Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
eye_lip

Co nam w ....CD (i nie tylko) gra?

Rekomendowane odpowiedzi

51 minut temu, kingcrimson napisał(-a):

Blues najwyższej próby.

 

IMG_20251113_170058727~2.jpg

 

Dla mnie nr 1 z tego albumu. Ale żeby oddać całą tygodniówkę kobiecie, to klasyka stara jak świat, gdy oczy zarosły ci ci*ką 😁

 

 

 

Edytowane przez GostRado

=> Joie de Vivre <=

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
41 minut temu, GostRado napisał(-a):

 

Dla mnie nr 1 z tego albumu. Ale żeby oddać całą tygodniówkę kobiecie, to klasyka stara jak świat, gdy oczy zarosły ci ci*ką 😁

 

 

 

 

Ja bym wskazał ten utwór.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie teraz tak...
 

 

Jak to dobrze, że mam słuchawki, bo ten odsłuch mógłby być ostatnim w moim życiu. 😉 BTW, wielu fanów metalu jako najlepsze wskazuje dwie pierwsze płyty Deicide, a moją ulubioną jest "The Stench of Redemption". Solóweczki Santolli to ekstraklasa światowa. Szkoda, że chłop tak szybko się zabrał z tego padołu. 51 lat to nie jest wiek na umieranie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to masz inaczej niż inni, jego styl gry zabił ducha Deicide i Obituary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
 
Nasz wspaniały polski geniusz muzyki Trance 😍
 
 

Wiele się musi zmienić, aby wszystko zostało po staremu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, satanic napisał(-a):

No to masz inaczej niż inni, jego styl gry zabił ducha Deicide i Obituary.


To samo mówi Kamil (Maria Konopnicka), ale ja się z tym nie zgadzam. Zawsze ceniłem wirtuozerię, a Ralph Santolla był doskonałym gitarzystą. Dużo lepszym od braci Hoffman, moim zdaniem. No i riffy Deicide w składzie z Santollą oraz ziomkiem z Cannibal Corpse nabrały więcej jakości, dojrzałości, melodyjności. Same zalety. Czy to zabiło ducha  Deicide? Zespół musi się rozwijać, poszukiwać. To trochę tak, jakby narzekać, że Metallica nie gra już jak na "Kill ’Em All".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To zależy od tego, czego ktoś oczekuje od Deicide.

Jeśli ktoś kocha stare Deicide, to dla takiego fana Santolla faktycznie „zj***ł” charakter zespołu. Jego wirtuozerskie zagrania kompletnie nie pasowały do tej brutalnej, prostej, bluźnierczej dzidy, którą zawsze były riffy Hoffmanów. Deicide miało być "chamskie", szybkie i bez ozdobników. A Santolla grał, jakby zszedł prosto z płyty Iced Earth czy Sebastiana Bacha – totalnie inna planeta.

Z drugiej strony: jeśli ktoś lubi bardziej techniczne, "melodyjne" podejście, to trzeba uczciwie powiedzieć, że Santolla podniósł poziom wykonawczy zespołu. Jego partie są pełne pomysłu, harmonicznie bogate. Obiektywnie: klasa światowa. Subiektywnie: dla wielu fanów Deicide – kompletnie nie o to chodziło.

Santolla nie zepsuł muzyki jako takiej – zepsuł „tożsamość” Deicide, jeśli definiować ją jako brutalną prostotę bez żadnego uśmiechu w stronę melodyjności. To był po prostu zły match stylistyczny. Świetny gitarzysta, tylko w złym zespole.


WARTO POMAGAĆhttps://www.siepomaga.pl

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic dodać, nic ująć. Są takie zespoły od których nie oczekuję się rozwoju w stronę wirtuozerii, ale że tak powiem drobnych korekt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 13.11.2025 o 19:25, kingcrimson napisał(-a):

Blues najwyższej próby.

