Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Marcin_L

Jest okej

Rekomendowane odpowiedzi

:lol:

Super Bartek!

GRATULACJE!

:lol:


Time is meaningless, and yet it is all that exists.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bartek Gratuluję - wspaniała sprawa


JACEK

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gratuluję!

 

Będziesz mógł sprzedać budzik :wink:

 

Właśnie :P

 

Gratulacje, takie wydarzenie mocno zmienia życie.


Marcin

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najpierw musiałbym taki budzik (sprawny) posiadać :P a co do tego, że życie stanie na głowie to jestem na to przygotowany (chyba) :):P 8)

 

Jeszcze raz wielkie dzięki za słowa otuchy i gratulacje :)

 

Krzysiek w ferworze nie napisałem gratulacji dla Ciebie, naprawiam ten błąd :D

 

PS. Teściowa już szaleje i zaczyna nabywać ubranka a teść wygląda jakby kiść bananów połknął (ja nie wyglądam inaczej :D)


"A był dla kierowania zespołem tym, czym Herod dla Towarzystwa Przedszkolnego w Betlejem"

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest Ok

No może niech mój przydługi text przeczyta psychiatra jakiś i się wypowie:

 

Taka prośba.

 

Trevor i asertywna kanadyjka Lana

 

To ciąg dalszy moich wejrzeń na Anglię

Tym razem z mojej pracy.

Którą to obecnie bardzo sobię chwalę ale nie polecam.

Bo zawsze to się może trafić ktoś lepszy niż ja do tej roboty.

 

 

Trevor

Pierwszy dzień w pracy to wiadomo. Nowe wszystko. I człowiek zawsze taki zagubiony i osamotniony. To wszystko przetrwać pomogła mi obserwacja pewnego aborygena. Dla przypomnienia dodam że aborygenami nazywam dziwną miejscową odmianę człowieka.

Nie żebym był jakiś rasista homo-niewiadomo.

To tak z czystej życzliwości. Płynącej z głębi mojego twardego serca.

Które posiadam. Tak mi się zdaje, chyba.

Patrząc na Trevora odnosiłem wrażenie następujące: No jaaaaa, cholera. Ja gdzieś już taki żadny pysk widziałem. Włosy rozkosmane, oczy rozbiegane. Usta w dziwnym tikowym tańcu. Hhhhhhh?????

No i tak sobie myślałem i myślałem.

Na koniec szychty zapaliłem.

Wiem!!!! Mam cię Trevor.

Otóż był kiedyś taki serial w TV. Dokładnego tytułu nie pamiętam.

Dotyczyło to jakiejś zapyziałej amerykańskiej rodzinki. Których awaryjnie nawiedził kosmita Alf. Z planety Melmak, czy jakoś tak się ona zwała.

Podobieństo uderzające wprost. Gdyby Alf z Trevorem zamienili się swoimi ID.

Staję w zakład że żaden gliniarz w Chard nie skapował by że coś nie tak jest.

No chyba że po ubiorze.

Bo Trevor zawsze wygląda jakby spodni rano zapomniał ubrać śpiesząc do pracy.

Ze swoimi uwagami na temat Trevora podzieliłem się ze wspomnianą Laną.

To było ok. Bo ona z pustkowi i nienawykła do kłapania dziobem zbytniego.

Powiedziałem to jednak nieopatrznie innemu aborygenowi o imieniu Scott

Czy jakoś tak. A on skubany. Nie dość że w czerwonej koszulce chodzi na znak ważności w robocie. To jeszcze wszystkich znał. I nową wersję pochodzenia Trevora rozpropagował w okolicznym narodzie.

Okazało się że aborygeni kumają o jaką planetę chodzi. I stwierdzili jednogłośnie że Alf do Trevora pasuje jak ulał.

Oni mieli radochę. A ja przechlapane.

U Trevora znaczy który już powszechnie zwany był Alf

Zawsze to pierwsze kontakty międzyplanetarne są trudne.

Jednak ja z Trevorem to całkiem spoko teraz.

Trevor odkrył niesamowity płyn dzięki mnie. Z mojej planety. Taki z trawą w butelce.

I kilka butelek onej abrozji my już wypili.

W ogródku Lany.

Musiała mieć ubaw. Ale cierpliwa nadwyraz.

Żeby nasze męki skracać nawet odważyła się smaknąć kiedyś.

