Ostatnie wydarzenia, czyli oddanie na naprawę gwarancyjną mojej Eterny i rozstanie się z nią na cały tydzień, skłoniły mnie do napisania tego posta i podzielenia się z wami moimi uczuciami Recenzji na temat KonTiki Date powstało pewnie z milion, a i ja nie zamierzam popełniać w tym miejscu kolejnej... Wydaje mi się, że napisano już wystarczająco dużo o czterech pięknych, wypełnionych masą luminescencyjną trójkątnych indeksach i o smukłych, długich wskazówkach idealnie pasujących do całości, o czerwonej końcówce sekundnika zalotnie biegnącej po okręgu i mijającej kolejne indeksy i kropeczki oznaczające minuty. Wystarczająco dużo napisano o rysunku atolu Raroia na tarczy i o pięknym deklu zdobnym w obraz tratwy KonTiki, na której Thor Heyerdahl odbył podróż życia od brzegu Peru aż do Wysp Polinezji... Dla mnie zegarki to nie tylko przedmioty odmierzające czas, wspaniałe małe dzieła mechaniki precyzyjnej czy przykład doskonałej obróbki mechanicznej kawałka metalu. Dla mnie, zegarki niosą ze sobą dużą ilość emocji i staram się je tak dobierać, aby te emocje były mi najbliższe. Wydaje mi się, że Eterna KonTiki powinna być sprzedawana tylko i wyłącznie w komplecie z książką Thora Heyerdahla "Wyprawa KonTiki". Tylko lektura książki pozwoli nam docenić ten piękny zegarek i doda mu odpowiednią dawkę emocji, która towarzyszyć nam będzie w każdej chwili kiedy będziemy z nim obcować, czy to patrząc na obraz tratwy zbudowanej z drewna balsy, czy na obraz atolu, na którym 7 sierpnia 1947 roku wylądował Thor wraz z załogą KonTiki. Moją Eternę noszę raczej rzadko, ale gości na moim nadgarstku zawsze, kiedy wybieram się w podróż. Za każdym razem, gdy wyjeżdżam z domu z KonTiki na ręku jestem gotowy na przeżycie nieprawdopodobnych przygód i wiem, że KonTiki też jest na to gotowy...