Ostatni powrót z wakacji miałem na lawecie. Ale przygoda była, jak mi ładowanie odcięło na S3, 150km od domu. Ledwo do zjazdu dojechałem, oczywiście z przyczepą kempingową. Na zgaszonym silniku przejechałem ostatnie 500m, aż stanąłem w przypadkowym miejscu na Orlenie w Świebodzinie. Potem gościu tankujący cysterną stację, pomógł nam przepchnąć rozpięty zestaw, na szczęście nie było to jakieś trudne. No i mieliśmy całkiem przyjemny nocleg na Orlenie. Rano znajomy zabrał nas z przyczepą, a assistance odstawiło auto pod dom.
Alternator był wymieniany 3,5 roku temu, ale wszystko wskazuje na to, że oprócz zużycia szczotek i pierścieni ślizgowych, do alternatora dostał się olej z pompy vacum. Nie będę tego regenerował, nawet mi się nie chce. Niewiele drożej wyjdzie nowy. A za rok czy dwa i tak planuje kupić nowe auto, bo się żonie podoba taki jeden chińczyk, no nie istotne w tej chwili.
Tak już na zimno pomyślałem sobie, że przy kolejnej takiej sytuacji to trzeba od razu dzwonić na 112 czy tam do obsługi autostrad a nie ryzykować z dojazdem do zjazdu. Bym się rozkraczył na pasie awaryjnym to przyczepą szerszą niż ten pas, kwestią minut by było aż ktoś przypierdoli, zwłaszcza, że już szarówka była. To chyba jest ten efekt, który obserwujemy na przejazdach kolejowych. Rozum odbiera i ludzie czekają aż Pendolino w nich przypierdoli, nie waląc rogatek bo lakier.