GostRado 10401 #76 Napisano 14 Kwietnia 👍 Genialny utwór. Jeden z moich ulubionych Mozarta. 0 => Joie de Vivre <= Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
ladek22 2108 #77 Napisano 16 Kwietnia Stabat Mater Vivaldiego lepiej brzmi, gdy śpiewa kobieta. Nie potrafię określić dlaczego. Jest jakby bardziej głębokie. A jakie jest Wasze zdanie? 2 Przemek Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
GostRado 10401 #78 Napisano 3 Sierpnia Cudowna! 3 => Joie de Vivre <= Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
GostRado 10401 #79 Napisano 12 Października (edytowane) Edytowane 12 Października przez GostRado 1 => Joie de Vivre <= Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
McIntosh 547 #80 Napisano 17 Października Dziś 17 października, a to szczególna data w kalendarzu. Otóż 17 października 1849 r. zmarł Fryderyk Chopin. Mija więc 176 lat od daty śmierci naszego wybitnego kompozytora, z którego twórczością mierzą się rzesze muzyków próbując czasem nadać muzycznej spuściźnie Chopina cząstkę własnej interpretacyjnej inwencji, jak np. Ivo Pogorelić. Czasem jest to coś znacznie więcej niż tylko cząstka czego przykładem może być album Leszka Możdżera pt. „Impressions on Chopin”. Mam w swojej kolekcji zarówno wykonania Pogorelića, jak i Możdżera, mam też Nokturny zagrane przez Artura Rubinsteina, a i coś z dyskografii Maurizio Polliniego oraz Krystiana Zimermana też się znajdzie. Dziś jednak postanowiłem sięgnąć po inną perełkę spośród moich płyt czyli wydawnictwo Telarca pt. „A Window in Time”. Jego wyjątkowość polega na tym, że utwory znakomitych kompozytorów gra wielki Siergiej Rachmaninow. Są tu między innymi dzieła Bacha, Schuberta, Czajkowskiego, ale najwięcej jest kompozycji Fryderyka Chopina. Na ten wyjątkowy zestaw składa się Walc Es-dur op. 18, Walc F-dur op. 34 nr 3, pieśń pt. „Życzenie”, Nokturn F-dur op. 15 nr 1 i na koniec Scherzo b-moll op. 31. Ich wspaniałe wykonanie autorstwa Rachmaninowa doskonale nastraja przed finałem konkursu Chopinowskiego, który wystartuje już jutro (18.10.2025 r.) i potrwa do poniedziałku. Dziś podczas odsłuchu dzieła Telarca towarzyszyła mi myśl, że fajnie byłoby mieć to wydawnictwo w wersji analogowej, ale niestety taka odmiana nie ujrzała światła dziennego, więc płyta CD musi wystarczyć. No i wystarcza, bo dźwięk jest naturalny pomimo że nagrania zostały odzyskane ze starych rolek pianolowych Ampico. Płyta, którą widzicie na zdjęciu, jest jedną z moich ulubionych spośród wszystkich jakie posiadam. 🎶🔥 7 Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
McIntosh 547 #81 Napisano Sobota o 12:23 I trochę moich instagramowo-facebookowych wynurzeń. Dziś 1 listopada, więc zastanawiałem się, jaką muzykę tu zapodać, żeby było godnie i adekwatnie do okoliczności. Uzmysłowiłem sobie, iż w tym roku minęło 80 lat od daty śmierci Béli Bartóka, więc w szufladzie mojego odtwarzacza wylądowali Filharmonicy Berlińscy pod batutą Karajana z wydawnictwem pt. „Concerto for Orchestra / Music for Strings, Percussion and Celesta” autorstwa Bartóka. Mam ten album w wersji wydanej przez japońskiego Esoterica ze względu na znakomitą jakość dźwięku, ale najważniejsza jest zawartość dzieła. Tu muszę przyznać, że odbiór kompozycji Bartóka nie należał do prostych, choć po niełatwym początku zafascynował mnie zwłaszcza, że przywiódł na myśl masę skojarzeń. Początek przypomina mi filmy o samurajach ze względu na linię melodyczną, by po chwili wprowadzić w istny rollercoaster będący miksem nerwowości czy wręcz wybuchowości, napięcia towarzyszącego oglądaniu horrorów połączonego z lirycznością i spokojem. Nie wiem o czym Bartók myślał komponując swoje dzieło, ale w pierwszej części koncertu na orkiestrę dzieje się bardzo dużo. Druga część wydaje się znacznie spokojniejsza i trochę humorystyczna w swojej muzycznej wymowie. Zastanawiam