 

Lana

 

Przyjechała z Kanady. Jakieś dwa miesiące szybciej niż ja. Do tej dziury.

Co ona tam biedna zawiniła u siebie?? Nie wiem.

Ma to zdaje się związek z tym że w nazwie firmy stoi dumny dopisek:

INTERNATIONAL

Ja zastałem następujący stan: Cała męska część załogi jednomyślnie jest zakochana.

Mało tego. Obiekt westchnień aborygenów jest również jasno sprecyzowany.

Lana.

No ja pomimo tego że mi się kolana ugięły. Gdy jej obraz zapodał się do mojej analityczno-estetycznej jednostki logicznej. Nie zakochałem się.

Zwyczajnie. Moja matryca miała ustawione inne parametry wyglądowe. Szczególnie w kolorze włosów.

Przeprogramowanie zajęło kilka sekund. Może z 5 albo 10.

Dopiero po tym czasie się zakochałem.

No ale jak to z kanadyjkami bywa. Asertywna do absurdu. I pomimo że prowadzana wzrokiem przez aborygenów. Oraz paląco nienawistnym wzrokiem aborygenek.

Całkowicie miała to sobie za nic.

Jakikolwiek z nią kontakt ponad sprawy służbowe. Kończył się okropnym zatruciem dla kontaktującego.

Na moje maślane oczy zapodał się kiedyś Trevor.

I rozmawia coś do mnie językiem z planety Melmak. Bo on nie mówi po angielsku jak to jest w zwyczaju miejscowych aborygenów. Tylko po somersecku.

Musiałem się z mojego zamaślenia obudzić. Odpalić całą mizerną zdolność pojmowania jaką posiadam. I z trudem go wyrozumiałem. Co on tam do mnie rozmawia.

Mniej więcej było tak:

Rob, daj se na luz. Ładna jest, nie powiem. Jak odjechała tam z tej Kanady. To większość urody kraju zabrała. Bo to co zostało to surowe piękno lodowców.

Ja ci powiem. To sopel lodu jest. Zimniejszy jak moja stara. No bo niby jaka ma być?

Przecież z Kanady. Ona tam u siebie to zamiast psa na łańcuchu. To trzyma niedźwiedzia. Co by jej pilnował tego lodowca.

Odpuść se. Bo jeszcze zanim trafisz na niedźwiedzia to wilki po drodze gryzą.

Chłopie.

Poza tym kto to słyszał. Żeby normalnie gadać po francusku a mieć za królową tą samą babę co my? No sam powiedz. Nienormalne to jest.

Hmmmm, pomyślałem. Nawet ta czynność mnie nie zabolała jak zwykle ze mną bywa.

Trevor zaproponował dziwny logiczny wywód rodem z Melmak.

Ale trochę racji chyba ma aborygen. Myślę sobie dalej.

Jednakowoż ja trochę Lanę już zdążyłem poznać.

Przebiłem się trochę przez te lody. Dzięki odkryciu że ona jest niezwykle złośliwa.

Złośliwością która mi odpowiada.

Bardzo lubi ponabijać się z innych. Tak jak ja.

No i wspólna platforma językowa. Po której poruszamy się dobrze. I możemy nasze złośliwości głośno wyrażać. Nie bojąc się dekonspiracji.

Bo poza nami nami tym jeszcze dziwniejszym od Melmackiego językiem nikt z aborygenów nie włada.

Gadamy po rosyjsku. Bo to we krwi mamy. Ona z powodu mamy Rosjanki. A ja babci i kolegów z wojska. Wprawdzie ma Lana pewne braki językowe. Bo mama bardzo zadbała o jej dobre wychowanie. I pewne słowa w jej rosyjskim nie istnieją.

Ja jednak postanowiłem na siłę jej nie edukować.

Jest kumata. Sama zaskoczy myslę sobie.

No i się nie myliłem. Jak popatrzę na to z perespektywy czasu. Czy jak to się tak ładnie na to mówi.

Bo ja nie wiem. W szkołę kamieniami raczej naparzałem.

Wprawdzie nie tak celnie jak aborygeni.

Bo jakoś sobie radzę z nimi.

A sama Lana?

No potrzebowała trochę ciepła. Bynajmniej nie celem odmrażania się

 

I tu jest problem. Bo o zegarkach coś ostatnio nie myślę.

