Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Qba.

Hi-Fi stereo

Rekomendowane odpowiedzi

Panowie zwolennicy na ucho, mam wrażenie, że trochę odlatujecie w przestworza finezyjnego dźwięku.

Po pierwsze od dobrych 20 lat są amplitunery, które mają korekcję pomieszczenia i dokonują przez zewnętrzny podłączony mikrofon pomiaru. Można to teraz zrobić przez wiele innych urządzeń jak komputer, telefon i mikrofony za grubą kasę. To wszystko jest jednak dla audiophila bee. No to nie trzeba takiej charakterystyki nawet zastosować, ale można ją sobie obejrzeć.

Linkowałem, ale popatrzycie sobie sami na te testy sprzętu audiofilskiego za grube miliony, gdzie do pomieszczenia odsłuchowego wchodzi jakaś Diwa, później ona znika, a sprzęt audio ma to odtworzyć tak samo. Przecież tam siedzi dźwiękowiec i te dwa sygnały nakłada na siebie i porównuje czy rzeczywiście są zbieżne.

Nadal wierzycie, że to odbywa się na ucho? Na ucho to dla publiczność, która ma się tym zachwycić, ale nie dla tych co to zestrajają.

To teraz tak, załóżmy że słuchacie jakiegoś ulubionego utworu, zmienicie jakiś element toru audio, niech to będą nawet te sławetne i nieszczęsne kable. W jakiejś sekundzie na basie 50hz pojawi się garb zarejestrowany przez mikrofon +0.5-1dB, na kolejnym bedzie dołek a na innym znowu jakieś cuda tylko w innym miejscu. To jak ocenicie, który daje najbardziej liniową charakterystykę? Szczerze życzę powodzenia.

Dochodzimy teraz do słuchu ludzkiego, który szybko i latwo wychwytuje to co gra głośniej a gdzie inne parametry. Parametrem nie jest co się komu podoba,bo jeden woli górkę na basie inny dołek a szukamy idealnego 0 na osi Y.

Sprawdźcie sobie o ile dB dźwięk zmieniają maskownice z rajtuz, a pytałem Was ilu je słyszy. Tłumów nie bylo. Prędzej ktoś je zdejmie bo kumpel powiedział, że są bee, wiocha i psują dźwięk.

Słuch się przyzwyczaja. Ja czesto miałem tak, że nim więcej sprzetu znosiłem do dmu to po pierwsze wydawało mi się, że go jeszcze bardziej zepsułem i dostawałem kociokwiku. Bo słuch ludzki przyzwyczaja się do tego co znamy i lubimy, traktuje to wtedy jak punkt wyjścia / odniesienia nawet jeżeli grała mini wieża Sony.

Ja lubię tak samo ciszę jak muzykę bo cisza oczyszcza i uspokaja.

Czy dźwięków można się nauczyć jak powinny brzmieć poprawnie ? Można, ale do tego potrzeba by mieć cały czas to samo miejsce odsłuchowe i tylko zmieniać sprzet. Obojętnie czy zaprzyjaźniony salon audio czy wlasny dom. Ten sam zestaw zagra inaczej w jednym salonie a inaczej w innym. Takie krążenie po domach, targach, czy różnych salonach jest mało obiektywne bo jest za dużo zmiennych i łatwo o efekt łał, bo nagle coś jest inaczej i mózg to wychwyci. Później ten zachwyt, że usyszakełeś na płycie spadający meteor zarejestrowany podczas koncertu 😉 W drodze do domu przeglądasz ofertę prowidenta, na ile procent pożyczą 1,5mln. Włączasz swój nędzny sprzęt i nagle słyszysz, że u Ciebie też przelatuje ten meteor. Bo on był tam zawsze od zawsze, tylko jakoś dziwnym trafem wczesniej nie zwróciłeś na niego uwagi...

 

Informatyk, czy inżynier -elektonik od 0 i 1 też jest bee ? A kto Wam projektuje te zacne wzmacniacze ? Oni też na słuch? - może, ale finalnie w fazie projektowej latają pewnie setki razy między komorą bezdechową gdzie to rejestrują mikrofonami a stołem montażowym gdzie setki razy przelotowuja jakiś kondensator czy inny dławik, aż powstanie produkt finalny, który może się podobać...

Edytowane przez Burns

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, pisar napisał(-a):

Tylko pamiętaj, że zmierzone nawet najlepszymi urządzeniami, nie zmierzy tego co się stanie po wpięciu w system. Bo systemy audio są jak komputery PC, zbudowane z wielu różnych elementów, które albo ze sobą współgrają albo nie. Ilość kombinacji jest ogromna i dlatego "na ucho" zdaje się być jedyną słuszną metodą. 

A kto Ci broni wykonać pomiary dla konkretnego systemu i w konkretnym pomieszczeniu odsłuchowy? Bo chyba kompletnie nie wesz o czym piszesz. Myślisz że jak się projektuje np sale koncertowe? "Na ucho"?

 

9 godzin temu, pisar napisał(-a):

Jeszcze jedno pytanie: czy byłeś kiedyś na poważnych testach audio systemu i słuchałeś "mocnego" zestawu z wyższej półki? Ale takiego serio lepszego?

