Ilu oglądających, tyle zdań. Moim zdaniem Waltz zagrał dobrze. Aż tyle i tylko tyle. W jednej z recenzji zetknąłem się ze zdaniem, że Waltz zagrał swoją rolę na "autopilocie" i zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Quantum mnie nie wcisnął w fotel, chociaż lubię ten film za lekkość w odbiorze. Muzyka... jest inna i pociągnięta (przynajmniej mam takie wrażenia) od Skyfall. Świetnie buduje napięcie. Który najlepszy Bond z Craigiem? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wszystkie są dobre, ale na tyle się różnią, że każdy trafia do innych wymagań widza. Mnie się podobają wszystkie. Może nie każdy w całości, ale każdy ma w sobie coś, przez co lubię do nich wracać. No i dziewczyna Bonda. Przeciętnej urody? Tak, ale jest również najbardziej naturalna i inteligentna ze wszystkich. Tak więc wcale nie dziwi fakt, że Bond zdecydował się właśnie dla niej odejść z MI6. W zasadzie największy wpływ na losy naszego bohatera w całej serii z Craigiem miał nie kto inny, jak praktycznie zawsze pomijany "Pan White", który uratował życie Bonda, bezsprzecznie przyczynił się do upadku, a przynajmniej do poważnego osłabienia "Widma", nadając w końcu głębszy sens życia naszemu bohaterowi przez własną córkę... W zasadzie dziwi mnie, że nikt nie zauważa kreacji jaką pokazał Jesper Christensen. Pokerowa twarz i bezwzględność w Casino Royale, krótka, acz znacząca rola w Quantum, no i Spectre. Bez niego Bond i koledzy połamaliby sobie zęby na organizacji "Spectre". Ale co tam, Waltz, to kozak, trochę pokukał, wygłosił monolog, trochę pobawił się sprzętem medycznym, wyczołgał z helikoptera... normalnie wirtuoz aktorstwa bez którego Spectre byłby z pewnością klapą