Latami nosiłem Casio DW-5600. Najpierw wersję stalową (C), a potem lżejszą uproszczoną kompozytową (E). To był mój codzienny zegarek do wszystkiego i dawał radę: czytelny ekran, prostota obsługi (potrafiłem na przykład po ciemku włączyć i wyłączyć budzik), rozmiar, wygoda noszenia, to wszystko sprawiało, że zegarki mechaniczne pojawiały na się na ręku od wielkiego dzwonu. Szczególnie kiedy nie trzeba było chodzić do biura. W międzyczasie, chyba w 2018 roku kupiłem GW-5000, jeszcze w wersji z "iluminatorem". Zegarek pięknie wykonany, wygodny (szczególnie pasek), ale nie kupił sobie zbyt wiele czasu na ręku przez niespójny ekran (dużo użytych czcionek) i skomplikowaną obsługę. Poszedł do ludzi. DW-5600E też sprzedałem, bo myślałem że zastąpi go GA-2100. GA-2100 jest zegarkiem fajnym, niskim, mieści się nawet bez problemu pod kurtkę motocyklową. Ale - poza wskazówkami i w wersji z negatywnym wyświetlaczem - zupełnie nieczytelnym dla moich pięćdziesięcioletnich programistycznych oczu. Zacząłem więc znów przychylniejszym okiem spoglądać w stronę GW-5000, tym razem w podrasowanej wersji U. Kiedy jednak pojawiła się reedycja DW-5000R - wiedziałem, że muszę go mieć!
Dzięki uprzejmości sklepu zegart.pl, a szczególnie propozycji bardzo dobrej ceny (dla użytkowników forum zawsze znajdzie się jakaś jeszcze lepsza oferta) właśnie dziś trafił do mnie. No i to jest właśnie to, za czym tęskniłem od czasu DW-5600C
Mały, wygodny, i - co bardzo dla mnie ważne - nie opada na jedną stronę nadgarstka. Myślę, że to dzięki paskowi, który nie jest może tak miły w dotyku i miękki jak w GW-5000, ale za to dobrze trzyma zegarek.. Wykonanie super. Widziałem w sieci porównania z DW-5600RL i według porównujących nie ma co przepłacać za za wersję ze stalową kopertą. No cóż - przepłaciłem i czuję się z tym chole... Znaczy, bardzo dobrze