Mary Astor to jednak była moim zdaniem pomyłka w obsadzie - kompletnie nie pasowała mi do roli, zwłaszcza w kontekście pełniejszego szkicu postaci w książce. ...oczywiście widziałem tam zawsze Lauren Bacall Czy może być lepsza aktorka do ról femme fatale w kinie noir? Wystarczy zobaczyć ją w roli Vivian Sternwood - i ten głos! Co do Powella i Pressburgera, przyznam, że zawsze ciężko było mi znaleźć nastrój na te filmy -może wszystko jeszcze przede mną. Oglądałem kilka ważniejszych tytułów z których najbardziej pamiętam właśnie Czerwone trzewiki i Czarny narcyz (który zresztą zobaczyłem w konsekwencji zainteresowania Deborah Kerr). Najczęściej też sięgam jednak po Holywoodzkie produkcje, a kiedy mam ochotę na nieco bardziej artystyczne wrażenia to sięgam po stare włoskie kino. Z francuskiego też mam jeszcze sporo do nadrobienia, zwłaszcza że trudno o niektóre tytuły z późniejszego okresu (ok lat 70tych), a można było we francuskim kinie tamtych lat zobaczyć np wspólne kreacje Marcello Mastroianniego i Catherine Deneuve co musiało być interesujące (niestety nie widziałem tego). Swoją drogą przypomniał mi się film z Deneuve - Piękność dnia Bunuela - ciekawy jestem Waszej opinii. Marku, szczerze muszę się przyznać, że chyba jeszcze nie widziałem Małego Cezara (przynajmniej nie mogę sobie przypomnieć). Napewno mam ten film w swoich zbiorach więc nadrobię Przy okazji Małego Cezara kolejny aktor który był wręcz stworzony do roli czarnego charakteru w kinie Noir - Edward G Robinson. Polecam też późniejszy film z Edwardem i Stevem McQueenem - Cincinnati Kid (1965). Czy uwierzycie, że kiedyś nie przepadałem za Stevem McQueenem i odmawiałem mu talentu (nie znając zbyt wielu jego kreacji)? Ten film to zmienił i potem nadrobiłem prawie cały jego dorobek i uwielbiam go niezmiennie do dzisiaj. edit: pomyślałem teraz jeszcze o jednym filmie który bardzo dobrze wspominam - Wielkie żarcie (1973) w reżyserii Marco Ferreriego - film w swoim czasie skandaliczny i gorszący, ale uczta kinowa była rewelacyjna. Zresztą uczta w przypadku tego filmu to właściwe słowo ponieważ główni bohaterowie postanawiają popełnić samobójstwo z przejedzenia. Naprawdę polecam! Może kiedyś wrócimy do kina 'gorszącego' bo właśnie chcę odświeżyć sobie filmy Passoliniego. Wystarczy tytuł "Salo czyli 120 dni Sodomy"