Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Rekomendowane odpowiedzi

Gdzie tu ta ewolucja. Rozpisałeś się Pan jak polityk w odpowiedzi na pyyanie czy jest za czy przeciw :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ewolucja będzie. To chwilę trwa.  :D


W dniu 22.12.2014 o 11:43, Cezar. napisał:

... mądrzy zrozumieją, a reszcie nie wytłumaczysz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Był kiedyś taki wątek, w którym można było ględzić. Nazywał się "Nie jest OK". Tam ewolucja poszła w kierunku gównoburzy i w końcu się zmarło tamtemu wątkowi.

 

Edytowane przez Mirosuaw

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czar PRL-u nadal trwa...


To jest moje zdanie i ja je całkowicie popieram.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

IV

 

19. dzielnica Wiednia była spokojna i pełna zielonych miejsc do spacerów z psem. W miastach, w których mieszkam, chętnie wybieram lokalizacje odległe od centrum. Na ogół mam więc daleko do sklepów z zegarkami, antykami i książkami. Lubię takie miejsca ale niestety grzęznę w nich na długie godziny. Kiedyś wszedłem do dużej księgarni na Manhattanie i ani się obejrzałem, kiedy minęło pół dnia. Mieszkanie na przedmieściach w dużym stopniu chroni mnie przed takimi atrakcjami. Kiedy gdzieś wyjeżdżam, zawsze na mojej drodze wyrasta jakiś antykwariat, zegarkowy sklep albo księgarnia, która próbuje mną zawładnąć.


Konsekwencją podróżowania w interesach a nie tylko dla przyjemności było wiele spotkań z osobami noszącymi dobre zegarki i możliwość oglądania na żywo różnych ciekawych egzemplarzy. Początkowo nie zdawałem sobie sprawy, że obserwowanie zegarków „na ludziach”, zamiast w oknach wystaw czy w butikach/salonach, buduje skojarzenia wpływające na moje poszukiwania i wybory. Bardzo doceniam umiejętność dobrania zegarka do stroju i okoliczności. Niejednokrotnie plastikowy Swatch czy Casio, dobrany do ubioru i sytuacji, robi lepsze wrażenie niż cenny i rzadki egzemplarz noszony bez wyczucia stylu, czasu i miejsca. To trochę jak dom, który może być albo świetnie dopasowany do charakteru dzielnicy czy krajobrazu, albo kompletnie niedostosowany do otoczenia. Okolica w której teraz mieszkam ma charakter bardziej wiejski niż miejski, w pobliżu jest kilka rezerwatów przyrody, stadnin koni, a nawet parę ostatnich małych gospodarstw gdzie ludzie jeszcze pracują na roli. Tymczasem nowo budowane domy i ich najbliższe otoczenie najczęściej wyglądają tak, jakby chciały za wszelką cenę udowodnić że stoją w mieście, co nie tylko wygląda dziwnie ale jest zadaniem z góry niewykonalnym. 


Przypomniał mi się pewien dyrektor zarządzający finansami dużej korporacji. Usiedliśmy kiedyś obok siebie w autobusie na lotnisku, w drodze z odległego terminalu. Gość odsunął mankiet, pod którym wybrzuszała się limitowana wersja Omegi Planet Ocean, i powiedział: "Taki zegarek sobie sprawiłem na czterdzieste urodziny. Fajny, co? Oryginał, nie żadna podróba."
Mniejsza o to, że zegarek nie pasował do sylwetki właściciela ani do ciemnego garnituru, nie mieścił się nawet pod rozpiętym mankietem koszuli. Najgorsze wrażenie zrobiło na mnie to, że kolega uznał za potrzebne i właściwie poinformować mnie, że jego Omega to nie imitacja. 


Innym razem spędziłem dzień w sali konferencyjnej z ludźmi wśród których był pewien Szwed z Navitimerem na ręce. Szwed był wysoki i chudy, duży Breitling wyglądał jak talerzyk przywiązany do nadgarstka, ale dzięki białej tarczy zegraka, białej koszuli i prawie białym włosom właściciela tworzyło to pewną harmonijną całość. Breitling Navitimer to zegarek zdecydowanie nie dla mnie, podobnie jak Planet Ocean, ale pierwszy skojarzył mi się z luzackim stylem a drugi z czymś dla nowobogackich, chociaż w innych okolicznościach mógłbym odnieść wrażenia zupełnie odwrotne. Zegarkowymi konwenansami raczej się nie przejmuję, ale jednak razi mnie dobry i drogi zegarek u kogoś kto nie zachowuje podstawowych form, np. mówi i pisze z rażącymi błędami. Niestety niektóre znane marki mają pod tym względem fatalną reputację, bo upodobali w nich sobie amerykańscy raperzy i ogólnie tacy ludzie, którzy szybko zrobili duże pieniądze. Sprawa podobna jak z reputacją właścicieli BMW. Dobre samochody ale cóż, nie każdemu odpowiada image łysego pirata drogowego, choćby był to wizerunek zupełnie niezasłużony. 


Z okresu wiedeńskiego pozostał mi m.in. wahadłowy Gustav Becker, który kupiłem od prywatnego właściciela i przywiozłem samochodem a potem odrestaurowałem, oraz mała naręczna Stowa, wylicytowana na eBay za trzy i pół euro. Nikt inny nie chciał tego zegarka, bo był w opłakanym stanie. Zdjęcia też nie były najlepsze, ale ze względu na oryginalną prostokątną kopertę i ucha, wskazujące na lata ’30-’40 ubiegłego wieku, zdecydowałem się zalicytować i kupiłem tę Stowę za taką śmieszną sumę. Zegarek przyszedł pocztą, byle jak zabezpieczony, ale niewiele mogło mu już zaszkodzić. Tarcza była tak zniszczona, że nie było widać indeksów, ale mechanizm wyglądał jeszcze przyzwoicie i wykazywał oznaki życia. Odnowienie tarczy i koperty musiało trochę potrwać, do tego oczywiście serwis mechanizmu, ale efekt okazał się bardzo dobry. Do tego stopnia, że zegarek spodobał się mojej żonie i od tamtej pory funkcjonuje jako damski. 
 


- ireo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świetnie się to czyta. I jest ciekawe. Fajnie, że Ci się chce. Dzięki. I proszę o więcej. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi Ireneuszu, jakimś cudem temat umknął mojej uwadze. Dziś na forum głównym pojawił się znajomy awatar z podobizną Herculesa Poirot(a precyzyjniej - ekranizacji, w której główną rolę grał David Suchet).  Z czystej ciekawości kliknąłem, żeby go odkryć...

Nie byłbym sobą, gdybym ograniczył się do dwóch czy czterech zdań, więc pozwól, że trochę rozwinę myśl. Tak jak wspomniał Rafał @rafi, jest ciekawie. A im dalej w las, tym bardziej przypominaja mi się słowa Jana Himilsbacha:
"Picie wódki to jest wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości".

Z codzienności życia forumowego wyłania się tu coś wyjątkowego, historia, która pobudza wyobraźnię znacznie bardziej niż zwykła relacja zegarkowa. To nie jest typowy temat. To materiał na podwieszenie w pasku informacyjnym*, bo warto go wyróżnić.

To opowieść o przemijaniu i epoce, której wielu nie zna, część pamięta jak przez mgłę, jeszcze inni wyjątkowo dobrze, ze względu na dramatyczne wspomnienia.
Każdy z rozdziałów Twojej historii jest napisany z ogromnym wyczuciem. Wplecenie własnych wspomnień nadaje jej ton, który wykracza daleko poza suchą relację kolekcjonera. To kawał żywej historii, w której zegarki są tłem dla opowieści o ludziach, miejscach i emocjach.

I jeszcze słowo o Twojej skromnej wzmiance o Pertynie. Porównanie z jego ględzeniem jest zupełnie niesprawiedliwe. Pana Macieja potrafię oglądać(odtwarzać) głównie w prędkości x2 - bo trwa walka z ciężarem powiek. 

Każdy z nas inaczej przeżywa swoje pasje, ale Twoja zegarkowa droga naprawdę wyróżnia się klimatem. Dziękuję, że się nią z nami dzielisz.

W "Ewolucji" dostrzegam jeszcze jeden plus. Nie będą mi już zarzucać, że udzielam się tylko w dziale motoryzacyjnym. A tak się już zdarzało - teraz mam solidny kolejny punkt zaczepienia. ;) 
Czapki z głów za styl - to prawdziwa "Opowieść o czasie" - narzucająca na myśl pamiętniki wielu autorów.

Pozdrawiam ! 

EDIT: * Zgłosiłem ten temat do wyróżnienia na stronie głównej - na jednym z pasków informacyjnych.

 

Edytowane przez Autor1984

"Człowiek tyle jest wart, ile warte są sprawy, którymi się zajmuje." Marek Aureliusz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyta się Twoje przemyślenia i doświadczenia zegarkowe z dużą przyjemnością. Malejąca ilość lajków wskazuje, że nie każdy z Kolegów lubi dłuższe teksty, ale nie zniechęcaj się i pisz dalej, bo są i tacy którzy wytrzymują "kilka kartek" więcej. ;) 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ireo Bardzo fajne historie. Dziękuję. 
 

Może pokazałbyś jak wygląda ta Stowa po reanimacji, bom się zaciekawił?

 

Serdeczne pozdrowienia.


"Błogosławiony ten, co nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego faktu w słowa" - Julian Tuwim. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

V


Przedwczoraj znów widziałem kelnera z Submarinerem na ręku. Chyba przegapiłem moment w którym ten model stał się ulubionym zegarkiem kelnerów, przynajmniej w restauracjach „trochę lepszej” kategorii. Oczywiście nie tylko ich, „sub” ma przecież ogromny „elektorat pozytywny” i jest jednym z najpopularniejszych zegarków na świecie. A wczoraj na jakimś popularnym portalu internetowym, uprawiającym masowe „disco polo dziennikarstwa”, przeczytałem niezgrabnie zredagowany artykulik o zegarku aktualnego Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, że „jego cena zwala z nóg”. Chodziło o Błonie za niecałe dwa tysiące złotych. Wszystko jest względne.


Wartość rzeczy zależy od punkt odniesienia i własnego systemu wartości osoby oceniającej daną rzecz. Wracając na chwilę do świata kulinariów, jeśli ktoś nie wychował się w kulturze dobrego jedzenia, gdzie ceni się wysokiej jakości składniki i wyrobiony smak, to nie będzie miał pojęcia co właściwie jest dobre. Zanim się tego nauczy (o ile kiedykolwiek mu się uda), będzie musiał polegać na zdaniu innych, celebrytów, recenzentów, znajomych, „influencerów”, dziennikarzy, „ambasadorów marki”, prawdziwych ekspertów, ale też równie prawdziwych szarlatanów i przypadkowych ludzi bez pojęcia. Problem w tym, że jeśli sam nie będzie miał wystarczających podstaw, żeby wiedzieć co myśli i dlaczego właśnie tak a nie inaczej, to zapewne nie będzie w stanie odróżnić eksperta od ignoranta. Tu wkraczają media i specjaliści od marketingu, którzy usłużnie i sprawnie potrafią wykreować beznadziejnego ignoranta na cenionego eksperta. Kto ogląda telewizję, zna wiele przykładów.


To takie miłe, myśleć i głosić że „nie ma reguł”, „noszę co mi się podoba” i „nikt mi nie będzie mówił co mam myśleć, robić i jak się zachowywać”. W świątyni egoizmu sąsiednie miejsce kultu zajmuje popularne „jestem jaki jestem”, czyli nie muszę nic ze sobą robić ani nad sobą pracować, niczego się uczyć, o nic zabiegać, masz mnie bezwarunkowo akceptować a najlepiej podziwiać, a jak nie to spadaj. Aha, i jeszcze musisz zgadzać się ze mną we wszystkim. W porządku, to spadam. Właściwie nie miałbym skąd spaść, bo nawet nie podszedłem. Odpowiednio wcześnie ostrzegł mnie język, którym mówisz i piszesz, wyraz twarzy którym potraktowałeś żebraka na ulicy, głośne zachowanie obliczone na przyciągnięcie uwagi i grono znajomych, wśród których się obracasz. A gdybym jeszcze miał jakieś wątpliwości, rozwieją je szczegóły, takie jak ubiór i zegarek. 


Historia ubioru i innych znamion statusu materialnego, sygnałów których ludzie używają do wyrażania i komunikowania swoich osiągnięć, marzeń, wierzeń, poglądów, stanu umysłu, zawodu, zainteresowań i środowiska z którego pochodzą, trwa od tysięcy lat. W starożytności i w wiekach średnich sposób prezentowania się na zewnątrz był przeważnie ściśle ustalony przez normy społeczne i tradycję, traktowaną bardzo poważnie. Do tego stopnia, że w wielu kulturach wyłamanie się z konwencji i posługiwanie się atrybutami i zachowaniem kogoś innego, np. innego stanu lub innej płci, bywało surowo karane. 


W Europie jeszcze na początku XX w. jeden rzut oka pozwalał bezbłędnie rozpoznać w nieznajomej osobie mieszczanina, rolnika, urzędnika, gospodynię, szlachcica, prostytutkę, woźnego, kupca, oficera, nauczycielkę, itd. Bardzo ważny był mundur i związana z nim pozycja społeczna, o czym świadczy historia „kapitana z Köpenick”. Był to bezrobotny hochsztapler Friedrich Wilhelm Voigt, z zawodu szewc, który kupił w sklepie ze starzyzną mundur kapitana pruskiej armii. Następnie wziął pod swoją komendę przypadkowo napotkany oddział żołnierzy i sterroryzował miasteczko Köpenick koło Berlina, aresztując burmistrza i zagarniając miejską kasę. Tajemnicze zniknięcie gotówki i czeków z sejfu w magistracie udało się wyjaśnić dopiero dziesięć dni później. Podobno cesarz Wilhelm II o mało nie umarł ze śmiechu, usłyszawszy tę historię. Osobiście wstawił się za oszustem, który dzięki cesarskiej protekcji został skazany na „stosunkowo łagodną” karę czterech lat więzienia.


Minęło 60 lat i nad dążeniem do identyfikowania się ze zbiorowością zaczął przeważać indywidualizm. W latach ’60 XX w. ubiór wraz z akcesoriami stopniowo stawał się coraz bardziej narzędziem „wyrażania siebie”. Mimo to jeszcze w 1966 r. niejaki Jimi Hendrix został zatrzymany przez policję w Londynie, ponieważ miał na sobie oryginalną brytyjską kurtkę mundurową z końca XIX w., w charakterystycznym czerwonym kolorze. Policjantom bardzo nie podobał się ten strój w zestawieniu z jego czarnoskórym posiadaczem. Jeden z nich stwierdził, że Hendrix nie ma prawa nosić „munduru, w którym ludzie walczyli i umierali” za Imperium Brytyjskie. „Jak to, w mundurze Korpusu Weterynaryjnego?”, zapytał Hendrix. W końcu udało mu się uniknąć aresztowania, bo na szczęście miał przy sobie amerykański paszport. Nie wiadomo czy miał wtedy zegarek, czy może tylko jedną z wielu ozdobnych bransolet.