A co to ma do rzeczy w tej dyskusji? Myślisz że jestem głuchy i nie słyszę różnic dźwięku między różnymi systemami audio? Może Cię zaskoczę ale tak słyszę, tak słuchałem drogich zestawów audio, ale w salonach sprzedaży (nie u kogoś w domu) - kiedyś się tym jarałem i lubiłem posłuchać co i jak gra (ale nie żeby to kupować do domu), ale z czasem mi przeszło - nie jestem aż takim maniakiem, a i jestem z czasem co raz bardziej głuchy, co wychodzi mi na okresowych badaniach słuchu. Co prawda było to już dawno temu, ale miałem takiego "kobla" z jakieś 15-20 lat temu. I nigdzie i nigdy nie napisałem że wszystkie systemy audio grają tak samo. Tylko ta rozmowa nie jest o tym, a o tym co dokładnie się zmienia w tym sygnale, a nie czy w ogóle się zmienia - to tylko potwierdza to co pisałem wcześniej - Wy nie rozumiecie co ja do Was piszę 😞 I nikt Wam tutaj nie chce zrobić na złość.

 

 

Świetnie i przystępnym językiem to podsumował @Burns. I chyba na tym bym w końcu zakończył tą dyskusję, bo mam wrażenie że jesteście kompletnie oderwani od istniejącej rzeczywistości, a o technologii to nawet nie wspominam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, Burns napisał(-a):

Panowie zwolennicy na ucho, mam wrażenie, że trochę odlatujecie w przestworza finezyjnego dźwięku.

Po pierwsze od dobrych 20 lat są amplitunery, które mają korekcję pomieszczenia i dokonują przez zewnętrzny podłączony mikrofon pomiaru. Można to teraz zrobić przez wiele innych urządzeń jak komputer, telefon i mikrofony za grubą kasę. To wszystko jest jednak dla audiophila bee. No to nie trzeba takiej charakterystyki nawet zastosować, ale można ją sobie obejrzeć.

Linkowałem, ale popatrzycie sobie sami na te testy sprzętu audiofilskiego za grube miliony, gdzie do pomieszczenia odsłuchowego wchodzi jakaś Diwa, później ona znika, a sprzęt audio ma to odtworzyć tak samo. Przecież tam siedzi dźwiękowiec i te dwa sygnały nakłada na siebie i porównuje czy rzeczywiście są zbieżne.

Nadal wierzycie, że to odbywa się na ucho? Na ucho to dla publiczność, która ma się tym zachwycić, ale nie dla tych co to zestrajają.

To teraz tak, załóżmy że słuchacie jakiegoś ulubionego utworu, zmienicie jakiś element toru audio, niech to będą nawet te sławetne i nieszczęsne kable. W jakiejś sekundzie na basie 50hz pojawi się garb zarejestrowany przez mikrofon +0.5-1dB, na kolejnym bedzie dołek a na innym znowu jakieś cuda tylko w innym miejscu. To jak ocenicie, który daje najbardziej liniową charakterystykę? Szczerze życzę powodzenia.

Dochodzimy teraz do słuchu ludzkiego, który szybko i latwo wychwytuje to co gra głośniej a gdzie inne parametry. Parametrem nie jest co się komu podoba,bo jeden woli górkę na basie inny dołek a szukamy idealnego 0 na osi Y.

Sprawdźcie sobie o ile dB dźwięk zmieniają maskownice z rajtuz, a pytałem Was ilu je słyszy. Tłumów nie bylo. Prędzej ktoś je zdejmie bo kumpel powiedział, że są bee, wiocha i psują dźwięk.

Słuch się przyzwyczaja. Ja czesto miałem tak, że nim więcej sprzetu znosiłem do dmu to po pierwsze wydawało mi się, że go jeszcze bardziej zepsułem i dostawałem kociokwiku. Bo słuch ludzki przyzwyczaja się do tego co znamy i lubimy, traktuje to wtedy jak punkt wyjścia / odniesienia nawet jeżeli grała mini wieża Sony.

Ja lubię tak samo ciszę jak muzykę bo cisza oczyszcza i uspokaja.

Czy dźwięków można się nauczyć jak powinny brzmieć poprawnie ? Można, ale do tego potrzeba by mieć cały czas to samo miejsce odsłuchowe i tylko zmieniać sprzet. Obojętnie czy zaprzyjaźniony salon audio czy wlasny dom. Ten sam zestaw zagra inaczej w jednym salonie a inaczej w innym. Takie krążenie po domach, targach, czy różnych salonach jest mało obiektywne bo jest za dużo zmiennych i łatwo o efekt łał, bo nagle coś jest inaczej i mózg to wychwyci. Później ten zachwyt, że usyszakełeś na płycie spadający meteor zarejestrowany podczas koncertu 😉 W drodze do domu przeglądasz ofertę prowidenta, na ile procent pożyczą 1,5mln. Włączasz swój nędzny sprzęt i nagle słyszysz, że u Ciebie też przelatuje ten meteor. Bo on był tam zawsze od zawsze, tylko jakoś dziwnym trafem wczesniej nie zwróciłeś na niego uwagi...