Chyba że Infinity dla Lany

?ąle ze mną


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@kokop

 

Świetna lektura. Bardzo fajnie sie czyta. Siedze własnie w knajpce, nudze sie troche czekajac na spotkanie a tu taka prełka. Nie samymi zegarkami człowiek żyje, ale na Boga - pisz dalej :P


_________
Klaudiusz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
post-3565-0-68676800-1330795436.gif

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na litosc swietny styl.

pisz dalej.

napisz ksiazke chetnie przeczytam.

:wink:


Transport lotniczy (in study process).

Zodiac ZO2040 on brancelet. Election Grand Prix Berne 1914 from 1945 on Hirsch Calf. Election Grand Prix - in repair. Marzenie i cel: IWC Mark XVI

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokop,

 

Kolejny talent, którym zaskakujesz :shock:

Koledzy mają rację - pisz dalej.

 

Mirek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
na litosc swietny styl.

pisz dalej.

napisz ksiazke chetnie przeczytam.

:wink:

 

Istny James Joyce :):P:P

 

J.


Jacek Tomczak - Janowski

-=WSzA=-

Warsztat Szyderstwa Artystycznego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jacku,

mi to pasi, bo teraz w tym samym czasie (ale w nowych miejscach pracy) dostanę to co najbardziej mobilizuje, tylko że 3 razy więcej :P Dlatego cieszę się że po 4 latach dostałem taką możliwość

 

Cieszę się razem z Tobą.

Niemniej, czas uderzyś w "smrodek dydaktyczny": na tym padole za darmo to nawet hemoroidów nie dają.

Moja ex-małpożonka też znalazła sobie dużo lepiej płatną pracę - i kwiiiii. Że nie pozwalają skraplać się w pracy skoro świt o 10, koniec z wielogodzinnymi konsyliami koła pań imienia Kreuzfelda i Jakoba na temat "przypali-am woowinę" i że dziecko Fruzi sfajdało się aż mu kołnierzykiem wyszło. Telefon ma dymić, komprostytuter dzwonić a zachwycone klienty demonstrować na parterze. "d*pa kwas", jak mawiał pan K., adiunkt parowozowni.

A takie intelektualne - jak na mnie - refleksje naszły mnie wskutek ostatniej roboty na zlecenie rządu. Tamtejsze "personelcie" płci obojga mogą się uważać za ostatnie osoby naprawdę szczęśliwe: żadnego kapitalichy nad głową, niewymuszony luzik, atmosfera dostojnej blagi dostojnie mieszana przez klimatyzację z wonią Świętej Kawki, dystyngowane garnitury, dziarsko przepychające powietrze wzdłuż korytarzy. Czas pracy de facto nienormowany; jak mawiał inny pan "gdybym pracował w kombinacie, za***przyłbym rurkę. Ale pracuję tu, więc kradnę czas".

Ja mam normowany równoważny, cholera. Nawet nie ma jak kraść.

 

J.


Jacek Tomczak - Janowski

-=WSzA=-

Warsztat Szyderstwa Artystycznego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest bardzo OK

przed trzema godzinami wróciłem z miesięcznego szkolenia w St.Gallen (CH).

Zegarka nie przywiozłem żadnego :P,porajdowałem sobie jednak odrobinę po helweckiej ziemi 8)

Schaffhausen za płotem..wpadłem pare razy podziwiać Rheinfall

...jadło mi nie służyło :oops: ...trunki przeciwnie :wink:

 

Witam wszystkich po miesięcznej przerwie :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to wam wstawię kawałek jeszcze.

To z nowszych wspomnień.

 

Król Artur i drużyna lokatorów władcy ziemi

Boba

 

 

To kolejne warte zapamiętania spojrzenie na przeciekającą dziurę w wyspie jaką jest

Chard

 

A nie tyle na samo Chard. Bo dziurą było, jest i zostanie.

Tylko na losy lokatorów władcy ziemi. Czyli Boba budowniczego.

Wprawdzie osoby lokatorów na przestrzeni szmatu czasu jaki obserwuję.

Znaczy kilka miesięcy. Uległy zmianom. To jednakowoż, klimat miejscowy. I ta dziwna energia jaka promieniują włości Boba.

Powoduje swoistego rodzaju ewolucję.

