Pozwolę sobie wyrazić zdanie odrębne. Na wstępie zaznaczam, że moja kolekcja dalej w komplecie i nie zamierzam sprzedawać, choć kolejne narodziny nowych członków rodziny nie pozwalają mi jednocześnie jej powiększać Długookresowo, co jest związane z także z upadkiem ruskiego miru, uważam, że popyt na radzieckie zegarki będzie usychać. Poza ciekawymi mechanizmami, które pewnie jakieś wzięcie kolekcjonerskie będą miały nie przewiduję, żeby inwestycyjnie dało się potencjał "rusków" wykorzystać. Powoływanie się na przykład zegarków złotych jest mało trafiony, bo ich cena powiązana jest z notowaniami kruszcu, a właściwie złomu złotego (i pamiętać trzeba o specyficznej próbie .583). To już lepiej iść w monety bulionowe.
Zresztą mam o tyle ciekawą obserwację, że większość mojej kolekcji została zakupiona przeze mnie przed dekadą. A 5 lat temu praktycznie zaprzestałem zakupów. Podsumowując ostatnią dekadę:
- średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej urosło o 100%
- średnia wycena posiadanego przeze mnie zegarka wzrosła o .... 100%
- notowania złota poszły do góry o ...... tak, tak.... 100%
I nie ma co się łudzić, że będzie inaczej.
10 lat temu za Wołnę płaciłem 150, teraz 300.
Nie widzę fundamentalnej zmiany, która mogłaby powodować, że trend się odwróci. Możemy traktować zakupy jako formę ochrony przed inflacją, przechowanie wartości, ale nie inwestycję...
Pomijam już fakt, że młode pokolenie nie nosi zegarków, zbiera emocje, nie przedmioty, a średnia wieku kolekcjonera rośnie...
Zupełnie na marginesie to koszty serwisowania też niebagatelne...