Pstrykanie fajne zajęcie, ja odczuwam jednak ogromny niedosyt jeśli chodzi o prezentację samych fotografii. Mam wrażenie, że amatorscy pstrykacze, do których i sam się zaliczam, mają coraz więcej i lepszego sprzętu (wystarczy zaobserwować, ile par na wiosenny spacer po parku zabiera aparat, i to często nie żaden automat, a lustrzanki z drogimi obiektywami), zaś odbitek robi się paradoksalnie coraz mniej. Czy fakt, że wrzucą fotki ze spaceru po parku na swoje "fejsbuki" uzasadnia taką sprzętomanię? Przyznam się, że jak przy okazji rodzinnego spotkania zrobię kilkaset zdjęć, to potem nawet nie mam czasu ich sam obejrzeć, nie mówiąc już o podzieleniu się nimi - poza tym powstaje pytanie - jak? Sam na niczyje konta na "fejsbukach" nie wchodzę, nie oczekiwałbym od innych, żeby wchodzili na moje, gdybym je miał. Maili ze zdjęciami od znajomych często nawet nie otwieram, dlaczego więc ktoś miałby postępować inaczej z moimi? Nawet jeśli otworzę, to rzucę okiem raz (10s najwyżej, a przychodzi fotek co najmniej ze 20 na raz) i więcej do nich nie wrócę. Albumy? Fajna rzecz, ale ile czasu trzeba by poświęcić na samą selekcję i przygotowanie zdjęć? Gdy prawie 20 lat temu wybrałem się z przyjaciółmi na 10 dniowy wyjazd do Włoch, w czasie którego zjeździliśmy Toskanię, Lacjum i Wenecję, zrobiłem 8 filmów zdjęć, czyli niespełna 300 fotografii (a uważałem się wtedy za amatora fotografii dużo bardziej niż dziś). Dobrych było nie więcej niż 200 i powstał z tego wyjazdu świetny album. A co Wy robicie ze swoimi zdjęciami? Dzisiaj 200 zdjęć przynoszę z tegoż symbolicznego "spaceru po parku". Dlatego na urodziny młodszej córki, które świętowaliśmy w sobotę, zrobiłem 50 powiększeń z jej zdjęć (pod hasłem "Rok z życia...") i rozwiesiłem na sznurkach do bielizny w salonie. Jako okazja do pokazania, ale również podzielenia się zdjęciami - każdy z gości miał prawo wybrać sobie zdjęcie uzasadniwszy wcześniej, dlaczego właśnie to podoba mu się najbardziej. Mimo, że starałem się być przewidujący, pewne fotografie cieszyły się większym powodzeniem niż inne i nie dla wszystkich starczyło. Dużym zaskoczeniem było dla mnie też, że najczęściej wybierane było zdjęcie, którego wcześniej nigdy nawet nie pokazywałem i nigdy bym do niego sam nie wrócił, gdyby nie taka okazja. Oto ono: No i jeszcze jedna rzecz: Odbitki papierowe wyglądają o niebo lepiej, niż na ekranie mojego laptopa, który jest super kontrastowy, co świetnie nadaje się do tabel w Excelu, ale nie do oddania niuansów i łagodnych przejść tonalnych w jasnych i ciemnych obszarach zdjęcia, które często wyglądają albo na przepalone, albo na totalnie czarne.