Od lat obserwuję, jak świat zegarków coraz bardziej podnieca się “nowościami” Rolexa. Minimalna zmiana indeksu, lekka korekta koperty, odcień zieleni o ton ciemniejszy – i już wszyscy szaleją. Ale prawda jest taka, że Rolex dawno przestał być tool watchem. Firma, która tworzyła zegarki dla nurków, pilotów czy odkrywców, dziś bardziej przypomina jubilerski brand dla klasy menedżerskiej w garniturze. To już nie są narzędzia – to luksusowe symbole statusu.
A teraz spójrzmy na Sinna. Marka, która od początku idzie swoją drogą. W katalogu masz zegarki projektowane pod konkretne grupy zawodowe – strażaków, nurków, pilotów, żołnierzy. Bez kompromisów: technologie typu Ar-Dehumidifying, odporność na ekstremalne temperatury, TEGIMENT dla zwiększonej twardości stali, certyfikacje zgodne z normami. Wszystko po to, żeby zegarek był niezawodnym instrumentem.
I co ważne – ceny Sinnów wciąż są rozsądnie skalkulowane. To zegarki do używania, nie do trzymania w sejfie. Każda rysa, każde obtarcie na kopercie dodaje im charakteru, bo… właśnie do tego są stworzone.