 

Informatyk, czy inżynier -elektonik od 0 i 1 też jest bee ? A kto Wam projektuje te zacne wzmacniacze ? Oni też na słuch? - może, ale finalnie w fazie projektowej latają pewnie setki razy między komorą bezdechową gdzie to rejestrują mikrofonami a stołem montażowym gdzie setki razy przelotowuja jakiś kondensator czy inny dławik, aż powstanie produkt finalny, który może się podobać...

 

Tym niemniej ja słucham na ucho, nic na to nie poradzę. Nie będę już drążył, że owszem, w tym samym pomieszczeniu, w sklepach nie słucham, na wystawach też nie, bo służą do patrzenia, a przez ten mój pokój to już setki tysięcy w sprzęcie się przewinęły. Ale to wszystko ma mi służyć do jednego: że ma mi się podobać, jak gra. I cześć, tyle. Nic innego mnie nie interesuje. Owszem, staram się własne kryteria przyjemnościowe jakoś dostosować do tego, co słyszę na żywo, żeby nie odjechać w krainę fantazji dźwiękowej. Tym niemniej cel jest wciąż jeden: ma mi się podobać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, Burns napisał(-a):

Panowie zwolennicy na ucho, mam wrażenie, że trochę odlatujecie w przestworza finezyjnego dźwięku.

Po pierwsze od dobrych 20 lat są amplitunery, które mają korekcję pomieszczenia i dokonują przez zewnętrzny podłączony mikrofon pomiaru. Można to teraz zrobić przez wiele innych urządzeń jak komputer, telefon i mikrofony za grubą kasę. To wszystko jest jednak dla audiophila bee. No to nie trzeba takiej charakterystyki nawet zastosować, ale można ją sobie obejrzeć.

Linkowałem, ale popatrzycie sobie sami na te testy sprzętu audiofilskiego za grube miliony, gdzie do pomieszczenia odsłuchowego wchodzi jakaś Diwa, później ona znika, a sprzęt audio ma to odtworzyć tak samo. Przecież tam siedzi dźwiękowiec i te dwa sygnały nakłada na siebie i porównuje czy rzeczywiście są zbieżne.

Nadal wierzycie, że to odbywa się na ucho? Na ucho to dla publiczność, która ma się tym zachwycić, ale nie dla tych co to zestrajają.

To teraz tak, załóżmy że słuchacie jakiegoś ulubionego utworu, zmienicie jakiś element toru audio, niech to będą nawet te sławetne i nieszczęsne kable. W jakiejś sekundzie na basie 50hz pojawi się garb zarejestrowany przez mikrofon +0.5-1dB, na kolejnym bedzie dołek a na innym znowu jakieś cuda tylko w innym miejscu. To jak ocenicie, który daje najbardziej liniową charakterystykę? Szczerze życzę powodzenia.

Dochodzimy teraz do słuchu ludzkiego, który szybko i latwo wychwytuje to co gra głośniej a gdzie inne parametry. Parametrem nie jest co się komu podoba,bo jeden woli górkę na basie inny dołek a szukamy idealnego 0 na osi Y.

Sprawdźcie sobie o ile dB dźwięk zmieniają maskownice z rajtuz, a pytałem Was ilu je słyszy. Tłumów nie bylo. Prędzej ktoś je zdejmie bo kumpel powiedział, że są bee, wiocha i psują dźwięk.

Słuch się przyzwyczaja. Ja czesto miałem tak, że nim więcej sprzetu znosiłem do dmu to po pierwsze wydawało mi się, że go jeszcze bardziej zepsułem i dostawałem kociokwiku. Bo słuch ludzki przyzwyczaja się do tego co znamy i lubimy, traktuje to wtedy jak punkt wyjścia / odniesienia nawet jeżeli grała mini wieża Sony.

Ja lubię tak samo ciszę jak muzykę bo cisza oczyszcza i uspokaja.

Czy dźwięków można się nauczyć jak powinny brzmieć poprawnie ? Można, ale do tego potrzeba by mieć cały czas to samo miejsce odsłuchowe i tylko zmieniać sprzet. Obojętnie czy zaprzyjaźniony salon audio czy wlasny dom. Ten sam zestaw zagra inaczej w jednym salonie a inaczej w innym. Takie krążenie po domach, targach, czy różnych salonach jest mało obiektywne bo jest za dużo zmiennych i łatwo o efekt łał, bo nagle coś jest inaczej i mózg to wychwyci. Później ten zachwyt, że usyszakełeś na płycie spadający meteor zarejestrowany podczas koncertu 😉 W drodze do domu przeglądasz ofertę prowidenta, na ile procent pożyczą 1,5mln. Włączasz swój nędzny sprzęt i nagle słyszysz, że u Ciebie też przelatuje ten meteor. Bo on był tam zawsze od zawsze, tylko jakoś dziwnym trafem wczesniej nie zwróciłeś na niego uwagi...