się, czy dzieło odbieram zgodnie z intencją autora, ale takie mam skojarzenia. Część trzecia ponownie pełna jest dramatyzmu, smutku i wewnętrznego rozdarcia wprowadzając momentami nastrój grozy. Warto zaznaczyć, że Bartók pasjonował się ojczystą (węgierską) muzyką ludową, ale też sięgał do folkloru słowackiego, bałkańskiego, tureckiego i arabskiego dzięki czemu jego muzyka jest tak fascynująca. Czwarta część koncertu trąci ckliwością zawierającą elementy z pogranicza horroru i pastiszu. Podczas odsłuchu symfonicznej muzyki klasycznej staram się zwizualizować to, co słyszę, a w przypadku Bartóka przed oczami ukazał mi się pokaźny fragment kinematografii i była to fascynująca podróż. Sprzyjała temu część piąta koncertu i kończąca płytę „Music for Strings, Percussion and Celesta”. Jako ciekawostkę nadmienię, że moje skojarzenia z filmami nie są od czapy. Otóż fragment trzeciej części „Muzyki na smyczki, perkusję i czelestę” odnajdziemy w jednej ze scen filmu Stanley’a Kubricka pt. „Lśnienie”. Wspaniała płyta. 1 Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Anansi 3521 #82 Napisano Sobota o 12:30 Od 2023. 0 Tolerancja musi być nietolerancyjna wobec nietolerancji. Němec z Královce Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Lincoln Six Echo 72242 #83 Napisano Sobota o 12:45 I parę słów ode mnie, w ten dosyć szczególny dzień roku... Ryuichi Sakamoto – "async" (2017): muzyka ciszy i przemijania. Nie wiem, ilu z Was słuchało „async”, ale dla mnie to jeden z najważniejszych albumów ostatniej dekady – nie tylko w elektronice czy ambiencie, ale w ogóle w muzyce współczesnej. Dlatego pozwalam go sobie "wkleić" właśnie tutaj. Sakamoto nagrał go po walce z rakiem gardła, już z pełną świadomością, że czas jest ograniczony. I to słychać w każdym dźwięku – w jego kruchości, ciszy między nutami, w oddechu instrumentów. To płyta, którą Sakamoto sam nazwał „ścieżką dźwiękową do nieistniejącego filmu Tarkowskiego”. Brzmi to może nieco patetycznie, ale naprawdę tak jest – te utwory są jak kadry z filmu, który dzieje się w naszej głowie. Nie ma tu narracji, raczej migawki, wspomnienia, dźwięki miasta, głosy ludzi, szelest życia. Fortepian (często preparowany lub mikrofonowany z bardzo bliska) jest sercem albumu. Obok niego pojawiają się smyczki, dzwonki, nagrania terenowe, głosy Davida Sylviana czy Paula Bowlesa. Elektronika jest dyskretna, organiczna, ciepła – żadnych "tłustych beatów", tylko puls życia i rozpad materii. Słychać tu też Cage’a, Takemitsu, Pärta, Feldmana. Ale to wciąż bardzo osobisty język Sakamoto – jego własna modlitwa o czas, o pamięć, o trwanie dźwięku. Poszczególne utwory to czysta kontemplacja przemijania. „async” to jedno z tych nagrań, które można słuchać w całości, w ciszy, wieczorem, bez przerwy. Nie jest to muzyka „do tła” – raczej do zatrzymania się. „Tworzę muzykę jak pejzaż, w którym można się zatrzymać i oddychać.” – Ryuichi Sakamoto Jeśli ktoś szuka współczesnej muzyki poważnej, ale nie akademickiej – to jest właśnie to. Dla mnie Sakamoto to ostatni wielki romantyk muzyki i kompozytor ciszy. 1 WARTO POMAGAĆ: https://www.siepomaga.pl Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
GostRado 10401 #84 Napisano Sobota o 13:17 W dobrej jakości CD lub SACD ciekawie by się słuchało. 1 => Joie de Vivre <= Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
McIntosh 547 #85 Napisano Sobota o 14:40 Godzinę temu, GostRado napisał(-a): W dobrej jakości CD lub SACD ciekawie by się słuchało. Zdecydowanie. Płyta CD to wystarczająco dobry nośnik do słuchania muzyki, ale skrzywdzony przez słaby miks, marny mastering i z zamordowanym zakresem dynamiki stanowiącym rezultat loudness war. Na szczęście są wytwórnie, które wiedzą, jak "ogarniać" płyty CD i przywracają wiarę w sens istnienia tego nośnika. 1 Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach