Logo jak logo, akurat w Mako czy Kamasu tak bardzo w oczy się nie rzuca.
Widziałem u kumpla styrane Mako I pomarańczowe, które już się nie błyszczało po bokach i na bezelu jak psu klejnoty, i to był niesamowity klimat. Trzeba tylko odpowiednio długo nosić, żeby zegarek nabrał charakteru i stał się rzeczywistym tool watchem
Mam też Kamasu II, czy tam Ray III, ale to już nie ten klimat. Mimo szafirowego szkła i zaktualizowanego werku. To już bardziej fajny zegarek biurowy.
Wracając do Seiko - duże X na tarczy bardziej mi przeszkadza niż "orientalne" lwy. I przeszkadza mi niestabilność chodu, bo lubie przewidywalne zegarki. Również albo cena (SARB033), albo "legendarność" (SKX) powoduje, że szkoda mi ich obijać w codziennym użytkowaniu.
O wytrzymałość raczej się nie martwię: tata ujeżdżał zwykłą "piątkę" od 2012 roku, nie zważając na nic: rąbanie drzewa, prace polowe, pływanie, moczenie, tłuczenie o ściany (oczywiście przypadkowe) czy tam inne ryby. Zegarek przestał się nakręcać po czterech latach, ale lokalny serwis z czasów PRL (naprawiali mi mojego Poljota w latach 80-tych) załatwił wszystko szybko i sprawnie i zegarek działa do dziś.
Tatę za to wkurzył i wrzucił go do szuflady. Od tej pory męczy w ten sam sposób Orienta "trzy-gwiazdki" tudzież "Cristal". Nigdy się nie zatrzymał i nigdy nie zaparował.
Te orientowskie 46934 naprawdę były kozackie.