Żeby nie powiedzieć rewolucję. Bo rewolucja. Jaka by nie była. To zawsze w gówno się obraca. Co wy jako mieszkańcy miłego mi kraju. Ciupinkę znienawidzonego przez moją

Niedorobioną osobowość.

Rozumiecie zapewne doskonale. Bo PRL jeszcze żyje. Nie będę wyliczać objawów jego trwania. Sami pewnie wyszukacie ich zatrzęsienie.

 

Wracając do tematu.

W miejscowej legendzie aborygeńskiej. Kiedyś tam dawno temu. Był sobie wspomniany król Artur.

Co się po tutejszej części padołu. Często z jakimiś rycerzami na okrągło pałętał.

Po co mu było łazić po tutejszych pagórkach? Skoro teraz na nich pasą się owce. To za jego czasów nawet tego pewno nie było.

Nie wnikam.

Ponieważ moja zdolność pojmowania logiki w działaniach aborygeńskich. Jest za mała.

Ale uznajmy awansem że tak było, jest i będzie dalej.

Otóż. Żeby w miejscowym narodzie. Pamięć o Arturze nie umarła.

Władze pobliskiej osady przez aborygenów MIASTEM zwanej.

Niby jak mają wiedzieć jak miasto wygląda? Skoro nigdzie nie lataja ani pływają. Chociaż wody w okolicach dostatek.

Może to i lepiej. Bo jak by w Warszawie byli to by się dopiero pysznili. Jakież to wypasione miasto mają.

Mniejsza z tym.

 

Władze ufundowały przypominacz .

Zwykły kamlot słusznych rozmiarów z wbitym weń Caliburnem. Co to niby ten Artur jak go wydłubał to się królem stał.

To znają wszyscy. Nie tylko miejscowi aborygeni.

Chociaż mnie osobiście cos śmierdzi w tym wszystkim.

Bo w ten kamień powinien być wbity kamienny miecz . Po drodze jeszcze kowadło miał mieć nadziane.

A dopiero potem. Jak Artur w jakiejś zadymie połamał ten kamienny miecz.

To miał nowy. Caliburn właśnie.

Bo przecie Caliburn to był podarek od jakiejś laski z jeziora. Co to niby jego panią była.

Tego jeziora znaczy.

Niume jej było po mojemu. Tej pani. Co tam z nią Artur robił tam nad tym jeziorem?

Legenda nie wspomina. Za to aborygeni często się powołują na krew. Niby Artura. W swoim pochodzeniu.

No jak by nie było to było miło widać.

 

Ja nie będę prostować legend aborygeńskich bo się narażę jeszcze.

Powiedzmy że maja rację z tym kamieniem i Caliburnem.

Z żelaza.

 

Teraz kolej na mnie.

 

Niedziela. Wcześnie okrutnie. Coś koło jedenastej. Śpię sobie smacznie.

I mnie budzi cholerna komórka którą zapomniałem wyłączyć.

Wymacałem tego brzęczącego gada. Coś tam nacisknąłem i przykładam do ucha.

Słucham i nie kumam. Bo jeszcze śpię.

Ale pomału coś tam zatrybiam .

GLINY do mnie dzwonią!!!!!!

OOOO jaaaaaa. Otrzeźwionym natychmiastowo.

I myśl w głowie.

To za to że zostałem na noc u Lany to oni do mnie dzwonią?

A z kąd to wiedzą? KGB czy co? Gdzie oni te kamery pochowali. Bo że na ulicach to wszystkim wiadomo. Nawet najgłupszym aborygenom.

Co innego lokatorzy. Nie bardzo wiedzą co to są kamery.

Chyba że sex kamerki z czata.

 

Słucham jednak. Bo dzwoni pani policjantka. I bardzo miłym głosem rozmawia mi.

Że oni niby maja zapuszkowanych jakichś trzech co to ja niby ich znam.

OOO jaaaaa. Kaplica.

A kim są oni? Pytam się głupawo.

Pani policjanka próbuje wypowiedzieć jakieś nazwiska. Ale ja nie dość że nie kumam o kogo chodzi. Bo nazwiska nic a nic mi nie mówią. To nawet po uwzględnieniu poprawki na wymowę pani policjantki dalej nie łapię.

Ale glinom się nie odmawia. Myślę sobie. Chociaż mnie zabolało wtedy.

Pytam się dalej i zapewnie ponownie głupawo. Że niby co ja mam zrobić?