 

Dzięki za wrzucenie, słucham teraz i bardzo mi się podoba. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U  mnie tradycyjnie imprezowo 🙂 

 

 

 


Wiele się musi zmienić, aby wszystko zostało po staremu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 14.11.2025 o 18:44, Lincoln Six Echo napisał(-a):

To zależy od tego, czego ktoś oczekuje od Deicide.

Jeśli ktoś kocha stare Deicide, to dla takiego fana Santolla faktycznie „zj***ł” charakter zespołu. Jego wirtuozerskie zagrania kompletnie nie pasowały do tej brutalnej, prostej, bluźnierczej dzidy, którą zawsze były riffy Hoffmanów. Deicide miało być "chamskie", szybkie i bez ozdobników. A Santolla grał, jakby zszedł prosto z płyty Iced Earth czy Sebastiana Bacha – totalnie inna planeta.

Z drugiej strony: jeśli ktoś lubi bardziej techniczne, "melodyjne" podejście, to trzeba uczciwie powiedzieć, że Santolla podniósł poziom wykonawczy zespołu. Jego partie są pełne pomysłu, harmonicznie bogate. Obiektywnie: klasa światowa. Subiektywnie: dla wielu fanów Deicide – kompletnie nie o to chodziło.

Santolla nie zepsuł muzyki jako takiej – zepsuł „tożsamość” Deicide, jeśli definiować ją jako brutalną prostotę bez żadnego uśmiechu w stronę melodyjności. To był po prostu zły match stylistyczny. Świetny gitarzysta, tylko w złym zespole.


Ludzie są przewrotni. Gdyby spełniło się to, co napisałeś, to w końcu pojawiłyby się głosy, że Deicide to zespół nudny oraz przewidywalny i że ciągle klepią to samo. Tak to działa. "Reign in Blood" to świetna płyta, ale gdzie byłby dziś Slayer, gdyby przez niespełna 40 lat tworzył kalkę tego albumu i cały czas grał to samo? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, McIntosh napisał(-a):


Ludzie są przewrotni. Gdyby spełniło się to, co napisałeś, to w końcu pojawiłyby się głosy, że Deicide to zespół nudny oraz przewidywalny i że ciągle klepią to samo. Tak to działa. "Reign in Blood" to świetna płyta, ale gdzie byłby dziś Slayer, gdyby przez niespełna 40 lat tworzył kalkę tego albumu i cały czas grał to samo? 

 

Masz rację, przewrotność fanów to temat-rzeka — ale dla mnie kluczowe jest to, kiedy i jak zmienia się styl zespołu.

Jasne, gdyby Deicide przez 30 lat grało wyłącznie wariacje "Blaspherereion", to dziś wiele osób krzyczałoby, że są nudni i odcinają kupony. Problem w tym, że ich ewolucja z Santollą nie była naturalnym rozwinięciem własnego języka, tylko gwałtownym skrętem w stronę stylistyki, która w ogóle nie wyrastała z fundamentów zespołu. Slayer nigdy nie przestał być Slayerem — niezależnie od tego, czy grali bardziej thrashująco, czy bardziej "groove’owo", "punkowo", czy jeszcze w nieco inną stronę. U Deicide z Santollą momentami brzmiało to tak, jakby ktoś włożył solówki z zupełnie innego albumu w środek ich utworów.

I tu tkwi sedno: problem nie w samej zmianie, tylko w zmianie, która nie wynika z tożsamości zespołu.

Deicide mogłoby ewoluować, być może nawet bardziej melodyjnie — ale gdyby to wynikało z ich własnego stylu, a nie z tego, że nagle trafia do nich gitarzysta z obcą estetyką. Santolla był genialny, tylko niekompatybilny. To jak - mówiąc żartem - Maybach w Le Mans — super, ale czy na pewno ok?  ;) 

Więc jasne, stagnacja jest zła. Tylko że utrata tożsamości — jeszcze gorsza. A w przypadku Deicide z Santollą wyczuwalny był, IMO, tzw. lekki dysonans. 

Chociaż, jak już pisałem, jest to bez wątpienia, fenomenalny gitarzysta.


WARTO POMAGAĆhttps://www.siepomaga.pl

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.