Bardzo dobry film. Wciąż spadam, nie jest aż tak źle...
Sięgnąłem po kolejne nieoczywiste osiągnięcie amerykańskiego kina lat 70. - "Looking for Mr. Goodbar". Do dziś to jest skrajnie odbierany film. Za kamerą ceniony weteran Richard Brooks, a momentami ma się wrażenie, jakby reżyserem był będący wówczas w swojej najlepszej formie Paul Schrader. To drapieżny film, który powoduje uczucie żalu i bezsilności, gdy widzi się, jak naprawdę fajna dziewczyna, choć z bolesną przeszłością i brakiem zrozumienia u najbliższych, zatapia się w hedonistycznej degrengoladzie epoki disco. Diane Keaton jest znakomita - po latach 70. rzadko już wykorzystywano jej talent, a tu naprawdę gra w sposób totalny. Jest też William Atherton z "Dnia szarańczy", który uwielbiam, oraz świetna jak zawsze Tuesday Weld. Przez ekran przemyka Brian Dennehy, a Richard Bright jest wzięty jakby wprost z castingu do "Cruising" Wreszcie też, film był przełomem dla Richarda Gere i Toma Berengera. Zdjęcia i montaż są sugestywne - dziś na pewno byłoby ostrzeżenie dla widzów z epilepsją. Warto znać.