W XXI w. sprawy potoczyły się innym torem. W 2020 r. szacowna amerykańska instytucja Smithsonian (konkretnie jej oddział w Waszyngtonie, The National Museum of African American History and Culture, dziewiętnaste muzeum należące do Smithsonian Institution) opublikowała analizę, w której takie zachowania jak punktualność i podejmowanie osobistej odpowiedzialności zostały zaliczone do cech „białej supremacji”. Według ekspertów Smithsonian, do charakterystyki zachowań i wartości rasy białej należą także „cenienie ciężkiej pracy wyżej niż zabawę” oraz „obiektywne, racjonalne myślenie”. Zastanawiałem się, co w takim razie mogłoby odegrać rolę przeciwieństwa „białej supremacji”, i zupełnie gdzie indziej natrafiłem na publikację etnograficzną o odmiennym rozumieniu pojęcia czasu w Afryce. W afrykańskim sposobnie myślenia przyszłość po prostu nie istnieje, kategoria czasu obejmuje jedynie przeszłość bliższą i dalszą. 


Czas zbudowany jest z wydarzeń, których się już doświadczyło, albo wiadomo że doświadczyli ich inni. W przyszłości nie nastąpiły jeszcze żadne wydarzenia, więc przyszłości zwyczajnie nie ma. Nikt nie przeżył niczego z przyszłości, nie ma tam zdarzeń do których można by się odwołać. Przyszłość jest tak kompletnie abstrakcyjna, że w wielu rodzimych językach afrykańskich nie istnieją słowa na jej określenie (chętnie zapytałbym jakiegoś biegłego lingwisty czy tak jest rzeczywiście; sprawa może być skomplikowana, bo ponad 80% rodzimych języków afrykańskich nie ma formy pisemnej). Czas nie jest tam traktowany jak dobro, które można oszczędzać albo tracić, jak to ma miejsce w „cywilizacji białego człowieka”. Życie Afrykanina to czekanie aż czas „się wydarzy” albo wręcz „robienie/produkowanie czasu”. W konsekwencji rodzime języki Ghany i Nigerii nie mają słów oznaczających naprawianie czegoś, konserwację albo serwis. Planowanie i działanie na rzecz utrzymywania rzeczy w dobrym stanie dla ich prawidłowego działania w przyszłości nie jest potrzebne ani w ogóle znane. 


Kto przebrnął przez powyższe dygresje, może teraz zastanowić się nad miejscem zajmowanym w tym wszystkim przez zegarek naręczny. Platforma YouTube pełna jest filmików o „wyrażaniu siebie” za pomocą zegarka, tematów w rodzaju „co twój zegarek mówi o tobie?”, „jak nosić zegarek?”, itp. Zegarek podobnie jak dawniej pełni rolę wizerunkową, jest sygnałem komunikującym otoczeniu kim jest jego posiadacz, albo za kogo chciałby się uważać. Chociaż się z tego śmieję, to sam nie jestem na to zjawisko obojętny. Zakładam Cartiera i od razu czuję się jakoś bardziej posh. Zakładam G-Shocka i czuję się niezniszczalny. 


Jednocześnie zegarki zaliczają klasyczny prole drift wraz całą pozostałą cywilizacją materialną i obyczajową. Śmieci na ulicach, graffiti na ścianach, tatuaże na twarzach. Ubrania i fryzury celowo wyglądające tak, jakby ich posiadaczy przed chwilą ciągnięto za samochodem po asfalcie. Niechlujny język, przekleństwa używane zamiast normalnych wyrazów, słowne potworki i błędy mnożące się wszędzie jak komórki nowotworowe. W Polsce plenią się nieudolne anglicyzmy („progres” zamiast postępu, „forwardować” zamiast przesyłać; są nawet tacy, którzy problemy „adresują” zamiast rozwiązywać) albo rusycyzmy („na dzień dzisiejszy”, „za***isty”, „w Ukrainie”). 


Coraz więcej ludzi z niewiadomych powodów uważa, że mówienie „smacznego” przed posiłkiem albo „na zdrowie” kiedy ktoś kichnie, to przejawy dobrego wychowania. Celebrytki nie umieją elegancko chodzić ani siedzieć. To i tak staje się mniej ważne w chwili, kiedy przystępują do wygłaszania swoich poglądów, dziwnie podobnych do poglądów innych celebrytek i celebrytów. Cały czas "na fali" jest atakowanie księży i kościoła, bo to nie grozi żadnymi konsekwencjami (w przeciwieństwie do atakowania np. islamu albo judaizmu) a podnosi oglądalność i "klikalność". Rzecznik prasowy rządu nie jest w stanie odmienić przez przypadki rzeczownika „dom”. Zagubione i wykorzenione „wykształciuchy”, zapatrzone w umiejętnie zaszczepione im idee, usiłują naśladować nadmuchane autorytety z telewizji. W mediach trwa nieustająca naparzanka na trzeciorzędne tematy, podczas gdy sprawy największej wagi leżą nieruszone. Od kiedy dwór i pałac zostały trwale usunięte z krajobrazu kulturowego, trwa triumfalny pochód czworaków. Wszystko staje się coraz bardziej tandetne, pomimo coraz wyższych cen, za które nabywa się rzeczy pospiesznie zaprojektowane, wykonane byle jak i w coraz gorszym guście. 


Czy to ewolucja, czy raczej degeneracja? Na pewno wielka zmiana. Nowoczesny design, odzwierciedlający i jednocześnie formujący dominujące gusty, obnaża prawdę że chociaż jesteśmy coraz bardziej zaawansowani technologicznie, to również coraz bardziej nudni, pozbawieni wyobraźni i chęci samodzielnego myślenia. Rzeczy z naszego otoczenia mówią nam, że nie wierzymy już w estetykę, która przestała się liczyć, ani w ideę takiego społeczeństwa, które zasługiwałoby na zwyczajne, banalne, codzienne piękno.

 


- ireo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 25.10.2025 o 16:54, ireo napisał(-a):

V


Przedwczoraj znów widziałem kelnera z Submarinerem na ręku. Chyba przegapiłem moment w którym ten model stał się ulubionym zegarkiem kelnerów, przynajmniej w restauracjach „trochę lepszej” kategorii. Oczywiście nie tylko ich, „sub” ma przecież ogromny „elektorat pozytywny” i jest jednym z najpopularniejszych zegarków na świecie. A wczoraj na jakimś popularnym portalu internetowym, uprawiającym masowe „disco polo dziennikarstwa”, przeczytałem niezgrabnie zredagowany artykulik o zegarku aktualnego Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, że „jego cena zwala z nóg”. Chodziło o Błonie za niecałe dwa tysiące złotych. Wszystko jest względne.


Wartość rzeczy zależy od punkt odniesienia i własnego systemu wartości osoby oceniającej daną rzecz. Wracając na chwilę do świata kulinariów, jeśli ktoś nie wychował się w kulturze dobrego jedzenia, gdzie ceni się wysokiej jakości składniki i wyrobiony smak, to nie będzie miał pojęcia co właściwie jest dobre. Zanim się tego nauczy (o ile kiedykolwiek mu się uda), będzie musiał polegać na zdaniu innych, celebrytów, recenzentów, znajomych, „influencerów”, dziennikarzy, „ambasadorów marki”, prawdziwych ekspertów, ale też równie prawdziwych szarlatanów i przypadkowych ludzi bez pojęcia. Problem w tym, że jeśli sam nie będzie miał wystarczających podstaw, żeby wiedzieć co myśli i dlaczego właśnie tak a nie inaczej, to zapewne nie będzie w stanie odróżnić eksperta od ignoranta. Tu wkraczają media i specjaliści od marketingu, którzy usłużnie i sprawnie potrafią wykreować beznadziejnego ignoranta na cenionego eksperta. Kto ogląda telewizję, zna wiele przykładów.