 

Informatyk, czy inżynier -elektonik od 0 i 1 też jest bee ? A kto Wam projektuje te zacne wzmacniacze ? Oni też na słuch? - może, ale finalnie w fazie projektowej latają pewnie setki razy między komorą bezdechową gdzie to rejestrują mikrofonami a stołem montażowym gdzie setki razy przelotowuja jakiś kondensator czy inny dławik, aż powstanie produkt finalny, który może się podobać...

 

Tu poruszyłeś istotną kwestię - przyzwyczajenie do danego brzmienia. Jest to coś, co wymaga nieco czasu słuchania - godzin? dni? Natomiast słuch bardzo nie lubi, jak parametry dźwięku zmieniają się w krótkim czasie - powiedzmy mikrosekund, a może krótszym? Wszelkie jittery podczas przetwarzania cyfrowo-analogowego i pętle sprzężenia zwrotnego we wzmacniaczach powodują właśnie takie "pływanie" parametrów i do tego może to się dziać niezależnie dla lewego i prawego kanału. Słuch ludzki jest zdecydowanie bardziej wrażliwy na różnice czasu docierającego dźwięku do lewego i prawego ucha niż na różnicę amplitud (poza niskimi częstotliwościami oczywiście), dlatego takie "pływanie" parametrów odtwarzanego dźwięku robi mindfucka i psuje się stereofonia, dynamika, ataki instrumentów, barwa, itd. Trzeba wiedzieć co (i jak!) się mierzy, żeby te obiektywne wartości oddawały jakkolwiek to, jak sprzęt zagra. Tu jest cały szkopuł z pomiarami - nie mierzy się tego, co trzeba. :)
Powtórzę się - szkoda zachodu z doktoryzowaniem się w tym temacie, bo rzeczywiście to wymaga wyższego wykształcenia w dziedzinie i specjalizowaniu się w temacie audio, żeby dać sensowne odpowiedzi na poruszane kwestie. Cała ta "wojenka" jest bez sensu, bo wątpię, żeby ktokolwiek z tu obecnych (włącznie ze mną oczywiście, bo na studiach miał ledwie zagajenie tematu przetwarzania sygnałów fonicznych) miał wystarczającą wiedzę, żeby rozmawiać w pełni merytorycznie. ;) Tu trzeba wiedzieć nieco więcej niż domorosły elektronik z lutownicą. ;) 

 

BTW. co do "zła" equalizerów - chyba każdy w tym wątku powinien zdawać sobie sprawę, ile cudów wianków, efektów, equalizerów, generalnie przetwarzania jest w trakcie produkcji muzycznej, żeby dostarczyć ostatecznie piosenkę na ulubiony nośnik (winyl, CD, kasetę, streaming, cokolwiek)? Dodatkowo robi się często różny mastering do radia, streamingu (może być inny do Tidala, inny do Spotify i jeszcze inny do Apple Music), CD, winyl, docelowy rynek, itd.
Włączenie equalizera w dziedzinie cyfrowej w swoim sprzęcie nie powinien za mocno popsuć dźwięku (o ile jest zrealizowany względnie poprawnie)... ale też nie ma co się spodziewać, że equalizerem "naprawimy" sprzęt - nie ma szans na to.

 

Podsumowując, polecam wrócić do słuchania muzyki. 😁

Edytowane przez machlo

FS: Zenith A384 | Grand Seiko SBGX093

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W Filharmonii na żywo nie ma korekcji (chyba, że równocześnie prowadzone jest nagranie na płytę CD czy inna transmisja).

Kulało to też w latach 50 bo technologia na to nie pozwalala. Wtedy i wcześniej robiło się to na słuch.

Może przez to jest bee bo sięga jeszcze tamtych lat?

Historia zna wiele urządzeń elektronicznych zbudowanych przez muzyków i w pomiarach wypadają one bardzo źle!

Był ktoś w komorze bezdechowej, albo innym wytłumionym studio nagrań? Naprawdę dziwne uczucie, w którym świat potrafi zawirowań i mogą pojawić się ostre mdłości...

 

Edytowane przez Burns

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kwintesencją audiofilizmu jest powrót do winyli. Ułomny, przestarzały nośnik jest przez wielu uważany za lepszy niż CD. Do tego dochodzi oczywiście cała masa audiofilskich gramofonów, kabli do gramofonów (w tym zasilających ofkors) etc. Jakość odtworzenia musi być jak najlepsza i bierzemy pod uwagę winyle, cyrk.


1dFQTya.png

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Kulało to też w latach 50 bo technologia na to nie pozwalala. Wtedy i wcześniej robiło się to na słuch.
Może przez to jest bee bo sięga jeszcze tamtych lat?


A mimo to „’Round About Midnight” czy „Kind of Blue” wciąż brzmią świetnie pomimo upływu ponad 60 lat. Nagrania Duke’a Ellingtona z tego okresu też potrafią zachwycić. Wspaniałe jest również nagranie z połowy lat 70. kiedy to Carlos Kleiber zarejestrował V Symfonię Beethovena dla Deutsche Grammophon.


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Burns napisał(-a):

W Filharmonii na żywo nie ma korekcji (chyba, że równocześnie prowadzone jest nagranie na płytę CD czy inna transmisja).

Kulało to też w latach 50 bo technologia na to nie pozwalala. Wtedy i wcześniej robiło się to na słuch.

