Ja na całe szczęście każdorazowo mogłem zrzucić sprzedaż mojego auta na ojca Dwa główne założenia - 1) jako, że praktycznie zawsze miałem auta uważane za "raczej fajne", nie były to top wersje, ale choćby taka Julka była już czymś interesującym, więc sprzedaż w Koninie zamiast w Poznaniu eliminowała ludzi, którzy chcieli się po prostu przejechać 2) zero ciśnienia czasowego bo miałem już kolejne auto do dyspozycji, więc ojciec zawsze miał ten "wentyl bezpieczeństwa", że jak ktoś już za dużo wymyślał (auta nigdy nie były po wypadkach, zadbane i wewnątrz i na zewnątrz), szukał jakichś niestworzonych rzeczy, to ojciec mógł sprawić, że jak w kawale, taki osobnik "czuł podniecenie przed nadchodzącą podróżą" *
Swoją drogą pan, który kupił moją Giulie, przyjechał do Konina z Wrocławia, obejrzał, zastanawiał się, decyzja finalna miała być po weekendzie. Ojciec odwiózł go na dworzec, a ten wyskoczył tuż przed ruszeniem pociągu i wrócił ją kupić
*
Dla nieznających:
Kto to jest dyplomata?
Ktoś, kto powie Ci spier***aj w taki sposób, że poczujesz podniecenie przed nadchodzącą podróżą