To takie miłe, myśleć i głosić że „nie ma reguł”, „noszę co mi się podoba” i „nikt mi nie będzie mówił co mam myśleć, robić i jak się zachowywać”. W świątyni egoizmu sąsiednie miejsce kultu zajmuje popularne „jestem jaki jestem”, czyli nie muszę nic ze sobą robić ani nad sobą pracować, niczego się uczyć, o nic zabiegać, masz mnie bezwarunkowo akceptować a najlepiej podziwiać, a jak nie to spadaj. Aha, i jeszcze musisz zgadzać się ze mną we wszystkim. W porządku, to spadam. Właściwie nie miałbym skąd spaść, bo nawet nie podszedłem. Odpowiednio wcześnie ostrzegł mnie język, którym mówisz i piszesz, wyraz twarzy którym potraktowałeś żebraka na ulicy, głośne zachowanie obliczone na przyciągnięcie uwagi i grono znajomych, wśród których się obracasz. A gdybym jeszcze miał jakieś wątpliwości, rozwieją je szczegóły, takie jak ubiór i zegarek. 


Historia ubioru i innych znamion statusu materialnego, sygnałów których ludzie używają do wyrażania i komunikowania swoich osiągnięć, marzeń, wierzeń, poglądów, stanu umysłu, zawodu, zainteresowań i środowiska z którego pochodzą, trwa od tysięcy lat. W starożytności i w wiekach średnich sposób prezentowania się na zewnątrz był przeważnie ściśle ustalony przez normy społeczne i tradycję, traktowaną bardzo poważnie. Do tego stopnia, że w wielu kulturach wyłamanie się z konwencji i posługiwanie się atrybutami i zachowaniem kogoś innego, np. innego stanu lub innej płci, bywało surowo karane. 


W Europie jeszcze na początku XX w. jeden rzut oka pozwalał bezbłędnie rozpoznać w nieznajomej osobie mieszczanina, rolnika, urzędnika, gospodynię, szlachcica, prostytutkę, woźnego, kupca, oficera, nauczycielkę, itd. Bardzo ważny był mundur i związana z nim pozycja społeczna, o czym świadczy historia „kapitana z Köpenick”. Był to bezrobotny hochsztapler Friedrich Wilhelm Voigt, z zawodu szewc, który kupił w sklepie ze starzyzną mundur kapitana pruskiej armii. Następnie wziął pod swoją komendę przypadkowo napotkany oddział żołnierzy i sterroryzował miasteczko Köpenick koło Berlina, aresztując burmistrza i zagarniając miejską kasę. Tajemnicze zniknięcie gotówki i czeków z sejfu w magistracie udało się wyjaśnić dopiero dziesięć dni później. Podobno cesarz Wilhelm II o mało nie umarł ze śmiechu, usłyszawszy tę historię. Osobiście wstawił się za oszustem, który dzięki cesarskiej protekcji został skazany na „stosunkowo łagodną” karę czterech lat więzienia.


Minęło 60 lat i nad dążeniem do identyfikowania się ze zbiorowością zaczął przeważać indywidualizm. W latach ’60 XX w. ubiór wraz z akcesoriami stopniowo stawał się coraz bardziej narzędziem „wyrażania siebie”. Mimo to jeszcze w 1966 r. niejaki Jimi Hendrix został zatrzymany przez policję w Londynie, ponieważ miał na sobie oryginalną brytyjską kurtkę mundurową z końca XIX w., w charakterystycznym czerwonym kolorze. Policjantom bardzo nie podobał się ten strój w zestawieniu z jego czarnoskórym posiadaczem. Jeden z nich stwierdził, że Hendrix nie ma prawa nosić „munduru, w którym ludzie walczyli i umierali” za Imperium Brytyjskie. „Jak to, w mundurze Korpusu Weterynaryjnego?”, zapytał Hendrix. W końcu udało mu się uniknąć aresztowania, bo na szczęście miał przy sobie amerykański paszport. Nie wiadomo czy miał wtedy zegarek, czy może tylko jedną z wielu ozdobnych bransolet.


W XXI w. sprawy potoczyły się innym torem. W 2020 r. szacowna amerykańska instytucja Smithsonian (konkretnie jej oddział w Waszyngtonie, The National Museum of African American History and Culture, dziewiętnaste muzeum należące do Smithsonian Institution) opublikowała analizę, w której takie zachowania jak punktualność i podejmowanie osobistej odpowiedzialności zostały zaliczone do cech „białej supremacji”. Według ekspertów Smithsonian, do charakterystyki zachowań i wartości rasy białej należą także „cenienie ciężkiej pracy wyżej niż zabawę” oraz „obiektywne, racjonalne myślenie”. Zastanawiałem się, co w takim razie mogłoby odegrać rolę przeciwieństwa „białej supremacji”, i zupełnie gdzie indziej natrafiłem na publikację etnograficzną o odmiennym rozumieniu pojęcia czasu w Afryce. W afrykańskim sposobnie myślenia przyszłość po prostu nie istnieje, kategoria czasu obejmuje jedynie przeszłość bliższą i dalszą. 


Czas zbudowany jest z wydarzeń, których się już doświadczyło, albo wiadomo że doświadczyli ich inni. W przyszłości nie nastąpiły jeszcze żadne wydarzenia, więc przyszłości zwyczajnie nie ma. Nikt nie przeżył niczego z przyszłości, nie ma tam zdarzeń do których można by się odwołać. Przyszłość jest tak kompletnie abstrakcyjna, że w wielu rodzimych językach afrykańskich nie istnieją słowa na jej określenie (chętnie zapytałbym jakiegoś biegłego lingwisty czy tak jest rzeczywiście; sprawa może być skomplikowana, bo ponad 80% rodzimych języków afrykańskich nie ma formy pisemnej). Czas nie jest tam traktowany jak dobro, które można oszczędzać albo tracić, jak to ma miejsce w „cywilizacji białego człowieka”. Życie Afrykanina to czekanie aż czas „się wydarzy” albo wręcz „robienie/produkowanie czasu”. W konsekwencji rodzime języki Ghany i Nigerii nie mają słów oznaczających naprawianie czegoś, konserwację albo serwis. Planowanie i działanie na rzecz utrzymywania rzeczy w dobrym stanie dla ich prawidłowego działania w przyszłości nie jest potrzebne ani w ogóle znane. 


Kto przebrnął przez powyższe dygresje, może teraz zastanowić się nad miejscem zajmowanym w tym wszystkim przez zegarek naręczny. Platforma YouTube pełna jest filmików o „wyrażaniu siebie” za pomocą zegarka, tematów w rodzaju „co twój zegarek mówi o tobie?”, „jak nosić zegarek?”, itp. Zegarek podobnie jak dawniej pełni rolę wizerunkową, jest sygnałem komunikującym otoczeniu kim jest jego posiadacz, albo za kogo chciałby się uważać. Chociaż się z tego śmieję, to sam nie jestem na to zjawisko obojętny. Zakładam Cartiera i od razu czuję się jakoś bardziej posh. Zakładam G-Shocka i czuję się niezniszczalny. 