Może przez to jest bee bo sięga jeszcze tamtych lat?

Historia zna wiele urządzeń elektronicznych zbudowanych przez muzyków i w pomiarach wypadają one bardzo źle!

Był ktoś w komorze bezeechowej, albo innym wytlumionym studio nagrań? Naprawdę dziwne uczucie, w którym świat potrafi zawirowań i mogą pojawić się ostre mdłości...

 

 

No ale chyba zdajesz sobie sprawę, że nikt surowego sygnału z mikrofonów (np. z filharmonii) nie sumuję zwyczajnie i nie wrzuca na CD i gotowe? 😏


FS: Zenith A384 | Grand Seiko SBGX093

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, machlo napisał(-a):

 

No ale chyba zdajesz sobie sprawę, że nikt surowego sygnału z mikrofonów (np. z filharmonii) nie sumuję zwyczajnie i nie wrzuca na CD i gotowe? 😏

A jakby na płycie dopisać live to da radę? 🤭

6 godzin temu, McIntosh napisał(-a):

 


A mimo to „’Round About Midnight” czy „Kind of Blue” wciąż brzmią świetnie pomimo upływu ponad 60 lat. Nagrania Duke’a Ellingtona z tego okresu też potrafią zachwycić. Wspaniałe jest również nagranie z połowy lat 70. kiedy to Carlos Kleiber zarejestrował V Symfonię Beethovena dla Deutsche Grammophon.


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

 

Napisałeś kiedyś, że dojrzałość słuchacza to przesłuchanie całej płyty od A-Z a nie skakanie po utworach, ale to chyba jakiś skrót myślowy? Rozumiem nową, ale chyba nie za każdym razem ta sama mantra ? Jest wiele płyt, np. soundtrack, gdzie jakieś utwory nie były wykorzystanie w filmie, ba wykorzystany był jeden, nawet te z filharmonii potrafią być dopełniane na siłę. Czasem jak komuś się chce, to dopisuje bonus track, żeby lepiej się sprzedawały...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, nicon napisał(-a):

Kwintesencją audiofilizmu jest powrót do winyli. Ułomny, przestarzały nośnik jest przez wielu uważany za lepszy niż CD. Do tego dochodzi oczywiście cała masa audiofilskich gramofonów, kabli do gramofonów (w tym zasilających ofkors) etc. Jakość odtworzenia musi być jak najlepsza i bierzemy pod uwagę winyle, cyrk.

 

Czy audiofilizm był tutaj pomyślany jako obelga? Bo mam również gramofon...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Burns napisał(-a):

A jakby na płycie dopisać live to da radę? 🤭

 

 

Surowy sygnał z mikrofonu nie brzmiałby zbyt atrakcyjnie. ;) 


FS: Zenith A384 | Grand Seiko SBGX093

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zacytuję felieton ściągnięty z czasopisma HiFi i Muzyka sprzed kilkunastu lat:

 

Cable wars

 

Jednym z głównych zmartwień felietonisty, mającego na koncie więcej niż dziesięć utworów jest, aby się nie powtórzyć. Oczywiście sprawy naprawdę poważne (na przykład: ile dostanę za ten felieton?) wciąż pozostają na pierwszym miejscu, jednak tak czy inaczej problem istnieje.

            Aby nie znaleźć się w sytuacji staruszka, któremu Żyd chowa różne przedmioty ("Alzheimer, dziadku, Alzheimer"), od czasu do czasu sprawdzam, co też poprzednio zmajstrowałem. W wyniku takiej  kontroli stwierdziłem, że jakieś pół roku temu pozostawiłem w zawieszeniu pewien pasjonujący temat. Tematem tym są przesądy i wierzenia audiofilskie. Owszem, wspomniałem o jednej czy dwu sprawach, które w wyniku aktywności wiernych nabrały nadspodziewanej wagi, ale tematowi wciąż daleko do wyczerpania. A głównym zagadnieniem, które z zakresu zwykłych doświadczeń słuchowych przeszło do kategorii sporów religijnych, jest kwestia okablowania.

            Muszę zastrzec, że nie mam zamiaru rozstrzygać: jest li kabel ważnym elementem systemu hi-fi czy nie jest. Nie dlatego, aby nie dało się tego jednoznacznie określić (jakkolwiek określeniu "ważny" faktycznie do jednoznaczności daleko). Określić to i owo się da, jednak problem religijny jest dlatego problemem religijnym, że jego przedmiot jest niedookreślony i takim ma pozostać. Posłużmy się przykładem wiary chrześcijańskiej. Jedno z jej głównych założeń, kwestia istnienia Boga, z definicji musi być nierozstrzygalne. Gdyby istnienie Boga dało się udowodnić, stanowiłoby to naruszenie zasady wolnej woli oraz koniec wiary jako takiej - w byty o udowodnionym istnieniu nie trzeba wierzyć, one po prostu istnieją. Przysłuchując się dyskusjom na temat kabli w systemach hi-fi nie mogę się oprzeć wrażeniu deja vu. Jeśli któryś z rozmówców nagle stwierdza, że wierzy lub też nie wierzy w kable (co jest nader częstym chwytem konwersacyjnym) to tym samym daje do zrozumienia, że problem nie nadaje się do rozstrzygnięcia na płaszczyźnie osobistego doświadczenia. I już z oddali dobiega śpiew chóralny i czuć zapach świec.

