Nie bylo raczej problemu z zadnym. Oczywiscie na miare ich gabarytow i wagi. Dodge Durango faktycznie nie jest mistrzem zakretow, ale nie po to go zrobiono. Za to Ford Explorer jak na swoje gabaryty jezdzil swietnie, Mustang byl juz bardzo OK, a Chrysler 300c z napedem AWD trzyma sie szosy jak przyklejony. Jezeli piszesz o jazdach torowych, to ja z kolei nie mam doswiadczenia, natomiast wspolczesne auta maja sie nijak do tych sprzed dwoch dekad. Tak samo jak legendarna awaryjnosc, powodowana sprowadzaniem dwadziescia lat temu kompletnych wrakow, o serwisowaniu ktorych prawie zaden mechanik nie mial pojecia, a czesci byly prawie nieosiagalne. Sprzedawalem wiekszosc aut po dwoch latach, czyli po splaceniu leasingu. Piec lat temu kupilem Chryslera i do tej pory nie zdecydowalem sie z nim rozstac. Jest absolutnie bezawaryjny, ale pilnuje wszelkich wymian. Olej mimo ze syntetyczny, nie przejechal nigdy wiecej niz 12 k km. Skrzynia co 36 k km. Przez 176000 przebiegu nie robilem niczego, poza czesciami eksploatacyjnymi. Mam zamiar nim jeszcze ze 2 lata pojezdzic, potem kupic nowy model, ktory strasznie mi sie podoba. Ciezko byloby sie przesiasc z powrotem na jakis silnik 1,6. Moc i V8 uzaleznia troszeczke. Mowie nie o szalenstwach spod swiatel, ale np. o wyprzedzaniu. Te auta warto miec od nowosci, bo skatowane przez drogowego kaskadera-amatora, faktycznie moga sprawiac problem. Dzisiaj robile przeglad, amortyzatory ktore sa od nowosci maja jeszcze ponad 75%. Wiem ze jest tutaj sporo mysli technicznej Mercedesa, ale auto pozostaje jednak amerykanskie-).