Słyszałem o Diunie od połowy lat 80, ale kupiłem cały sześcioksiąg w początku lat 90 (chodząc do liceum, po drodze było kilka księgarń). Same książki były w śmiesznych cenach, z efektownymi, kolorowymi okładkami - wydania Amber. Ech wspomnienia... Przyznam jednak, że dla piętnastolatka to była ciężka lektura. Samą "Diunę" czytałem kilkukrotnie od momentu zakupu natomiast resztę dałem radę przeczytać do "Dzieci Diuny" i potem leżały na półce. Dopiero niedawno "łyknąłem całość", jakieś pięć lat temu, chyba musiałem do tego dojrzeć.
W filmie na pewno urzekła mnie scenografia i estetyka - bezczelnie powiem, że ogólnie tak właśnie wyobrażałem sobie ten świat. Wg mnie poprzednie filmy były bardzo słabe pod tym względem. W najnowszym obrazie brak jest natomiast głębi książki (ale to już od dawna wiadomo, sam Villeneuve mówił o okrojeniu wielu wątków) , niektóre zagadnienia są słabo zasygnalizowane (mentaci), nie ma Ix, Tleilaxan, nawigatorów Gildii, współzależności pomiędzy w/w elementami układanki. Sprawy religijne tylko leciutko zasugerowane (Missionaria Protectiva). W każdym razie w piątek i tak wyszedłem z kina zadowolony i w 100% zgadzam się z Tomaszem Raczkiem - film to połowa kunsztu literackiego oryginału, ale i tak 7/10. 😍