            Z punktu widzenia człowieka pozbawionego skłonności do szukania bytów wyższych w drucie doświadczenia ze sprzętem hi-fi są proste. Pewne jednostki są w stanie usłyszeć, że zintegrowany mini-system muzyczny gra inaczej niż system dobrany z dobrze zaprojektowanych oddzielnych elementów. To doświadczenie negują osoby nie słuchające muzyki oraz co bardziej podejrzliwi czytelnicy gazet codziennych, które lubią sobie czasem napisać o fortepianie za kaloryferem. Następne są osoby, które słyszą bez trudu różnicę pomiędzy jedną parą kolumn a drugą, albo pomiędzy wzmacniaczami. Ci również mają własne grono sceptyków. Następnie idą ci, którzy odróżnią odgłos wydawany przez jeden odtwarzacz CD od innego. Ci mają przeciwko sobie wszystkich wymienionych dotychczas plus część absolwentów studiów z dziedziny reżyserii dźwięku, których na odpowiednich kursach poinformowano że cyfra to cyfra, a bit to bit. I tak wreszcie, stopniowo, doszliśmy do facetów którzy twierdzą, że w odpowiednich warunkach da się odróżnić dźwięk przefiltrowany przez jeden kabel głośnikowy, od tego przefiltrowanego przez inny. Ci mają przeciw sobie wszystkich poprzednich plus osoby, które nie mają nic przeciwko dotychczas wymienionym zagadnieniom, ale uważają że "kable to już przesada". Innymi słowy: tej różnicy nie mieli okazji usłyszeć.

Wracając do wspomnianego wcześniej człowieka niepodatnego na objawienia mistyczne, potraktuje on sprawę słyszenia lub niesłyszenia spokojnie. Nie usłyszał dziś, usłyszy jutro, jak sobie uszy umyje, albo nigdy, bo słuch już nie ten. Jednak jest w audiofilskiej populacji pewien procent jednostek, które w starożytnym Egipcie zajmowałyby zapewne stanowisko pomocnika kapłana. Taki osobnik źle zniesie fakt, że czegoś tam na razie nie usłyszał. On powie raczej jak Luter: tu stoję i stać muszę (nie pamiętam, co dokładnie Luter powiedział, ale było to coś w tym rodzaju). Niestety, przyjmując podobną postawę, uniemożliwia się sobie usłyszenie w przyszłości czegokolwiek sprzecznego z katechizmem. Od tego momentu bowiem kwestia, czy kabel "A" w systemie złożonym ze wzmacniacza Musical Satori, odtwarzacza Musical Nirvana i kolumn Musical Surprise spowoduje, że dźwięk będzie ostry i chrupki jak lód na kałuży w grudniowy poranek, natomiast kabel B w tej samej konfiguracji sprawi wrażenie, że powierzchnię tej samej kałuży pokrywa rzęsa trójrowkowa (Lemna trisulca), niezbyt paląca kwestia, od której nie zależy bynajmniej wynik wojny na Bliskim Wschodzie ani nawet wynik najbliższych wyborów parlamentarnych w ojczyźnie Piasta Kołodzieja, nagle nabiera wymiaru krucjaty. Ale po licho komu potrzebna jeszcze jedna krucjata, skoro skutki poprzednich do dziś sprawiają kłopot?

            Pozostaje pytanie o brzmienie kabli. Można by o tym coś napisać, ale kogo to w gruncie rzeczy obchodzi? O czym jest więc ten felieton? Może o kablach? Nie, on jest o fanatykach. O ludziach, którzy w sprawie kabla, słonej zupy albo następstwa w rodzinie Mahometa gotowi są zrobić krzywdę sobie i innym.

Alek Rachwald

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Może zacytuję felieton ściągnięty z czasopisma HiFi i Muzyka sprzed kilkunastu lat:
 
Cable wars


 
Jednym z głównych zmartwień felietonisty, mającego na koncie więcej niż dziesięć utworów jest, aby się nie powtórzyć. Oczywiście sprawy naprawdę poważne (na przykład: ile dostanę za ten felieton?) wciąż pozostają na pierwszym miejscu, jednak tak czy inaczej problem istnieje.
            Aby nie znaleźć się w sytuacji staruszka, któremu Żyd chowa różne przedmioty ("Alzheimer, dziadku, Alzheimer"), od czasu do czasu sprawdzam, co też poprzednio zmajstrowałem. W wyniku takiej  kontroli stwierdziłem, że jakieś pół roku temu pozostawiłem w zawieszeniu pewien pasjonujący temat. Tematem tym są przesądy i wierzenia audiofilskie. Owszem, wspomniałem o jednej czy dwu sprawach, które w wyniku aktywności wiernych nabrały nadspodziewanej wagi, ale tematowi wciąż daleko do wyczerpania. A głównym zagadnieniem, które z zakresu zwykłych doświadczeń słuchowych przeszło do kategorii sporów religijnych, jest kwestia okablowania.