Jednocześnie zegarki zaliczają klasyczny prole drift wraz całą pozostałą cywilizacją materialną i obyczajową. Śmieci na ulicach, graffiti na ścianach, tatuaże na twarzach. Ubrania i fryzury celowo wyglądające tak, jakby ich posiadaczy przed chwilą ciągnięto za samochodem po asfalcie. Niechlujny język, przekleństwa używane zamiast normalnych wyrazów, słowne potworki i błędy mnożące się wszędzie jak komórki nowotworowe. W Polsce plenią się nieudolne anglicyzmy („progres” zamiast postępu, „forwardować” zamiast przesyłać; są nawet tacy, którzy problemy „adresują” zamiast rozwiązywać) albo rusycyzmy („na dzień dzisiejszy”, „za***isty”, „w Ukrainie”). 


Coraz więcej ludzi z niewiadomych powodów uważa, że mówienie „smacznego” przed posiłkiem albo „na zdrowie” kiedy ktoś kichnie, to przejawy dobrego wychowania. Celebrytki nie umieją elegancko chodzić ani siedzieć. To i tak staje się mniej ważne w chwili, kiedy przystępują do wygłaszania swoich poglądów, dziwnie podobnych do poglądów innych celebrytek i celebrytów. Cały czas "na fali" jest atakowanie księży i kościoła, bo to nie grozi żadnymi konsekwencjami (w przeciwieństwie do atakowania np. islamu albo judaizmu) a podnosi oglądalność i "klikalność". Rzecznik prasowy rządu nie jest w stanie odmienić przez przypadki rzeczownika „dom”. Zagubione i wykorzenione „wykształciuchy”, zapatrzone w umiejętnie zaszczepione im idee, usiłują naśladować nadmuchane autorytety z telewizji. W mediach trwa nieustająca naparzanka na trzeciorzędne tematy, podczas gdy sprawy największej wagi leżą nieruszone. Od kiedy dwór i pałac zostały trwale usunięte z krajobrazu kulturowego, trwa triumfalny pochód czworaków. Wszystko staje się coraz bardziej tandetne, pomimo coraz wyższych cen, za które nabywa się rzeczy pospiesznie zaprojektowane, wykonane byle jak i w coraz gorszym guście. 


Czy to ewolucja, czy raczej degeneracja? Na pewno wielka zmiana. Nowoczesny design, odzwierciedlający i jednocześnie formujący dominujące gusty, obnaża prawdę że chociaż jesteśmy coraz bardziej zaawansowani technologicznie, to również coraz bardziej nudni, pozbawieni wyobraźni i chęci samodzielnego myślenia. Rzeczy z naszego otoczenia mówią nam, że nie wierzymy już w estetykę, która przestała się liczyć, ani w ideę takiego społeczeństwa, które zasługiwałoby na zwyczajne, banalne, codzienne piękno.

 

Twój tekst dotyka spraw znacznie głębszych niż estetyka czy obyczaj. W istocie mówisz o rozpadzie pewnego metafizycznego ładu, którego widzialnym znakiem był niegdyś zegarek jakoi symbol wiary w porządek, przyczynowość i celowość ludzkiego działania.

W kulturze Zachodu czas był zawsze kategorią teologiczną: linią prowadzącą od stworzenia ku zbawieniu. Ta świadomość nadała sens pojęciom odpowiedzialności, konsekwencji i postępu. Każda minuta miała znaczenie, bo była cząstką historii rozumianej jako dzieje sensu. Z tego ducha zrodziły się nie tylko nauka i technika, ale i cała etyka pracy - przekonanie, że człowiek współtworzy ład, którego sam nie ustanowił, lecz któremu podlega.

Gdy spojrzymy na inne modele kulturowe, widzimy zupełnie odmienną ontologię czasu: nie linearną, lecz cykliczną, zbudowaną z powtarzalnych zdarzeń, w której przyszłość nie ma jeszcze realnego istnienia. To spojrzenie ukazuje, jak mocno zachodnie pojęcie czasu jest związane z wiarą w transcendencję. Tam, gdzie jej brak, zanika także poczucie miary, obowiązku i dążenia do doskonałości, bo wszystko rozgrywa się tu i teraz, bez odniesienia do celu.

Współczesność znalazła się między tymi światami. Z jednej strony odrzuciliśmy teleologię chrześcijańską, z drugiej - nie potrafimy żyć w czystej immanencji. Dlatego tak kurczowo trzymamy się materialnych resztek dawnego ładu: języka, stylu, formy, a nawet przedmiotów. Zegarek w tym kontekście nie jest więc ozdobą ani narzędziem - jest pamiątką po cywilizacji, która jeszcze wierzyła, że czas ma sens.

Ha, ha, ha! Obawiam się, że ten temat nie tyle zniknie, co raczej powinien na stałe stać się ilustracją pewnego zjawiska, dobrze znanego większości użytkowników KMZiZ. To narracja naszych czasów minionych, obecnych i tych, które dopiero nadchodzą.

W przeciwieństwie do wielu współczesnych ideologii my, ludzie wychowani w duchu chrześcijańskim, nie mamy zwyczaju obrażać się o wszystko. Jezus z Nazaretu mówił o nadstawianiu drugiego policzka- ja, przyznam, nie zawsze to potrafię. Trochę bliżej mi do Anthony’ego Hopkinsa, który powiedział kiedyś, że przez lata traktował ludzi dobrze, a dziś traktuje ich z wzajemnością. To w moim przeknonaniu mądre i uczciwe podejście.

Czytając Twój esej, Irku, mam wrażenie, że ludzi myślących samodzielnie jest w kraju więcej, niż się wydaje. Ludzi, których zdrowy rozsądek nie został zniszczony przez nachalną propagandę i kult bylejakości. W czasach, gdy głupota zyskała status cnoty, Twoje słowa przypominają, że myślenie wciąż ma sens, że warto tworzyć dla tych, którzy jeszcze słuchają, rozumieją i czują. Reszta? Niech sobie trwa w swoim świecie. 

W ten sposób, w tej dyskusji, esej staje się nie tylko diagnozą współczesnej kultury, ale też punktem odniesienia dla tych, którzy wciąż potrafią odnaleźć w formie, w słowie i w działaniu sens własnej egzystencji.

I jeszcze jedno - zapoczątkowałeś coś niespotykanego na forum, coś, co można kontynuować w wielu zapisach różnych form rozumowania, czyli każdego z użytkowników; coś, co pozwala na luźną korespondencję, a w rzeczywistości prowadzi do wywodu filozoficzno-społecznego.

Edytowane przez Autor1984

"Człowiek tyle jest wart, ile warte są sprawy, którymi się zajmuje." Marek Aureliusz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 25.10.2025 o 16:54, ireo napisał(-a):

V


Przedwczoraj znów widziałem kelnera z Submarinerem na ręku. Chyba przegapiłem moment w którym ten model stał się ulubionym zegarkiem kelnerów, przynajmniej w restauracjach „trochę lepszej” kategorii. Oczywiście nie tylko ich, „sub” ma przecież ogromny „elektorat pozytywny” i jest jednym z najpopularniejszych zegarków na świecie. A wczoraj na jakimś popularnym portalu internetowym, uprawiającym masowe „disco polo dziennikarstwa”, przeczytałem niezgrabnie zredagowany artykulik o zegarku aktualnego Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, że „jego cena zwala z nóg”. Chodziło o Błonie za niecałe dwa tysiące złotych. Wszystko jest względne.


Wartość rzeczy zależy od punkt odniesienia i własnego systemu wartości osoby oceniającej daną rzecz. Wracając na chwilę do świata kulinariów, jeśli ktoś nie wychował się w kulturze dobrego jedzenia, gdzie ceni się wysokiej jakości składniki i wyrobiony smak, to nie będzie miał pojęcia co właściwie jest dobre. Zanim się tego nauczy (o ile kiedykolwiek mu się uda), będzie musiał polegać na zdaniu innych, celebrytów, recenzentów, znajomych, „influencerów”, dziennikarzy, „ambasadorów marki”, prawdziwych ekspertów, ale też równie prawdziwych szarlatanów i przypadkowych ludzi bez pojęcia. Problem w tym, że jeśli sam nie będzie miał wystarczających podstaw, żeby wiedzieć co myśli i dlaczego właśnie tak a nie inaczej, to zapewne nie będzie w stanie odróżnić eksperta od ignoranta. Tu wkraczają media i specjaliści od marketingu, którzy usłużnie i sprawnie potrafią wykreować beznadziejnego ignoranta na cenionego eksperta. Kto ogląda telewizję, zna wiele przykładów.