Pani policjantka wzięła się w garść. Sprecyzowała co ta ja niby mogę zrobić.

Jak mam ochotę ma się rozumieć. Nic na chama.

Czy bym był uprzejmy i zechciał pofatygować się do nich.

Celem pomocy w pogadaniu sobie z tymi trzema. Co to niby ja ich znam.

Bo im nic nie wychodzi. A trzymają ich w lochu od wczoraj.

Tylko jakimiś torturami wydobyli z lokatorów numer do mnie.

Ja tam się właściwie glinom nie dziwię. Bo wiem ile mogą lokatorzy zeżreć w ciągu dnia. A budżet policyjny wszędzie cienkawy .

No dobra. Przyjadę powiadam.

Za co podziękowanie jeszcze telefoniczne otrzymałem.

 

W Lanie poza tym że się obudziła. Obudziła się też babska ciekawość. Uparła się że jedzie ze mną na wszelki wypadek.

No dobra. Jak musi. Niech ma.

Jedziemy do glin w Touton .

 

Wchodzimy.

Podejmuje nas miła pani o imieniu Marion.

Pewno ta od Robin Hood-a. Bo bojowy wyraz twarzy. Acz gdyby nie powaga mundurka.

To by była całkiem zgrabna i ładna Marion.

Posadziła nas w pakamerze. Zapytała czy chce się nam napić kawy.

Odpowiedzieliśmy jednogłośnie; Mhhhymmm.

Spoko, będzie dobrze. Z kajdankami się nie rzuciła.

Za chwilę przyszła druga policjantka z kawą. Dosiadła się jak gdyby nigdy nic do nas. Tak całkiem bez pytania.

Imienia nie poznałem tej drugiej.

Poinformowała że Marion z kumplami zaraz przyprowadzi tych trzech. Co to ja niby ich znam.

Po jakimś czasie. Wchodzi Marion.

Za nią jakiś dres co wyglądał jak by miał ruskie telewizory pod pachami.

Drugi taki mniejszy. Już bez TV.

A trzeci to całkiem taki speniany.

I tego ostatniego jakos tam kumałem co on za jeden jest.

To był jeden z pierwszych lokatorów Boba władcy ziemi.

I to on właśnie on wkopał mnie że ja ich znam.

No dobra. Niech będzie.

O co biega? Pytam się głupawo po raz kolejny. Bo Lana nic nie mówi.

Odjęło jej mowę we wszystkich językach na widok dresa z telewizorami pod pachami.

Marion zaczęła wyjaśniać.

Było ich trzech. W każdym z nich nasza krew. Czyli polska.

Postanowili sprawdzić wczoraj.

Który jest godnym dobyć Caliburna z tego przypominacza o którym wspomniałem.

Męczyli się sporo. Widać Caliburn naszych uznał , albo raczej nie uznał.

Gdyby trafiło na ciapatego to by nie było glinom tak lekko.

Bo już by mieli proces o dyskryminację rasową.

 

No skoro Caliburn ich olał. To nasi postanowili się zemścić.

Zabrali go razem z przypominaczem zamiarem utopienia go w sadzawce parku.

Gdzie normalnie kaczki się kąpią. I o to ja tam bym akurat nie miał pretensji do lokatorów. Bo kaczek nie lubię. Niby takie ładne i kolorowe piórka mają.

To ja nie cierpię jak kłapią dziobami celem żebrania. Okruszków. Na wypasionych przechodniach.

Mniejsza z kaczkami.

Otóż całe to widowisko. Za pośrednictwem wspomnianych kamer. Obserwowała sobie Marion z koleżankami i kolegami.

Na taką zniewagę ich legendy. Nie mogła Marion pozwolić.

Wysłała dwoje swoich najemników celem pojmania lokatorów Boba.

Nasi wprawdzie uzbrojeni w legendarnego Caliburna. Ulegli szybko przewadze najemników Marion.

Nie mówie o przewadze liczebnej. Ale sprzętu ciężkiego i morale.

To cos jak napaść Adolfa na Czechosłowacje była.

 

Jednak Marion widać mięciutkie dziewczęce serduszko miała.

Bo znalazła Salomonowe rozwiązanie. Smrodu robić nie będzie.

Wypuści z lochu lokatorów Boba. Jeżeli oni złożą uroczyste ślubowanie że więcej na coś takiego się nie poważą. I pokryją koszty przewozu przypominacza na dawne miejsce.