            Muszę zastrzec, że nie mam zamiaru rozstrzygać: jest li kabel ważnym elementem systemu hi-fi czy nie jest. Nie dlatego, aby nie dało się tego jednoznacznie określić (jakkolwiek określeniu "ważny" faktycznie do jednoznaczności daleko). Określić to i owo się da, jednak problem religijny jest dlatego problemem religijnym, że jego przedmiot jest niedookreślony i takim ma pozostać. Posłużmy się przykładem wiary chrześcijańskiej. Jedno z jej głównych założeń, kwestia istnienia Boga, z definicji musi być nierozstrzygalne. Gdyby istnienie Boga dało się udowodnić, stanowiłoby to naruszenie zasady wolnej woli oraz koniec wiary jako takiej - w byty o udowodnionym istnieniu nie trzeba wierzyć, one po prostu istnieją. Przysłuchując się dyskusjom na temat kabli w systemach hi-fi nie mogę się oprzeć wrażeniu deja vu. Jeśli któryś z rozmówców nagle stwierdza, że wierzy lub też nie wierzy w kable (co jest nader częstym chwytem konwersacyjnym) to tym samym daje do zrozumienia, że problem nie nadaje się do rozstrzygnięcia na płaszczyźnie osobistego doświadczenia. I już z oddali dobiega śpiew chóralny i czuć zapach świec.

            Z punktu widzenia człowieka pozbawionego skłonności do szukania bytów wyższych w drucie doświadczenia ze sprzętem hi-fi są proste. Pewne jednostki są w stanie usłyszeć, że zintegrowany mini-system muzyczny gra inaczej niż system dobrany z dobrze zaprojektowanych oddzielnych elementów. To doświadczenie negują osoby nie słuchające muzyki oraz co bardziej podejrzliwi czytelnicy gazet codziennych, które lubią sobie czasem napisać o fortepianie za kaloryferem. Następne są osoby, które słyszą bez trudu różnicę pomiędzy jedną parą kolumn a drugą, albo pomiędzy wzmacniaczami. Ci również mają własne grono sceptyków. Następnie idą ci, którzy odróżnią odgłos wydawany przez jeden odtwarzacz CD od innego. Ci mają przeciwko sobie wszystkich wymienionych dotychczas plus część absolwentów studiów z dziedziny reżyserii dźwięku, których na odpowiednich kursach poinformowano że cyfra to cyfra, a bit to bit. I tak wreszcie, stopniowo, doszliśmy do facetów którzy twierdzą, że w odpowiednich warunkach da się odróżnić dźwięk przefiltrowany przez jeden kabel głośnikowy, od tego przefiltrowanego przez inny. Ci mają przeciw sobie wszystkich poprzednich plus osoby, które nie mają nic przeciwko dotychczas wymienionym zagadnieniom, ale uważają że "kable to już przesada". Innymi słowy: tej różnicy nie mieli okazji usłyszeć.

Wracając do wspomnianego wcześniej człowieka niepodatnego na objawienia mistyczne, potraktuje on sprawę słyszenia lub niesłyszenia spokojnie. Nie usłyszał dziś, usłyszy jutro, jak sobie uszy umyje, albo nigdy, bo słuch już nie ten. Jednak jest w audiofilskiej populacji pewien procent jednostek, które w starożytnym Egipcie zajmowałyby zapewne stanowisko pomocnika kapłana. Taki osobnik źle zniesie fakt, że czegoś tam na razie nie usłyszał. On powie raczej jak Luter: tu stoję i stać muszę (nie pamiętam, co dokładnie Luter powiedział, ale było to coś w tym rodzaju). Niestety, przyjmując podobną postawę, uniemożliwia się sobie usłyszenie w przyszłości czegokolwiek sprzecznego z katechizmem. Od tego momentu bowiem kwestia, czy kabel "A" w systemie złożonym ze wzmacniacza Musical Satori, odtwarzacza Musical Nirvana i kolumn Musical Surprise spowoduje, że dźwięk będzie ostry i chrupki jak lód na kałuży w grudniowy poranek, natomiast kabel B w tej samej konfiguracji sprawi wrażenie, że powierzchnię tej samej kałuży pokrywa rzęsa trójrowkowa (Lemna trisulca), niezbyt paląca kwestia, od której nie zależy bynajmniej wynik wojny na Bliskim Wschodzie ani nawet wynik najbliższych wyborów parlamentarnych w ojczyźnie Piasta Kołodzieja, nagle nabiera wymiaru krucjaty. Ale po licho komu potrzebna jeszcze jedna krucjata, skoro skutki poprzednich do dziś sprawiają kłopot?

            Pozostaje pytanie o brzmienie kabli. Można by o tym coś napisać, ale kogo to w gruncie rzeczy obchodzi? O czym jest więc ten felieton? Może o kablach? Nie, on jest o fanatykach. O ludziach, którzy w sprawie kabla, słonej zupy albo następstwa w rodzinie Mahometa gotowi są zrobić krzywdę sobie i innym.

