Rozumiem (choć współczuję), jeśli ktoś ma robotę, która wymaga permanentnej dostępności pod telefon i mailem - to dobre urządzenie. Ale poza takimi sytuacjami? Jaki to ma sens?
Zgoda. Ale zegarka też nie trzeba.
Wolę posłuchać i poobserwować co się dzieje wokół.
To powinien być nawyk, jak mycie zębów. Niestety coraz częściej bez zewnętrznych wskazówek czy przypominaczy nie jesteśmy w stanie nic zrobić - bo najczęściej tracimy czas na coś, co nie jest nam do niczego potrzebne, za to powoduje duży wyrzut dopaminy.
Ponownie zgoda. Wykonanie i jakość super, tylko to nadal dla mnie przerost formy nad treścią.
Skąd ta mania mierzenia wszystkiego i wszędzie? Bez tego też wiem, jak się czuję czy ile przepłynąłem.
Sam używam. Ale do pracy. W pełni się zgadzam, to bardzo wygodne i przemyślane rozwiązania. Nijak nie są jednak potrzebne w czasie wolnym. Nie trenuje się lepiej w sytuacji, gdy ma się dostęp do swoich maili.
Minutnik też robi robotę
Żeby nie było @Maciej72 - nie kwestionuję Twojego podejścia (czy podejścia autora wątku) do tematu smartwatchy, sam się długo nad zakupem zastanawiałem, ale odpuściłem po zdiagnozowaniu u siebie uzależnienia od dopaminy, gapienia się w ekran i działania tylko w momencie, gdy coś mi o tym przypomniało. Poszedłem w przeciwną stronę - telefon i komputer służą mi do pracy i kontaktu ze światem, kiedy ja tego potrzebuję. Mam wyłączone lub wyciszone wszystkie powiadomienia poza połączeniami od ulubionych kontaktów (a w nich tylko najbliższą rodzinę i dwóch przyjaciół). To ja decyduję, kiedy sprawdzę maila, insta, śmieszne koty, forum czy inne chgw. Żyję, biegam i jeżdżę na rowerze wsłuchując się w swój organizm, a nie zerkając na nadgarstek. Mam w d*pie dokładną odległość pokonaną na treningu, czy czas jego trwania, nie muszę mieć narysowanej trasy i oglądać jej później na komputerze. Wiem, kiedy powinienem się ruszyć, wiem, kiedy robię się śpiący, wiem, kiedy jestem wyspany. Czuję to, nie potrzebując już do tego wirtualnego asystenta czy trenera. Zajęło mi to tylko pół roku. Warto.