To takie miłe, myśleć i głosić że „nie ma reguł”, „noszę co mi się podoba” i „nikt mi nie będzie mówił co mam myśleć, robić i jak się zachowywać”. W świątyni egoizmu sąsiednie miejsce kultu zajmuje popularne „jestem jaki jestem”, czyli nie muszę nic ze sobą robić ani nad sobą pracować, niczego się uczyć, o nic zabiegać, masz mnie bezwarunkowo akceptować a najlepiej podziwiać, a jak nie to spadaj. Aha, i jeszcze musisz zgadzać się ze mną we wszystkim. W porządku, to spadam. Właściwie nie miałbym skąd spaść, bo nawet nie podszedłem. Odpowiednio wcześnie ostrzegł mnie język, którym mówisz i piszesz, wyraz twarzy którym potraktowałeś żebraka na ulicy, głośne zachowanie obliczone na przyciągnięcie uwagi i grono znajomych, wśród których się obracasz. A gdybym jeszcze miał jakieś wątpliwości, rozwieją je szczegóły, takie jak ubiór i zegarek. 


Historia ubioru i innych znamion statusu materialnego, sygnałów których ludzie używają do wyrażania i komunikowania swoich osiągnięć, marzeń, wierzeń, poglądów, stanu umysłu, zawodu, zainteresowań i środowiska z którego pochodzą, trwa od tysięcy lat. W starożytności i w wiekach średnich sposób prezentowania się na zewnątrz był przeważnie ściśle ustalony przez normy społeczne i tradycję, traktowaną bardzo poważnie. Do tego stopnia, że w wielu kulturach wyłamanie się z konwencji i posługiwanie się atrybutami i zachowaniem kogoś innego, np. innego stanu lub innej płci, bywało surowo karane. 


W Europie jeszcze na początku XX w. jeden rzut oka pozwalał bezbłędnie rozpoznać w nieznajomej osobie mieszczanina, rolnika, urzędnika, gospodynię, szlachcica, prostytutkę, woźnego, kupca, oficera, nauczycielkę, itd. Bardzo ważny był mundur i związana z nim pozycja społeczna, o czym świadczy historia „kapitana z Köpenick”. Był to bezrobotny hochsztapler Friedrich Wilhelm Voigt, z zawodu szewc, który kupił w sklepie ze starzyzną mundur kapitana pruskiej armii. Następnie wziął pod swoją komendę przypadkowo napotkany oddział żołnierzy i sterroryzował miasteczko Köpenick koło Berlina, aresztując burmistrza i zagarniając miejską kasę. Tajemnicze zniknięcie gotówki i czeków z sejfu w magistracie udało się wyjaśnić dopiero dziesięć dni później. Podobno cesarz Wilhelm II o mało nie umarł ze śmiechu, usłyszawszy tę historię. Osobiście wstawił się za oszustem, który dzięki cesarskiej protekcji został skazany na „stosunkowo łagodną” karę czterech lat więzienia.


Minęło 60 lat i nad dążeniem do identyfikowania się ze zbiorowością zaczął przeważać indywidualizm. W latach ’60 XX w. ubiór wraz z akcesoriami stopniowo stawał się coraz bardziej narzędziem „wyrażania siebie”. Mimo to jeszcze w 1966 r. niejaki Jimi Hendrix został zatrzymany przez policję w Londynie, ponieważ miał na sobie oryginalną brytyjską kurtkę mundurową z końca XIX w., w charakterystycznym czerwonym kolorze. Policjantom bardzo nie podobał się ten strój w zestawieniu z jego czarnoskórym posiadaczem. Jeden z nich stwierdził, że Hendrix nie ma prawa nosić „munduru, w którym ludzie walczyli i umierali” za Imperium Brytyjskie. „Jak to, w mundurze Korpusu Weterynaryjnego?”, zapytał Hendrix. W końcu udało mu się uniknąć aresztowania, bo na szczęście miał przy sobie amerykański paszport. Nie wiadomo czy miał wtedy zegarek, czy może tylko jedną z wielu ozdobnych bransolet.


W XXI w. sprawy potoczyły się innym torem. W 2020 r. szacowna amerykańska instytucja Smithsonian (konkretnie jej oddział w Waszyngtonie, The National Museum of African American History and Culture, dziewiętnaste muzeum należące do Smithsonian Institution) opublikowała analizę, w której takie zachowania jak punktualność i podejmowanie osobistej odpowiedzialności zostały zaliczone do cech „białej supremacji”. Według ekspertów Smithsonian, do charakterystyki zachowań i wartości rasy białej należą także „cenienie ciężkiej pracy wyżej niż zabawę” oraz „obiektywne, racjonalne myślenie”. Zastanawiałem się, co w takim razie mogłoby odegrać rolę przeciwieństwa „białej supremacji”, i zupełnie gdzie indziej natrafiłem na publikację etnograficzną o odmiennym rozumieniu pojęcia czasu w Afryce. W afrykańskim sposobnie myślenia przyszłość po prostu nie istnieje, kategoria czasu obejmuje jedynie przeszłość bliższą i dalszą. 


Czas zbudowany jest z wydarzeń, których się już doświadczyło, albo wiadomo że doświadczyli ich inni. W przyszłości nie nastąpiły jeszcze żadne wydarzenia, więc przyszłości zwyczajnie nie ma. Nikt nie przeżył niczego z przyszłości, nie ma tam zdarzeń do których można by się odwołać. Przyszłość jest tak kompletnie abstrakcyjna, że w wielu rodzimych językach afrykańskich nie istnieją słowa na jej określenie (chętnie zapytałbym jakiegoś biegłego lingwisty czy tak jest rzeczywiście; sprawa może być skomplikowana, bo ponad 80% rodzimych języków afrykańskich nie ma formy pisemnej). Czas nie jest tam traktowany jak dobro, które można oszczędzać albo tracić, jak to ma miejsce w „cywilizacji białego człowieka”. Życie Afrykanina to czekanie aż czas „się wydarzy” albo wręcz „robienie/produkowanie czasu”. W konsekwencji rodzime języki Ghany i Nigerii nie mają słów oznaczających naprawianie czegoś, konserwację albo serwis. Planowanie i działanie na rzecz utrzymywania rzeczy w dobrym stanie dla ich prawidłowego działania w przyszłości nie jest potrzebne ani w ogóle znane. 


Kto przebrnął przez powyższe dygresje, może teraz zastanowić się nad miejscem zajmowanym w tym wszystkim przez zegarek naręczny. Platforma YouTube pełna jest filmików o „wyrażaniu siebie” za pomocą zegarka, tematów w rodzaju „co twój zegarek mówi o tobie?”, „jak nosić zegarek?”, itp. Zegarek podobnie jak dawniej pełni rolę wizerunkową, jest sygnałem komunikującym otoczeniu kim jest jego posiadacz, albo za kogo chciałby się uważać. Chociaż się z tego śmieję, to sam nie jestem na to zjawisko obojętny. Zakładam Cartiera i od razu czuję się jakoś bardziej posh. Zakładam G-Shocka i czuję się niezniszczalny. 


