Aż się wzruszyłem, bikiniarze wiecznie żywi!!! Tylko czy ktoś jeszcze pamięta, kto to byli bikiniarze... Taki cytat objaśniający zjawisko: ..."Patrząc na bikiniarza z góry, powinniśmy zobaczyć “plerezę”, czyli charakterystyczną fryzurę, której stworzenie wymagało nielichej wprawy. “Fale na głowie” mogły być zarówno powodem do chluby jak i symbolem poniżenia, gdy nie udało się uciec przed milicją czy ZMP i zostało się doprowadzonym za kark do fryzjera. Czasami “plerezę” przykrywano płaskim kapeluszem z szerokim rondem, zwanym “naleśnikiem”. Dalej na bikiniarzu wisi “manior”, czyli marynarka z samodziału. Im bardziej krzykliwa i kolorowa, tym lepiej. Rozcinana z tyłu i charakterystycznie podnoszona na poduszkach wszytych w ramiona, z czego znana też była jako “marynara na kilowatach”. Do tego naturalnie wspomniany wcześniej krawat “z girlsami” i wąskie, za krótkie spodnie. Długość dolnej części stroju była specjalnie niedopasowana, by odkrywać kolejny charakterystyczny element stroju bikiniarza – kolorowe skarpetki “sing-sing”. Ten detal był także znakiem rozpoznawczym jednego z najbardziej znanych przedstawicieli bikiniarskiej kontrkultury – Leopolda Tyrmanda. Mamy fryzurę, marynarę, spodnie, skarpetki, no więc następne są buty. Dość toporne, zamszowe półbuty “na słoninie”, czyli grubej podeszwie z gumy lub korka."... [źródło: http://www.gazetagaz...rokow-w-sloncu/ ] I jeszcze przykład różnic w krojach spodni pasożyta społecznego (bikinarza) i przedstawiciela jędrnej, zdrowej tkanki społecznej:-) Tutaj też wyraźnie widzimy kolorowe skarpetki u bikiniarza. A jak u Ciebie z plerezą, Krzysztofie?