Alek Rachwald


Typowe wodolejstwo - TLDR, można prosić o skrót w 2-3 zdaniach maks? ;)

FS: Zenith A384 | Grand Seiko SBGX093

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, machlo napisał(-a):


Typowe wodolejstwo - TLDR, można prosić o skrót w 2-3 zdaniach maks? ;)

 

Nie można, bo to nie moje, a poza tym nie wszystko da się zapisać w trzech zdaniach. To nie komentarz na forum tylko felieton, czyli coś co z definicji zajmuje stronę druku.

Edytowane przez Sierżant Julian

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konkluzja dla mnie jest taka, że biznes audio robi ludzi w konia bardzo często - wykorzystuje to, że 99,9% ich klientów nie ma bladego pojęcia co i jak działa, więc każdy bullshit można sprzedać klientowi. Wszelkiej maści "dziennikarze" i "recenzenci" natomiast to bajkopisarze, którzy napiszą wszystko, za co dostaną kasiorkę. :) Tak to działa w każdej branży niestety - główny ich cel to naganianie klientów, żeby wydali pieniądze. Tu tekst biologa - a jest tam kto w mediach, co jest techniczny i rozumie, o czym pisze? ;)

Nie twierdzę, że nie ma słyszalnych różnic w sprzęcie, kablach, itd. Problem jest taki, że nikt nie wyjaśnia z czego to wynika faktycznie, a biznes nawet jakby miał swoje hipotezy, to woli sprzedawać bajki.
IMO pragmatyczne i rozsądne podejście to zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń wiedzy i zdać się na swój słuch i preferencje, ale też nie popadać w paranoję z wynalazkami audio voodoo, które jakoby poprawią jakiś subtelny niuansik, który wydaje nam się, że słyszymy. ;)


FS: Zenith A384 | Grand Seiko SBGX093

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 minut temu, Sierżant Julian napisał(-a):

 

Jest w ostatnim zdaniu, jak mi się zdaje.

a mi się zdaje, że nie ma jasnego stanowiska, tylko tak jak machlo napisał, wodolejstwo z rzeczownikami i przymiotnikami z innej dziedziny, które mają to całe G zobrazować w inny sposób

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Facet napisał to co myślał na temat, że nie ma sensu się zaperzać w sprawach marginalnych. Stwierdzenia czy kabel działa i jak tutaj nie znajdziecie, bo autorowi najwidoczniej ta kwestia była trzeciorzędna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 20.10.2024 o 23:11, pisar napisał(-a):

 

 

Myślisz , że poważne firmy kablowe funkcjonują dla jaj i beki z debili co się nie znają?

 

 

 

Ależ nie. Dla sprzedania miedzi o czystości 99.99999% za cenę 1000 razy wyższa niż owa miedź jest warta. W skrócie. Kolega tu wspominał o krzykaczach. Do nich zaliczam się zapewne. Mimo wszystko, po przeczytaniu dużej części tego wątku  dochodzi jednak wbrew pozorom do pewnego porozumienia. Różne domieszki do kabli prawdopodobnie mogą zmienić ich charakterystykę, przez to również dźwięk, tyle że nie na lepszy czy gorszy, a na bardziej lub mniej pasujący konkretnemu audiofilowi. Natomiast kabel, przewód o tym samym przekroju, tej samej długości, wykonany z miedzi tej samej jakości niezależnie od tego czy to będzie Nordost czy no name, nie będą mogły grać inaczej bo jeden ma w strukturze żyłki cieńsze i grubsze, lub przekrój okrągły lub płaski lub są ułożone na podstawkach z palisandru polerowanego przez trzy pokolenia polerników.  To nie jest możliwe. W tym problem. Pewnie można taki kabel kupić za 200 zł a i są firmy które sprzedają go za 10, 20, 100 czy 200 razy więcej. A to, że rozjaśnia dźwięk bo ma w sobie żyłki osobne do tonów wysokich i osobne do niskich i ten prąd wie, którą wybrać i ten sam prąd podąża w jednym kierunku, a na końcu wszystko zgniecione w jednego banana czy inną wtyczkę..... - to przecież nic innego jak robienie niemądrego z konsumenta. Takie rzeczy się dzieją w poważnych podobno sklepach i na poważnych portalach. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Adi

jesteś chyba pierwszą osobą, która zrozumiała o czym pisałem. Szok, bo już traciłem wiarę w ludzkość 😜

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale, ale, ale...

Co zwrotnica i jej elementy na ten wyścig elektronów ?  ;)

 

FB_IMG_1729599687084.jpg

Edytowane przez Burns

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dobrym kierunku idą, kable jednakowej długości, ale czy aby nie za blisko siebie? Interferencja może nastąpić ni stąd ni zowąd. No i na końcu wszystko szlag trafia bo do głośnika cieniutki pitolek tylko wchodzi. A tak na serio, skoro te wszystkie przestrzenie, izolacje z nie wiadomo czego, równe odległości w kablach, cienkie żyłki do wysokich tonów grube żyłki do niskich tonów mają tak ogromne znaczenie, to jak to się ma do wtyczki na końcu? Tam wszystko sprasowane zgniecione odległości znikają, żyłki się mieszają w jeden wtyk. 

Edytowane przez Adi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.