Jednocześnie zegarki zaliczają klasyczny prole drift wraz całą pozostałą cywilizacją materialną i obyczajową. Śmieci na ulicach, graffiti na ścianach, tatuaże na twarzach. Ubrania i fryzury celowo wyglądające tak, jakby ich posiadaczy przed chwilą ciągnięto za samochodem po asfalcie. Niechlujny język, przekleństwa używane zamiast normalnych wyrazów, słowne potworki i błędy mnożące się wszędzie jak komórki nowotworowe. W Polsce plenią się nieudolne anglicyzmy („progres” zamiast postępu, „forwardować” zamiast przesyłać; są nawet tacy, którzy problemy „adresują” zamiast rozwiązywać) albo rusycyzmy („na dzień dzisiejszy”, „za***isty”, „w Ukrainie”). 


Coraz więcej ludzi z niewiadomych powodów uważa, że mówienie „smacznego” przed posiłkiem albo „na zdrowie” kiedy ktoś kichnie, to przejawy dobrego wychowania. Celebrytki nie umieją elegancko chodzić ani siedzieć. To i tak staje się mniej ważne w chwili, kiedy przystępują do wygłaszania swoich poglądów, dziwnie podobnych do poglądów innych celebrytek i celebrytów. Cały czas "na fali" jest atakowanie księży i kościoła, bo to nie grozi żadnymi konsekwencjami (w przeciwieństwie do atakowania np. islamu albo judaizmu) a podnosi oglądalność i "klikalność". Rzecznik prasowy rządu nie jest w stanie odmienić przez przypadki rzeczownika „dom”. Zagubione i wykorzenione „wykształciuchy”, zapatrzone w umiejętnie zaszczepione im idee, usiłują naśladować nadmuchane autorytety z telewizji. W mediach trwa nieustająca naparzanka na trzeciorzędne tematy, podczas gdy sprawy największej wagi leżą nieruszone. Od kiedy dwór i pałac zostały trwale usunięte z krajobrazu kulturowego, trwa triumfalny pochód czworaków. Wszystko staje się coraz bardziej tandetne, pomimo coraz wyższych cen, za które nabywa się rzeczy pospiesznie zaprojektowane, wykonane byle jak i w coraz gorszym guście. 


Czy to ewolucja, czy raczej degeneracja? Na pewno wielka zmiana. Nowoczesny design, odzwierciedlający i jednocześnie formujący dominujące gusty, obnaża prawdę że chociaż jesteśmy coraz bardziej zaawansowani technologicznie, to również coraz bardziej nudni, pozbawieni wyobraźni i chęci samodzielnego myślenia. Rzeczy z naszego otoczenia mówią nam, że nie wierzymy już w estetykę, która przestała się liczyć, ani w ideę takiego społeczeństwa, które zasługiwałoby na zwyczajne, banalne, codzienne piękno.

 

Powtarzanie wyrażonej wcześniej opinii, że mądry przekaz i forma doskonała, pewnie jest niekonieczne, ale nie potrafię się powstrzymać. 

Obserwacja zachodzących zmian kulturowych i społecznych, zwykle prowadzi do niezbyt optymistycznych wniosków. Oczywiście taką ocenę wydają zwykle ludzie z pewnym doświadczeniem życiowym, które przychodzi z czasem. Z biegiem lat kształtujemy w sobie oceny stosunków międzyludzkich, zachowań i tworzymy swój indywidualny porządek, który zmiany naruszają. Trudno wtedy o obiektywizm, wszak skazani jesteśmy, chcemy, czy nie chcemy, na subiektywne spojrzenie. To ostatnie "zmusza" nas do przekonania o własnej "najmądrzejszej ocenie" i "błędach tych innych". Skupienie na własnej "perfekcyjności" ma zapewne źródła sięgające głęboko w istotę przetrwania gatunku. Przekonanie o osobistej "lepszości" motywuje nas do przetrwania i przekazania genów następnemu pokoleniu. Krótko mówiąc - walka o przetrwanie. 

To, co do tej pory napisałem, sprawia wrażenie jakoby byłbym w kontrze do Twojego przekazu, ale tak nie jest. Zwyczajnie, zauważając negatywne w naszym mniemaniu zmiany, trzeba zawsze mieć świadomość, że sytuacja zastana i przez nas zaakceptowana nie musi być doskonałością, choć byśmy nie wiem jak mocno byli o tym przekonani. 

Od czasów starożytnych starsi widzieli w młodych zło i zagrożenie, a wizja przyszłości z tego względu musiała przerażać. Tu zachodził błąd wynikający z faktu, że zawsze człowiek młody nie ma doświadczenia, a obserwujący go starsi oceniają go z perspektywy swoich długoletnich przemyśleń i przeżyć. Odpowiednia skala porównawcza miałaby jedynie sens, gdyby porównać "mądrość" np. 20-latka z 2025 roku z 20-latkiem z 1975 roku, a nie ze wcieleniem tego drugiego pięćdziesiąt lat później. Stosując porównania w równym wieku i doświadczeniu życiowym, można by dopiero znaleźć podstawę do oceny, czy świat zmierza w dobrym, czy złym kierunku. Oczywiście łatwo jest przyjąć takie założenia, ale w praktyce bardzo trudno byłoby znaleźć właściwe kryteria do porównań. 

Zmiany w historii ludzkości, to rzecz nieunikniona, a nawet pożądana. Bez zmian nie byłoby postępu. Gdy spojrzymy na historię, to pomimo okresów zastoju, a nawet regresji, widać postęp ludzkiej cywilizacji. Z mojego osobistego punktu widzenia, jednym z ważniejszych elementów stabilizacji i gwarantem rozwoju, są stereotypy (doświadczenia pokoleń). Nieprzypadkowo walką z nimi zajmowały się systemy "postępowe", dodatkowo parując je z "przesądami". Systemy totalitarne chcą dominacji nad jednostką i pełnej kontroli. Łatwiej to osiągnąć, gdy jednostka jest "oczyszczona" z doświadczeń przeszłych pokoleń. Gdy jednostka nie ma "obciążeń" zaszłości, do funkcjonowania w zbiorowości potrzebuje bieżących wskazówek, a gdzie może znaleźć je łatwiej, niż w mass mediach? By była przewidywalna i sterowalna, musi być wysterylizowana z poglądów, które stoją w sprzeczności z interesami zarządzających. Doskonałym narzędziem będzie tu cenzura wprowadzana pod szczytnymi hasłami. Niestety pojawiło się bardzo niebezpieczne narzędzie — A. I. 

Łamanie reguł i konwenansów było lansowane jako droga do wolności i niezależności, ale jest to fałsz w najczystszej postaci, gdyż tworzy chaos, dla którego zwalczenia "proponuje się" nam powszechną kontrolę. Porządek społeczny może tworzyć się aktywnie z zachowaniem osobistej wolności, ukształtowanej na podstawie moralności albo poprzez systemowe zniewolenie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że tak jak gospodarka planowa nie sprawdziła się w gospodarce socjalistycznej, tak i "planowe uporządkowanie" społeczeństw okaże się niewydolne i szybko się zawali. Tylko to A. I. ... 

