilkunastu lat, kupiłem sobie niekolekcjonerskiego, a czysto użytkowego kwarca. Od dawna noszę niemal wyłącznie mechaniczne zegarki (mam kilka sztuk, jeden z ręcznym naciągiem, reszta automaty) i ostatnio poczułem, że ich ciągle doglądnie zaczyna mnie mierzić. Regulowanie godzin, nakręcanie, dokręcanie, noszenie na zmianę żeby chodziły, regularne serwisowanie… wiecie o co chodzi. No i pomyślałem sobie, że potrzebuję czegoś, co mogę odłożyć na półkę, zapomnieć, a po tygodniu po prostu założyć. No i kupiłem kwarcowe Laco. Oczywiście przepłaciłem sromotnie, bo cena, jaką wołają sobie spadkobiercy pani Lacher za zegarek na Rondzie 505, wartej 65 zł w detalu, to kradzież - tym bardziej, że za trzy stówy więcej można mieć automat - zrobiłem to jednak świadomie. Zapłaciłem za dizajn, który mi się podoba, haracz za znaczek, rzecz jasna, oraz za wygodę oferowaną przez bezduszne urządzenie na baterię. I cóż, daleki jestem od twierdzenia, że odstawiam mechaniki (chodzi już za mną kolejny), ale zabrałem Laco na wakacje jako podstawowy zegarek i było mi z tym jakoś wyjątkowo dobrze…