Rozumiem Twój punkt widzenia, ale między czarnym a białym jest jeszcze wiele szarości. Jest taka fajna książka Sobiesława Zasady "Szybkość bezpieczna", która porusza ten temat. Ograniczenia w mieście i przez miejscowości mają chronić pieszych i tu nie ma z czym dyskutować. Przy 70 km/h i uderzeniu w pieszego zostanie wyrwany z butów. Poza miastem problem polega na tym, że przepisy są dla wszystkich, ale ludzie są różni i jeżdżą różnymi autami. Ten sam zakręt z ograniczeniem do 50 km/h auto pokroju Fiesty czy Focusa ze sprawnym zawieszeniem i oponami ze średniej półki przejedzie bezpiecznie z prędkością np. 75 km/h dochodząc do granicy bezpieczeństwa przy 90 km/h, a w rękach dobrego kierowcy przejedzie np. 100 km/h. Problem w tym, że na tym samym zakręcie 25 letni strucel z wylanymi amorami, na nalewkach wyleci z drogi przy 70 km/h. I przepisy muszą też uwzględniać i takie przypadki. Sami kierowcy też mają nawet nie tyle różne umiejętności kierowania co logicznego myślenia i przewidywania. Dla mnie bardziej niebiezpieczne jest to, że ktoś za mną jedzie 2 m niż to, że ma 120 na 90tce poza miastem. Ja cały czas się dziwię, po co Policja kupuje drogówce auta za 200-250k i dlaczego to jest BMW 3/5 itp. a nie np. Focus ST/i30N zamiast większość z nich zamienić na 3 szt. Fiata Pandy z wideorejestratorem, który 16h dziennie krążyłby po mieście. W większych miastach wystarczy spędzić dziennie godzinę za kółkiem, żeby natknąć się na zajeżdżanie drogi, wymuszanie pierwszeństwa, jazdę na zderzaku, skrętu nie z tego pasa czy spotkać auto, które powinno mieć zabrany dowód rejestracyjny. Nawet nie mam na myśli tego, żeby karali każdego, kto przekroczy prędkość o 6 km/h tylko wprowadzili "siłą" brytyjską/szwajcarską kulturę na drogach naszym ułanom i zlikwidowali strucle na drogach, które nadal w 2024 w jakiś magiczny sposób przechodzą badania techniczne.