Zegarki są jednym z elementów zaznaczania swojej pozycji w strukturze społecznej, tak jak i posiadany samochód, ogólnie mówiąc status ekonomiczny. Funkcjonując w grupie, trzeba to przyjąć do wiadomości, choćby nie wiem jak mocno, nas to bulwersowało. Jest to reguła, która działa pozytywnie na stabilność społeczeństwa. Ma się rozumieć, silne jednostki mogą się od niej wyłamywać. Ale nie każdy jest od razu Keeanu Reeves'em i o tym też warto pamiętać. ;) 

Noszenie Casio Duro też nie zrównuje nas z jednym z jego najsłynniejszych posiadaczy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

  • Podobna zawartość

    • Przez trzydziesci9
      Orient Tristar FAB00009L9
      Sprzedam zegarek Orient Tristar FAB00009L9, znanego japońskiego producenta, który łączy w sobie bardzo przystępną cenę, wspaniały wygląd oraz porządną jakość wykonania.
      To jeden z najładniejszych zegareczków Orienta jakie widziałem przez lata - oczywiście jest to subiektywna opinia. To co przedstawiam na zdjęciach zdecydowanie nie oddaje jego walorów estetycznych. Możliwe, że nie mam daru fotografowania zegarków. Polecam przejrzeć zdjęcia w Internecie, one jakoś ładniej wyglądają niż moje. 🙂
       
      Trochę z żalem, ale sprzedaję, ponieważ jestem zmęczony brakiem funkcji zatrzymywania sekundnika. Dla mnie jest to ważny aspekt, ale dla kogoś innego może nie mieć to takiego znaczenia.
       
      Zdecydowanie polecam jako pierwszy mechaniczny zegarek. Według mnie znacznie lepszy wybór, niż konkurencyjne modele Seiko w podobnej cenie.
      Zegarek nie posiada już oryginalnego opakowania, ani papierów. Wszystko wyrzuciłem, bo wydawało mi się, że zostanie ze mną na stałe, ale z powodu który podałem wyżej, zdecydowałem się na sprzedaż. 
      W zestawie, który oferuję zostawiam dodatkowe ogniwa. Wolę trzymać je wolno, niż na siłę przytwierdzać do bransolety, co mogłoby doprowadzić do porysowania i obniżenia wartości zegarka.
      W razie chęci obejrzenia / kupna zapraszam na PW.
       
      Stan: 8/10

      Specyfikacja:
      Wodoszczelność: 30 metrów,
      Mechanizm: mechaniczny, japoński (nie znalazłem informacji jaki dokładnie)
      Szerokość koperty: 37.00 mm
      Grubość koperty: 11 mm
      Szkiełko: mineralne (podobno odporne na zadrapania), płaskie
      Typ paska: bransoleta (stal nierdzewna)
      Szerokość Paska: 19.00 mm

      Zawartość pudełka:
      Brak, do zegarka dodaję oryginalne ogniwa, które odczepiłem.

      Sposób sprzedaży:
      Istnieje możliwość odbioru u mnie w Krakowie lub odbiór paczki w Paczkomacie.

      Cena: 319 PLN
       
      Fotki: 







    • Przez Z_bych
      Zegarek męski Orient Bambino automatyczny FAC00009N0 używany gwarancja
      Cena 799 zł + koszt wysyłki
      Stan ostrożnie 8/10
       
      Cała linia Orientów, nazwana przez użytkowników "Bambino" to zegarki z automatycznym naciągiem sprężyny, charakteryzujące się lekko eleganckim wyglądem, ale nie tracące nic z zegarka uniwersalnego, pasującego praktycznie do każdego stroju i każdych okoliczności z wyjątkiem może wycieczek w góry czy pływania.
      Japońska marka Orient jest znana od wielu już lat jako producent ciekawych i przede wszystkim niezawodnych zegarków. Podobnie jest z Bambino FAC0000N0. Ten model utrzymany jest w lekko wintydżowym stylu, z tarczą w kolorze ecru, rzymskimi indeksami, niebieskimi wskazówkami i wypukłym szkłem mineralnym.
      Zegarek jest używany, ale nosi tylko niewielkie, normalne tego ślady. Mechanicznie zegarek jest w doskonałym stanie, na równym, adnym chodzie.
      Specyfikacja:
      Marka : Orient Model : FAC00009N0 Rodzaj : Męski Mechanizm : Automatyczny, Rezerwa chodu: 40h, Orient F6724, Liczba kamieni: 22 Materiał koperty : Stal szlachetna 316L Szerokość koperty : 40.00mm Grubość koperty : 12.00mm Kolor tarczy : Beżowy Szkiełko : Mineralne Typ paska : Pasek skórzany Kolor paska : Brązowy Wodoszczelność : 3 ATM = 3 Bar = 30M  
       










    • Przez ladek22
      Cześć, robiłem porządki i mam na wydanie sporo przedmiotów z epoki PRL i nowszych. Oddam za darmo! Chciałbym się pozbyć tego wszystkiego. Zbierasz starocie, podoba Ci się coś, albo potrzebujesz czegoś co jest w katalogu przedmiotów, napisz do mnie wiadomość prywatną.
       
      Pod linkiem znajdziesz katalog przedmiotów  https://chomikuj.pl/p.ladek22/PRL
      lub możesz kupić poprzez Allegro  https://allegrolokalnie.pl/uzytkownik/Client%3A24569305
       
      Sugeruję zrobić sortowanie według nazwy, bo inaczej wszystkie przedmioty będą pomieszane i poplątane.
       
      Wyślę do Ciebie dany przedmiot Pocztą Polską albo paczkomatem na Twój koszt.
       
      Większe przedmioty jak pralka czy wirówka raczej byłby odbiór osobisty, Wielkopolska powiat słupecki.
       
       
       
       
        

       
       
       
       
       
    • Przez Kordal
      Cześć, kilka lat temu dostałem taki o to zegarek. Dopiero teraz jednak zainteresowałem się noszeniem zegarka i odpakowałem dawny podarunek. Niestety ciężko mi znaleźć konkretne informacje na jego temat. Na pasku napisane POLJOT a w internecie Sturmanskie Gagarin. Wiem, że jest związany z pierwszym kosmonautą na orbicie oraz, że ma numer seryjny 356/999. Może ktoś będzie wiedział coś więcej na temat tego zegarka. Jestem bardzo ciekawy jaka historia się za nim kryje. Z góry dziękuję za pomoc.





    • Przez Z_bych
      Orient King Diver – 42 mm. Automatyczny męski zegarek - kompresor. RARYTAS
      Cena 1400 zł + koszt wybranej wysyłki Stan 7/10   Piękny, klasyczny diver we współczesnym rozmiarze 42 mm, z podwójnym okienkiem daty i wewnętrznym, obracanym w dwie strony, drugą koronką. Dodatkowo pusher na godzinie „2” do szybkiej zmiany dnia miesiąca. Super klasyk, raczej dla osób, które wiedzą, czym jest ten model Orienta, ale zegarek jest bardzo ładny, wyjątkowo wygodny, więc będzie cieszył każdego fana zegarków. Można się przyglądać i przyglądać detalom, podziwiać jakość wykonania, funkcjonalność ale i elegancję. Zegarek jest w bardzo dobrym stanie wizualnym, szkło jest czyste, stalowa koperta ma tylko nieznaczne ślady używania. Mechanicznie zegarek jest w nienagannym stanie – wszystkie funkcje działają prawidłowo, mechanizm jest na równym, ładnym, punktualnym chodzie. Zegarek jest po pełnym serwisie, z roczną gwarancją. Dane techniczne: Mechanizm: automatyczny, 21 kamieni, cal. 1942, shock-protection Koperta: stalowa, 42 mm bez koronki Dekiel stalowy, zakręcany, pełny, grawerowany Koronki stalowe, logowane Wskazania: godziny, minuty, sekundy, data – dzień miesiąca i tygodnia Lumowane wskazówki i nakładane indeksy Obrotowy bezel wewnętrzny Uszy: 22 mm Nowy, solidny, gumowy (nie siliconowy) pasek z tabelą dekompresyjną, drugi, oryginalny kauczukowy pasek Orienta w komplecie.  
       












×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.