Firmie budowlanej.

Bo żołdacy Marion acz krzepcy chłopacy. Nie dali rady nawet dygnąć przypominacza z Caliburnem.

Co niejakim podziwem napełniło serce Marion. Jej zbrojnych. Moje, że o Lanie nie wspomnę bo ona dalej miała odjętą mowę we wszystkich językach.

Sprawę sfinalizowaliśmy szczęśliwie dla wszystkich.

 

Na koniec Marion pyta.

Czy weźmiesz ich do Chard teraz?

Ja na to że tak. Głupawo właściwie tak odpowiedziałem.

Marion pyta dalej.

A czy byś wziął za nich odpowiedzialność?

Wtedy mi odjęło mowę. Ale Lanie wróciło.

Roześmiała się Lana i ze łzami w oczach mówi.

Marion, po tym co widzieliśmy na twoim video. To w żadnym wypadku.

Nie wiadomo co wymyślą po drodze do domu.

Potem roześmiała się Marion. Jej najemnicy, ja.

 

A lokatorzy nie bardzo wiedzieli z czego tak rżymy


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokop z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!

Jeśli zamiarujesz opublikować swoje memuary to będę pierwszym, który ustawi się po nie w kolejce (niewątpliwie taka będzie!) Kilka kupię. Co mi tam. I jeszcze Tobie wyślę po autograf!

Twoje opowieści wprawiają mnie w szampański nastrój, jak załoga Monty Pythona!

Trzymaj się! i pisz, pisz ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kokop,

jak czytam Twoje dzieło, to mi mowę odejmuje we wszystkich językach.

Rewelacja!

Czekam na ciąg dalszy.

 

PS: widać, że ostatnia zmiana "środowiska" bardzo dobrze na Ciebie wpłynęła.

Pozdrawiam!

:lol:


Time is meaningless, and yet it is all that exists.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:lol: Wiesz maro . Bo to jest tak.

Jak się jest wariatem. A dookoła taka normalność i śmiertelana powaga.

To można zwariować normalnie.

A tutaj to jest kraina wariatów normalnych.

Podatki np 10% dziwne nie?

Oj tam parę razy przegiołem pałe i mi skroili BR.

Ale niech tam będzie. Na królową idzie. A ja ją nawet lubię.

Z jej odwiedzin tutaj też będzie odcinek.


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
...Z jej odwiedzin tutaj też będzie odcinek.

:lol:

Już nie mogę się doczekać :)


Time is meaningless, and yet it is all that exists.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest doskonale.

 

W życiu - wspaniała rodzina, dziewczyna, zdrowie.

W pracy - pokaźna podwyżka i awans już po 3 miesiącach pracy.


Ticking away the moments that make up a dull day.

To już ostatni zegarek, więcej nie kupuję. O! Zegarek!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dzis wieczorem lece do Moskwy, a jutro rano z Moskwy do Krasnodaru. Pod gruzinska i czeczenska granice. Sluzbowo oczywiscie. Ciesze sie, bo nigdy w tamtych rejonach nie bylem. Zabieram ze soba Vostok Europe Expedition. Ze wzgledu na druga strefe czasowa. Do zobaczenia w piatek :lol:


Jedyna różnica między mną, a wariatem jest taka, że ja wariatem nie jestem. Salvadore Dali

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vostok Europe Expedition na ekspedycję :) pasuje jak ulał.

Jak będziesz miał okazję, nie zapomnij pstryknąć kilku fotek z "końca świata"

Uważaj na siebie i wracaj cało.

Szczęśliwej podróży!

:)


Time is meaningless, and yet it is all that exists.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I trzymaj się z daleka od małych, szybko poruszających się przedmiotów o średnicy 7,62 mm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
I trzymaj się z daleka od małych, szybko poruszających się przedmiotów o średnicy 7,62 mm

 

Spokojna baśka; on tam jedzie "automatykę" instalować. Rozumiem, że kalibru co najmniej 20mm :)

 

J.


Jacek Tomczak - Janowski

-=WSzA=-

Warsztat Szyderstwa Artystycznego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O ja. I co , korbę już nam zabili czy co?

Nikt nic nie pisze że OK.

No bo u mnie OK. Chyba coś napiszę :roll:


Ciesz się że nie szczekasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.