Stuart Turton - pisarz nieoczywisty.
Właśnie skończyłem powieść "Demon i mroczna toń".
I przyszło mi do głowy, że Turton tworzy własny podgatunek powieści kryminalnej.
Jako szkielet służy mu klasyczna struktura kryminału wiktoriańskiego,
do której dorzuca szereg zaskakujących i kompletnie nie identyfikowanych z kryminałem elementów.
Np. bohater budzący się codziennie tego samego dnia, w stylu "Dnia świstaka",
ale za każdym razem w ciele innej postaci,
obserwujący zdarzenia z różnych perspektyw,
który musi złożyć doświadczenia i obserwacje razem, aby zgadnąć kto zabił.
i odkryć dlaczego ten dzień się powtarza.
W obu swoich powieściach pisarz zamyka bohaterów w zamkniętej przestrzeni ( raz jest to posiadłość wiktoriańska na prowincji, a w kolejnej powieści żaglowiec zmierzający do Amsterdamu),
a następnie podrzuca czytelnikowi różne wskazówki i smaczki, zapraszając do zabawy pod hasłem - "czy zgadniesz gdzie cię oszukuję"?
I ja się daję wciągać w tą szaradę. Mózg pracuje nad rozwiązaniem bez przerwy.
Obie powieści są napisane stylem pozwalającym na ich szybkie czytanie.
I w obu przypadkach porwało mnie. Naprawdę chciałem cały czas czytać, pędzić do zakończenia.
Bo Turton potrafi rozbudzić ciekawość.
Książki idealne do czytania na leżaku w czasie urlopu.
Gdyby wpisać jego powieści w ranking, to jednak "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" oceniam wyżej niż "Demona .....".
Ale w obu przypadkach bawiłem się setnie.
Oczywiście to tylko moja subiektywna ocena.
Zaskoczyło mnie, że mój kolega - wielki znawca i miłośnik kryminałów, nie był w stanie przebrnąć przez "Siedem śmierci...".
Może to nie są lektury dla specjalistów od kryminałów?
Najlepiej przekonać się samemu.